Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2012, 19:06   #19
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Ezra czuł jak jego ubranie coraz bardziej przesiąka zimnym, nieprzyjemnym deszczem. Nie tracił jednak rezonu, gdyż nie bez powodu dziewczyny od Leo uchodziły za profesjonalistki. Lucy nie stanowiła wyjątku, zdobyła dokumenty, choć jednocześnie dała o sobie znać jej zachłanna natura.
- Jeśli chcesz to masz tu kasę. Ale jak weźmiesz to ja o Lucy zapomnę... [Test perswazji]
Spojrzała niepewnie w oczy dziennikarza, wyraźnie oceniając na ile poważnie mówi. Nerwowo przełożyła teczkę między on delikatnymi rękoma. Sama też marzła i nie w smak były jej przesadnie długie pertraktacje. Wreszcie podała broszurę krzywiąc się na swoją decyzję, ale tylko przez chwilę – zaraz na jej usta z powrotem wpełzł szelmowski uśmieszek.
- Wydajesz się wiedzieć, co mówisz. Zapamiętam sobie twoje słowa.
Zwyczajnie odwróciła się i odeszła. Dla niej było to tylko jedno z kolejnych zleceń, może okraszone zawodem, że jednak nie wzięła tych pieniędzy. Ezra spoglądał na dziewczyną z lubością jeszcze przez chwilę, po czym sam skierował swoje kroki do domu.
Na zewnątrz niemądrze byłoby otwierać i tak już przemoczoną teczkę. Podróżowała do lokum Ezry pod jego płaszczem i dopiero u siebie mógł wreszcie zapoznać się z zawartością. [Ezra – wpis #1]. Zapis był co najmniej intrygujący. Dziennikarz przez jakiś czas nie mógł przezeń zasnąć, jednak zmęczenie w końcu wzięło górę. Cokolwiek miał robić, musiało to zaczekać do rana.

Kevin podzielił się częścią pieniędzy, jak na niego i tak dość sowitą. Deryl był kawałem zatwardziałego sukinsyna, takim jak on sam. Jednak inspektor potrafił być i całkiem ludzki, jeśli widział wymierne korzyści z pracy swoich ludzi.
Belotti oczywiście nie okazał się być skorym do współpracy. Na przemian bełkotał i złorzeczył na policję jako taką. To szybko dało do myślenia Kevinowi, zmuszając go do wyboru bardziej dosadnych metod perswazji.
- Młody, idź do ciecia po wiadro i napełnij je zimną wodą. Klient musi się odświeżyć – nawet na słowa zatrzymany nie zareagował choćby z cieniem pokory.
- Kurwwważ. Poszszałujesz, zobaczy – czk –sz – ,,kontrargumentował”.
Chluśnięcie lodowatej wody zagłuszył skowyt. Rozgrzane od alkoholu ciało musiało doznać szoku, gdy zostało oblane od stóp do głów. Michael z wrażenia aż przestąpił o krok do tyłu. Kevin poświęcił mu rzut oka, teraz widział, że w spojrzeniu młodego zaczyna wreszcie budować się wreszcie należny respekt do jego pracy.
- No i co tam, Belotti? Już sobie przypomniałeś, czy chcesz drugi prysznic? Kto zlecił ci napad na magazyn?
Belotti zacharczał coś pod nosem. Kevin usłyszał coś o swojej matce i już miał przejść do jeszcze bardziej drastycznej dyplomacji, gdy mężczyzna wysapał wreszcie:
- To jedna… z trójki… błagam, nie mówcie, że sypnąłem. Ja… zabi – czk – ją mnie
Przez chwilę bełkotał jeszcze coś od rzeczy, po czym ze zmęczenia osunął się wreszcie na stół. Całonocna libacja i przesłuchanie właśnie odebrało mu resztek siły. Tymczasem Kevin pozostał z dziwnymi myślami. Trójka? [Test obycia].
Pamiętał, że istniała legenda miejska o jakiejś trójce, ale nic więcej nie mógł sobie przypomnieć. W policji zajmowano się realnymi problemami, a nie dziwnymi wymysłami plebsu. Nie pozostawało mu już dzisiaj nic do roboty. Wyszedł z pomieszczenia, Michael wraz za nim. Jeszcze na korytarzu dwójkę złapał dyżurny. Znacząco wskazał na drzwi pomieszczenia, z którego wyprowadzano Morrisa. Mężczyzna darł się wniebogłosy:
- Boże! Zrobiłem to! Przebacz mi, błagam! Już nigdy nie tknę nawet kropelki Brandy!
- Ty stary draniu – skomentował znajomy - Dobrze chłopaki mówią, że masz nosa jak ogar myśliwski. Masz tu swoje pieniądze i spadaj do domu, wyglądasz jak własna śmierć.
Kevin spojrzał na drzwi pokoju, w którym przed chwilą przesłuchiwał Belottiego. Kilku chłopaków poszło już przenieść go do celi. Z tego drania i tak już dziś nie miało prawa być. Sam też istotnie ledwo stał na nogach.

Greytown było miastem, gdzie nawet krótka droga do sklepu mogła obfitować w przykre niespodzianki. Gdyby nie rozmyślność Jonathan’a, ten straciłby już portfel i to, jak na ironię, idąc na komisariat. Wezwanie na powrót trochę go zaniepokoiło. Z natury nie był człowiekiem łatwo się denerwującym. Gdyby tak było, jeszcze w dzieciństwie, za czasów carskiej szkoły, twarde życie zjadłoby go na dzień dobry. Wszystko traktował na razie z właściwą sobie rezerwą.
Ile to czasu minęło od kiedy współpracował z policją? Chyba nawet on sam tego nie pamiętał, czy to przez byłe, pijackie maratony, czy przez zwykłą niechęć do tego procederu, który koniec końców okazał się być niewdzięczną fuchą.
Posterunek zastał takim, jakim go pamiętał. Wyglądał niczym ul pełen wściekłych i zapracowanych pszczół, krzątających się na wszystkie strony. Pokrzykiwania i komendy naraz otoczyły go ze wszystkich stron. Dla dodania sobie pewności wyciągnął wiadomość od Fobbs, ale jak zwykle inspektor Deryl go ubiegł. Opasły mężczyzna z wiecznie spoczywającym w kąciku ust papierosem złapał go niespodziewanie za ramię. Jonathan odwrócił się nagle i stanął twarzą w twarz z obwisłą facjatą inspektora. Ten uśmiechnął się krzywo:
- Dobrze cię widzieć w zdrowiu. Chodźmy do mnie.
Poprowadził gościa przez tłum i przepuścił do gabinetu. Następnie wykonał gest, aby siąść gdziekolwiek tj. w miejscu, które akurat nie było zasłane dokumentami. Zwyczajowo zagadnął:
- Napijesz się czegoś? – dopiero za chwilę zorientował się jednak w swojej gafie - Ah. Nie było pytania.
Gdy obaj siedli i mogli rozmawiać na spokojnie, Deryl przez moment wahał się jak zacząć właściwą rozmowę.
- Widzisz, Jonathanie. Sam do końca nie wiem jakiej natury jest nasze spotkanie. Dobrze wiesz, że nie należę do ludzi, którzy są skorzy na ustępstwa, ale ze względu na stare dzieje nie spotykamy się w oficjalnym tonie, który zapewne by ci się mniej spodobał. Mam nadzieję, że ty, jako człowiek uczony postarasz się nam ustalić parę spraw i pozostaniesz szczery i roztropny, jak do tego mnie przyzwyczaiłeś.

W tym samym czasie, Kevin, który przez minioną noc wreszcie zaznał parę godzin snu, przechodził właśnie przez główne wejście komisariatu. Poprzednia noc nie należała do przyjemnych, ale która właściwie taka była? Dziś czekały go kolejne obowiązki i na tym należało się teraz skupić.
Dyżurny od wczorajszego zakładu pomachał mu, wychodząc ze swojej kanciapy.
- Deryl cię wzywał. Jakby co, to nie wiesz o naszej, małej grze – zaśmiał się pod nosem.
O’Donnel mógł spodziewać się wszystkiego. Deryl równie dobrze skłonny był go pochwalić za wytrwałość, ale i obsobaczyć, że nie dowiedział się dość wiele. Gdy uchylił drzwi gabinetu inspektora, od razu wiedział, że rzecz jest nietypowa. Oprócz niego, był tu ktoś jeszcze – jakiś starszy mężczyzna, nieco zgarbiony, ze zmęczoną twarzą człowieka po przejściach. Gdy już wszedł do środka i zajął miejsca, Deryl bez ogródek zaczął wreszcie mówić:
- Kevinie… to jest Jonathan Phisack. Jonathanie, to jest Kevin O’Donnel. Jonathan ma obecnie charakter świadka w sprawie, o której wczoraj mówiłem.
Deryl podszedł do okna i palcem uchylił roletę, spoglądając na ulicę, jakby spodziewając się tam zobaczyć podmiot swoich słów:
- Krótko mówiąc, z zakładu zamkniętego uciekł wczoraj w nocy mężczyzna. Bardzo prawdopodobne, że jest niebezpieczny. W zachodnich okolichac, gdzie wysłano nasze patrole, widziano Jonathana. Kevinie, od teraz przejmujesz tą sprawę. Nie chcę rozgłosu, tym bardziej, że z miejsca leżymy. Oprócz tego, że dwóch stróży widziało niedaleko naszego gościa… – wskazał na matematyka - …nie mamy nic. Jakby faceta wchłonęła ziemia. Jonathan jest moim dawnym znajomym, dlatego wołałbym, żebyś nie stosował praktyk, z jakich jesteś znany. Zostawiam go tobie, wróć do mnie jeśli będziesz miał konkretne fakty. Gdybyś uznał, że Belotti ma z tym coś wspólnego, możesz do niego wrócić, pewnie już się obudził. Jeśli nie – odpuść, sprawa, którą ci przydzieliłem jest teraz najważniejsza. Z Michaelem rób co chcesz.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 09-05-2012 o 19:14.
Caleb jest offline