Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2012, 13:57   #36
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
David zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki oddech. Potem przyciągnął do siebie Drussillę, cmoknął ją w usta i uśmiechnął, puszczając dziewczynę.
- Zaszyj się gdzieś. Gdy mi się nie uda, pewnie się o tym szybko dowiesz.
Potem oddalił się prosto w stronę drzwi do strażnicy. Kroczył pewnie i szybko, naciągając na głowę kaptur. Jego spojrzenie utraciło wszelką miękkość. Podszedł do samych drzwi i mocno uderzył w nie kilka razy pięścią.
- Otwierać, w imię Asmodeusa!
Czasami brawura pomagała, czasami była gwoździem do trumny. Ale skoro miał być szpiegiem w samej stolicy tego Imperium, musiał ryzykować. A to był dobry start.
W środku rozbrzmiało coś, co brzmiało jak stłumione przekleństwo. Po nim nastąpiła nerwowa i niezrozumiała dla łotrzyka wymiana zdań i dopiero po niej odsunięto zasuwkę w drzwiach. W dziurze pojawiły się całkiem spore gałki oczne.
Spoglądały na łotrzyka ciężkim do rozszyfrowania spojrzeniem.
- W nocy nie przyjmujemy! - odparł właściciel gałek, jakby miał nadzieję, ze na tym sprawa się skończy. Brzmiał na całkiem pewnego swojej racji.
- Przyjmujecie. Jestem posłańcem najwierniejszego sługi naszego Pana, ojca Baltana. Żąda on przyprowadzenia mu kilku z tych, którzy zostali dziś pochwyceni, aby mógł osobiście sprawdzić ich wiarę.
David starał się wyglądać na jeszcze pewniejszego niż strażnik.
- Infernalny ojciec?! - strażnik prawie zadławił się z wrażenia. - No, dobra, ehm... uhm... już chwileczkę
Łotrzyk zauważył, że osoba za drzwiami wyraźnie stara się grać na czas, jej gałki co jakiś czas mimowolnie kierowały się w bok, jakby jedynie resztką siły woli powstrzymywała się przed spojrzeniem za siebie. David był niemal pewien, że osobnik ten ma jakiś bardzo konkretny powód by obawiać się wizyty wysłannika tutejszej świątyni.

Davidowi wydawało się, że usłyszał niewyraźny szept, po którym strażnik odetchnął z ulgą.
- Już, już... Już otwieram, a to niedobra zasuwa się zacięła - rzekł przepraszająco ścierając grube krople potu z czoła.
Gdy tylko rozchylono drzwi łotrzyk wyczuł w powietrzu zapach mocnych trunków i czegoś jeszcze...
Był niemal pewien, że był to ledwo wyczuwalny zapach tanich perfum... I spoconych ciał. Z jednej z drewnianych szaf wystawał malutki, prawie niedostrzegalny skrawek różowej, koronkowej tkaniny. Poza rosłym i trochę głupkowatym strażnikiem, który otworzył mu drzwi w pokoju było jeszcze trzech innych. Spoglądali na niego z mieszanką niechęci, ledwo krytej obawy i wściekłości?. Jeden z nich postąpił do przodu.
- Sierżant Walter - powiedział po prostu, nie dołączając żadnego powitalnego gestu. - Świątynia dała ci jakieś papiery, by potwierdzić żądanie? - uniósł brew sondując łotrzyka i jego ekwipunek wzrokiem.
David prychnął, obnażając zęby.
- Kpisz ze mnie, człowieku? Jestem naznaczonym przez błogosławieństwo naszego Pana sługą, jeśli tego nie widzisz, to nie mój problem. Ojciec Baltan ma dziś ograniczoną cierpliwość, a chodzi tylko o kilku ludzi, którzy was nie obchodzą jak sądzę, zwłaszcza, że macie tu inne rozrywki. Przemilczę je, jeśli załatwimy to szybko, czy wyrażam się jasno?
Łotrzyk spojrzał na sierżanta twardo, dając mu do zrozumienia, że wie zarówno o alkoholu jak i dziewkach.

Sierżant wyraźnie poczerwieniał, wyglądał, jakby zaraz miała pęknąć mu żyłka. W końcu jednak opanował się, przełknął ślinę i pokazał jednemu z podwładnych, by ten się do niego zbliżył. Wyszeptał mu coś do ucha, nie spuszczając wzroku z bezczelnego intruza.
- Zaprowadzi cię do cel - odparł zimno.
Wyznaczony strażnik otworzył Davidowi jedne z okutych drzwi, biorąc uprzednio do ręki latarnie. W końcu ruszył przodem, w śmierdzący stęchlizną i ekskrementami, rozświetlony tylko przyniesionym ogniem tunel. W większości ciasnych cel siedziały jakieś brudne, bełkoczące dziady. Wszystkie okazy wyglądały teraz podobnie, choć kiedyś były zapewne obywatelami najróżniejszego wieku i fachu. Niektórzy z nich przylegali do krat, wyciągając błagalnie chude ręce w stronę łotrzyka.

- Nie trzymamy tu ciężkich przypadków - zagaił strażnik, próbując rozładować napięcie. - Większość z nich to proste męty i sprzedana byłaby jako niewolnicy, gdyby tylko ktokolwiek chciał ich kupić.
Przywalił z obrzydzeniem pałką w jakąś dłoń, próbującą złapać go za kostkę. David zauważył, że w dalszej części korytarza znajdowały się cele nowszych okazów, tu już dostrzec się dało konkretne istoty pod łachami i czuprynami. Był wśród nich smutny niziołek pobrzdękujący bezdźwięcznie na rozszczepionej, zniszczonej lirze, była też starsza kobieta malująca na ścianie pejzaż lasu za pomocą jakiegoś odłupanego kamienia, w końcu doszli do celi Gyna i Jona. Posiniaczeni więźniowie unieśli głowy.
- Jose..!. - okrzyknął z radością Gyn, nim Jon zdążył mu zakryć usta.
- Co on powiedział? - spojrzał na nich zaskoczony strażnik.
- Może chciał od razu wyznać swoje winy? - łotrzyk udawał równie zdziwionego. - Jak widzisz, być może nie bez powodu polecono mi ich zaprowadzić do świątyni. Tam zostaną... nawróceni. Czy tylko te dwie mendy złapano dzisiejszego dnia? Polecono mi zabrać wszystkich.
David mówił wypranym z emocji głosem, tak jakby życie tych wszystkich ludzi tutaj było mu zupełnie obojętne. W sumie tak właśnie było, może prócz tych dwóch. Tych miał zamiar od razu zamordować i być może tę żądzę mordu było widać także w jego oczach. Nie wykazywał jednak większego zainteresowania nikim konkretnym.
- Jeszcze tego tu, wierszokletę od siedmiu boleści - strażnik wskazał niziołka, który w odpowiedzi pokazał mu język. - Cholernik jeden szydził z królewskiego rodu Thrune. Niestety ino między wierszami, tedy nie starczyło, by go od ręki ściąć. Ale jeszcze się doczeka, kurewiec przebrzydły! Toż widać, że go całymi dniami ino mierzwi, by lżyć błogosławiony porządek, ledwo język zagryza!
- Aż dziw bierze, że w takim razie jeszcze ma jęzor. Ojciec Baltan obiecuje, że po upływie co najwyżej doby zwróci... tych osobników. Niestety jeśli będą oporni w przyjęciu wiary, ich stan być może się... zmieni.
David wydawał się zwyczajnie sugerować, że mogą odesłać praktycznie rzecz biorąc zwłoki.
- Karzełek lżył, a o jakie winy oskarża się tych dwóch pozostałych?
- O ich stan się przesadnie nie przejmujcie - zaśmiał się - Spisze się ino, że przekazani świątyni i nikt zwrotu spodziewać się nie będzie - wyszczerzył dziurawe zęby. - A nam się cele zwolnią na nowe okazy, tedy korzyść podwójna.
Wskazał dwójkę uwięzionych mężczyzn.
- Ci tu na obserwację. - wytłumaczył. - Widzieliście zapewne jak bandziory przy Rycerzach głupieją. Ja tam sam nie wiem, czy to od tych ich czarcich rytuałów, czy może ino z cholernego strachu, ale po śledztwach zakonów często znajdujemy takich, jak ci tu. Gacie mokre, rozbiegany wzrok i wyrzuty sumienia w gałach. Wszyscy coś przeskrobali! Sęk w tym, by dowiedzieć się, czy to ino żona zdradzona, czy może zamach na królewski ród! - zaśmiał się zadowolony z efektownego wyolbrzymienia. - Ale wypytywać ich w świątyni możecie tak samo dobrze jak i my, a z tego co żem słyszał to i dużo lepiej, tedy możecie ich zabrać.
David skinął głową, bez emocji i zainteresowania.
- Wypuście ich i skujcie, nie będę męczył twoich ludzi eskortą dla tych kmiotków. Wszyscy tylko wykonujemy polecenia, prawda?
Strażnik tylko skinął głową, coraz bardziej onieśmielony zimnym i pozbawionym emocji gościem.

Uporali się z tym zadziwiająco szybko, zapewne żołnierzom zależało na tym, by jak najprędzej wrócić do przerwanej zabawy. Już po paru chwilach David znalazł się z trójką skutych więźniów na placu przed strażnicą. Gyn i Jon wyglądali na bezgranicznie wdzięcznych, zaś niziołek wpierw próbował opluć mu buty, a aktualnie zamierzał się na niego resztkami swojego instrumentu. Najwyraźniej za świątynią Asmodeusa też nie za bardzo przepadał. David od niechcenia kopnął go w tyłek, na szczęście karzełek nie był zbyt celny w tym pluciu.
- Jeszcze będziesz mi je szorował, niewdzięczniku.
Łotrzyk mimo powodzenia misji na zadowolonego nie wyglądał. W zasadzie kipiał gniewem.
- A was dwóch powinienem obić jeszcze mocniej niż tamci a potem bawić się w wyrywanie pieprzonych paznokci. Idioci! Jutro wieczorem musimy się dostać na statek, do tego czasu mamy zniknąć, a wy zachowujecie się jak kompletni debile. A karzełek musi płynąć z nami, co i tak jest lepsze od śmierci... chociaż jak tak patrzę, to wydaje mi się, że wolałby zdechnąć, sądząc po zachowaniu.
Skierował swe kroki mniej więcej tam, gdzie zostawił Drusillę. Potrzebował ciemnego zaułka, aby uwolnić dwóch mężczyzn. Karła wolał zostawić skutego, póki ten dogłębnie nie zrozumie sytuacji. Być może gdyby nie czekająca na nich kobieta, w ogóle pozbyłby się knypka, jeśli ten nie zacząłby się zachowywać rozsądnie. W końcu przez niego też mogli wpaść. Potem trzeba było odszukać pozostałą dwójkę i przygotować, w dzień musieli przecież wyparować z okolicy, bo szukanie niewątpliwie zacznie się na dużą skalę. Przydadzą się pewnie też sznury i kneble, David za diabła nie ufał tym trzem, których prowadził.

+500 xp
 
Sekal jest offline