3 Stycznia 2014
Wylądowali. Wleźli do jakiegoś autobusu i jechali. Żar lejący się z nieba dawał się Francisowi we znaki. Zresztą, nie tylko jemu. Po jakichś trzech kwadransach dojechali. Przywitał ich łysy, krępy i niski gość, zwący się Porucznikiem Carlosem. Zaprowadził całą "drużynę" do niewielkiego baraku, gdzie zaczęła się rozmowa. Jeden z towarzyszy miał całkiem sporo pytań, co więcej wszystkie informacje zapisywał na tablecie. Stojąc za nim zauważył jak ten zapisywał pierwszą notkę, na pulpicie. "
Zapamiętać: nie zdradzać zleceniodawcy". Francis po przeczytaniu tego zdania, przestał się patrzeć w tablet, przysłuchując się rozmowie. Jeden z jego kolegów szykował się na wyśmienitego kompana. Oby tylko nie zapomniał potem, jak się trzyma broń. W końcu i Francis o coś zapytał:
-
Jaką specjalną broń może nam Pan załatwić? -
-
Prawie każdą. Niemal każdy osprzęt do broni. - odpowiedział Carlos. Potem zabrzmało jeszcze parę pytań od człowieka o średnio długich, prostych, brązowych włosach, zielonej koszuli, glanach i bojówkach, a także pytanie innego kolegi odnośnie języka. Cóż, Francis hiszpańskiego nie znał, więc pozostaje mu w razie czego "uśmiechać się ładnie i naturalnie". Następnie cała "drużyna" (Bo jakże można nazywać drużyną paru nieznających się zupełnie ludzi?) przeszła się do drewnianego magazynu. Pierwszy w kolejce po broń okazał się kolega, pytający się wcześniej o język. Raymond Larrson. Drugi był Francis. Spojrzał na M60 z uśmiechem.
-
Francis Jones. Biorę M60 i colta 1911. Do tego pas na granaty i kluczyki do Humvee. - powiedział spokojnie, kładac łapska na M60. Wolałby co prawda swoje ulubione M249-Saw, ale trudno. Trzeci okazał się ten cały "informatyk", zapisujący sobie wszystko na tablecie, zwący się Ivanem Neyckoyvizem. Czwarty okazał się 'gość w zielonej koszuli', zwący się Milesem Przedostatni z towarzyszy zapomniał o podaniu godności, za to pytał o materiały wybuchowe. Francis spojrzał na niego z uśmiechem. Przynajmniej raz, nie będzie jedynym tworzącym wybuchającą... sztukę.
Ostatni, Jacob Harper, wyglądał na dość zamyślonego. Wcześniej się nie odzywał. Po otrzymaniu broni, cała ekipa dostała także trochę amunicji i pobiegli na strzelnice. Francis nie starał się na niej za bardzo, ale według samego siebie i tak szło mu najlepiej. Arogancja? Być może...
Następna okazja do rozmowy pojawiła się dopiero przy obiedzie. Rozmowę zaczął Jacob, zwykłem "
Witaj", skierowanym do Jonesa, jednak później i inni się przedstawili. Francis jadł sobie spokojnie, słuchając. Ivan, "informatyk" siedział, grając sobie w grę na tablecie, a potem poszedł sobie. Sama dysputa nie była jakoś specjalnie ciekawa...
3 stycznia 2014, godzina 19:00
Dzień jakoś minął. Francis nie narzekał na nudę, a teraz miała właśnie zacząć się zabawa. Po kilku zdaniach, ponownie wyskoczył Ivan z niezbyt mądrą wypowiedzią:
-
No to chodźmy siać rozpierdol. - Z minuty na minutę, ten kompan wydawał się Jonesowi coraz gorszy. Francis zdążył jeszcze zapalić, słuchając paru zdań o polityce, po czym cała szóstka została zapakowana do ciężarówki. Pierwszą godzinę spędzili w niej, jechali w jakimś nieznanym kierunku. Podczas drugiej godziny natomiast nachodzili się nieco po górach. Chyba tylko Milesa i Raymonda nie męczyła podróż. Około 21 zauważyli wyraźnie zbliżające się do jednej z osad górniczych pojazdy, na oko 2. "Drużyna" zaczęła się wykłócać o plan. Po dłuższej chwili dyskusji, Francis zabrał głos:
-
- Coś mi mówi, że jak ktoś nie ustali planu teraz, to będziecie dyskutować, aż nam odjadą. Jaki z tych pomysłów jest według Pana najlepszy, sir? -
Pytanie kierował do ich obecnego przełożonego, bo to on ma, a raczej powinien mieć decydujący głos. Póki jednak Carlos cokolwiek powiedział, partyzanci zdążyli wjechać do wioski. Ostatecznie została wykorzystana "lekko zmodyfikowana" propozycja Ivana, zakładającą użycie granatu odłamkowego i błyskowego, a następnie... cóż, strzelanie. Francis wraz Ivanem i Carlosem zajmował pozycję po prawej stronie drogi, reszta po lewej. Jones schował się za jakimś sporej wielkości kamieniem, czekając na rozpoczęcie akcji. Zgodnie z planem, mężczyzna rzucił błyskowy przed drugi z pojazdów, na którym leżał WKM Browning. Cała ekipa rozpoczęła ostrzeliwanie, ciężko było stwierdzić kto gdzie strzela. Francis miał okazję skosić z M60 przeciwnika uzbrojonego w UZI. Akcja skończyła się tak szybko jak się zaczęła. Wszyscy przeciwnicy prócz jednego poszli do piachu, jeden z samochodów wroga się palił. Jedyny ocalały leżał z rękoma na głowie. Łatwo poszło. Carlos nakazał wstrzymanie ognia, tak też się stało.
-
Sir, myślę, że trzeba tego jeńca szybko zabrać z okolicy palącego się pojazdu. Jeśli on wybuchnie, może go nieźle uszkodzić, a tego nie chcemy... - krzyknął Francis do Carlosa...