Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2012, 07:34   #27
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Śliczna scenka.
Prowokująca scenka.
Scenka wywołująca dreszcz ekscytacji u osoby nie potrafiącej odwrócić spojrzenia od przedstawiającego ją wyuzdanego obrazu, lub w sekrecie czytającej opowieść o parze kochanków spędzających tak lubieżne chwile w ogrodzie.
A Marjolaine stała się wbrew sobie częścią tych skrywanych marzeń niejednej panienki, wcieliła się w bohaterkę tych przywołujących rumieniec na twarzy historii. Stała się.. kochanką. Prawie.
Też poddawała się temu momentowi namiętności. Zaledwie swym drobnym ciałkiem.. a tak po prawdzie, to nim też nie do końca.

Były bowiem takie jego partie, w których tętniąca krew nazbyt wypełniona była gniewem i nawet pieszczoty Maura nie były w stanie jej ostudzić. Ah, a może szczególnie one? Przyparta do drzewa nie próbowała uciekać, a wręcz dociskała się do jego szorstkiej kory w chęci oddalenia się od tych zdradzieckich ust mężczyzny. Nie spoglądała już na niego dłużej w swym wzburzeniu. Odchyliła główkę z cały czas uniesionym dumnie podbródkiem i oczy zamknęła, bynajmniej nie pod wpływem przyjemności. Zarówno jej jaśniutkie brwi się marszczyły delikatnie, jak i powieki zaciskały mocniej, jak w oczekiwaniu na bolesne ukłucie lub w zwyczajnych przypływach niechęci do bycia dotykaną przez Gilberta. Każdy mięsień w ciałku hrabianki napinał się pod muśnięciami jego warg i dłoni, z czego jej własne palce uczepiały się kurczowo materiału sukni w tej czynionym jej słodko-gorzkim cierpieniu.
A w główce panieneczki toczyła się zażarta bitwa. I żadna ze stron walczących nie kierowała się racjonalnymi pobudkami. Bowiem po jednej stronie barykady znajdowały się gniewne myśli, a z drugiej zaś pragnienia podsycane niedawną bajeczką opowiedzianą muszkieterowi.

Dopiero pytanie przywróciło ją do rzeczywistości, aż wzdrygnęła się cała. Ale ni trochę nie zmieniła swej męczenniczej pozy.
-Nie muszę wyspowiadać się Tobie z moich myśli, Maurze – syknęła w odpowiedzi rozchylając swe dotąd ściśnięte w wąską kreskę usta.. Zabrzmiało to trochę zbyt gniewnie nieźli tego chciała, zbyt.. zbyt pasowało do jej charakteru naburmuszonej panienki, a za mało przypominało te wszystkie dojrzałe, panujące nad sobą kobiety. Kobiety takie jak Beatrice. Wyobrażała sobie swoją reakcję bardziej dumną i będącą ponad szalejące w niej emocje, niczym jedna z tych matron potrafiących byle prostym, nonszalanckim słówkiem boleśnie zganić mężczyznę. Ale koniec końców, Marjolaine była przecież tylko młodziutką, zamkniętą w potrzasku hrabianeczką..
-Oui, nie musisz. Acz nie o twe myśli się pytam. -odparł z lekkim uśmiechem na ustach mężczyzna. Musnął wargami jej szyję.- Wyglądasz na wzburzoną moja droga. Ciekaw jestem jeno, co potrafiłoby wyprowadzić cię z równowagi.
Szepnął jej do ucha.- Ostatnim razem powodem byłem ja... ale... nie jesteś obecna duchem przy tej chwili.

Niewielka odległość z jakiej usłyszała szept tego parszywca, łaskoczący ją jego ciepły oddech owiewający szlachetne uszko panieneczki.. wspólnie oba te czynniki przyprawiły ją o dreszcz znaczący sobą skórę szyi i niewielkiego dekoltu. Wbrew jej woli, która teraz jednak żarliwie próbowała się ratować prychnięciem pełnym gorzkiego rozbawienia -Duchem? Doprawdy, odkąd to interesuje Cię we mnie coś innego niż ciało?
A i nawet nim się nigdy prawdziwe nie interesowałeś,non? Ty kłamliwy łajdaku!” - syczały z nienawiścią jej myśli nachalnie napierając na usta.
-Moja droga wspólniczko, wszak łączą nas interesy i nie tylko... Bo przecież nie interesy sprawiły, że chodziłaś za mną od kilku minut bodajże. I próbowałaś mnie śledzić.-mruknął w odpowiedzi Gilbert i tym razem jego usta zaczęły znaczyć ślad pocałunków na jej dekolcie.- Oczywistym więc jest, że interesuje mnie wiele spraw powiązanych z tobą, łącznie z twoim samopoczuciem i...- dłonie szlachcica pochwyciły za tkaninę sukni, podciągając ją lekko w górę, odsłaniając łydki hrabianki, choć tylko do połowy.- ...ciałem.

Marjolaine nie mogła nie zareagować na taką jego zuchwałość względem siebie. Pocałunki tych plugawych ust jeszcze wytrzymywała z pozornym spokojem, ale to było już zbytnie przekroczenie granicy! Może i rankiem pozwoliła mu na tak wiele wtedy na kanapie, a nawet czerpała z tego przyjemność, ale to było zanim.. zanim.. zanim wyszła na jaw ta zdradziecka natura Gilberta! Padalec jeden!
Kurczowo zacisnęła palce na jego dłoniach, by ani odrobinę wyżej nie podciągnął jej ślicznej sukienki. I spojrzała na niego wyzywająco, oczkami lśniącymi od wypełniających je płomieni wściekłości, pomimo których ciągle starała się trzymać swój animusz -Panoszyłeś się po moim domu, kiedy już dawno powinno Cię tu nie być! Miałam prawo wiedzieć czego tu jeszcze szukasz.
-Och...doprawdy? -uśmiechnął się nieco ironicznie. I spojrzał w oczy hrabianki.-Masz całkowitą rację Marjolaine. Ale nie potrzebowałaś do tego kryć się po zakamarkach swego domu. Wystarczyło podejść do mnie i zapytać. Albo być uroczą przewodniczką po tej posiadłości. A może...- uśmiechnął się bezczelnie i cmoknął wargami jej czubek nosa.- … interesuję cię bardziej, niż chciałabyś się do tego przed sobą przyznać? I stąd te podchody?

Szczęka panienki napięła się niebezpiecznie, gdy zgrzytnęła ząbkami pod pieszczotą mężczyzną, przez którą też nosek zmarszczyła przeuroczo.
Jak on śmiał do niej tak mówić! Jak on śmiał tak ją dotykać! Jak on mógł tak próbować ją dalej oczarowywać, po tym jak umizgiwał się do jej własnej ochmistrzyni.. i po tej nocy jaką zapewne wspólnie spędzili w również jej własnym dworku! Jakże Marjolaine musiała być wielce zaślepiona swym narzeczonym, że nie dostrzegła wcześniej tej jego fałszywej maski. Ale teraz widziała już wszystko wyraźnie. I dlatego wybuchła. Troszeczkę tylko.
-Nawet jeśli tak było, to już przestałeś mnie interesować! - odparła uniesionym głosikiem, choć i tak jeszcze dość cichym i spokojnym jak na swoje możliwości. Cały czas próbowała dodać mu chłodnego tonu, z niewielkim powodzeniem -I nie życzę sobie, abyś dłużej przebywał blisko mnie lub blisko mojego domu, Maurze!
Szlachcic mocno zdziwił się tym wybuchem. Spoglądał wszak na zupełnie inną stronę Marjolaine. Dotąd nie spotykał się u niej z takimi reakcjami. I wyraził te spostrzeżenia słowami.- Mon Dieu. Gdybym cię nie znał, to pomyślałbym, że jesteś … zazdrosna?
Nachylił się nieco i muskając ją po szyi językiem mruczał.- A na pewno na mnie zagniewana. Nie wiem czemu. Natomiast...-rzekł cicho.-jednego jestem pewien. Na pewno nie jesteś niezainteresowana. Aczkolwiek przyczyna twej zazdrości, gniewu, czy też urażonego zauroczenia... umyka mi.
-Nie wmawiaj mi czy jestem Tobą zainteresowana czy nie! Nie znasz mnie, nic o mnie nie wiesz – żachnęła się, choć w głębi duszy wiedziała, że przez ten krótki czas Gilbert zdołał ją zaskakująco dobrze poznać. I wykorzystywał jej słabości do swoich celów, drań przebrzydły -Gdyby nie tamto zdarzenie na balu, to teraz w ogóle byśmy nie prowadzili tej rozmowy. Jestem Ci tylko potrzebna jako zasłona przed niewygodnymi pytaniami.

W swym gniewie hrabianka przypominała trochę jednego z tych małych ulubieńców wyniosłych arystokratek, jednego z tych małych pieseczków szczekających na wszystko z dziką furią. Bądź też równie niewielką ptaszynę swym irytującym, nieprzerwanym ćwierkaniem okrzykującą przeszkadzające jej większe ptaszysko. Tak czy siak, Marjolaine w takim stanie nie należała do najbardziej urokliwych kreatur.
Z wielkim trudem wstrzymywała się przed wyrzuceniem mu wprost tego, że dobrze wie o jego sekreciku z Beatrice. Ale wtedy wyszłoby, że ma rację z jej zazdrością, a tej satysfakcji nie chciała mu podarować. Poprzestała zatem na wyrażaniu swego oburzenia drżącymi z tej emocji słowami -Chcę jak najszybciej zakończyć tę narzeczeńską obłudę. Chcę, abyś wyniósł się z mojego życia!
-Oui, Oui. Chcesz zakończyć. To zrozumiałe. Aczkolwiek miałem wrażenie, że czerpałaś z tego stanu całkiem dużo przyjemności.-Gilbert jakoś nie przejął się wybuchem dziewczęcia.- I oczywiście czyż nie wspominałem o zysku jaki miałaś z tego wynieść. Całkiem sporego zysku, jak chociażby, klejnoty?
Spojrzał w oczy Marjolaine i rzekł spokojnie.- Powiedz co naprawdę się stało. Bo coś musiało się stać, nieprawdaż? Nie uwierzę, że tak nagle zmieniłaś zdanie bez powodu. Nawet kobiece kaprysy mają zawsze swą przyczynę.
Zamyślił się przez chwilę po czym dodał.- Czyżby Roland cię zastraszył?A powinienem pilnować cię z daleka, gdy z nim rozmawiałaś. Ale uznałem, że sobie z nim poradzisz.
Nagle przycisnął ją do siebie mocno, mylnie sądząc, że w ten sposób doda jej otuchy. Niemniej hrabianka znalazła się w mocnym, acz delikatnym uścisku mężczyzny, który tak namieszał w jej życiu i sercu. Znalazła się w objęciach oszusta i zdrajcy, ale... i tak to było dziwne, być traktowaną tak czule. Zwłaszcza przez niego.

Ależ ten Maur miał twarde mięśnie.. czułe je wyraźnie przytulona do niego swym ciałkiem przez jego silne ręce. Mógłby ją nimi złamał jak byle trzcinkę. A jego koszula była tak przyjemnie miękka, gdy opierała o nią hrabiowski policzek. I słyszała jak jego serce bije.. chociaż taki szubrawiec jak on nie powinien mieć serca, non? Jego zapach zaś.. był tak męski, tak egzotyczny. Czuła się tak bezpiecznie w jego objęciach, aż przymknęła wypełnione wściekłymi iskierkami oczy...

-Non! - zakrzyknęła nagle i wyrwała się z łap mężczyzny. Przez gwałtowność tego ruchu nie zapanowała nad sukienką i zaplątała się nóżkami w jej długi tren, przez co potknęła się lekko. Wyprostowała się szybko, zadowolona z faktu, że uwolniła się z potrzasku i zdołała odskoczyć od niego na bezpieczną odległość.
Być może nieświadomie, choć głęboko w to powątpiewała w przypadku takiego potwora jak Maur, drażnił ją jeszcze bardziej swoim opanowaniem. Gotowała się w środku i już prawie nie wstrzymywała tej swojej złości na niego. Także i na jej policzki wstąpił delikatny rumieniec, tym razem niewiele mający wspólnego z pragnieniami.

-A monsieur de Foix niczemu nie jest winny, poradziłam sobie z nim! Ale żałuję, że tak Ciebie chroniłam i dałam się wciągnąć w te gierki. I nie chcę od Ciebie żadnych klejnotów ani biżuterii! Nie chcę mieć nic wspólnego z Twoimi intrygami! Możesz zatem... -sięgnęła dłonią do swojego dekoltu i palcami ujęła za złoty łańcuszek z lwią paszczą. Pociągnęła stanowczo i wbrew swojej miłości do wszelkich błyskotek, zerwała go z szyi. Dramatycznie, a jakże. Wyciągnęła rękę do Gilberta spoglądając na niego hardo, choć cała jej krucha sylwetka drżała z nadmiaru emocji -... zabrać go sobie z powrotem.

Szlachcic ruszył powoli w jej stronę, by zapewne zabrać ów przedmiot. Zamiast jednak pochwycić ową błyskotkę, zacisnął delikatnie acz stanowczo dłoń na jej przedramieniu. I pewnym że mu się nie wymknie przybliżył się do niej. Ujął jej podbródek, by móc jej spoglądać w oblicze. Podstępny wąż... wiedział, że może się mu wyrwać, że może odsunąć twarzyczkę w bok. Ale czyż wtedy nie okaże się, że się go boi?

-Zaczynasz mnie fascynować.- mruknął Maur patrząc w jej oczy. Uśmiechnął się. -Zaskakujesz mnie. Po raz któryś z kolei. Spotykałem już kobiety o dwóch obliczach. Bogobojne zakonnice, które okazywały się lubieżne i wyuzdane. Ladacznice o złotym sercu marzące tylko o domu i gromadce dzieci. Wreszcie sławne aktorki, które wstydziły się tego splendoru, który je otaczał i wolały być niewidoczne poza sceną. Ale ty pani, bijesz na głowy wszystkie. -uśmiech na jego obliczu stawał się coraz cieplejszy- Wpierw byłaś lubieżną i pewną siebie kusicielką, by w karocy przemienić się nieśmiałą i przerażoną dziewicę, a teraz... stajesz się zakochaną kobietą, zranioną boleśnie i w przypływie żalu odrzucającą swego wybranką.- nachylił się i musnął jej usta wargami.- Nie powinnaś mademoiselle tak często zmieniać masek. Kusisz w ten sposób do tego by zedrzeć je wszystkie z ciebie i sprawdzić jaką jesteś tam w głębi. Nie powinnaś mnie intrygować, jeśli naprawdę chcesz odpędzić.
Nadal muskając wargami jej usta szeptał.- Czymś cię zraniłem. Ale nie wiem czym. I nie wiem kiedy. A ty się boisz mi powiedzieć, non?

Przelało się. Tego było już zbyt wiele.
Nie miała zamiaru dłużej słuchać tych jego słodkich słówek opiewających jej wyjątkowość. Nie było jej w smak być całowaną przez te same usta, które całowały jej ochmistrzynię, zaś dotyk Gilberta odbierała jako nachalny. Każde z tych jego działań kruszyło kolejne z postawionych przez hrabiankę murów mających wstrzymywać w niej wściekłość i zachowywać jej dumę.
Jednak przelało się.. i stało się. Szybko, nagle, gwałtownie. Panieneczka uniosła wolną rękę, zamachnęła się i spoliczkowała Maura, tego groźnego drapieżnika, o którym plotki wywoływały w kobietach na równi strach z podekscytowaniem. Spoliczkowała go, nie zważając na jego ewentualny gniew na jaki może się narazić tym czynem. Spoliczkowała go z całej swojej siły. Aż rozbolał ją nadgarstek, a wnętrze dłoni zapiekło przeokropnie. A sam odgłos tego uderzenia zdołał spłoszyć ptaki z pobliskiego drzewa.
Najwyraźniej i Marjolaine się zdziwiła, bowiem zamarła z uniesioną bojowo ręką. Dopiero po kilku chwilach dotarło do niej co zrobiła, ale ani myślała przepraszać, o nie.
-Nienawidzę Cię. Jesteś kłamliwym zdrajcą – wycedziła przez ząbki cicho, acz wyraźnie. Szarpnęła się kilka razy próbując wyrwać z uścisku swego narzeczonego -Idź do tych swoich zakonnic, do tych ladacznic i aktorek. Zabierz też ze sobą moją Beatrice, skoro tak miłym było Ci jej towarzystwo. Zabierz ją i zostaw w końcu mnie, mój dom i moje życie w spokoju!

Gilbert był zbyt zaskoczony wybuchem jej gniewu by jakkolwiek zareagować. Stał niczym zamurowany. Po czym wydawało się że krztusi się przez chwilę, nim wybuchł śmiechem.
Przez chwilę się śmiał, aż rzekł.- Doprawdy, nie mogłaś znaleźć sobie bardziej trywialnego powodu do wybuchu zazdrości. Ani towarzystwo twej ochmistrzyni nie byłoby miłe, ani też owa czułość nie był specjalnie przyjemnym. O ile można to było nazwać czułością.
Nadal trzymając stanowczo jej dłonią, jakby się bał że mu ucieknie, drugą pogłaskał po policzku hrabiankę mówiąc.- I nie wiem czemu to w tobie budzi gniew. Jeden pocałunek, który posłużył mi jedynie do utarcia nosa twej ochmistrzyni? Czy aż tak mnie miłujesz, żeby drażnił cię taki drobiazg? Przyznaję się, cmoknąłem ją. Choć nie wiem czemu to budzi w tobie taką pasję. Twoja Beatrice od mego tu przybycia, traktowała mnie z góry. Taka wyniosłość drażniła mnie, więc zacząłem jej wyznawać uczucie. Oczywiście zareagowała, tak jak przewidywałam. Stała się jeszcze bardziej wyniosła i oschła. Ale też i mniej czujna. Widząc bowiem żebraka u swych stóp, nie spodziewała się, że żebrak ów, zmieni się w bandytę. A przy pierwszej okazji cmoknąłem ją...- opowiadał Maur.- Żebyś ty widziała jej zszokowaną minę. Zupełnie jakbym zdarł z niej odzienie, zamiast dotknąć warg. A jak uciekała potem zbyt wystraszona, by wytoczyć ripostę. Niczym gęś goniona przez psa na podwórzu. Zapewne zabarykadowała się w pokoju, bojąc się, że uczynię coś odważniejszego wobec niej. Nie wiem, nie sprawdzałem.
Zakończył ten przydługi wywód słowami. - I czyż warto się gniewać o tak... taki drobiazg? Doprawdy, chyba nie sądziłaś że byłbym nią zainteresowany, mając bliżej kwiat o wiele bardziej wart zerwania?
-Nie chciałam tego słuchać! I nie wierzę w to co mówisz! - zbyt gęsto zaciągnięty czerwoną mgiełką złości umysł panieneczki nie przyjmował żadnych tłumaczeń. Bo czemu miałby? Widziała i słyszała wystarczająco wiele, by samej mieć idealny wgląd na całą sytuację między tamtym dwojgiem -Ile razy mam Ci powtarzać, żebyś mnie zostawił?! Jesteś..

Takie wybuchy złości były równie absorbujące i wyczerpujące co prace fizyczne. Naturalnie, Marjolaine nigdy się takimi nie splamiła, ale doszły ją słuchy, że nie raczej nie sprzyjają odprężeniu. Wściekłość tak żarliwa także nie dawała ani chwili wytchnienia i wykorzystywała wszystkie nagromadzone w hrabiance siły, by pozbyć się odpowiedzialnego za ten cały ból intruza.
Osłabiony głosik tak jej zadrżał, że aż odmówił posłuszeństwa. Dlatego urwała w pół zdania. Świadoma tej swojej krótkiej porażki uniosła dłoń i strzepnęła tą pieszczącą jej policzek. Następnie zasłoniła błękit swych oczu, które zaszkliły się niebezpiecznie dla jej dumy. Odetchnęła kilka razy głębiej. Wcale nie po to, aby się uspokoić, ale by przygotować się na ciąg dalszy nienawiści wstrząsającej jej ciałkiem. Jaśniutkie lica czerwieniły się już nie tylko z tak wielkiego oburzenia, ale także ze wstydu bycia wyśmianą przez kogoś pokroju kawalera d'Eon.
W końcu opuściła dłoń i ponownie spojrzała wprost w oczy Maura, mówiąc -Jesteś gorszy od tych wszystkich szlachetek z jakimi poznawała mnie maman. I od tych starych pudli pragnących mnie dodać do swoich kolekcji. Chcę, abyś odszedł.
-Oczywiście że jestem gorszy od nich mademoiselle.- dłoń strącona, ponownie powróciła do głaskania policzka wzburzonej hrabianki.- Bowiem sięgnąłem po to, co tamci nie mogli. Po twoje serduszko... Jakże inaczej tłumaczyć twoje wzburzenie? Jestem najgorszy ze wszystkich, bo zaczęło ci na mnie zależeć bardziej niż na klejnotach które mogłaś zyskać.
Twarz szlachcica nachyliła się bliżej jej oblicza.- Bo ty coś do mnie czujesz mademoiselle i dlatego tak martwi cię to co się wydarzyło. Nikt wcześniej nie zagościł w twoim sercu, nieprawdaż?
Nachylił się jeszcze bardziej i musnął wargami jej usta. Tak jakoś dziwnie, bo czule.-Na twoje szczęście, jestem też uparty, więc... poczekam, aż się uspokoisz. Choć przyznaję mademoiselle, że wyglądasz bardzo kusząco w gniewie.

Co też on mówił! Bajkopisarz jeden. Z taką wyobraźnią nie było już dla hrabianki d'Niort niczym dziwnym, że jej narzeczony potrafił tak dobrze kłamać. Nikt stąpający twardo po ziemi nie podejrzewałby jej o jakiekolwiek uczucia żywione do mężczyzny. Nawet Lorette nie robiła tego zbyt często, nauczona już po tych wszystkich zaręczynowych porażkach, że jednak serduszko Marjolaine nie zwykło dopuszczać do siebie nikogo. Oczywiście, były pewne wyjątki jak na przykład biżuteria i słodkości, ale nie uświadczyło się wśród nich żadnego kawalera. Bo nawet jeśli.. rzeczywiście czuła.. do Maura.. jakieś niepojęte zauroczenie, to nie miało już ono znaczenia. Sprawił jej ból.
Nich sczeźnie.
 
Tyaestyra jest offline