Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2012, 19:45   #59
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Krasnoludy

"Malowani Chłopcy" tradycyjnie losowali słomki i wyszło, że wspólny zwiad wypadnie Imrakowi z Magnarem nad Cuchnące Topielisko, którzy wyciągnęli najkrótsze.

- O żesz Ty w mordę jeża! - sklął starszy krasnolud.

- Na stare onuce Grungniego! - poprawił drugi.

Więcej jednak nie marudzili, gdyż należeli do starszej, żelaznej rasy, która uporem i trudem wydarła Górom Krańca Świata podziemne korytarze legendarnego Karaz-a-Karak. Cóż im tedy cieszące się nie najlepszą sławą wśród kurtwalleńskich "wsiołków" mokradła?

Brodacze przepili szybko na drogę przyniesioną przez Edgara Stocka gorzałką, zagryźli gryczaną kiełbasą i żegnani okrzykami towarzyszy oraz grupki wieśniaków z Kurtwallen wyruszyli w kierunku północno-wschodnim. Prowadził pewnie ich starszawy, choć krzepki leśniczy. Ba, nawet przez staję do linii boru towarzyszyło im paru podrostków, ale i oni w końcu się znudzili utyskiwaniami starego Liszki i zawrócili do wioski.

Pogoda była wyborna, stara knieja tętniła życiem. Słonko przygrzewało i prażyło niemiłosiernie karki, toteż z ulgą powitali chłodny cień lasu. Nie na długo jednak, gdyż zaraz pojawiło się znajome bzyczenie komarów, które uczyniło tę część wędrówki trochę uciążliwą. Nigdzie jednak nie widać było oznak wilczych pazurów, czy futra. Ani goblinich odchodów, których wyczekiwał Imrak.

- Jeśli znajdziesz gdzieś goblińskie gówno, to wiedz, że coś się dzieje - powtarzał raz po raz wiekowy krasnolud młodszemu towarzyszowi.


***

- Psie krwie... - mruczał Liszka rąbiąc się raz po raz po włochatym karczychu po ukąszeniu insektów.
- Stają się zjadliwsze kurwie syny. Znak, że zbliżamy się do Topieliska. Nie obawiajcie się jednak, nie zagłębimy się dalej na Północ, tylko skręcimy na Wschód , a później ścieżyną na Południe obchodząc kręgiem wioskę.

Brodacze przytaknęli głowami i zwiększyli czujność. Woda zawsze wzbudzała obawy niskiego, acz krępego ludu.

Tuż nad ziemią zaczęła podnosić się szara mgła, która niemalże łapała podróżników za obute stopy. Niekiedy, z głośnym pluskiem któremuś z wędrowców zapadała się lekko noga na grząskim terenie.
Roślinność niezauważalnie przeszła w bardziej wodolubną. Zaczęły gdzieniegdzie pojawiać się kępy trzcin i paproci.

Wtem Liszka zatrzymał pochód i wskazał przed siebie. Przed nimi w odległości kilkunastu kroków, za skupiskiem gęstych paproci klęczała naga człekokształtna postać zajęta pałaszowaniem wnętrzności dzikiej zwierzyny. Zapewne łani lub sarny. Nawet z tej odległości widać było, że zwierzę ma przetrącony kark.

Poczwara całą gębę miała umorusaną krwią zabitego zwierzęcia. Jej skóra była szara, lśniąca jakby pokraka niedawno wyszła z wody i łuszczyła się płatami. Czerwonym językiem wysysała krew z truchła wydając przy tym obrzydliwe dźwięki.

- Plugawy Topielec. Czujecie ten rybi smród? - szepnął Liszka. - Zajęty żarciem jest. Może odejdziemy? Często cholery łączą się w pary... odmieńce przebrzydłe. Ale dają się odstraszyć. Dziwi mnie tylko, że dorwał łanię.
 
kymil jest offline