Aria stała przy burcie starając się nie przeszkadzać uwijającej się załodze. Nie lubiła podróży morskich. Były nudne. Co gorsza, jak w tym przypadku, Przystań zdawała się nie mniej nieciekawa. Ot, hałda żużlu z wbitymi w nią wieżyczkami przykrytymi wszechobecnym pyłem. Pozory, pozory...
Nie specjalnie zdziwiła się, że Varys wysłał jedną, a może nawet więcej ptaszyn by doniosły o jej przybyciu. Ah, no tak. Znowu była egocentryczna. W końcu nie tylko ona przypłynęła statkiem. Jakkolwiek nie wypadało podsłuchiwać, tak kilku rzeczy dowiedziała się o swoich towarzyszach podróży. Przemknęła wzrokiem po rozchodzącym się tłumie. Znajome sylwetki oddalając się przywodziły na myśl bluszcz. Wcisnęła tragarzowi zapłatę do ręki i podeszła do Varysowego pisklęcia. Struchlało, zapewne zaraz, by uciekło.
- Ptaszynko - głos był spokojny, altowy. Nie nadawała nigdy mu słodkich nutek uznając to za tendencyjne i zarezerwowane dla sadystek - Powiedz Varysowi, że z chęcią zjem z nim obiad.
Dziecko poderwało się do lotu, natomiast Risborn ruszyła do swojego tymczasowego gniazdka. Chciała czym prędzej zmyć z siebie trud podróży, a następnie rozpakować się. Oczywiście mogła kazać zrobić to służącej, jednak... w mieście, w którym skarbnik prowadził zamtuz musiałaby mieć niezwykle dużo szczęścia by znaleźć służącą, której mogłaby zaufać.