Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-05-2012, 00:29   #61
 
Cell's Avatar
 
Reputacja: 1 Cell nie jest za bardzo znanyCell nie jest za bardzo znanyCell nie jest za bardzo znanyCell nie jest za bardzo znany
Wciąż nie mogąc się otrząsnąć, Taliana chwyciła za wodze i zmusiła muły by zerwały się do szaleńczego biegu. Nie szczędziła ani gardła, ani bata, który znalazła na wozie. Jednak wszystko to obserwowała jakby przez mgłę. Jasne, ludzie wcześniej ginęli na jej rękach, pewnie już kiedyś kogoś 'zabiła' w swojej karierze, ale nigdy z premedytacją. Nigdy przeszywając miecz przez czyjś przełyk i tchawicę, rozrywając mięśnie szyi i twardą tkankę krtani. Nie martwiła się jednak śmiercią tego człowieka. Martwiło ją to dzikie podniecenie, to niezwykle kuszące uczucie, które przyniosło to zabójstwo.

- Jedź! - krzyk jej towarzysza wyrwał ją z zadumy - Wyciśnij z tych bydląt ile się da! Wzdłuż brzegu, tam gdzie zniknęli jeźdźcy!

Obróciła się raz jeszcze, by rzucić okiem na sytuację na polanie - las wokół traktu chwilowo stanowił pole walki, więc powrót na drogę nie wchodził w grę. Nie uratowałaby też towarzyszy - nie zmieściliby się wszyscy na niepozornych rozmiarów, rozklekotany wóz... Zresztą, gdyby tylko zatrzymali się na dłużej, żołdacy Łowcy z pewnością chcieliby przeszkodzić w ratowaniu przerażonej "przesyłki". Droga wskazana przez Vogela wydawała się być jedyną drogą ucieczki z ich "ładunkiem". Popędziła raz jeszcze woły, ale kątem oka z daleka dostrzegła padającego Bruna. Zacisnęła usta. Jej nie była w stanie mu pomóc, nie w takim harmiderze. Eliksiru mu dajcie, żesz mać... pomyślała, mając nadzieję, że prymitywna magia utrzyma go na nogach aż do końca bitwy, gdy będzie mogła zszyć ranę.

Chwilowo sami mieli większy problem. Łowca jakąś nadludzką siłą uczepił się rozpędzającego się wozu. Ale był osłabiony... A nuż się nie utrzyma tak długo?
- Trzymajżesz się bandy! - wrzasnęła do Vogela, pociągając gwałtownie za prawą część lejców. Chwilę potem to samo uczyniła z lewą częścią. Miała zamiar poprowadzić pędzące muły slalomem, unikając zdradliwych mokrych piasków przy brzegu, szukając twardszego gruntu.
- Zrzuć go! - zapiszczała do mężczyzny, w pełni skupiona na jeździe.
 

Ostatnio edytowane przez Cell : 04-05-2012 o 00:35.
Cell jest offline  
Stary 06-05-2012, 23:56   #62
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Starcie nad jeziorem przeszło w nowy etap. Skrwawieni ostrzałem ludzie Łowcy Czarownic wreszcie mogli dopaść swoich prześladowców. Odgłos rogu, który odpowiedział na ich własny, dawał im nadzieje, że wkrótce nie będą w swoje walce osamotnieni i wezmą rewanż za poległych towarzyszy.

Największą nadzieje, na szybką zemstę miał przekradający się bokiem, niski człowieczek z nożem w zębach. Wcześniej już ustrzelił swoją zdobycz. Niski wzrost był jego atutem. Podobnie jak celne oko. To dzięki nim udało mu się przeżyć piekło w obozie i jeszcze wsadzić bełta w jednego z przeciwników. Nie był jednak pewny, czy zdołał go definitywnie uśmiercić a nie lubił zostawiać niedokończonej roboty. Dlatego teraz cicho przekradł się obok walczących, w kierunku swej ofiary. Tamci mogą sobie szarżować i dać się zabić w bezpośrednim starciu. On dorżnie tylko swoją ofiarę i spierdoli od tego szaleńca jak najdalej się da. Pewne rzeczy, które widział... które przyszło mu czynić... To było za dużo, nawet jak na niego. Jego ofiara byłą unieruchomiona a On stanął nad nią z długim rzeźnikiem nożem w dłoniach. Zrobi to szybko. Ten tutaj, to w sumie odważny człowiek, szkoda żeby cierp...

Bruno prawie tracił zmysły z bólu, ale widział jeszcze pochylonego nad sobą człowieka. Uśmiechał się i sięgnął do niego długim ostrzem. Strzała wbiła mu się z impetem w pierś, a druga przebiła szyje na wylot. Człowiek jęknął głucho i padł na trawę obok niego. Gdzieś tam w lesie, na twarzach Leo i Moperiola wykwitły uśmiechy satysfakcji...

*****

Lothar i Felix mieli przeciw sobie parę przeciwników i walka szybko zmieniała się w dwa pojedynki.

Mahler, jako rasowy wojak szybko zepchnął swojego przeciwnika do defensywy. Nie trafił na jakiegoś wybitnego szermierza i to dało się wyczuć. Facet wyraźnie nie radził sobie z mieczem i z trudem odpierał kolejne ataki. Gdyby nie fakt, że gdzieś indziej mogli potrzebować jego pomocy, to Lothar mógłby dać mu porządną nauczkę a tak, to najpierw chlasnął go szybkim cięciem przez korpus a potem rozłupał mu czaszkę jak arbuza. Mózg delikwenta obryzgał mu mundur i tyle było tej walki.

Przeciwnik Felixa był lepszy w swoim fachu. Pierwszy atak przy pomocy bata zaskoczył go nieco i dał się ciąć łowcy nagród przez ramie, ale potem walka stała się bardzo wyrównana i żaden z walczących nie mógł zdobyć przewagi. Widząc jednak, że jego kompan szybko poległ i zbliża się do niego Lothar, zbrojny postanowił ratować skórę i zrejterował. Szybkim wypadem odepchnął Felixa i uciekł w las. Uszedł może z pięć kroków, kiedy obok ucha przeleciała mu strzała, przeczesując włosy. Uniknął śmierci o milimetry a gdzieś w innej części lasu Leo zmielił w ustach przekleństwo.

Felix i Lothar nie goni go, wiedząc, że mogą być potrzebni gdzie indziej, bo nie wszyscy mieli tyle szczęście co oni.

*****

Albert przełknął ślinę widząc, że przyjdzie mu się zmierzyć z dwoma przeciwnikami. Mimo, to ujął mocniej miecz, poprawił chwyt na tarczy i ruszył do ataku. W końcu był jednym z Pogromców Bestii, Obrońcom Ostermak a przy tamtych barbarzyńcach, ci tutaj, to zaledwie ujadające, małe pieski. Przynajmniej taką miał nadzieje.

Było ich dwóch a w zasadzie dwoje, bo jednym z przeciwników okazała się być kobieta. Czarodziej postanowił w pierwszej chwili zając się mężczyzną i zaatakował mieczem a zaraz potem posłał ku niemu magiczny pocisk. Błąd. Magik co prawda trafił pociskiem, odrzucając zbrojnego w tył, ale w tym czasie wojowniczka wyprowadziła całą serie szybkich i skomplikowanych cięć. Kobieta walczyła dwoma ostrzami i posługiwała się nimi po mistrzowsku. Flick bronił się rozpaczliwie, starając się parować większość ataków na tarcze, ale koniec końców kobieta kopnęła go w kostkę i dwoma precyzyjnymi atakami pozbawiła osłony, posyłając tarcze w krzaki. Teraz został tylko z mieczem, przeciw tej dwójce, bo zbrojny już podnosił się ziemi i z wściekłością w oczach atakował powtórnie.

Zimna stal nie był jednak najgroźniejszą bronią w arsenale czarodzieja. Magiczne żądło powtórnie wystrzeliło z jego ręki, znów trafiając mężczyznę z pierś. Nie powstrzymało go to jednak przed kolejnym atakiem. Młody czarodziej uwijał się jak w ukropie, aby odeprzeć nawałnice ostrzy, którą spuściła na niego kobieta, jednocześnie uważając na pojawiające się od czasu do czasu wypady uzbrojonego w topór zbrojnego. W końcu stało się to, co stać się musiało. Z wprawą i gracją, kobieta zepchnęła go do rozpaczliwej obrony, sprytnie wystawiając na atak towarzysza. Topornik ciał go w udo, robiąc w nodze czarownika głębokie nacięcie.

Albert jęknął i przykląkł na jedno kolano. W ostatniej chwili odturlał się na bok, przed ostrzami wojowniczki. Topornik widząc swoją ofiarę na ziemi ryknął na cały głos i z uniesionym ostrzem ruszył dobić czarownika. Flickowi śmierć zajrzała do oczu, ale rąbnął oślep mieczem, raniąc lekko przeciwnika. Wytrącony z rytmu zbrojny wziął kolejny zamach i uderzył. Albert jednocześnie uwolnił ładunek magicznej energii i poczuł przeszywający ból w rozerwanym toporem barku. Uderzenie był potężne. Zmasakrowało mu bark, niemal odcinając ramię. Czarodziej upadł na trawę, cały zalany krwią. Obok niego legł na trawie zbrojny, z wielką dymiąc dziurą po „Żądle” w głowie.

Tym czasem rozgorzała kolejna walka. Mierzwa, choć nie trafił z łuku, to zwrócił na siebie uwagę wojowniczki. Widząc, że czarodziej padł na ziemie, chwycił za szable i zaatakował, chcąc odciągnąć kobietę od Flicka. Wszak mógł być żyw jeszcze. Szybko tego pożałował. Dwa ostrza okazały się szybsze od jego szabli i już w pierwszym złożeniu zarobił ciecie przez korpus. Na szczęcie i tym razem klinga ześliznęła się po pancerzu. Zaraz jednak zarobił kolejne, dla odmiany w udo. Tym razem miecz kobiety boleśnie wgryzł mu się w ciało. Normalni nawet nie zwrócił by na takie drobiazg uwagi, ale teraz nie był w pełni sił i sytuacja była nie wesoła. Na domiar złego, ku własnemu przerażaniu zorientował się, że zamiast za jej ostrzami, jego oczy podążając ku głębokiemu dekoltowi wojowniczki, skrywającemu dwie kształtne piersi, kusząco falujące rytm jej kroków. Co więcej jego ciało przypomniało sobie o działaniu pewnego specyfiku i czuł, że za chwilę, o ile dożyje, też będzie miał dwa ostrza do dyspozycji...

Na szczęcie i Nn mógł dziś liczyć na pomoc kamratów. Lothar wypadł z lasu i zaatakował kobietę od tyłu, zaskakując ją kompletnie. Ostrze żołdaka zostawiło szeroką szramę na jej plecach a i kozak wykorzystał swoją szanse i zrewanżował się jej kąśliwym uderzeniem w zgrabne udo ~~ Ursunie, jakie Ona ma nogi! A miedzy nimi... ~~

Choć bez wątpienia groźna z dwoma wojownikami poradzić sobie nie mogła. Po krótkiej wyminie ciosów, Lothar ciął ją po raz drugi w ramię, wytrącając jeden z krótkich mieczy a Mierzwa, nie zważając na nic, dopadł do kobiety i zagłębił w niej swe ostrze. To stalowe, ku swej rozpaczy. Skonała mu niemal w ramionach a w jej oczach zobaczył niemy wyrzut. Były błękitne, jak jezioro za jego plecami...

*****

W innym miejscu dwójka krasnoludów, wspierana prze Elise zastawiła drogę do rannego Brunna. Walka była szybka, brutalna i krwawa. Tu nie było miejsca na finezje, skomplikowane taktyki i wyszukane manewry. Rąbano i cięto, zderzające się ostrza krzesały iskry a krew malowniczo bryzgała dokoła, barwiąc ściółkę na czerwono.

Gottri wziął na siebie jednego przeciwnika i już na wstępie dali sobie „po razie”. Khazad chlasnął toporem przez udo, człowiek ominął obronę tarczy i zranił go w ramię. Po tej pierwszej przelanej krwi, obaj nabrali dla siebie szacunku i wymienili kolejne ciosy, nie mogąc przełamać obrony przecinka. Spong krążył wokoło szczękając i ujadając głośno, od czasu do czasu, próbując ugryźć człowieka w kostkę.

Obok, mając flanki osłaniane przez pobratymca i Elisę walczył Gislan. Krasnolud szalał, rozdając ciosy na prawo i lewo, zajmując jednocześnie dwóch przeciwników. Już w pierwszych minutach upuścił krwi jednemu zbrojnemu ale i sam zaliczył niegroźnie skaleczenie. Zbroja też sprawowała się dobrze, chroniąc od kilku kolejnych trafień. Trudno było mu walczyć z dwoma przeciwnikami na raz, ale walka to był jego żywioł. W końcu udało mu się potężnym uderzaniem niemal pozbawić głowy pierwszego zbrojnego. Drugi też nie miał wielkich szans. Gislan najpierw zdzielił go puklerzem po ryju w potem poprawił mieczem w słabiznę. Już miał kończyć z gnojem, kiedy obok siebie usłyszał przerażający krzyk.

Elise zaatakowała swojego przeciwnika, ze świadomością, że gdzieś tam wykrwawia się Bruno. Ochotniczka chciała skończyć to starcie szybko i taką przyjęła taktykę. Wymiana cisów był błyskawiczna i brutalna. Elise dzięki determinacji i technice przebiła obronę zbrojnego i potężny uderzaniem odrąbała mu rękę w łokciu. Kończyna upadła na ziemie a wrzeszczący człowiek machał nią na wszystkie strony, obryzguje krwią wszystkich dokoła. Fontanna posoki uderzyła ochotniczkę w twarz, zalewając jej oczy czerwoną, lepką mazią. Dziewczyna instynktownie przetarła je dłonią, ale kiedy odzyskała możliwość widzenia, było już za późno. Zbrojny Łowcy Czarownie wabił jej miecz w pierś, aż po sam jelec. Szerokie ostrze wyszło z drugiej strony, ociekając krwią. Elise krzyknęła przeciągle i osunęła się na ziemie, tonąc w błogiej nieświadomości, wolnej od straszliwego bólu, który przeszył jej ciało.

Krzyk dziewczyny poniósł się po całym lesie. Oszalały z bólu zbrojny chciał jeszcze wymierzyć zwłoką kopniaka, kiedy na polanę wpadł Felix, który chwilę wcześniej wlał leczniczy napój w gardło Bruna. Łowca nagród strzelił z bata, koło zbrojnego wytrącając go z rytmu a w następnej chwil gardło jednorękiego przebił strzała Leo i człek padł martwy na ziemie.


Dwója jeszcze żywych, choć i tak już nieźle skrwawionych przecinków krasnoludów, wykorzystała moment, że khazadzi ruszyli na pomoc Elise i uciekała w las.

- Nie mam już mikstury. - jęknął Felix nad ciałem dziewczyny - Swoją dałem Brunonowi! -
- Masz - krzyknął Gottri, rzucając mu w biegu swoją miksturę - Wlej jej to do gardła, szybko! -

Alane szybko wlał zawartość flakonu do ust dziewczyny i zaczął się modlić.

*****

- Trzymajżesz się bandy! -

Łatwo powiedzieć. Taliana prowadziła coraz bardziej rozpędzony wóz zygzakiem a miejsce, które wybrali sobie na te slalomy bynajmniej nie było nowiutkim imperialnym traktem. Choć elfka starała się jak mogła, jechać po w miarę równym i bezpiecznym terenie, to było to praktycznie niemożliwe. Wozem trzęsło i chybotało, co chwili podskakiwał na nierównościach, albo zapadał się w doły. Do tego dochodziła bryzgająca po bokach woda.

- Zrzuć go! -

Z tym już było dużo prościej. Vogel starał się machać mieczem, ale jedyne, co osiągnął, to że zgubił go gdzieś po drodze. Teraz tylko kurczowo trzymał się burty wozu, przeklinać na czym świat stoi. W końcu prowadzony przez elfkę pojazd wjechał na spory kamień i wyskoczył w powietrze. Tutaj skoczyła się jego wspólna droga z wozem. Jego i Łowcy Czarownic, bo spadli obaj, lądując w przybrzeżnej płyciźnie.

Vogel wstał z wody, otrzepując się jak pies i z przerażeniem stwierdził, że jest bezbronny, a jego przeciwnik, choć też zgubił swój miecz, to zdążył wyciągnąć już sztylet. Najemnik już żegnał się z życiem, kiedy nadjechał Moperiol na koniu. Elf w locie starał się uderzyć kijem Łowcę Czarownic, ale nie opanował wierzchowca i w efekcie zwyczajnie staranował obydwu, sam lądując w wodzie. Wszyscy wpadli w głębinę, znikając na chwilę pod taflą wody.

Pierwszy z jeziora wydostał się koń. Po nim Moperiol i Vogel, parskając i plując brudną wodą.

- Gdzie on jest? -
- Nie wiem. -
- Utonął? -
- Skąd mam wiedzieć do cholery, nigdzie go nie ma... -

Wszyscy

W powietrzu podniósł po raz kolejny głos rogu. Dochodził od strony gdzie pierwotnie zostawili wóz z naftą. Po chwili słychać też było odległe wystrzały...

----------------------------------------
Proszę Wnerwika o nie postowanie.
Więcej info w komentarzach
 
malahaj jest offline  
Stary 07-05-2012, 13:03   #63
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Moperiol z satysfakcją patrzył, jak jego strzała uratowała Bruna. Z podziwem patrzył też na ‘dobitkę’, równego mu umiejętnościami, kompana.

Później już jednak nie szło aż tak idealnie. Choć wciąż można było uznać, że tym razem uratował Vogela. Fakt, że przy okazji go staranował i prawie go przy tym utopił, zresztą tak jak i siebie i konia, można było pominąć. Żyli wszyscy, a Inkwizytora nie było widać.

Elf obawiał się, że mimo iż Łowcy nie widać, to gdzieś on jeszcze dychał. Nie miał zamiaru jednak na niego czekać. Jedno było pewne Inkwizytor swej broni palnej już nie użyje. Wozu też on już nie doścignie. Więc dla elfa miał on w tym momencie minimalne znaczenie. Moperiol wyjął swój sztylet i podał go Vogelowi. Nawet jeśli tamten miał gdzieś swój, to zawsze lepiej w sytuacji, gdy nie ma innej broni, posiadać drugi. Choćby tylko po to, by rzucić nim na przywitanie wroga. Sam powrócił na swojego wierzchowca. Widział oddalający się wóz Taliany, a zdecydowanie nie chciał zostawiać jej samej. Może teraz pójdzie lepiej jazda na wierzchowcu, pewne doświadczenia już zebrane, gdyż jak to mówią najlepiej uczyć się na upadkach, czy błedach.

Jeśli Vogel chciałby też jechać, poczekałby na niego. Ale wtedy pewnie zdrowie obydwu mogło zostać narażone i zależne od, nie ukrywając, dość kiepskich umiejętności jeździeckich elfa. Może lepiej dla obydwy by było, gdyby odnalazł i dobił Inkwizytora.
 
AJT jest offline  
Stary 07-05-2012, 15:27   #64
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Byli zdecydowanie lepsi niż sobie to wyobrażał. Dzicy barbarzyńcy mieli tylko jedną zaletę, siłę. Głupią pozbawioną finezji siłę, która aż tak się nie liczyła. Celny cios niezależnie od włożonej w niego siły był zabójczy. Ta dwójka znała się na swoim fachu i to znała się dobrze, nie tak jak on nauczony tylko w praktyce.
Jednak radził sobie, o ile nie był wstanie wyprowadzić ciosu tak oni nie mogli go trafić a on znał jeszcze zaklęcia. Aż nie stracił tarczy, jedno trafienie zmusiło go do uklęknięcia. Widział człowieka z żądzą mordu na twarzy z toporem biegnącym w jego stronę. Krótkim gestem zmiótł z powierzchni ziemi jego parszywą gębę. Topora to nie zatrzymało i zemścił się za śmierć swojego pana.
Ból był potężny i krótki, leżał na wznak pod drzewem prawie nic nie czując.
Umarłem.
Słabe mrowienie w ręce przeczyło temu, spojrzał na ciężko ranną kończynę.
Wykrwawię się jak zwierze i umrę. Chociaż spełniłem obowiązek i prawie nie czuje.
Przez mgłę widział jak Mierzwa i Lothar walczą z kobietą.
Suka, to ona mnie zraniła. Muszę im pomóc.
Spojrzał na zakrwawioną rękę. Co jeżeli nie będzie mógł nią ruszać?
Ulryku, Sigmarze, Myrmidio, nie!
Więcej bogów walki nie pamiętał, spróbował poruszyć ręką zacisnąć pięść.
-Kurwa mać!- Krzyknął z bólu, ale ruszył, będzie działać.
Miał jeszcze jedną rękę, i pamiętał coraz słabiej, dwie butelki w torbie, w drewnianym pudełku wypełnione trocinami by się nie stłukły. Na oślep szukał aż znalazł i wyciągnął małą buteleczkę nic nadzwyczajnego, zwłaszcza za cenę. Nie mógł wyciągnąć korka jedną ręką więc go wyciągnął zębami i wlał w siebie parszywą ciecz. Bolało cały czas jak jasna cholera i wszystkich ran i tak nie wyleczyło ale mógł coś zdziałać chociaż wstać.
Bitwa była wygrana, otumaniony odnalazł swoją tarczę i usłyszał róg i wystrzały, ledwo się trzymając na nogach i opierając na mieczu dołączył do prowizorycznej zbiórki.
-Oni są ślepi, nie wiedzą, że wygraliśmy. Musimy ich złapać w pułapkę albo uciekać. Bruno, Elise i ja trzymam się niemal wyłącznie dzięki magii eliksiru kolejnego ciosu pewnie nie przeżyjemy. Mogę ich tutaj wezwać, potrafię wyczarować niemal każdy dźwięk w tym rogu. Konie nie przejadą łatwo przez taki gęsty las. Zasadzimy się przy trakcie, ostrzelamy i nim zejdą z koni by skutecznie wejść między drzewa to wystrzelamy. Tu udało nam się zabić tylu ilu jest jeźdźców łącznie nim na nas ruszyli. Nie potrzebnie się rozdzielili. - My też dodał w myślach. - Nie wiem czy możemy wóz zostawić.- Mówił robiąc przerwy na zaczerpnięcie oddechu, potrzebował znachora, czy medyka, kogokolwiek do opatrzenia ran.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 07-05-2012, 18:31   #65
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Bruno stał przy niewielkiej fontannie przyglądając się bacznie grającym w berka dzieciom. Łowca nagród nie zastanawiał się od jak dawna stoi, ani skąd w ogóle się tu wziął. Po prostu stał.
-Kiedy Ty się doczekasz swoich?- dziwnie znajomy głos dobiegł najemnika zza jego pleców. Bruno wejrzał na starszego mężczyznę uśmiechając się szyderczo.
-Nie wiem. Nie było na to czasu.-
-Najemnicy...- prychnął staruszek kręcąc głową. Bruno spojrzał na niego i wzruszył ramionami.
-Co z tą nową? O włosach koloru dojrzałego zboża i oczach bardziej niebieskich niż morska toń?-
-Elise?- łowca nagród zdziwił się na pytanie staruszka -Jak to co z nią?-
-Chciałbyś mieć z nią dzieci?- bezpośredniość starca lekko zszokowała najemnika.
-Ja...- Bruno chciał coś powiedzieć, jednak siwy człek spojrzał za siebie i przerwał rozmówcy.
-Ktoś na ciebie czeka.- rzekł uśmiechając się szczerze.

~***~

Bruno tylko na krótką chwilę stracił świadomość. Kiedy otwarł oczy widział nad sobą nieznajomą twarz.
~Zdechnę jak robak...- pomyślał widząc jak uśmiechający się triumfalnie skurwiel zbliża w kierunku szyi ledwie żywego najmity swe ostrze, by dobić go i oszczędzić widoku rozgramianej grupki kompanów. Bruno nie zauważył jak pocisk wbił się w jego pierś. Trwało to za szybko. Kiedy otwarł szerzej ze zdziwienia oczy, druga strzała wystawała z szyi osobnika by powalić go martwego tuż obok Brunona. Łowca nagród nie był pewny, czy to aby stało się naprawdę. Po chwili obok pojawił się znajomy Felix. Mężczyźni znali się z widzenia, z racji wykonywanej profesji. Kilka razy ich drogi się krzyżowały, ale nie poznali się bliżej, mimo iż oboje byli Pogromcami bestii z Ostermak.
~Co robisz?~ pomyślał, kiedy kompan podniósł lekko jego głowę i wlał mu do ust paskudnej w smaku substancji o niezbyt przyjemnej konsystencji.

-Siedem...- warknął kiedy tylko poczuł się odrobinę lepiej, a ból nie był już tak silny jak kilka sekund wcześniej. Tylko on sam wiedział co ma na myśli wymawiając tę liczbę. Widząc, że z Brunem jest odrobinę lepiej, Felix od razu doskoczył do ledwie żywej Elise. Bruno odwrócił głowę w jej stronę spoglądając na nią z żalem. Felix nie miał mikstury, czy zatem przyjdzie im się minąć? Kiedy on umierał ona stała w jego obronie, kiedy on odzyskał życie, ona miała odejść? Na szczęście Gottri pospieszył z pomocą użyczając niewieście specyfiku leczniczego, który miał przy sobie. Niedługo potem i Elise odzyskała przytomność.
Lekko otumaniony jeszcze Bruno słuchał Alberta z zdezorientowaną miną. Chciał pomóc, jednak wiedział, że nie będzie lekko naciągać linkę kuszy, by ponownie ją załadować po oddaniu strzału.
-Zrobimy jak... Mówi Albert...- krzywił się z bólu -Ostrzelać w ukryciu drzew...-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 07-05-2012, 21:33   #66
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Nigdy nie przypuszczał, że nawet jeśli będzie częścią drużyny, to zostanie jej lekarzem polowym. Choć musiał przyznać, że odmiana była wyjątkowo przyjemna, ratować życia zamiast je odbierać. Doprowadził swojego przeciwnika do ucieczki i sam pognał szybko na pomoc rannemu. Dobył swojej mikstury i nie żałując jej dla siebie wlał całość do gardła łowcy. Gdy zobaczył jak w Bruna wstępuje na nowo życie poczuł dumę. Choć kosztowny jest zawód medyka, oj kosztowny, myślał wyrzucając pustą buteleczkę po swojej miksturze. Czuł się teraz lekko bezbronny.

Kiedy blondyn czuł się lepiej Felix dosłyszał krzyk Elise. Cholera! i znowu wydawało się, że nie ma nikogo innego,kto osłoni na wpół martwego towarzysza od ciosu. Bicz błyskawicznie znalazł się w jego ręku lecąc w stronę niedoszłego kata kobiety. Udało mu się wytrącić go z równowagi i uratować towarzyszkę. Chwilę później strzała jednego z łuczników rozwiązała problem jaki stanowił swoja osobą. Lecz na jak długo? Bez mikstury dużo jej nie pomoże to przedłużenie życia.


Dzięki bogom Gottri wykazał się również poświęceniem i rzucił mu swój lek. Alane przechylił głowę dziewczyny i delikatnie wlał ciecz do jej ust. Wyglądała okropnie, krew przesiąknęła ubranie. Łowca szybko oderwał pas tkaniny ze swojej koszuli przykładając go do dziury jaki w dziewczynie zrobił miecz. Zaczął gorączkowo wygłaszać wszystkie modły do Sigmara i Shallyi jakie znał. Po chwili i ona czuła się lepiej, tak jak w przypadku Bruna. Te mikstury działały cuda, następnym razem kupi ich całą beczkę!

I tyle. Potyczka się skończyła. Wygrali, lecz w oddali słyszeli strzały a nikt nie widział Corvina. I chyba nikt nie będzie już szukał. Należało szybko przejść do kolejnej ofensywy.
-Zgadzam się z Albertem, ukryjmy się i wystrzelajmy ich jak ptaki. Ale Ty - Wskazał na Bruna - Trzymasz się blisko mnie, jesteś mi dłużny miksturę, więc nie myśl że dam Ci tu umrzeć.- powiedział puszczając do niego oczko.
 
Luffy jest offline  
Stary 08-05-2012, 13:51   #67
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Trzeba było to załatwić jak najszybciej, nie miała czasu, a raczej nie miał go Bruno. Gdybyż tylko wiedziała, że spieszy się niepotrzebnie, że nie może w żaden sposób nieszczęśnikowi pomóc, ponieważ wbrew jej założeniom nie miał własnej mikstury, którą mogłaby go poratować. Gdyby tylko wiedziała, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.

Zaatakowała z całym zdecydowaniem, brutalnie. Odcięta kończyna upadła na leśną ściółkę z nieprzyjemnym odgłosem. Jeden cios i było po wszystkim, szkoda tylko że to nie ona go zadała. Krew sikała na wszystkie strony zdobiąc otoczenie kontrastowym wzorem. Nie widziała tego, niczego nie widziała przez zalane nią oczy. Odruchowo przetarła je rękawem tylko po to by ujrzeć że jest już za późno. Każda rysa, szczerba czy najmniejsza nawet plamka rdzy na ostrzu była niewiarygodnie wyraźna, czerwone koraliki wolno dryfowały w powietrzu, a potem zimna stal zagłębiła się w jej piersi. Czuła jak przechodzi przez jej miękkie ciało, do końca, po samą rękojeść, a potem w drugą stronę pokryta lśniącą czerwienią wysuwa się z niej. Wszystko było takie nierealne. Krzyknęła nie słysząc własnego głosu. Osunęła się nie kontrolując i właściwie nie zdając już sobie sprawy z własnego ciała.

~***~
Stała po środku wsi, dokładnie takiej jak ją zapamiętała. Grupka dzieci biegała wokoło śmiejąc się i pokrzykując, ale ona nie była już dzieckiem. Stara zielarka siedziała na trójnogim stołku ucierając w moździerzu zioła, uśmiechała się. Nagle przerwała pracę i tłuczkiem wskazała coś na horyzoncie, uśmiech zniknął z jej twarzy. W oddali zbierały się burzowe chmury, coś nadchodziło i było to coś bardzo złego. Matki wybiegły z domów by pochwycić swoje dzieci i zabrać do bezpiecznych izb. Ktoś pociągnął ją za rękaw.
- Mamo boję się, chodźmy do domu.- powiedział chłopczyk ocierając zaciśniętą piąstką załzawione oczy. Spojrzała na niego a potem na horyzont.
- Przykro mi.- szepnęła, a chłopiec zniknął rozwiany przez wiatr. Ruszyła na spotkanie burzy. Usłyszała mamrotanie, przyzywało ją, zanurzyła się w ciemności.

~***~
Otworzyła oczy, wisiała nad nią rozmyta twarz.
-Bruno?- Nie, nie myślała że to Bruno, chciała wiedzieć co z nim. A potem zakaszlała, szarpnęła się w czyichś ramionach by odwrócić na bok i wypluć spienione skrzepy. Oprócz krwi czuła w ustach znajomy gorzki posmak. Powinna być już w krainie Morra, ktoś musiał podać jej miksturę i zawrócić ją stamtąd w ostatniej chwili Ciągle czuła ból w środku gdy odkasływała resztki własnej krwi. Wyglądała koszmarnie, cały przód jej munduru i tył też trochę przesiąkł krwią, mała jej mnóstwo również na twarzy i we włosach do których dodatkowo przyczepiły się elementy ściółki. Po raz kolejny przetarła oczy już niezbyt czystym rękawem. Wreszcie mogła dojrzeć dokładniej swojego wybawcę.
- Dziękuję Feliksie. Jeśli tylko będę miała okazję zrobię nową miksturę.- podniosła się z trudem krzywiąc z bólu, spojrzała w stronę Bruna, którego też ktoś poratował i na Alberta. Zdołała się uśmiechnąć, nie można było powiedzieć żeby byli cali i zdrowi, wyglądali też raczej koszmarnie, ale żyli i to było najważniejsze. Wszyscy żyli. Rozległ się głos rogu i wystrzały przypominając że to bardzo szybko może się zmienić.

- Nie zdołałbyś ich swoją magiczną sztuką wezwać gdzie indziej by dać nam czas na ucieczkę? A może stworzyć inny dźwięk który spłoszyłby konie? – zapytała maga nie mając właściwie nadziei, że weźmie pod uwagę taką opcję. Miała za to cichą nadzieję że kiedy konni przybędą na pobojowisko i znajdą prawie wszystkich kompanów martwych, za to nie znajdą wozu, swojego dowódcy, ani żadnego poległego przeciwnika to trochę osłabnie ich zapał. Nie miała ochoty na dalszą walkę, czuła się fatalnie, ale jeśli nie znajdzie się inny sposób wesprze kompanów swoim łukiem, choćby miała go użyć po raz ostatni.
 
Agape jest offline  
Stary 08-05-2012, 16:04   #68
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
"Ledwo, ledwo" odetchnął Gottri. Po raz kolejny jemu i Spągowi się udało.
Trzech spośród jego towarzyszy broni już było jedną nogą w ogrodach Morra. Aby ratować młodą żołnierkę Elise poświęcił swoją jedyną miksturę leczącą. Nie zwiększało to jego samozadowolenia ani pewności siebie. Sam też odniósł kilka bolesnych ran, które dawały się we znaki staremu schorowanemu krasnoludowi. Był zły bo uważał, że walka mogła pójść lepiej.

- Hej tam na wozie i wy w wodzie dawajcie tutaj. Jeśli staniesz przy nas wozem będziemy mieli osłonę. Vogel dość moczenia dupska i przejażdżek łap się chłopie za kuszę, lub coś innego co strzela.

Sam zaczął się zaś rozglądać za kamieniami do procy.
 
Ulli jest offline  
Stary 08-05-2012, 21:20   #69
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Stój! - ryknął do elfki - Zatrzymaj ten cholerny wóz! Zatrzymaj ją! - krzyknął do elfa, wybiegając z jeziorka, chlapiąc wodą na wszystkie strony i wrócił się tam, gdzie upuścił miecz. Podniósł broń, która spadając, wbiła się niemal pionowo w trupa jednego z ludzi łowcy, zabitego podczas ostrzału. W zaciśniętej ręce nadal trzymał pistolet, z którego najwyraźniej nie zdążył wystrzelić. Wyszarpnął mu go, zabrał też bandolier z kulami i ładunkami prochu. Zważył broń w dłoni. Nabity. Zatknął go za pas i zabrał się do ładowania kuszy.
- Z życiem ludzie, cofać się nad brzeg! - dobiegł do reszty, skupionej po potyczce wokół ofiar starcia. - Ranni niech schowają się za wozem. Jak tylko konni będą w zasięgu, pruć w nich czym kto ma. Pozostali z powrotem w las, daleko od ścieżki. Weźmiemy ich w krzyżowy ogień, gdy znajdą się na polanie. Ruszać dupy, trzeba się jeszcze pochować w tych chaszczach!
To powiedziawszy, ruszył w stronę wyjątkowo gęstych zarośli, dobre kilkanaście metrów od leśniej dróżki i schował się w nich. W jednej ręce trzymał pistolet, w drugiej naładowaną już kuszę. Teraz pozostało tylko czekać na jeźdźców.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 08-05-2012, 22:19   #70
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Leo z ulgą zobaczył że dwójka rannych będzie żyć. Rozejrzał się ponuro po pobojowisku i niemalże odruchowo próbował podrapać się w serdeczny palec lewej dłoni. Ten urwany.

Skrzywił się, słysząc wystrzały. Wóz... Cholera, a co jeśli dopadli to co zostawili za sobą, na trakcie. Łowczy rozejrzał się, szukając wzrokiem obencego lidera grupy do której należał.

Po krótkim namyśle podszedł do Gottriego.

-Nie chcę być czarnowidzem, ale co jeśli oni właśnie atakują wozy których mieliśmy chronić? Mogę pójść na zwiad...- cały czas był czujny. Nie wiedział czemu. Coś po prostu było nie tak.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172