Bestia, wyleciawszy przez okno, stanęła na łapy i zamieniła się w ludzką istotę. Poprawił rękawy, otrzepując je, a rana na reku zagoiła się.
-Cholera jasna! Arymon mnie zabije! Dorwę Cię gnojku jeden!- istota zniknęła jako fioletowa chmura i rozproszyła się.
-------------
Mężczyzna oglądał kulę i to co się w niej działo.
-
Nareszcie, cała piątka znowu się budzi. Muszę Thundarze i Windorowi, że koniec laby. Noel i Lucas się przebudzili…Chyba udam się do Boskiego Pałacu, spytać czy nie sprowadzić chłopaków. Jeśli Arymon dorwie ich wcześniej, niż się obudzą, będzie problem.- zamyślił się mężczyzna i wyszedł z komnaty.
Szedł długim korytarzem po czym po prostu zniknął.
Pojawił się przed wielkimi brązowymi drzwiami i już miał zapukać gdy oberwał drzwiami, zostając znokautowanym.
-
Poczekaj Zgredzie jeden!- mężczyzna ubrany w same bokserki, z napisem na tyłku Devil, o czarnobiałych włosach, groził palcem komuś, w ręku trzymał swoje ubrania- Następna partię wygram ja! Zobaczysz Jasny, jesteś trupem!
-
Uważaj Ciemny, bo oni słuchają.- odparł głos z komnaty.
-
Nie zapominaj, że to ja jestem starszy od Ciebie!
-
Ta…temu jesteś Władcą Piekieł.- śmiech
-
iTy za to Władcą Nieba od siedmiu boleści! O…Skrybo, nie zauważyłem cię.- Szatan pomógł wstać skrybie.
Ten zwierzył go wzrokiem i zaczął rugać jak psa. Nastała cisza.
-
Uszy mi zwiędły, a myślałem, że tylko mój braciszek tak bałagani jęzorem.- pokazał język Bogu i odszedł. Skryba wszedł do komnaty i ujrzał Władcę Nieba w bokserkach i skarpetkach.
-
Znowu graliście w szachy?- zapytał zamykając drzwi.
-
Tak, ale znowu wygrałem.- Jasny zaczął zacierać łapska i śmiać się- Wygrałem cały jego harem, ten damski, na tydzień…będę nim karał niedobre skrzydlate puchate leniuchy.
-
Jasny, ale on nigdy nie daje obstawiać damskiego haremu, tylko ten męski, chciałbym zauważyć, że znowu cie wyrolował.- Skryba odchrząknął.
-
Znowu mnie wykiwał, zasrany łajdak.- Jasny zaczął klnąć, a jego białoczarne włosy sięgające kolan, na końcach zaczęły się poruszać.-
Do czorta z tym…tym…
Skryba poruszał rękami, by jego rozmówca się uspokoił.
-
To kiepski pomysł. Ja mam lepsze nowiny. Wojownicy się przebudzili, Oracle u nich był.
-
To cudownie!- Jasny wstał i machnął ręką, ubrany był w jasny strój i już miał coś powiedzieć, kiedy Ciemny powrócił, w swoim czarnym stroju.
-
Gnojku przebrzydły! Jak śmiałeś wysłać moja córunię na Ziemię, w tak trudną misję?!- podszedł do Jasnego-
Przecież ona ma…-zaczął liczyć na palcach-
Tyle dzieci do opieki i męża, który nic nie wie!
-
On wiedział szybciej niż ty.- podłe spojrzenie ze strony Jasnego-
Puszczaj!
Obaj zaczęli się bić. Skryba wzruszył ramionami.
-
Znowu się biją?- srebrnowłosy mężczyzna, dość wysoki, o jasnych oczach nieokreślonego koloru, stanął obok Skryby.
-
Ta….-Skryba pokiwał głową i spuścił ją-
Wiem, czemu są Władcami, ale co oni sobą reprezentują?
-
Nic…chciałem jasnemu powiedzieć, że jego żona tu idzie, ale…
-
Metatronie, wycofajmy się…nie chcę mieć nic wspólnego z ta kobietą, jak się wkurza.
Obaj się wycofali i po drodze, minęli, blondwłosą kobietę, o nienagannej urodzie. Metatron i Skryba stanęli pod ścianą i podziwiali, jak to żona Jasnego, po kolei wywala różne rzeczy, na końcu Ciemnego, który oberwał kilkoma ciężkimi przedmiotami w łeb, skutecznie go nokautując.
-
A mówiłem, że to potwór, a nie kobieta?- skryba zakrył usta rękami, jak ta wyszła z komnaty otrzepując ręce i łypiąc na oboje.
Złapała za nogę Ciemnego i poszła z nim, miała w nosie, że schodząc po schodach obije mu twarz.
Skryba nagle stanął jak wryty, a źrenice mu zniknęły.
-
Co jest?- zapytał Met stając przed rozmówcą.
-
To Wator, wracam do komnaty.- zniknął w chmurze złotego pyłu.
Metatron zajrzał do komnaty, ale włosy mu lekko dęba stanęły, rozejrzał się czy nikogo nie ma i po prostu zamknął powoli drzwi.
-
Ja nic nie widziałem i mnie tu nie było.- odszedł pogwizdując.
-
Watorze, czemu mnie wezwałeś?- Skryba westchnął, był zaniepokojony.
-
Strażnik Wody się w pełni przebudził, Ognia już blisko. Fira z nim rozmawia. Mamy inny
problem…Arymon ich zaatakował. - odparł Wator.-
Myślałem, że Arymon ich tak szybko nie znajdzie.
-
Który ma najbardziej przesrane?-zapytał mężczyzna w fioletowym płaszczu
-
Strażnik Ziemi.- odparł Earthon, a wszyscy skierowali wzrok na niego.
-
Muszą sobie sami poradzić.- odparła młoda kobieta.
-
Thundara, z twoich ust takie słowa?- Windor pokiwał głową.
-
Milcz głupcze. Jak stawią czoło silniejszemu niż kiedyś Arymonowi? Nie wierzę, że ten gnojek nie ma siły. Poza tym wyczuwam JEJ energię.- dodała
-
Drauga, prawda?- Skryba zamyślił się.-
Przy kim ona jest?
-
Przy moim uczniu.-dodała.
-
Sarameda, zdąży iść do niego? Wiem, że on nie jest na Ziemi, ale…-Skryba zamyślił się-
Nie mamy wyjścia…chwilowo to on jest najsłabszy…- Skryba zamknął oczy.-
Pójdzie do niego. Idę zobaczyć, czy pozostali, jego słudzy się nie obudzili.
Wszyscy spojrzeli na kulę.
-
Czemu Śmierć tak ich ukarała…- Thundara zagryzła dolną wargę.
-------------
Świat elfów, drowów i avarieli
Sarameda szybko przetransportowała się, ze swoim mieczem do krainy. Nie zajęło jej zbyt wiele czasu, aby znaleźć jedynego drowa w krainie elfów. Dowiedziała się gdzie go szukać, ale Drauga była szybsza. Zdążyła zaatakować miasto, gdy Sara była jeszcze daleko.
-
Do jasnej!- dziewczyna rozprostowała ukryte skrzydła, diabelskie pokryte anielskim puchem koloru czarnego i zamerdała ogonem, iście diabalskim.-
Muszę zdążyć!- wzbiła się w powietrze i próbowała jak najszybciej dolecieć do miasta.
Drauga zaś robiła zamieszanie swoją obecnością. Umiała wywoływać choroby, a zwłaszcza jej cień.
-
Gdzie jesteś malutki Strażniku?! Pokaż się!- dewastowała budynki swoją włócznią.
Wlazła do tawerny i od razu wypatrzyła Kaasa Kal'dakala
-
Mam cię, Strażniku Piorunów!- odparła i rozbiła kilka stołów.
Jeden z nich kopnęła i przeleciał nad głowa drowa. Ktoś ja zaatakował, ale jego miecz połamał się na kawałki, po uderzeniu w je zbroję.-
Marna istoto, ze mną zaczynasz?! Władczynią chorób?!-wepchała go w swój cień, a atakujący ciężko zachorował, był na skraju śmierci. Szła powolnym krokiem w stronę drowa.
-
Drauga!- Sara stanęła w wejściu do przybytku.
-
No proszę…kogo przywiało..córeczka Szatana…-odwróciła się w jej stronę-
Będzie ciekawie jak odetnę ci łeb, ale najpierw jemu łeb odetnę!- wskazała na drowa, ale musiała zablokować cios Saramedy włócznią, obie kobiety zaczęły się mierzyć, która ma więcej siły.
-------------
Ziemia
Bestia, która wcześniej nie mogła dorwać Carla, szybko go odnalazła. Znowu, z formy ludzkiej stał się potworem. Staranował tylną ścianę rezydencji i zabijając służbę. Tym razem będzie ostrożniejszy. Zawył groźno i ruszył zapachem Strażnika Ziemi. Bestia porwał w zębiska Keichiiego. Spojrzał na Carla, kiedy to wybiegał przez drzwi frontowe budynku po czym uciekł, porywając swoja zdobycz. Zwiewał tak szybko, że tylko ktoś o nadnaturalnej kondycji, mógł go dorwać.
-------------
Potwór z latarni morskiej atakował łapami skulonego chłopaka, ale wokół niego wytworzyła się bańka wodna, która go chroniła. Potwór połamał sobie pazury i przybrał ludzką postać.
-
Moje paznokcie!- potworem okazała się młoda kobieta -
Co to ma być?! Arymon nie mówił, że oni mają już moce! rzuciła jakieś zaklęcie, ale nic się nie stało.
Stanęła w pozycji obronnej, kiedy to chłopak lekko drgnął, jakby co zaatakuje, jak bańka zniknie.
-------------
Trzeci z potworów, atakujący Williama nim kula ognia go otoczyła, a ten kucnął, złapał go za szyję i przycisnął do muru, po tym jak przybrał ludzka formę, młodzika, co ma ledwo naście lat, ale siłę miał.
-
Ty gnido! Nie pomoże ci nawet ta Twoja parszywa moc!- bestia ściskał jego gardło, ale kiedy kula ognia zaczęła otaczać Strażnika wypuścił go, bo ogień go poparzył w rękę.-
Co do diabła?! Mieli nie mieć swoich mocy!- bestia atakował kulę, ale ta ani drgnęła, stanął w pozycji bojowej ,czekając.
-------------
Kryjówka Arymona
-[i]No proszę…wszyscy w tym samym czasie…ciekawe..dorwij tego nocnego szczyla….-[i]- odparł Arymon patrząc w czarną kulę, w której widać było Coena Servantesa.-
Trzeba dorwać każdego! On jest sam, w dodatku ma mała wiarę…. -zaśmiał się i posłał kolejną bestię, po ostatniego ze strażników.
-------------
Ziemia
Czwarty potwór, wysłany przez Arymona, szybko odnalazł swoją ofiarę. Najpierw bacznie obserwował jej poczynania, musiał poznać słabe strony i mocne. Oblizał usta i kły. Zamerdał ogonem, zadudnił łapami, a kiedy uznał, że odpowiedni moment nastąpił, ujawnił swą obecność. Ludzie w okolicy zaczęli uciekać z krzykiem. Policjanci, co akurat tędy przejeżdżali, zaczęli strzelać do potwora, kule odbijały się od niego, robiąc rykoszety. Bestia tylko staranował samochód, który dachował i wpadł w inny stojący samochód, sprawiając, że oba auta miały wyciek oleju, a płomienie coraz bardziej się rozprzestrzeniały. Bestia wiedziała czego chce i stanęła przed Coenem i uderzył łapami w chodnik, a ten jak fala uniósł się przewracając wampira. Coen i jego napastnik zostali sami, ale nie byle jaki przeciwnik, bo bestia z piekła rodem.