Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2012, 23:05   #140
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Na tą walkę wybrał rapier. Od dawna nie korzystał z tego typu broni. Ostatnio bowiem rzadko walczył na pierwszej linii wybierając zdecydowanie walkę. Kilka gwałtownych pchnięć, niemalże taneczny ruch ciała. Nie były to jego ruchy, ani nawyki. Korzystał z mocy i doświadczeń bytu znacznie starszego od samego i zapewne najlepszego szermierza jaki istniał.
Co prawda mógłby wzmocnić Paimon innym okruchem, ale potrzebował innej mocy do kontroli dwóch węży Kralgara i Otikasa. I kobiecy chichot, który towarzyszył mu przez ostatnie dni, znów rozbrzmiewał w jego głowie.- "Wiedziałam, że mnie nie opuścisz."
No cóż... Przynajmniej nie był to chichot Zinn.

Dostał konia. Co prawda, przybył tu na wierzchowcu, ale ten niespecjalnie nadawał się do szarż. Poza tym przygotowując zestaw mocy, Samotnik zrezygnował niechętnie co prawda, z umiejętności jazdy konnej. Niestety, coś za coś.


Szarża barbarzyńców.


Dwie bandy mięśniaków zwarły się w boju. Krew polała się po polu bitwy. Ryki orków zmieszały się z krzykami barbarzyńców.



Walka była krwawa i chaotyczna. Nikt tu nie dowodził. Wszyscy, łącznie z Kralgarem, walczyli rzucając się na najbliższych wrogów. Taktyka nie miała ni dla barbarzyńców, ni dla orków znaczenia. Ważna była śmierć i chwała...

Raetar był wśród walczących. Z pomocą Zceryll czuł chaos myśli wokół siebie, "widział" dziesiątki umysłów pełnych gniewu i furii. Umysłów skupionych na walce. Wyczuwał położenie Kralgara i Otikasa, dwa nieco bystrzejsze umysły wypełnione gniewem.

A sam Reatar tanecznym krokiem niemalże przemieszczał się przez pole bitwy. Jego rapier niczym stalowa błyskawica, zdawało się wbijać w każde ciało dookoła. A druga dłoń co jakiś czas zmieniała się w smoczą paszczę raniąc wrogów to ogniem, to kwasem, to piorunami.
Kierował się wprost w szeregi wroga, nie przejmując się tym. Był szybki i zwinny, był niemal nietykalny... a przynajmniej tak mu się wydawało, gdy głosy w głowie Samotnika zlewały się w jeden chór żądny krwi.
Ostrze wbijało się w kolejne ciała, pozbawiając je życia... Samotnik stracił już rachubę, ile zostawił ich za sobą.

Stożek ognia przeciął jego drogę zmuszając do gwałtownego zatrzymania się. Raetar spojrzał na stwora który ośmielił się z nim zadrzeć. Przysunął rapier do swej twarzy w szermierczym wyzwaniu, po czym jego lewa dłoń zmieniła się nagle w smoczą paszczę. Łeb smoka spojrzał szyderczo i z paszczy wystrzeliły płomienie. Czy to było w stanie powstrzymać stwora, który sam zionął ogniem? Wielkolud na moment zniknął między płomieniami, którymi uraczył go "Samotnik", a gdy magiczny atak został zakończony... spalony i poczerniony osobnik z odłażącą i pokrytą bąblami skórą zachwiał się na moment, wydał jednak po chwili z siebie ryk wściekłości, i skoczył na "Samotnika" biorąc zamach jedną ze swych wielkich, kamiennych pięści... Raetar jednak odskoczył w porę w bok, efektem czego piącha przywaliła jedynie w ziemię, wzbijając nieco kurzu.
Strumień ognia z paszczy spaślaka skutecznie zniechęcał do walki bezpośredniej. Samotnik poruszając zwinnie okrążał ranną bestię. By po chwili skupić w dłoni pulsującą energię. Po czym posłał bestii w pysk promień szaleństwa. Stworem wstrząsnęło, gdy promień trafił go prosto w gębę, po czym warcząc zastygł w miejscu, lekko się kołysząc na boki...
Szermierczy, niemalże podręcznikowi cios, pchnięcie dobre do pojedynków a nie na wojnę.
Atak rapiera Raetar niewiele jednak się zdał przeciw twardej skórze bestii. No cóż... Mag wsunął rapier do pochwy. I sięgnął po drugi oręż. Miecz który miał przy pasie. Doskoczył do przeciwnika skupiając się by zadać tym egzemplarzem broni bardziej morderczy cios. Tym razem w jego ruchach ręki z ostrzem nie było takiej gracji fechtmistrza, a więcej siermiężnej siekaniny wojaka.
Raetar wziął zamach mieczem, po czym ciął nieruchome bydlę po brzuchu, nie wykazując w obecnej chwili jakiejkolwiek litości. W końcu mężczyzna sam dobrze wiedział, że i od przeciwnika by ani krzty jej nie zaznał... ostrze rozpłatało bebech stwora (był krytyk!) uwalniając cuchnącą zawartość wnętrza wraz z wytryskującą posoką. Dymiący z gęby stwór wydał z siebie przeciągłe charknięcie, po czym padł martwy na bok, z wypadającymi na trawę flakami.
Mag przyglądał się z wątpliwym zainteresowaniem dziełu swego miecza, w rzeczywistości sprawdzając okolicę w poszukiwaniu dwóch dzielnych barbarzyniątek, Kralgara i Otikasa. Chciał się upewnić, czy są z dala od siebie i nie próbują nawzajem wsadzić sobie miecza w plecy... bądź inną część ciała.
Miał jedna inne problemy na głowie. Został bowiem osaczony. Póki walczył z dziwnym ogrem, pewne zwycięstwa swego faworyta orki nie ośmielały się wtrącić do pojedynku.
Ale teraz ogr był martwy, a Raetar osaczały dziesiątki zielonoskórych.

Samotnika to nie zmartwiło, ale zmusiło do czegoś. Przez chwilę wydało się że jego ciało pożera sfera ciemności wyłaniająca się z jego wnętrza.
A gdy orki przybliżyły się bardziej do Raetara, z kuli wystrzeliły macki.


Dziesiątki macek, chwytało zaskoczonych orków i oplatało je. Pochwycone orki wyły przez chwilę z bólu, gdy ich ciało wysychało na wiór tracąc siły witalne na korzyść lewitującego tuż nad ziemią kłębowiska macek. Orki znajdujące się najbliżej stwora porażała rozpacz wywołana samym jego widokiem. Sfery zbudowanej z macek... i tylko nich. Żadnych oczu, uszu, żadnych witalnych organów które dałoby się ugodzić. Z trudem się bronili przed bestią, której macki dosięgały każdego orczego wojownika znajdującego się w pobliżu, zapewniając mu szybką i bolesną śmierć.
A sam mackowaty siewca spustoszenia podążał w wprost na tabory armii oblegającej miasto pozostawiając za sobą ślad w postaci zmumifikowanych zwłok orczych wojowników. I wywołując panikę w szeregach wroga.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-05-2012 o 23:09.
abishai jest offline