Oj, gorąco się robi
W kwesti rany... Cóż zinterpretowałem to tak:
-Lairiel jeszcze żyje (rusza ręką itp. Zatem nie ma mowy o natychmiastowym zgonie w wyniku poważnego urazu kręgosłupa itp)
-Nie wiem jak duże zdolności regenerujące w D&D ma magia i inne cudowne bzdety, ale jak na znajomość medycyny XV-XVI wieku (ba! Nawet dzisiaj byłoby diabli ciężko) zaleczenie tak poważnych obrażeń byłoby wręcz niemożliwe.
Bo podsumujmy:
~Bełt z ogromną siłą wbija się pod żuchwą, zatem możliwe, że uszkodził tętnice i całą krtań.
~ Pocisk przechodzi na wylot, zatem istnieje ryzyko uszkodzenia rdzenia kręgowego (w jakim stopniu? Nie wiadomo, wszak paladynka rusza ręką, ale może to o niczym nie świadczyć).
~ W wyniku tak poważnych obrażeń, niewątpliwie denatka zacznie dławić się własną krwią, której ma od cholery w gębie.
~ Póki drzewiec siedziw gardle, możliwe jest, iż tamuje krwotok z tętnicy, jednak zaraz po wyciągnięciu... Sik, sik, sik sik i koniec.
~ elfka może się dusić albowiem bełt i krew uniemożliwiają oddychanie (a zdajecie sobie jaka to straszliwa śmierć?)
~ Nie ma mowy o zaszyciu ran.
~ Nie wiadomo jak poważne obrażenia spowodowały trzy strzały w boku. Możliwe jest, że trafiły w nerkę, a wtedy niestety dochodzi do ogromnego krwotoku wewnętrznego (znacie przypadek boksera, który zginął na ringu, gdy zmiażdżono mu nerkę?)
~ Nikt nie da rady udzielić tak szybkiej pomocy. Nasza niewiasta po prostu straci za dużo krwi, a o transfuzji nie ma mowy
~ + wiele, wiele innych, śmiertelnych powikłań
Zatem sami widzicie... Skręcenie karku to tylko akt łaski
I tak czy siak, elfka nie potrafiłaby niczego powiedzieć, więc nici z romantycznego pożegnania.
₪