Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2012, 01:07   #10
aveArivald
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
O tym, jak Otto spokorniał i zrozumiał, że nie wszystko złoto co się świeci.

.

LEKCJA POKORY


Młody inkwizytor bez trudu dogonił wóz, na któym przewożony był w kiernku miejskiego aresztu skazaniec. Otaczający go kordon strażników uzbrojonych w pałki, zajadle odpędzał gawiedź zgromadzoną w jednej z ciasnych uliczek. Z niezadowolenia ludzie gotowi byli porwać wszystkich na strzępy. Sam skazany wbijał swoje spojrzenie gdzieś w dno wozu. Spływająca po jego brodzie krew zmieszana ze śliną wydawała się mu całkowicie nie przeszkadzać. Tak samo zresztą jak rozdarte batem kata plecy, w które uderzał teraz lodowaty wiatr.

Mieszczanie ustępowali drogi mężczyźnie w czerni, dzięki czemu bez większych przeszkód dotarł do prouszającego się wolno wozu i strażników. Dowódca uśmiechnął się odsłaniając gołe dziąsła.
- No miszuńu, siekujemy! Seras na pefno pósie nam szybsiej...
Słowa mężczyzny o obliczu wioskowego gamonia okazały się prorocze. Bynajmniej nie z łaski Pana Naszego. Gwiedź jakby poczuła nagły respekt do strażników, jednak Otto nie miał wątpliwości, że to widok połamanego krzyża na jego stroju obudził w nich te niesamowite pokłady pokory.

Budynek, w którym mieścił się posterunek strażników miejskich wzniesiony był z kamienia. Trzeba przy tym dodac, że wzniesiony bardzo dawno temu i w oczywisty sposób różnił się od pozostałych domostw w mieście, jako jednopiętrowy, pokryty strzechą relikt przeszłości. Na nieco nowszą wyglądała za to niewysoka baszta, przylegająca do jednej ze ścian posterunku.

„Jest dokładnie taki sam jak w Bechyne” - pomyślał Otto, którego porwała nagła refleksja. Myśli inkwizytora popędziły ku miastu, w którym spędził niemal całe swe życie. Miastu w którym się urodził, wychował i spotkał mistrza Emanuela. Miastu, w którym odkrył swoje powołanie... Wiele zawdzięczał Bechyńskim inkwizytorom. Byli mu niczym bracia. Niczym rodzina, której nigdy nie posiadał. Nie chciał przynieść im wstydu, dlatego też martwił się...

I to na poważnie...

Cała ta sprawa z opętaniem w Addsburgu bardzo go niepokoiła. I nie chodziło o sam fakt jakiegoś opętania. Obszar, na którym leżało miasto podlegał przecież pod inkwizytorski oddział w Bechyne. To do nich miasto powinno zwrócić się o pomoc. To oni jako pierwsi powinni dowiedzieć się o sprawie. To On, Otto, jako jedyny wolny inkwizytor, powinien zostać wysłany do Addsburga z misją wytropienia herezji. Tymczasem wszystko wskazywało na to, że biskup wysłał swoich podopiecznych by upokorzyć inkwizytorów z prowincji. „Mieszczuchy pewnie chcą się dobrze zabawić i rozpętać piekło ku chwale Pana” - ironizował w myślach.

Tak... Otto na prawdę nie był w humorze do prowadzenia jakichkolwiek przesłuchań, jednak rozkaz starszego stażem mistrza był jasny a młody inkwizytor nie zamierzał się mu przeciwstawiać. Ponadto sam chciał się czegoś dowiedzieć i jak najszybciej doprowadzić sprawę do końca. Z drugiej strony, jeśli miał wybierać, to wolałby zostać wysłany do paru karczm by zasięgnąć języka wśród mieszkańców. Nieraz już wykazał się ogromną pomocą w przeszpiegach i w zdobywaniu informacji ale widocznie taki a nie inny los zgotował mu Pan. Zbliżał się powoli do budowli nie spuszczając wzroku z kamiennej wieży i nagle, bez ostrzeżenia, zapytał:

- Zakładam, że oprócz cel macie tam jakąś salę przesłuchań?
- Wszystko da si zorganizować, mistrzuniu. - odpowiedział mu opasły strażnik, który pojawił się nagle w drzwiach posterunku. Skórznia, w którą był odziany, w kilku miejscach nosiła znaki po niewprawnym cerowaniu, zapewne wynikajacym ze stale rozsnącego brzucha strażnika.
- Zapraszamy, jestem Guiness. Zastępca kapitana Blaukopffa. Powiedzcie tylko czego wam potrzeba a postaramy no my się... - pochwalił się układajac dłonie na wystającym brzuchu.

Pomijając wszelkie uprzejmości ze strony inkwizytora, ruszyli wgłąb mrocznych czeluści posterunku. Pomieszczenie, do którego został zaproszony było niezwykle ubogie, a smród panujący wewnątrz uderzał w nozdrza tuż przed progiem. Podłoga wyłożona była brudną, pozlepianą słomą.

Guiness podprowadził młodego inkwizytora do poczerniałego od brudu stołu w rogu sali.
- Wprowadźta no tamtego to lochu - wrzasnął w kierunku drzwi, po czym już życzliwym tonem odezwał się w kierunku Otto - Wina, mistrzuniu? - wskazał na gliniany dzban. - Nieźle trzepie.

Otto z początku w ogóle nie zareagował na to co mówił Guiness. Miał też cichą nadzieję, że strażnicy pamiętają rozkazy mistrza Alinarda dotyczące więźnia. Drapiąc się po skroni poznaczonej brzydkimi bliznami po ospie, ocknął się nagle.
- Myślę, że nie zaszkodzi - odrzekł głośno wzdychając. Może nie było to zbyt wskazane przed prowadzeniem przesłuchania, jednak chciał sobie poprawić humor.

Tłustą twarz rozpromienił uśmiech. Strażnik szybko chwycił za drewniany kubek, strząsnał na podłogę resztkę płynu z jego wnętrza, po czym przelał z dzbana czerwony trunek.

- Przypomnij mi co takiego uczynił ten mężczyzna? - zapytał inkwizytor przyjmując z rąk Guinessa wino. Miał nadzieję, że wypali ono z naczynia wszelkie nieczystości i zatrze ich ewentualny posmak.

- Ha… Mistrzuniu, gybyśta zobaczyli sami jak swoją babę przozdobił... - spauzował pociągając łyk prosto z dzbana, rowiewając tym samym nadzieję Otto, iż samo wino było “nietknięte”, po czym otarł rękawem wydatne usta - Albo raczej jak nią przyozdobił swoje mieszkanie. Wicie... Ona była jedna z tych co miała tutaj... - wskazał palcem skroń - Nie tego. Te, do których przyjechaliście, nie? Chopowi się nie dziwię. Nie dość, że puściła się z innym i zrobiła sobie dzieciaka... To jeszcze takie nam tu w mieście dramaty urządzała. Sir Blaukopff powidział, że trza go pod sąd dać a nie ot tak... No wiecie. To był sąd i my go juz wieszać mieli.

- Rozumiem... - zdawkowo i powoli odparł Otto. Z wypowiedzi strażnika jasno wynikało, że opętanych jest więcej. Zastanawiał się czy właśnie dlatego do Addsburga wysłano aż pięciu inkwizytorów. Tak czy inaczej, według Ottona, żaden z jego towarzyszy nie powinien pchać się w śledztwo. W końcu ci ludzie, to podopieczni inkwizytorów z Bechyne.
- Aaaa... gdzie przebywają te kobiety? Są tu może? - Zapytał odkładając nienaruszony kubek wina na stół.

- Cztery a i owszem... - zastanowił się - Ksiundz proboszcz kazał nie traktowac ich jak... wieta. Kryminalistek. Zatem... Kiedy im się w głowie gorzej nie robi, wypuszamy je do ich domów. Ksiundz mówi, że ich przypadłośc... Nie jest stała. I nie jest ich winną. Te cztery, co siedzą teraz w naszym loszku... - zaśmiał się głośno z własnych słów - Teraz są no właśnie w tym mniej przyjemnym stanie. Trzymamy je w łańcuchach w osobnych celach.

- Prowadź - rzucił stanowczo Otto dając rozmówcy do zrozumienia, że chce je zobaczyć. Musiał zacząć działać. Chciał znaleźć sobie jakieś zajęcie zanim strażnicy przygotują niedoszłego wisielca do rozmowy.

Strażnik z lekkim grymasem na twarzy odstawił dzban, po czym podszedł do kredensu przy ścianie nieopodal. Z jednej z szuflad wyjał pęk kluczy.
- Skoro chcecie, mistrzuniu. Ostrzegam jednak... To bardzo niemiły widok. Żałosny bym powiedział...
Mężczyzna poprowadził Otto do kolejnej izby. W niewiele lepszym stanie od poprzedniej. Niepowtarzalny bukiet zapachów wzbogacony był tutaj o zatęchły brud z pozostawionych na pryczach ubrań “dziennych” strażników.
- Przepraszam... chopaki nie sprzątają po sobie... - zaśmiał się mało przekonywująco, po czym minęli kolejne drzwi. Po ich drugiej stronie znajdowały się schody prowadzące w dół. Guiness chwycił za pochodnię pozostawioną na ścianie i przyświecając nią przed siebie zszedł w dół. Zamek w żelaznej, nieco oblodzonej kracie zazgrzytał glośno i już po chwili znajdowali się w podziemnej, obszernej izbie. Słoma, którą niegyś wyłożona była podłoga, zamieniła się w żółto-brunatną breję, przylepiającą się do butów. Po obu stronach sali znajdowały się grube, dębowe drzwi z drobną kratą na wysokiści oczu. Po sześc z każdej strony. Na wprost wejscia znajdowała się jedna, wielka cela oddzielona od dużej sali jedynie żelaznymi, pordzewaiłymi prętami. W tej chwili znajdowało się w niej kilku mężczyzn przykutych kajdanami do ściany.
- Nasz skazaniec już został sprowadzony... - oznajmił grubas, wskazując inkwizytorowi niewyraźnie zarysowaną postać w celi zbiorowej, zakuwaną w tej chwili przez strażników.

Otto skrzywił się wyraźnie widząc w jakich warunkach przyjdzie mu prowadzić przesłuchanie. Wiedział co prawda jak wyglądała większość lochów jednak w głębi duszy miał cichą nadzieję, że tym razem będzie lepiej. Nic z tych rzeczy. Droga Sługi Bożego nigdy nie była zasłana różami.
- Wyprowadzić go na górę, nie mam zamiaru rozmawiać z nim w tym miejscu. Tu też trzymacie te kobiety tak? - Otto kiwnął głową w kierunku rzędu dębowych drzwi po czym bez pytania podszedł do pierwszej z brzegu celi.

Pomieszczenie nie było większe niż przeciętny wychodek. Powietrze wpadało do jego wnętrza przez szparę przy suficie wraz z kroplami lodowatej wody. Najprawdopodobniej z topniejacego śniegu. Kobieta w środku miała związane dłonie i zakneblowane usta. Na kostkach zaś dostrzec się dało zelazne kajdany, które niepozwalały oderwać jej nogi od ziemi. Kołysząc się lekko, siedziała przyciskając plecy do ściany.

- Wiecie kim jest ta kobieta? Co robi? Gdzie mieszka? - inkwizytor nawet nie myślał gdy pytania zaczęły pojawiać się same.

- Ingryda. Służka. Pracowała w posiadłości Sir Blaukopffa... Na stałe... - zamyślił się - Mieszkała z matką. W jakiej norze, chuj wie. Stara Panna - zaśmiał się nagle rubasznie - Panna to już może nie... Dziecko w sobie nosi.

- Dziecko powiadacie... Inne też?

- A no, jakby jednym chujem je kto wybatożył.

Z każdą chwilą sprawa opętania w Addsburgu coraz mniej podobała się młodemu inkwizytorowi. Nie trzeba było mistrzów w tym fachu, by zorientować się, że problem nie jest pospolity. Młodzieniec nie uważał się za zbyt tchórzliwego, jednak pierwszy raz pomyślał, że to dobrze, że nie jest tutaj sam. Pomoc doświadczonych inkwizytorów może okazać się przydatna. Wzrok Ottona padł na przechodzących obok strażników, którzy taszczyli na wpół przytomnego skazańca.

- Guiness, co to kurwa ma być?! – wrzasnął nagle - Twoi ludzie nie słuchają rozkazów czy są po prostu głupi? Jak mam rozmawiać z półprzytomnym człowiekiem?! Wydawało mi się, że rozkazy mistrzów Alinarda z Grottaferraty oraz Xaviera Baserto, zwanego Zapalczywym Lisem były dla wszystkich wystarczająco jasne?! Ja może i jestem łagodny ale oni... - zawiesił na chwilę głos - Mówią Ci coś w ogóle te nazwiska?! - wzburzony Otto dosłownie opluwał stojącego obok niego strażnika. Specjalnie przesadził z reakcją i dodał nazwisko Xaviera. Liczył na to, że Guiness nie był tak głupi na jakiego wyglądał.

Mężczyzna z osłupiałym wzrokiem przetarł otwartą dłonią, zroszoną sliną inkwizytora twarz. Bez żadnego wyraźnego sygnału, tą samą dłonią strzelił nagle przechodzącego obok strażnika w zęby.
- Matke Ci pierdolił jakiś głuchy chuj, że nie dotarły do Ciebie słowa mistrzunia, co? Zapierdalaj mi no ino chyżo po znachora, albo dostaniesz cztery nocne warty na południowej baszcie… A tego chyba nie chcesz?
Przerażony strażnik puścił skazańca, ruszając w stronę drzwi.
- A Ty co kurwo wściekła? – zwrócił się do drugiego – Może ja mam go niańczyc? Zanim pójdziesz dasz mu koc i chlanie!

- Guinessie - Otto nieoczekiwanie zwrócił się do zastępcy dowódcy po imieniu i tak bezpośrednio, że tamten przerwał wpół słowa - Czy cele są otwarte?

Warcząc i przekinając cicho, mężczyzna wyciągnął zza znoszonego pasa pęk kluczy, rzucając jeszcze przelotem do strażnika, prowadzącego skazańca:
- Na górę go... I do kupy zebrać. Albo ja was doprowadzę do jego stanu...
Już nie tak rozpromieniony jak jeszcze kilka chwil temu zwrocił się do inkwizytora.
- Tutaj mam klucze. Chce mistrzunio z którąś się rozmówić?

Otto bez słowa odsunął się i kiwnął głową w stronę drzwi, za którymi skuta była Ingryda.

Zamek w drzwiach zazgrzytał głośno, a strażnik skinął nerwowo głową.

- Czy możesz zostawić nas samych? - zapytał Otto już na spokojnie.

- Będę na górze, mistrzuniu. Klucze zostawiam w drzwiach... Nie zapomnijcie jej zamknąć. I uważajcie... Pierdolona gryzie bardziej niż wszy – rzekł po czym ruszył schodami w górę.
 

Ostatnio edytowane przez aveArivald : 09-05-2012 o 01:44.
aveArivald jest offline