Gdy Zybert się obudził spodziewał się, że będzie ranek. Bardzo się więc zdziwił , kiedy okazało się, że jeszcze nie nastał dzień. Ponadto był zaskoczony wrzaskiem i hałasami, jakie dobywały się z całego obozowiska.
Kiedy Munzer otworzył oczy i rozejrzał się po okolicy w mig zrozumiał powagę sytuacji. Nieraz już widział zwierzoludzi i z doświadczenia wiedział, że potrafią być groźnymi przeciwnikami, zwłaszcza w grupie. A teraz w dodatku wszyscy szarżowali w jednej grupie. -Niech Sigmar ma mnie w opiece- szepnął młody adept magii.
Gdy pierwsza chwila zaskoczenia minęła, Zybert chwycił swoją broń- tak na wszelki wypadek, w takim wypadku liczył bowiem przede wszystkim na swoje zdolności magiczne. Szybko wstał i rozejrzał się po najbliższym terenie. Jego uwagę przykuł wielki topór znajdujący się w ręku wodza zwierzoludzi.
Co by się stało jakby przed starciem wypadł mu z ręki?
Munzer uśmiechnął się paskudnie, widząc przed sobą kolejną szansę zaszkodzenia pomiotom Chaosu.
Zybert w pierwszej kolejności, jak wrogowie na niego szarżują, schodzi im z drogi. Jeszcze w tej turze chce rzucić na wodza potworów zaklęcie „Niezdarność” tak by wypuścił topór z rąk tuż przed atakiem kompanów z drużyny. |