Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2012, 11:55   #2
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Andrzej Tomasz Odloczyński herbu Przeginia






Słów kilka o Panie Bracie

Już po pierwszym spojrzeniu widać, że to człek do szabli i konia nawykły – bo i prawda to, że w niejednej potrzebie stawał i to nie tylko wojennej. Nie raz i nie dwa opowiadał o burdach, zajazdach czy pijatykach karczemnych gdzie to wąsy podgalał, uszy podcinał a i było też tak, że i do cięższych przewin dochodziło. Jednak nie był z niego li tylko zawalidroga bo i wojna mu nie obca o czym często a gęsto prawił swym druhom. Pod Zamoyskim i Żółkiewskim służał w wolontarskich znakach. Pod Cecorą Turków rezał roku pańskiego 1595, a pięć roków póżniej bobu zadawał Michałowi co to przez swoich krajanów został ochrzczony przydomkiem Waleczny. Do tego jeszcze chamskie bunty na Ukrainie gasił, pomagając Nalewajkę wsadzić w rzyć miedzianego wołu i podpiec. Pan Andrzej długo bez zatargu z prawem wytrzymać nie może tedy w wojsku od potrzeby do potrzeby bywał – bo czasem lepiej takim jak on ukryć się pod jurysdykcją hetmańską…

Andrzej Odloczyński koroniarz to pełną gębą jest… z dziada pradziada podle samego Krakowa zasiedziałą. W gminie Liszki nieopodal Tyńca na wioszczyznach siedzących. Familię ma liczną… może aż nazbyt bo jako trzeci w kolejności do schedy był i temu w świat fortuny szukać wyruszył. Należy on do tego typu panów braci, co to mir i poszanowanie umie wzbudzić w niejednej kompanij. Łatwo w nim poznać, że to szlachcic z fantazyją godną niejednego rotmistrza czy porucznika. Rubaszność i wesołość w pijatykach, odwaga i brawura w zajazdach i potyczkach. Do tego serce wkłada we wszystko, co robi – jak się weseli to nieba by wszystkim przychylił, jak gorączka go weźmie to tylko niebo i ziemię by ostawił po sobie. To wszystko powoduje, że nieraz kompanija czy partia jakowa się zbiera przy nim, co to potem razem hulali po stepie różne zawieruchy czyniąc. W kompani Patulskich zjawił się niedawno… ledwo trzy niedziele nazad. Jechał do Krakowa z Inflant, bo maiał sprawy spadkowe w sądzie do załatwienia – po krewnym jakim. Spokojniejszych braci fantazją i szabelką wesprzeć przy tych turbulencjach Ale jako, że kompaniona dawnego napotkał pana Pawła bawi w tejże okolicy… a i drogi jeszcze często a gęsto jak nie śniegiem zasypane to w bajora błocka zmienione to mu póki co niespieszno.

Pana Andrzej do ułomków mógłby zaliczyć jeno jakiś Herkules albo ślepiec. Postawny to jegomość, a w ruchach jego gibkość znać. Z gęby widać, iż trzeci krzyż już nosi na plecach. Łeb podgala wysoko, ostawiając jedynie kępę ciemnych włosów. Wąsiska długie, a gęste niczym warkocz wieśniaczki. Twarz jego zmienną jest niczym kwietniowa pogoda. Przez chwilę pogodna i wesoła, aż mają ludzie chęć kielicha z nim wypić. A tu nagle może się tak zmienić, że aż strach gębę doń otworzyć. Oczy się zwężają, spojrzenie staje się drapieżne niczym u wilka jakiego. Usta jego grymas tylko wykrzywia i tak milczący jakieś wewnętrzne walki stacza. Kompanioni jego wiedzą, iż zaraz może wybuchnąć w złości okrutnej lubo gromkim śmiechem się zanieść.

Nosi się po żołniersku, na niebieski żupan, przeszywnicę w czerwonej barwie zarzuca. Znać, że z dobrego materiału zrobione był acz upływ czasu uczynił swoje – gdzieniegdzie ślady plam jakowych, nie wyznasz czy wino czy jucha, tu gdzieś guz oderwany lub ślady rozerwania. Na kolczym pasie przewieszona jest szabelka - zygmuntówka. Roboty nie pierwszego lepszego kowala, a i pochwa widać, że kiedyś okazałe zdobienia miała. Za pasem jeszcze kindżał zatknięty. W blachy się nie przyodziewa nadmiernie… z tego, co można obaczyć to ma jeno obojczyk i karwasze. Na głowie założony kołpak bobrowego futra. Przyozdobiona jakimiś piórkami, pewnikiem jastrzębia.


Jeździ na dość wesołym koniku polskim siwej maści z białą strzałką na pysku. Pieszczotliwie Chwatem zwanym. Przy koniku w sakwach jeszcze jakieś klamoty nosi, a w olstrach bandolecik i krócica z zamkiem skałkowym siedzi.

XXVI Martius

Od bez mała dwóch dni imć Andrzeja diarrhoea okropnie męczyła… przypadłość potocznie sraczką zwana. Pewnikiem do szynku Żyda Ezechiela w ogóle by się z panami Pawłem i Piotrem nie wybrał gdyby nie ich namowy i zapewnienia. Podobno ów starozakonny takie specyfika i medykamenty przygotowywać potrafił, że pewnikiem i na żywot pana Odloczyńskiego moc uzdrawiającą mieć będą. Istotnie piołunówka cuda wyczyniała… w brzuchu już się szlachetce nie przewracało, a i do wygódki nie musiał latać tak często jak ostatnim czasem. Niemniej jednak nie był dzisiaj w najweselszym nastroju… a i ochoty na insze specjały jak miody i piwa serwowane tutaj nie miał. Parę przytyków mu się dostało od kompanów, ale cóż miał czynić jak wszystko inne przelatywało przez niego nim kto by zdążył Pater Noster odmówić. Humoru nie dodawała mu obecność imć Jakuba co to mało tego, że chamem jakowymś był co to do herbu się niedawno przyssał to i haniebną profesją się zajmował – pozwy lepszym od siebie wręczał. Żałość i sromota… a pijał on iście po chamsku ni jak sarmackiego łba pod kołpaczkiem nie mając. Ale z jakowyś powodów Patulscy mirem go darzyli… w przeciwieństwie do imć Andrzeja.

Dojeżdżając tedy do obalonej kolasy jego łeb już mocno otrzeźwiony był… w końcu tylko jedną flaszeczkę owego „medykamentu” wypił, a drugą w jukach miał aby jutro do reszty chorobę przegnać. Dostrzegając co się tutaj wydarzyło i w jakich terminach dziewka się zalazła zeskoczył z konia i doskoczył do niej… tak niefortunnie wydarzenia się potoczyły iż nieszczęsne to stworzenie o twarzy aniołka leżało przygniecione wozem… a na domiar złego jeszcze jakaś drzazga okrutnie w nogę jej weszła.

- A bywaj tutaj jeden z drugim. Kolasę trza odwalić i tą białogłowę wyswobodzić. A ty panie Pawle weź tam rozpal tą latarnię i poświeć nam tutaj. Co mówiąc wskazał na leżącą nieopodal latarenkę która spaść musiała kiedy wóz się przewracał. Szczęściem księżyc pięknie przyświecał w tą bezchmurną noc… jednakże kiedy już przyjdzie nogę niebożęciu opatrywać każdy jasność się nada. Panowie Bracie zaparli się i unieśli nieznacznie wóz tak aby można było wysunąć pannę. Zaklął szpetnie widząc pokiereszowaną nóżkę bo jeżeli dziewczę jeszcze tańcować kiedyś będzie to i tak strasznie szpetna blizna zostanie.

- Jam mało biegły w cyrulice, który z Waści jej pomoże? Sam nie bardzo wiedział jakby mógł pomóc bo tylko byłby w stanie krwotok jeno powstrzymać… widział, że nie jest tak pijany jak reszta więc w razie czego się nie wzbraniał w udzielaniu pomocy. Szczęściem imć Patulski zabrał się do udzielania pomocy. Z kolasy wydobył jakieś koszule potargał je tak by na opatrunek zdatne były.

Kiedy już im się udało opatrzyć ranę najlepiej jak to było możliwe biorąc pod uwagę ich umiejętności w medycznej materii, okoliczności nocnej przyrody i rzecz jasna trzeźwość. Zaproponował aby nie wygłupiać się z jakimiś noszami ino wziąć pannę w ramiona i w kulbace na jednym koniu z nią zajechać. Dwór nie był już daleko z tego miejsca… może i ze dwa kwadranse im zejdzie, a tam już kto o nią zadba jak należy. Jeszcze tak dla spokoju ducha upewnił się czy na pewno pachliki co to z panną podróżowały już na tamtym świecie są. I jakby na potwierdzenie swoich obaw zmiarkował jaki koniec ich spotkał… dwójka z nich postrzelona była a rany wskazywały, że z bliskiej odległości oddane zostały i to w plecy! A trzeci miał nienaturalnie głowę wykręconą. Pewnikiem ktoś ich napadł i w szaleńczej ucieczce nad kolasą nie zapanowali… Ani on się na tym znał ani pora nie była odpowiednia żeby coś więcej po śladach zmiarkować… za ciemno. Tedy sprawdził jeszcze kolasę czy wygląda i tutaj napad potwierdzano – kufry pootwierane, dobra porozwlekane… wyglądało jakby ktoś czegoś szukał. Trudno było jednoznacznie orzec czy tylko pieniędzy. Niby dziewka na majętną wyglądała ale jednak ni herbowych znaków nigdzie nie było widać, a i eskorta liczna i zbrojna nie była.

Na koniec dopełniając już dramatu wyciągnął krócicę i dobił konia co to z połamanymi nogami kwilił przy kolasie.

- W konie Mości Panowie. Do Mierzynowa! Dał koniu ostrogi i ruszył… mając baczenie i ucha nadstawiając czy aby na kogo się jeszcze nie napatoczą.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 04-05-2012 o 11:58.
baltazar jest offline