- Gotowy, Jąkała?
- T-t-ta.
- Knigę masz?
- Ehe.
- Kazanie?
- W g-g-głowie.
- To jazda. Zadzierać kiecki, chłopaki i zasuwać. - Teraz przed lat kilkadziesiąt nastąpiły herezyje na świętą wiarę, na której to Imperium zasiadło. I na kapłaństwo, do którego to przywiązane jest, jady i ostre nieprzyjaźni swoje podnosząc; chcąc, aby ustąpiła, heretyckie a bluźniercze racje ogłaszają ludzie nikczemni, ukrycie, by dobrych ludzi zwodzić ku nim, a odwrócić od światła...
Procesja w składzie kapłana, niosącego w jednej ręce księgę, a w drugiej pochodnię oraz bandy obdartusów, mruczących niezrozumiale i okładających się po plecach rzemieniami bądź zwojami konopnych lin, pięła się w górę, ku Wilczej Warowni. Wszyscy odziani byli w coś, co przypominało włosiennice z kapturami.
Wywołując spore poruszenie, zarówno wśród załogi Warowni, jak i ukrytych po okopach żołnierzy II Lekkokonnego. Ani jedni, ani drudzy nie mieli pojęcia, jak i skąd na manewrach wzięli się nagle fanatycy Sigmara. - ... tedy weźcie młoty a miecze i rozbijcie nieprzyjacioły Imperium! Bijcie ich, a tłuczcie, tnijcie, sieczcie, rąbcie, bez zlitowania ni miłosierdzia! A zewłoki ich palcie, by nie kaziły świętej ziemi Imperium, by ich dusze nieczyste nie kaziły dusz dobrych poddanych Sigmara! - głos kapłana rósł, nie tylko z powodu coraz mniejszej odległości, ale najwyraźniej on sam się nakręcał, od podniesionego głosu przechodząc do krzyku. - Co do chuja? Słyszycie?
- No raczej, szaleniec drze mordę na pół Middenlandu.
- To nie to, on brzmi jak ten szajbus z dziesiątki Mędrka.
- Co? Ten jebnięty klecha? Niby skąd on miałby... skurwysyny! - A ja nadal mówię, że to wszystko chuj strzeli. Zaraz się połapią i czeka nas wielkie bicie. A to i tak nic w porównaniu do tego, co zrobi z nami Jednooki. - mruknął jeden z biczowników. - Morda, Maruda. Uda się. Mrucz dalej. I okładaj się tym sznurkiem.
- Pancerz sobie zniszczę...
- Weźmiesz nowy od tych frajerów. Głośniej mruczeć, zbliżamy się. Biczować się mocniej, jesteśmy w końcu fanatykami religijnymi.
- Kim?
- No, świrami. Pojebami.
- A to dobra.
- Zamknąć mordy. Od teraz tylko mruczenie.
- Ale co mruczeć?
- Nic, po prostu rób "mmmm".
- Mrurmrumrau... nie umiem...
- To powtarzaj "Sigmar".
- SIGMAR! - rozległ się nagle ryk z pochodu. - Kurwa, Kartacz...
- SIGMAR!
- ... mówiłem, że ma być trzeźwy.
- Jak ruszaliśmy to był...
- Dobra, krzyczymy razem z nim. I machać batami!
- SIGMAR! SIGMAR! SIGMAR!
Imię boga niosło się echem po okolicy, wywrzaskiwane przez dziesiątkę ludzi maszerujących prosto w stronę Wilczej Warowni.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Ostatnio edytowane przez Cohen : 09-05-2012 o 14:45.
|