Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2012, 18:37   #10
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Thargroth Burgrondson; William Shmidt ; Adamas Chrys; Rilaya Teltanar; Anselm Richter; Ludo Rotshwert, Fiegler Simmons

Burgrondson uśmiechnął się szeroko. Rzucił bez żadnych wstępów:
- Nazywam się Thargroth Burgrondson. Pracowałem w tym mieście dla wielu człeczych kupców i szlachciców. Nigdy nie zawaliłem roboty. Mam stuprocentową skuteczność. Z bardziej znanych, Otto Kobrel może poświadczyć o mojej skuteczności. Ostateczna cena może zostać uzgodniona po wykonaniu zlecenia, w zależności od jego trudności. Wymagam jednak pięciu złotych koron by uczynić niezbędne przygotowania. - przez niezbędne przygotowania zabójca miał na myśli kupno stulitrowej beczułki piwa na drogę. Uczciwy krasnolud musi mieć swoje priorytety. - Jestem również najbardziej kompetentnym wojownikiem wśród tu obecnych.
- Zaiste imponujące - odrzekł szlachcic uśmiechając się. - Zabójcy są znani ze swojej skuteczności, współpraca z wami jest zawsze opłacalna. Oczywiście płacę jak i zaliczki omówimy kiedy już dojdziemy do sedna. Chciałbym najpierw aby całe to zgromadzenie przedstawiło mi swoje kompetencje. Bo widzisz mój drogi krasnoludzie, nie wątpię w twoją skuteczność, śmiem jednak twierdzić, że osoba tak charakterystyczna jak zabójca, nie zdoła... Wtopić się w tłum, czy chociaż przejść spokojnie ulicą nie ściągając na siebie całej uwagi, a zadanie które planuję powierzyć osobom kompetentnym wymaga nie tylko zabijania, ale i... Pozyskiwania informacji, infiltracji. Mam nadzieję, że rozumiesz. - Nie dodając nic więcej zwrócił się do reszty wyczekując dalszych informacji.
Adamas postawił sobie za punkt honoru przebić każdą ofertę krasnoluda przynajmniej dwukrotnie, postanowił więc nie marnować więcej czasu, zaczął mówić:
-Ja zaś jestem Adamas Chrys, syn Wortha. Nim ktoś zdąży zapytać. Tak Wortha Chrysa slynnego barda. Jeżeli chodzi o pozyskiwanie informacji to łysy, gruby kupiec, z trzeciego straganu na lewo od “Zbłąkanego rondla” może potwierdzić. Do reszty moich zalet należy jeszcze, że praktycznie w ogóle nie pijam alkoholu, no i, co oczywiste, jestem człowiekiem, więc łatwiej wtopić mi się w tło.
Anselm przez chwilę przyglądał się Adamasowi. Kiedy upewnił się, że przestał mówić sam zaczął się przedstawiać.
-Anselm Richter, tutejsi znają mnie bardziej jako “Golibroda”. Zleceniami od zamożnych zajmuje się dość dorywczo, ale nikt do tej pory nie narzekał. - zerknął jeszcze raz na Adamasa -Worth Chrys, tak? No, no... nigdy nie słyszałem.
Adamas uśmiechnął się szeroko.
-Nie dziwię się. Z jakiegoś powodu ojczulek umyślił sobie, że będzie grywał na salonach bogaczy. Aż wreszcie wysłali go na “kąpiel” w rzeczce. Zbrzuchacił ponoć jakąś dziewczynę. Ja na szczęście nie jestem efektem tej przygody. Mnie wychował dziadek, który był zaś jednym z najlepszych mieczników w całej Tilei.
-No cóż, na wypadek, gdyby dziadek odrobinkę przesadzał co do swych zdolności, zajmuje się medycyną. Więc, jeżeli bronią władasz gorzej niż językiem poskładam cię do stanu użyteczności,
- Dobrze, dobrze, wystarczy panowie - Przeniósł ponownie spojrzenie na resztę gości, skupiając swój wzrok na elfce, wyraźnie zaintrygowany jej obecnością - A cóż sprawia, że mamy zaszczyt gościć przybysza z tak odległej krainy?
Dla Rilayi wspomnienie przez Adamasa jego ojca, ponoć słynnego barda, nie oznaczało niczego, a jeszcze mniej przytoczona historia, jak i stwierdzenie, iż wychowawcą był dziadek, jeden z najlepszych mieczników. Może dla pozostałych ludzi wspomniane osoby posiadały znaczenie, chociaż Anselm zaprzeczał temu stwierdzeniu, jednak czy mogły one również świadczyć o wartości innego człowieka?
Słysząc skierowane do siebie pytanie uśmiechnęła się delikatnie do Shmitta.
- Od pewnego czasu przemierzam wasze ziemie z czystej chęci poznania. - odpowiedziała - Rilaya Teltanar. Umiejętność tropienia w lasach pozwoliła mi na zapobiegnięcie sprawiania dalszych problemów przez poszukiwanej osoby, czy grupy. Potrafię też o siebie zadbać w kwestiach walki.
- Rozumiem.. - Odparł Shmitt.
Ludo, który w upale dzisiejszego dnia, zdążył na szczęście płaszcz złożyć i przewiesić przez ramię, wystąpił krok naprzód. Mimo ciężkiej drogi i podłego śniadania, prezentował się całkiem nieźle. W sam raz do sprzedania swojej osoby,
-Nazywam się Ludwich Rotshwert, syn Reinhardta. Jestem najemnikiem i łowcą nagród. Przez dłuższy czas zajmowałem się ochroną szlacheckich głów i gdyby, któremukolwiek z moich klientów stała się jakaś krzywda, to zapewne dziś by mnie tu nie było. Znam się co nieco na wojaczce, a życie nauczyło mnie obycia zarówno wśród pospólstwa, jak i wśród światlejszych klas Imperium.
Spojrzenie Shmitta raz jeszcze powędrowało po pokoju zatrzymując się na Simmonsie.
Fiegler dostrzegł przeszywający wzrok Shmitta i uśmiechnął się skromnie. Wychylił jeszcze łyk wina, poprawił swój kołnierz i wstał. Mówił płynnie, głosem miękkim lecz niskim, doskonale komponującym się z kolejnymi łykami wina.
- A ja? Ja moi drodzy państwo jestem Fiegler Simmons. Szczęście można nazwać wieloma imionami, a jedno z nich zdecydowanie brzmiałoby Fiegler. Jestem prostym chłopem, któremu się powiodło. Całkiem porządnie muszę przyznać. Po swoim dawnym panu dostałem tę oto szablę (tutaj uchyla kawałek koszuli i prezentuje rączkę całkiem pokaźnej broni, która już z daleka wyglądała na zasmakowaną we krwi) a także, jako przyjaciel jego rodziny, zostałem do niej włączony. Mój drogi pan nigdy bowiem nie miał syna i wydaje mi się, że ja przejąłem ten “interes” (zaśmiał się, również skromnie, zasłaniając usta dłonią). Opłacił także dla mnie ćwiczenia z zakresu fechtunku, a także większość swojego czasu pomiędzy treningami poświęciłem na naukę w szlacheckiej bibliotece. Dzięki uprzejmości przyjaciół mojego pana miałem także dostęp do biblioteki Altdorfu, ale to temat na inną rozmowę. Możecie nazywać mnie jak chcecie, chłopem, któremu się poszczęściło, bękartem, szlachcicem z ubrania, nie dbam o to moi drodzy. Najważniejszą dla mnie rzeczą jest moja własna świadomość wartości. Wiem na co mnie stać i zdecydowanie będę w stanie tego dowieść.
Po czym usiadł ze spokojem na twarzy i uśmiechając się mrugnął do Elfki. Do końca spotkania nie tknął już wina.
Shmitt skinął głową i po chwili wpatrywania się w niego dziwnym wzrokiem westchnął. - Ciekawe zgromadzenie, zaiste... Cóż, mam nadzieję, że wasze kwalifikacje odpowiadają waszym historiom. - Przez moment wodził wzrokiem po wszystkich jakby oceniając ich, każdego z osobna, jak i wszystkich razem. - Przechodząc do sedna sprawy. - Podjął nagle szlachcic. - Praca którą chce wam zaoferować zawiedzie was do Marienburga, zapewne również i w inne dość odległe miejsca. Problem polega na bandzie złodziei, czy innych wyrzutków, którzy upatrzyli sobie moje dostawy. Nawet najlepsza ochrona nie jest w stanie wychwycić tych suczych synów, przez co tracę setki koron. Jestem świadom, że samo zadanie będzie niebezpieczne i czasochłonne, dlatego przewidziałem wysokie wynagrodzenie. Wiem też, że jedna osoba nie jest w stanie poradzić sobie z tym... Problemem, tym bardziej cieszę się z tak licznej grupy ochotników. - Zerknął na elfkę i krasnoluda. - Rozumiem, że pewne... Różnice kulturowe mogą was zniechęcić do współpracy. Jest ona jednak warunkiem zatrudnienia, zatrudnienie natomiast gwarantuje całkiem pokaźne ilości złota. Ostatnie czego mi potrzeba, to banda awanturników, bijąca się między sobą o nagrodę, dlatego postanowiłem nająć GRUPĘ. - Augustus potarł skroń jak gdyby starając się coś sobie przypomnieć. - Jeśli moje warunki odpowiadają waszym oczekiwaniom, możemy przejść do konkretów. O was samych i zleceniu które zamierzam wam powierzyć. Nie mam czasu na gawędzenie, oczekuję więc decyzji. Z każdym dniem trace cenną walutę. - Po tym wyrzuconym z siebie niemal automatycznie monologu, Shmitt rozsiadł się wygodnie na krześle, popijając wino i wyczekując odpowiedzi.
Richter zastanawiał się nad czymś przez chwilę zanim się odezwał.
-Jak duża jest przeważnie ochrona twych karawan? Albo jaka była największa grupa, która zawiodła?
- Najemnicy chroniący moich dostaw w porcie w Marienburgu, to 8 wykwalifikowanych szermierzy, którzy osobiście zaprezentowali mi swoje możliwości, oraz weteran Reiklandzkiej armii zaprawiony w bojach ze zwierzoludźmi, dam 10 koron, że byłby w stanie ogłuszyć krasnoluda jednym ciosem. Pilnują mojego prywatnego magazynu który posiada jedynie 2 wejścia, od głównej ulicy i kanałem którym przypływają towary wyładowane ze statków. - Shmitt spauzował na chwilę, ale po chwili ciągnął dalej. - Karawany są chronione przez dziesięciu ludzi, konnych i zaprawionych we wszelkich... Potyczkach. - Uśmiechnął sie do siebie szlachcic.
-Rozumiem. Dziesięciu zaprawionych w bojach wojowników spartoliło... a ma temu dać radę: Krasnolud szukający coraz większego trolla, Elfka z dalekich ziem, syn barda, były chłop z szablą, najemnik, medyk i jeszcze jeden człowiek.... ile płacisz, panie?
Augustus zachichotał - Podoba mi się twój tok myślenia. Płaca jest sprawą, którą chyba najlepiej omówić kiedy poznacie wszystkie szczegóły, zanim jednak wyjawię je wam, musze wiedzieć czy wszyscy są zainteresowani. Jak sami rozumiecie, dyskrecja jest mile widziana, nie chciałbym psuć opinii swojej kompanii handlowej. Dlatego też rozpuściłem plotki, żeby zwabić tu potencjalnych... Ochotników.
Zabójca troli przez chwilę gapił się w milczeniu na Augustusa.
- Chcesz żebym pracował... z elfem? - Znów milczał przez chwilę, a następnie eksplodował śmiechem. Opanowawszy się po paru sekundach, znów spojrzał na kupca. - Jesteś ciężko pijany człeczyno. Albo niewiarygodnie głupi, choć wolę myśleć że to pierwsze. Jestem krasnoludem i zabójcą. Jedyna rzecz jaką mogę zrobić z elfem to wytrzeć jego krew z moich butów gdy już połamię mu wszystkie kości.
-Nie żebyśmy z tą panią za bardzo za sobą przepadali Krasnoludzie, ale myślę, że przy zręcznym złodzieju, celna strzała posłana z jej łuku znacznie lepiej się sprawi, niż wymachiwanie tym wielkim ostrzami... a tak poza tym, to jestem pocieszony, że ginie “tylko” złoto. Pozostaje nadzieja, że mamy do czynienia tylko(!) z ludźmi - tyle, że ze zmyślnymi.
Thargroth bardzo powoli obrócił się w stronę mówiącego.
- Sugerujesz człeczyno - powiedział niepokojąco spokojnym tonem - że elf może zabić więcej wrogów niż ja? To próbujesz powiedzieć?
Ludo wzruszył ramionami. Widok pijanego, awanturującego się kułaka dziwnie uspokojonego mógł świadczyć tylko bardzo dobrze, albo niezwykle źle. Odpowiedział, nie schodząc z pantałyku.
- To możecie sprawdzić między sobą. Ja wiem tylko, że wy krasnoludy nie jesteście najszybsze spośród nas, a robota może wymagać szybkości.

Fieglera nie interesował spór dwójki awanturników. Długo wpatrywał się w elfkę. Piękna, a do tego niebezpieczna. Pomyślał. Nie chcąc dawać innym “biesiadnikom” powodów do podejrzeń, jakoby spodobała mu się elfka, zwrócił się do Shmitta:
- Jeśli można, mam pytanie do tego transportu. Mówisz panie, że statki przypływają do Marienburga, co jest oczywiste, bo to największy nasz port handlowy, a potem Twoje towary karawanami wędrują między innymi do Talabheim. Pewnie część trafia do Altdorfu, albo Nuln. Chciałbym się dowiedzieć, czy towary kursujące między tymi miastami mają jakieś postoje. Wszak wszyscy dobrze wiemy, że koń juczny mimo że wytrzymały też potrzebuje czasu na odpoczynek. Jeśli te karawany mają takie miejsca, stałe do których przyjeżdżają to wystawiają się potencjalnym “nabywcom” jak to przepyszne kurczęcie na talerzu. Poza tym, skąd mamy pewność, że działamy przeciw zorganizowanej grupie, a nie jakimś drugoplanowym bandom, które po prostu łupią Twoje karawany? I jeszcze jedna kwestia, od kiedy Twoje towary “znikają”?
-Myślę, że gdyby drugoplanowe bandy mogły łupić stale karawany na takie sumy, to żylibyśmy w całkiem innym Imperium. Zresztą Pan Shmitt zapewne dawno już zrozumiał, że najęcie dobrej ochrony, opłaca się bardziej niż ryzykowanie Karlifranzami. Strażnicy nie giną... zresztą, żeby porywać się na takie grupy... Potrzeba by było albo dużej i mocnej bandy, albo jakiegoś dobrego podstępu. Obejść ich też za bardzo by się nie szło. Albo robota kogoś od wewnątrz, kto biorąc procent z kradzieży, opuszcza swoje warty, albo magazyny w Marienburgu mają więcej wejść, niż Jaśniepan sobie zdaje sprawę.
- Nie zrozumieliśmy się. Towary nie są łupione z karawan. One giną w porcie, nocą, tuż przed wyjazdem - Umilkł na chwilę spoglądając na krasnoluda - Wiem jakie jest wasze podejście do elfów krasnoludzie, rozumiem, że nie mogę od ciebie wymagać współpracy z nimi, jest to jakkolwiek bardzo pożądane, zostanie również sowicie nagrodzone. Jeśli jesteś tak skuteczny jak to sobie przypisujesz, a zważając na to że jeszcze żyjesz, zapewne jesteś, jestem w stanie dorzucić niewielki bonus który zapewne cię zmotywuje. Obecność elfa jest o tyle przydatna... Jakby to powiedzieć, elf ma dostęp do wielu miejsc, do których reszta z was może się nie dostać - Spojrzał przelotnie na elfkę i dodał - No i jest kobietą.
Burgrondson zawahał się przez moment. Człeczyna najwyraźniej bardzo chciał pozbyć się swojego problemu. Wyglądał jakby był w stanie zapłacić za to każdą cenę... Hmm. Uśmiech pojawił się na ustach zabójcy.
- Jest jedna rzecz która może mnie przekonać do współpracy z - splunął z pogardą - elfem. Wypełnię dla ciebie to zadanie i nie zabiję elfa w czasie jego trwania. W zamian chcę byś umożliwił mi wypełnienie jednej z moich przysiąg. - Uśmiech na jego ustach był teraz wyraźnie widoczny dla wszystkich obecnych. - W zamian za moją pomoc chcę byś ufundował zbrojną ekspedycję w Góry Krańca Świata, której ja będę częścią. Celem tej ekspedycji będzie zabicie orkowego wodza Grimgora Ironhida. - zastanowił się przez moment - I nieograniczony zapas porządnego krasnoludzkiego Ale na czas misji.
Mina nieco zrzedła Shmittowi - Jesteś świadom jakie są koszty zbrojnej ekspedycji, która pod wodzą krasnoluda zgodzi się ruszyć w góry krańca świata walczyć z orkami? Czy aby nie przeceniasz nieco swoich możliwości?
Tym razem zabójca zachichotał cicho.
- Polowałem na czarnych orków i ich przywódców przez wiele lat, człeczyno. Nie spotkałem jeszcze takiego który by mnie pokonał. I nie jest tak że nie będziesz miał zysków. W chwili gdy Grimgor zginie, jego banda ulegnie rozproszeniu. Bogactwa przez niego zagrabione wystarczą ci na lata. Zapewnią ci także dozgonną wdzięczność krasnoludów. Wiele wersów w Wielkiej Księdze Krzywd poświęcono tej bestii.
-Zabójca, strateg, przywódca i emisariusz ludu... widziałem już wszystko... - zaśmiał się Ludo pod nosem.
- Hmm.. Zadumał się szlachcic, może i masz rację... - Rozterka pomiędzy możliwym zyskiem a stratami wyraźnie wypisała się na jego twarzy, Shmitt lubił złoto, jak każdy, jak każdy też wiedział, że nic tak nie pomogłoby jego interesom jak przychylne krasnoludzkie karawany dostarczające cudów na jego stragany. - Myślę, że możemy się dogadać mości krasnoludzie. Oczywiście mam nadzieję, że nie ty sam jeden uczestniczyłbyś w tej wyprawie. Zanim jednak omówimy ją, musicie wykonać zlecenie, nie jest to tak proste jak może się wydawać, dlatego też proponuję wysoką nagrodę. - Rozejrzał się ponownie, oczekując reakcji zgromadzonych tu łowców nagród, mimo skwaru jaki panował na zewnątrz, w komnacie było chłodno, a kupiec z przyjacielskiego, zmienił ton na suchy i zimny, taki jakeigo używa się podczas prowadzenia interesów.
Adamas klepnął się głośno po kolanach i powiedział:
- No właśnie nagroda. Zdążyliśmy już się dowiedzieć co dostanie krasnolud, ale myślę, że dużo bardziej ciekawą kwestią będzie, jaką nagrodę dostaniemy my, zwykli ludzie. Od razu powiem, że interesują mnie liczby.
Ludo spojrzał na Adamsa i pokiwał głową w wymownym geście, który można by przetłumaczyć, jako “słusznie prawi ten człowiek”
-Jako najemnik zgodzę się nadstawiać karku i zrobię co w mojej mocy w sprawie kradzieży, ale warto by było, by moja sakwa po tym wszystkim stała się ciut grubsza. O jakich sumach mówimy?
- Cóż... Po podpisaniu kontraktu, oferuję wam zaliczkę w wysokości 10 złotych koron, na wydatki, po powrocie i waszym sukcesie, suma ta urośnie o kolejne 20 od osoby.
-10 na osobę czy na grupę?- Anselm lubił drobne szczegóły. Ludzie dostatecznie często próbowali go na nich przerobić.
- Od osoby. W razie śmierci któregoś z was, nagroda za jego pracę przepada, nie jest rozdzielana na resztę.
-Łącznie 30 koron na osobę... - Jeszcze raz w myślach przeliczył tę sumę, na rzeczy, które mógłby nabyć.- Zaliczka jest solidna, ale dobrze byłoby zachować możliwość negocjacji ostatecznej sumy. Chociaż chojna. Nie wiemy, co nas tam może czekać.
- A co z jedzeniem? Mam rozumieć, że w tej kwestii jesteśmy zdani na siebie, panie Shmitt? Czy oferujesz wikt i opierunek na czas trwania Twojego zlecenia? Nie jestem co prawda zwolennikiem wygód, ale spanie na kamieniach, czy rozdrożach również nie brzmi “gustownie”
-10 złotych koron, będzie ci wystarczyło przynajmniej na miesiąc, albo dwa w tawernach. Chyba, że masz zamiar jeść diamentowymi sztućcami, ze zrebrnych talerzy.
- Owszem będzie, kiedy będę je miał. Wolałbym wykonując zadanie tak wielkiej wagi wiedzieć, że czeka mnie miejsce, w którym mogę się wyspać i działać dnia następnego. Na moje nieszczęście, groszem nie śmierdzę... Czy w takimż bądź razie szlachetny Augustus von Shmitt przewidział dla nas jakiś opłacony zajazd?
- Proponuję 10 koron zaliczki, które pokryją koszty utrzymania, podróży i ewentualnych łapówek za informacje. Nie przewiduje żadnych dodatkowych zapomóg. - odparł Shmitt beznamiętnym suchym tonem.
- Brzmi logicznie. - Fiegler nie spuszczał wzroku z młodej elfki.
Adamas popatrzył na mężczyznę, po czym zapytał:
-Czyli jeżeli dobrze rozumiem, jest Pan gotów wydać dwieście dziesięć koron na nagrodę, ale nie jest Pan gotów dorzucić kilku koron na koszta mieszkania i jedzenia?
- Chyba się nie zrozumieliśmy mój drogi. Dostajecie po 10 koron na głowę, nie obchodzi mnie co z tym zrobicie, jak to wydacie i gdzie. Jest to zaliczka której nie zamierzam zawyżać, prawdziwa zapłata, przychodzi po wykonaniu zadania, a wszelkie dodatkowe usługi które dla mnie wykonacie, zostaną wynagrodzone. - Odparl szlachcic mierząc Chrysa wzrokiem.
Ludo kiwnął głową z aprobatą.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 16-05-2012 o 20:54.
Zell jest offline