Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2012, 18:38   #11
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
-Pozwólcie że się przedstawię moi mili, aczkolwiek sądzę że część z was może mnie znać, William Schmidt, najlepszy bard i poeta w tej części imperium - powiedział z dumną spoglądając głównie na elfkę - Drogi przyjacielu - tu zwrócił się do Augustusa - Nim ta barwna grupa przerwała nasze śniadanie, chciałem powiedzieć ci, że mam zamiar opuścić tymczasowo twoje gościnne progi, wszak przebywam już w twoim domu dosyć długo. Myślę, że Marienburg będzie odpowiednim kierunkiem na wznowienie moich podróży, co powiecie moi drodzy na dodatkową jedną koronę na głowę za odeskortowanie mnie d Marienburga lub w tamtym kierunku. Płatne z góry. - tu spojrzał na Schmitta, wiedział że ten ma słabość do Williama i chętnie opłaci jego bezpieczeństwo, Poeta nie narzekał na brak pieniędzy, wręcz przeciwnie, ale mimo wszystko nie lubił rozstawać się ze złotem.
- Sądziłem, że zamierzasz udać się do Altdorfu Williamie. Nie jestem pewien czy Marienburg jest najlepszym miejscem dla ciebie. - Odparł Augustus, jedynie na chwilę odwracając wzrok od reszty.
-Altdorf jest po drodze do Marienburga, no chyba że nasi goście mają zamiar podróżować przez dzicz, ale w każdym razie kawałek chętnie pojadę w towarzystwie. Mam nadzieję że to że chcę cie opuścić nie uraża cie w żadnym stopniu przyjacielu, a wy, że przywitacie w drużynie dodatkowego kompana. - Powiedział z promiennym uśmiechem wysłanym w stronę Elfki
Shmitt westchnął i skinął głową. - No cóż, jeśli zgodzą się zabrać cię ze sobą, to nie mam nic przeciwko.
Adamas spojrzał na barda, no i poetę.
-Jak dla mnie możesz jechać, ba nawet zgodzę się osobiście zadbać o twoje bezpieczeństwo. Tyle, że ja biorę koronę i pięć szylingów. Za to jestem całą drogę trzeźwy.
Najemnik zmierzył wzrokiem Williama. - Jeśli umiesz o siebie zadbać, to nie widzę problemu.
Anselm wzruszył ramionami.
-Jasne.
Rilaya jedynie przysłuchiwała się wymianie zdań i obserwowała zachowanie obecnych. Oczekiwała jak rozwinie się sytuacja z krasnoludem, która musiała w końcu dojść do głosu. Sądząc z zachowania Shmitta i jego ugody, naprawdę musiało mu zależeć na rozwiązaniu problemu.
Zaproponowana suma uspokoiła elfkę, chociaż posyłane jej mrugnięcia i uśmiechy były zachowaniem dość... osobliwym, chociaż z tego, co Rilaya zauważyła na ulicach, raczej powszednim.
Kiedy William poruszył kwestię swojego przyłączenia się, a Adamas zaproponował ochronę spojrzała na najlepszego barda w Imperium, którego miana nigdy wcześniej nie słyszała i zapytała wprost:
- Potrafisz zachować się w razie zagrożenia? - w sytuacjach krytycznych pałętający się w panice muzyk bynajmniej nie należał do pożądanego scenariusza. Ochrona ochroną, ale zachowanie ochranianego też miało znaczenie.
-Moja droga, brałem już udział w niejednej wyprawie, myślisz że moje poematy biorą się znikąd? Gdybyś tylko zajrzała do któregoś z moich tomików poezji wiedziałabyś że zwędrowałem kawał świata. Myślałem że elfy są bardziej uwrażliwione na sztukę.-Powiedział z lekkim wyrzutem aczkolwiek zawadiacki uśmiech nie schodził z jego twarzy - może i nie jestem wojownikiem, jednak nie znaczy to że nie potrafie sie zachować w sytuacji zagrożenia, ba zdążyło mi się nie raz wyperswadować jakiemuś złodziejaszkowi napaść na mnie, i zaufajcie mi, nie dokonałem tego jedynie dzięki sprawnemu językowi - tu puścił oko do Rilayi - Poza tym, mam co nieco kontaktów, w całym imperium, a także niezgorsza rzucam nożami. - mówiąc to zakręcił widelcem, który akurat trzymał w dłoni, między palcami - Zaufajcie mi, umiem o siebie zadbać, poza tym będę podróżował z wami jeno do Altdorfu.
Ludo przez chwilę przechodził wzrokiem, od mówiącego, do mówiącego. Kampania zbiera się … intensywna. Znaczy krasnolud i do tego zabójca, który stanowił zapewne świetną ochronę przed osobami trzecimi i odrobinę słabszą przed samym sobą, wyniosła elfka, paru zabijaków - z czego jeden słynny ze słynnych...
No i ochraniany bard niezgorsza rzucał nożami... kwaśna, jadowita ślina cisnęła Ludwichowi na usta pytanie: “do tarczy?”, ale powstrzymał się... zajmowała go inna sprawa. Nawet nie sama misja i nie to, że wraz z całą tą kolorową kompanią, mają utworzyć “GRUPĘ”. Wróciły wspomnienia.
Uderzyły, jak haust świeżego powietrza, po wyjściu z zadymionej karczmy...
Wsparł się plecami o kolumnę.
Zaprawiony w bojach weteran Reiklandzkiej armii... to nie pasowało za bardzo do Sigmunda... ale on jako pierwszy stanął mu przed oczami. Ujrzał go jak wtedy. Jego pucułowatą, uśmiechniętą twarz, odwracającą się do Luda, kiedy to ojciec posadził go w drogę na jego pierwszego konika...
“Szlag by to... mięła wiosna, czyli to już ponad 16 lat.” Ludo uśmiechnął się sam do siebie. Krzywo i jakby boleśnie. Tej nocy wypadałoby się sponiewierać.
I to niekoniecznie dla zacieśnienia więzi...
- Skoro zgodziliśmy się co do zapłaty, może warto omówić szczegóły. Jak już wiecie, chodzi o to, że dostawy spoza Imperium, bardzo wartościowe dostawy są rabowane. Ochrona nie jest w stanie wychwycić kto je rozkrada i gdzie składuje. Tutaj wkraczacie wy, macie znaleźć tych rabusi. Nie wiem jak są niebezpieczni oraz jak wielu ich jest. Dysponuję jedynie informacjami dostarczanymi mi przez moich najemników. Milicja do niczego nie doszła, łapówki wśród gildii niczego nie osiągnęły a i informatorzy rozkładają ręce. - Shmitt wyglądał na zmęczonego całą sytuacją, wyraźnie chcącego mieć już ten problem z głowy. - Z każdą dostawą tracę setki koron. Dlatego musicie działać szybko i skutecznie. Oczekuje od was natychmiastowego wyruszenia do Marienburga, z jak najmniejszą ilością postoi. Od krasnoluda wystarczy mi obietnica spełnienia warunków umowy, reszta jednak, podpisze formalny kontrakt, w razie nie wywiązania się z jego warunków, przewiduje rozesłanie listów gończych i ukaranie oszustów. - Uśmiech zagościł na jego starczej twarzy jakby mówił o pogodzie, najwidoczniej już niejednokrotnie dobijał podobnych targów. - Jakieś pytania?
Ludo, wciąż w jesiennym nastroju, wpatrywał się tępo w obrazy za oknem. Na chwilę oderwał się od tego:
-Po pierwsze: Jakie konkretnie towary Panu giną?
- Wartościowe towary, to nie jest ważne, cenne materiały handlowe które są bardzo ciężkie w zdobyciu, oczywiście nie muszę powtarzać jak są kosztowne.
-Nie wątpię, jeśli jest Pan skłonny zapłacić po 30 Koron na głowę... tym niemniej ta wiedza mogłaby być dla nas wskazówką. Niebezpiecznie jest iść na misję w ciemno. Co do samego planu...
-Tu zwrócił się także do pozostałych-
Proponowałbym, by jeden z nas -tu spojrzał po ludzkich mężczyznach - przybył oddzielony wcześniej od grupy i udawał robotnika portowego, pracującego przy rozładunku.
Anselm spojrzał na Ludo, delikatnie prychnął.
-A jak ma on niby wyprzedzić resztę grupy? Chyba, że zamiast “niezwłocznego wyruszenia” zostaniemy tu z tydzień, albo dwa, żeby ten co ma przyjść oddzielnie się tam dostał, zatrudnił i zdobył potrzebne informacje.
-Język masz ostry, ale brakuje ci wyobraźni. Rozdzielić się możemy w trakcie drogi. Grupa może wejść do miasta przez jakiś czas niezauważona. Przez ten czas podstawiony robotnik może zebrać znacznie więcej informacji niż paru smutnych panów z szablami. Możemy nawet wejść do miasta tego samego dnia. Wystarczy by robotnik dostał się tam inną bramą, inną drogą … dobrze by było by nasz pracodawca polecił go zaufanemu człowiekowi, tak by czekało na niego miejsce. Z drugiej strony: to też mogłoby zostać zauważone. Na pewno mamy do czynienia z kiś zręcznym... jak się tam nazywałeś?
Anselm przez chwilę przyglądał się swemu rozmówcy z nie zrozumieniem na twarzy. W końcu się poddał i zapytał.
-A co w tym czasie będzie robić reszta grupy? Im dłużej będziemy odwlekać, tym więcej towarów straci pan Augustus.
-Pan Augustus traci towary z każdą chwilą naszej rozmowy. Możemy się rozdzielić. Jeden pracownik w środku. Dwie osoby obserwują i w razie czego - ubezpieczają go. Reszta zbiera informacje po mieście. Dopóki nie zostaniemy rozpoznani jako grupa, mamy większą swobodę działań. Tak przynajmniej widzę to ja.
Szlachcic wtrącił się do rozmowy mówiąc - Panowie. Rozumiem, że musicie opracować taktykę, jednak mnie niespecjalnie obchodzi w jaki sposób rozwiążecie mój problem. Proponowałbym wam omówienie szczegółów w drodze. W końcu czasu na to wam nie zabraknie. Siedząc tu i dyskutując niczego nie osiągniecie dlatego pytam was, macie jakieś pytania? Jeśli nie, podpiszemy umowę, ja wypłacę wam zaliczkę i pożegnamy się. - Shmitt był wyraźnie nieskory do marnowania czasu i pieniędzy.
-Czy możemy liczyć na list polecający?
- Oczywiście.
-Dobrze. Myślę, że wystarczy sama pieczęć i prośba o przyjęcie osoby doręczającej do rozładunku.
- To nie będzie problem.
Zabójca wyprostował się, a jego twarz przybrała niezwykle poważny wyraz.
- Ja, Thargroth Burgrondson, przysięgam wszelką pomoc w rozwiązaniu problemów z kradzieżami w mieście Marienburg obecnego tu Shmitta, oraz że nie uczynię krzywdy żadnemu ze współwykonujących zadanie na cały czas jego trwania, w zamian za obiecaną mi pomoc. - Jego twarz z powrotem przybrała uśmiechnięty wyraz - Teraz, zaliczka i biorę się do roboty. Trza poczynić przygotowania.
Augustus z uznaniem skinął głową, odwrócił się i klasnął w dłonie. Natychmiast podszedł do niego jakiś dobrze ubrany mężczyzna pytając.
- Tak panie?
- Pergamin, pióro, atrament i złoto - Odparł krótko szlachcic, po czym łyknął wina i spojrzał na resztę zgromadzenia.- Rozumiem, że wszystko ustalone?
-Oczywiście, pokażcie tylko co mam podpisać.
Rilaya skinęła głową.
- Ustalone.

Zwój pergaminu jak i inne przybory, zostały dostarczone kupcowi już po chwili. Wszyscy widzieli jak sprawnie macza pióro w kałamarzu i spisuje wszystkie szczegóły kontraktu, wysokość zaliczki, finalnej zapłaty i zobowiązań omówionych wcześniej. Eleganckie pochyłe pismo z wielką ilością zawijasów nadawało tekstowi iście wyniosły charakter. Poniżej treści umowy było sporo miejsca dla wszystkich do spisania swoich imion. Podpis oznaczał zawarcie paktu. Augustus rozdał go kolejno każdemu i po zebraniu odpowiednich wpisów, formalnie urzeczywistnił zlecenie pieczęcią odciśniętą w krwistoczerwonym wosku. Herb prezentował skrzyżowane pióro i szpadę. Jednocześnie wypisał wikt, polecający, który nakazywał pracownikom Shmitta całkowitą współpracę z najemnikami.
- Cóż, pozostała chyba tylko jedna kwestia.
Sięgnął do pękatej brzęczącej sakwy i odliczył po 11 koron dla każdego z nich. Widocznie niechętnie rozstawał się z pieniędzmi, czego można było się spodziewać po kupcu.
- W takim razie, życzę wam powodzenia. Radzę nie marnować czasu i niezwłocznie udać się w drogę.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline