Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2012, 23:56   #62
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Starcie nad jeziorem przeszło w nowy etap. Skrwawieni ostrzałem ludzie Łowcy Czarownic wreszcie mogli dopaść swoich prześladowców. Odgłos rogu, który odpowiedział na ich własny, dawał im nadzieje, że wkrótce nie będą w swoje walce osamotnieni i wezmą rewanż za poległych towarzyszy.

Największą nadzieje, na szybką zemstę miał przekradający się bokiem, niski człowieczek z nożem w zębach. Wcześniej już ustrzelił swoją zdobycz. Niski wzrost był jego atutem. Podobnie jak celne oko. To dzięki nim udało mu się przeżyć piekło w obozie i jeszcze wsadzić bełta w jednego z przeciwników. Nie był jednak pewny, czy zdołał go definitywnie uśmiercić a nie lubił zostawiać niedokończonej roboty. Dlatego teraz cicho przekradł się obok walczących, w kierunku swej ofiary. Tamci mogą sobie szarżować i dać się zabić w bezpośrednim starciu. On dorżnie tylko swoją ofiarę i spierdoli od tego szaleńca jak najdalej się da. Pewne rzeczy, które widział... które przyszło mu czynić... To było za dużo, nawet jak na niego. Jego ofiara byłą unieruchomiona a On stanął nad nią z długim rzeźnikiem nożem w dłoniach. Zrobi to szybko. Ten tutaj, to w sumie odważny człowiek, szkoda żeby cierp...

Bruno prawie tracił zmysły z bólu, ale widział jeszcze pochylonego nad sobą człowieka. Uśmiechał się i sięgnął do niego długim ostrzem. Strzała wbiła mu się z impetem w pierś, a druga przebiła szyje na wylot. Człowiek jęknął głucho i padł na trawę obok niego. Gdzieś tam w lesie, na twarzach Leo i Moperiola wykwitły uśmiechy satysfakcji...

*****

Lothar i Felix mieli przeciw sobie parę przeciwników i walka szybko zmieniała się w dwa pojedynki.

Mahler, jako rasowy wojak szybko zepchnął swojego przeciwnika do defensywy. Nie trafił na jakiegoś wybitnego szermierza i to dało się wyczuć. Facet wyraźnie nie radził sobie z mieczem i z trudem odpierał kolejne ataki. Gdyby nie fakt, że gdzieś indziej mogli potrzebować jego pomocy, to Lothar mógłby dać mu porządną nauczkę a tak, to najpierw chlasnął go szybkim cięciem przez korpus a potem rozłupał mu czaszkę jak arbuza. Mózg delikwenta obryzgał mu mundur i tyle było tej walki.

Przeciwnik Felixa był lepszy w swoim fachu. Pierwszy atak przy pomocy bata zaskoczył go nieco i dał się ciąć łowcy nagród przez ramie, ale potem walka stała się bardzo wyrównana i żaden z walczących nie mógł zdobyć przewagi. Widząc jednak, że jego kompan szybko poległ i zbliża się do niego Lothar, zbrojny postanowił ratować skórę i zrejterował. Szybkim wypadem odepchnął Felixa i uciekł w las. Uszedł może z pięć kroków, kiedy obok ucha przeleciała mu strzała, przeczesując włosy. Uniknął śmierci o milimetry a gdzieś w innej części lasu Leo zmielił w ustach przekleństwo.

Felix i Lothar nie goni go, wiedząc, że mogą być potrzebni gdzie indziej, bo nie wszyscy mieli tyle szczęście co oni.

*****

Albert przełknął ślinę widząc, że przyjdzie mu się zmierzyć z dwoma przeciwnikami. Mimo, to ujął mocniej miecz, poprawił chwyt na tarczy i ruszył do ataku. W końcu był jednym z Pogromców Bestii, Obrońcom Ostermak a przy tamtych barbarzyńcach, ci tutaj, to zaledwie ujadające, małe pieski. Przynajmniej taką miał nadzieje.

Było ich dwóch a w zasadzie dwoje, bo jednym z przeciwników okazała się być kobieta. Czarodziej postanowił w pierwszej chwili zając się mężczyzną i zaatakował mieczem a zaraz potem posłał ku niemu magiczny pocisk. Błąd. Magik co prawda trafił pociskiem, odrzucając zbrojnego w tył, ale w tym czasie wojowniczka wyprowadziła całą serie szybkich i skomplikowanych cięć. Kobieta walczyła dwoma ostrzami i posługiwała się nimi po mistrzowsku. Flick bronił się rozpaczliwie, starając się parować większość ataków na tarcze, ale koniec końców kobieta kopnęła go w kostkę i dwoma precyzyjnymi atakami pozbawiła osłony, posyłając tarcze w krzaki. Teraz został tylko z mieczem, przeciw tej dwójce, bo zbrojny już podnosił się ziemi i z wściekłością w oczach atakował powtórnie.

Zimna stal nie był jednak najgroźniejszą bronią w arsenale czarodzieja. Magiczne żądło powtórnie wystrzeliło z jego ręki, znów trafiając mężczyznę z pierś. Nie powstrzymało go to jednak przed kolejnym atakiem. Młody czarodziej uwijał się jak w ukropie, aby odeprzeć nawałnice ostrzy, którą spuściła na niego kobieta, jednocześnie uważając na pojawiające się od czasu do czasu wypady uzbrojonego w topór zbrojnego. W końcu stało się to, co stać się musiało. Z wprawą i gracją, kobieta zepchnęła go do rozpaczliwej obrony, sprytnie wystawiając na atak towarzysza. Topornik ciał go w udo, robiąc w nodze czarownika głębokie nacięcie.

Albert jęknął i przykląkł na jedno kolano. W ostatniej chwili odturlał się na bok, przed ostrzami wojowniczki. Topornik widząc swoją ofiarę na ziemi ryknął na cały głos i z uniesionym ostrzem ruszył dobić czarownika. Flickowi śmierć zajrzała do oczu, ale rąbnął oślep mieczem, raniąc lekko przeciwnika. Wytrącony z rytmu zbrojny wziął kolejny zamach i uderzył. Albert jednocześnie uwolnił ładunek magicznej energii i poczuł przeszywający ból w rozerwanym toporem barku. Uderzenie był potężne. Zmasakrowało mu bark, niemal odcinając ramię. Czarodziej upadł na trawę, cały zalany krwią. Obok niego legł na trawie zbrojny, z wielką dymiąc dziurą po „Żądle” w głowie.

Tym czasem rozgorzała kolejna walka. Mierzwa, choć nie trafił z łuku, to zwrócił na siebie uwagę wojowniczki. Widząc, że czarodziej padł na ziemie, chwycił za szable i zaatakował, chcąc odciągnąć kobietę od Flicka. Wszak mógł być żyw jeszcze. Szybko tego pożałował. Dwa ostrza okazały się szybsze od jego szabli i już w pierwszym złożeniu zarobił ciecie przez korpus. Na szczęcie i tym razem klinga ześliznęła się po pancerzu. Zaraz jednak zarobił kolejne, dla odmiany w udo. Tym razem miecz kobiety boleśnie wgryzł mu się w ciało. Normalni nawet nie zwrócił by na takie drobiazg uwagi, ale teraz nie był w pełni sił i sytuacja była nie wesoła. Na domiar złego, ku własnemu przerażaniu zorientował się, że zamiast za jej ostrzami, jego oczy podążając ku głębokiemu dekoltowi wojowniczki, skrywającemu dwie kształtne piersi, kusząco falujące rytm jej kroków. Co więcej jego ciało przypomniało sobie o działaniu pewnego specyfiku i czuł, że za chwilę, o ile dożyje, też będzie miał dwa ostrza do dyspozycji...

Na szczęcie i Nn mógł dziś liczyć na pomoc kamratów. Lothar wypadł z lasu i zaatakował kobietę od tyłu, zaskakując ją kompletnie. Ostrze żołdaka zostawiło szeroką szramę na jej plecach a i kozak wykorzystał swoją szanse i zrewanżował się jej kąśliwym uderzeniem w zgrabne udo ~~ Ursunie, jakie Ona ma nogi! A miedzy nimi... ~~

Choć bez wątpienia groźna z dwoma wojownikami poradzić sobie nie mogła. Po krótkiej wyminie ciosów, Lothar ciął ją po raz drugi w ramię, wytrącając jeden z krótkich mieczy a Mierzwa, nie zważając na nic, dopadł do kobiety i zagłębił w niej swe ostrze. To stalowe, ku swej rozpaczy. Skonała mu niemal w ramionach a w jej oczach zobaczył niemy wyrzut. Były błękitne, jak jezioro za jego plecami...

*****

W innym miejscu dwójka krasnoludów, wspierana prze Elise zastawiła drogę do rannego Brunna. Walka była szybka, brutalna i krwawa. Tu nie było miejsca na finezje, skomplikowane taktyki i wyszukane manewry. Rąbano i cięto, zderzające się ostrza krzesały iskry a krew malowniczo bryzgała dokoła, barwiąc ściółkę na czerwono.

Gottri wziął na siebie jednego przeciwnika i już na wstępie dali sobie „po razie”. Khazad chlasnął toporem przez udo, człowiek ominął obronę tarczy i zranił go w ramię. Po tej pierwszej przelanej krwi, obaj nabrali dla siebie szacunku i wymienili kolejne ciosy, nie mogąc przełamać obrony przecinka. Spong krążył wokoło szczękając i ujadając głośno, od czasu do czasu, próbując ugryźć człowieka w kostkę.

Obok, mając flanki osłaniane przez pobratymca i Elisę walczył Gislan. Krasnolud szalał, rozdając ciosy na prawo i lewo, zajmując jednocześnie dwóch przeciwników. Już w pierwszych minutach upuścił krwi jednemu zbrojnemu ale i sam zaliczył niegroźnie skaleczenie. Zbroja też sprawowała się dobrze, chroniąc od kilku kolejnych trafień. Trudno było mu walczyć z dwoma przeciwnikami na raz, ale walka to był jego żywioł. W końcu udało mu się potężnym uderzaniem niemal pozbawić głowy pierwszego zbrojnego. Drugi też nie miał wielkich szans. Gislan najpierw zdzielił go puklerzem po ryju w potem poprawił mieczem w słabiznę. Już miał kończyć z gnojem, kiedy obok siebie usłyszał przerażający krzyk.

Elise zaatakowała swojego przeciwnika, ze świadomością, że gdzieś tam wykrwawia się Bruno. Ochotniczka chciała skończyć to starcie szybko i taką przyjęła taktykę. Wymiana cisów był błyskawiczna i brutalna. Elise dzięki determinacji i technice przebiła obronę zbrojnego i potężny uderzaniem odrąbała mu rękę w łokciu. Kończyna upadła na ziemie a wrzeszczący człowiek machał nią na wszystkie strony, obryzguje krwią wszystkich dokoła. Fontanna posoki uderzyła ochotniczkę w twarz, zalewając jej oczy czerwoną, lepką mazią. Dziewczyna instynktownie przetarła je dłonią, ale kiedy odzyskała możliwość widzenia, było już za późno. Zbrojny Łowcy Czarownie wabił jej miecz w pierś, aż po sam jelec. Szerokie ostrze wyszło z drugiej strony, ociekając krwią. Elise krzyknęła przeciągle i osunęła się na ziemie, tonąc w błogiej nieświadomości, wolnej od straszliwego bólu, który przeszył jej ciało.

Krzyk dziewczyny poniósł się po całym lesie. Oszalały z bólu zbrojny chciał jeszcze wymierzyć zwłoką kopniaka, kiedy na polanę wpadł Felix, który chwilę wcześniej wlał leczniczy napój w gardło Bruna. Łowca nagród strzelił z bata, koło zbrojnego wytrącając go z rytmu a w następnej chwil gardło jednorękiego przebił strzała Leo i człek padł martwy na ziemie.


Dwója jeszcze żywych, choć i tak już nieźle skrwawionych przecinków krasnoludów, wykorzystała moment, że khazadzi ruszyli na pomoc Elise i uciekała w las.

- Nie mam już mikstury. - jęknął Felix nad ciałem dziewczyny - Swoją dałem Brunonowi! -
- Masz - krzyknął Gottri, rzucając mu w biegu swoją miksturę - Wlej jej to do gardła, szybko! -

Alane szybko wlał zawartość flakonu do ust dziewczyny i zaczął się modlić.

*****

- Trzymajżesz się bandy! -

Łatwo powiedzieć. Taliana prowadziła coraz bardziej rozpędzony wóz zygzakiem a miejsce, które wybrali sobie na te slalomy bynajmniej nie było nowiutkim imperialnym traktem. Choć elfka starała się jak mogła, jechać po w miarę równym i bezpiecznym terenie, to było to praktycznie niemożliwe. Wozem trzęsło i chybotało, co chwili podskakiwał na nierównościach, albo zapadał się w doły. Do tego dochodziła bryzgająca po bokach woda.

- Zrzuć go! -

Z tym już było dużo prościej. Vogel starał się machać mieczem, ale jedyne, co osiągnął, to że zgubił go gdzieś po drodze. Teraz tylko kurczowo trzymał się burty wozu, przeklinać na czym świat stoi. W końcu prowadzony przez elfkę pojazd wjechał na spory kamień i wyskoczył w powietrze. Tutaj skoczyła się jego wspólna droga z wozem. Jego i Łowcy Czarownic, bo spadli obaj, lądując w przybrzeżnej płyciźnie.

Vogel wstał z wody, otrzepując się jak pies i z przerażeniem stwierdził, że jest bezbronny, a jego przeciwnik, choć też zgubił swój miecz, to zdążył wyciągnąć już sztylet. Najemnik już żegnał się z życiem, kiedy nadjechał Moperiol na koniu. Elf w locie starał się uderzyć kijem Łowcę Czarownic, ale nie opanował wierzchowca i w efekcie zwyczajnie staranował obydwu, sam lądując w wodzie. Wszyscy wpadli w głębinę, znikając na chwilę pod taflą wody.

Pierwszy z jeziora wydostał się koń. Po nim Moperiol i Vogel, parskając i plując brudną wodą.

- Gdzie on jest? -
- Nie wiem. -
- Utonął? -
- Skąd mam wiedzieć do cholery, nigdzie go nie ma... -

Wszyscy

W powietrzu podniósł po raz kolejny głos rogu. Dochodził od strony gdzie pierwotnie zostawili wóz z naftą. Po chwili słychać też było odległe wystrzały...

----------------------------------------
Proszę Wnerwika o nie postowanie.
Więcej info w komentarzach
 
malahaj jest offline