- Stój! - ryknął do elfki - Zatrzymaj ten cholerny wóz! Zatrzymaj ją! - krzyknął do elfa, wybiegając z jeziorka, chlapiąc wodą na wszystkie strony i wrócił się tam, gdzie upuścił miecz. Podniósł broń, która spadając, wbiła się niemal pionowo w trupa jednego z ludzi łowcy, zabitego podczas ostrzału. W zaciśniętej ręce nadal trzymał pistolet, z którego najwyraźniej nie zdążył wystrzelić. Wyszarpnął mu go, zabrał też bandolier z kulami i ładunkami prochu. Zważył broń w dłoni. Nabity. Zatknął go za pas i zabrał się do ładowania kuszy. - Z życiem ludzie, cofać się nad brzeg! - dobiegł do reszty, skupionej po potyczce wokół ofiar starcia. - Ranni niech schowają się za wozem. Jak tylko konni będą w zasięgu, pruć w nich czym kto ma. Pozostali z powrotem w las, daleko od ścieżki. Weźmiemy ich w krzyżowy ogień, gdy znajdą się na polanie. Ruszać dupy, trzeba się jeszcze pochować w tych chaszczach!
To powiedziawszy, ruszył w stronę wyjątkowo gęstych zarośli, dobre kilkanaście metrów od leśniej dróżki i schował się w nich. W jednej ręce trzymał pistolet, w drugiej naładowaną już kuszę. Teraz pozostało tylko czekać na jeźdźców.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |