Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2012, 22:59   #16
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Cóż, stwierdził Jon, jeżeli dobrze pójdzie, potrwa to godzinę, może nawet trochę dłużej, powiedzmy dwie, albo trzy, a potem wolne. O ile się orientował, wezwanie na komendę było równoważne ze zwolnieniem na ten dzień. To dobra okazja, żeby trochę odpocząć od miasta. Najlepiej pójdę na komendę od razu, a potem pojadę gdzieś poza miasto, na przykład na spacer do lasu. Tak, to zdecydowanie był dobry pomysł. Nawet pogoda wydawała się być nieco lepsza - słońce raz na jakiś czas wyglądało zza chmur, ale mimo zachmurzenia nie zanosiło się na deszcz.
Najpierw jednak Jon musiał zadzwonić do dziekana i poinformować go o zdarzeniu. Mam nadzieję, że to nie znowu jedna z tych twoich spraw, Jonathanie - usłyszał w odpowiedzi - Wiesz, jakie problemy z zastępstwami dla ciebie wtedy mieliśmy. W zasadzie planowaliśmy nawet cię zwolnić, nie żebyś był złym pracownikiem, ale rozumiesz... No, ale potem na szczęście wszystko się skończyło. Nie zamierzasz do tego wrócić, co?
Jon zapewnił go, że nie, nie zamierza, i miał szczerą chęć, żeby była to prawda. Wszak kiedy kończył, wyraził się jasno: nie zamierzał do tego już więcej po wrócić. Ubrał się, pożegnał z panią Fobbs i wyszedł.

Zazwyczaj podróżował pieszo siłą rzeczy i po prostu pogrążał się w myślach, zanim nie dotarł do celu.Tym razem było inaczej: szedł z podniesioną głową, oglądając okolicę. Domy, na codzień tak szare, teraz wydawały się jakieś bardziej znośne, drzewa bardziej zielone, a ludzie mniej nieprzyjemni. Oczywiście, nadal tu i ówdzie latały porozrzucane gazety, idąc minął przynajmniej pięć dziwek a gdyby wszedł nie w tą uliczkę co trzeba, mógłby stracić portfel... W najlepszym wypadku. Jednak zdecydowanie był to jeden z lepszch dni dla Greytown.

Zaś odnośnie portfela, w pewnym momencie wpadły na niego jakieś ganiające się ze sobą dzieciaki, przeprosiły i zaraz pognały dalej, by zniknąć w jakiejś bramie czy zaułku. Jak tylko to się stało, Jonathan zorientował się w braku atrapy, którą nosił w zewnętrznej kieszeni. Najwyraźniej sztuczka, której nauczył się krótko po zamieszkaniu w Greytown zadziałała. Jego niewielki dodatek do tego prostego tricku - w pustym, dociążonym portfelu zawsze umieszczał kartkę z szyfrem - który po odszyfrowaniu ujawniał dane pozwalające na wyciągnięcie ze specjalnego konta bankowego kwoty dziesięciu dolarów. Może nie była to jakoś specjalnie oszałamiająca ilość, to prawda, ale w gazetach czytał, że ludzie potrafią zabić dla takiej kwoty, a on stracił już portfel sześć razy, plus dzisiejszy. Jak do tej pory pieniądze były nieruszone.

Zastanawiał się trochę, oczywiście, nad powodem wezwania. W głowie miał tylko trzy możliwości. Po pierwsze, mogli próbować zaciągnąć go do pomocy w kolejnej sprawie. Odmawiał im już wielokrotnie i zrobiłby to i tym razem, choć nigdy nie kazali mu w tej sprawie aż przychodzić na komisariat. Po drugie, ktoś mógł próbować zwalić na niego winę w jakiejś sprawie. Iluż to miał nieuczciwych kolegów, którzy wcale za nim nie przepadali? To samo dotyczyło studentów. Gdyby na uniwersytecie wyszła sprawa sprzedawania prac i plagiatów, najpewniej zostałby gromnie wskazany jako pierwszy podejrzany. No i po trzecie wczorajszy incydent mógł być tylko cześcią czegoś większego. Choć w to akurat wątpił - nawet gdyby ten facet z krzaków i kogoś wcześniej zabił, policja nie miałaby skąd wiedzieć, że to do Jona właśnie powinna się zgłosić.

Ostatecznie dotarł pod komisariat. Był to jeden ze starszych budynków w mieście, tak jak i uniwersytet, choć oczywiście nie mógł się równać z tymi na Starym Kontynencie... Głównie też wyglądał staro tylko dlatego, że architekt postarał się, żeby tak wyglądał. Mimo to sam budynek, sprawiał dość dobre wrażenie, a już na pewno biorąc pod uwagę inne w okolicy. Czy też raczej sprawiałby, gdyby nie był użytkowany.

Pootwierane bez ładu okna, niektóre wymienione na nowsze modele, inne nie, dobiegający z daleka hałas, policjanci prowadzący aresztantów, wyjeżdżające w pośpiechu radiowozy na sygnale, ściany przy wejściu pobrudzone sadzą od gaszenia na nich papierosów... Każdy tu wyglądał na bardzo zapracowanego lub bardzo starającego się wyglądać na zapracowanego. Nikt nie myślał o takich kwestiach jak estetyka. A szkoda, to mógłby być taki ładny budynek... Choć może było to tylko głupie marzenie. Mimo wszystko jednak wolał, żeby policja zamiast skupiać się na swoim miejscu pracy skupiała się, no... na swojej pracy.

Widok chaosu, jaki miał miejsce na komisariacie sprawił, że wizja spaceru po lesie oddaliła się. Także chmur zebrało się jakby więcej. Jonathan z ciężkim westchnieniem wszedł do środka. Ciągle miał nadzieję, że potrwa to w miarę sprawnie, choć malała ona z każdym momentem. O ile się orientował, część policjantów, z którymi współpracował, powinna pamiętać, jak wyglądał, jednak na wszelki wypadek zamahał przed sobą papierem, który policjanci zostawili pani Fobbs.
 
Issander jest offline