| Jonathan westchnął słysząc dźwięk zamykających się drzwi. Widać było, że Derylowi było głupio z powodu całej tej sytuacji. Kręcił się po pomieszczeni, wyglądał przez okna, po czym zwiał zostawiając Jona sam na sam z Kevinem, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Przyjrzał się policjantowi. Nie poznawał go, co prawdopodobnie zachodziło też w drugą stronę, co z kolei oznaczało, że jedyny szacunek, jakim zostanie obdarzony, to ten wymuszony przez inspektora. Wizja weekendu spędzonego pod miastem zdawała się oddalać za horyzont z coraz szybszym tempem. Za oknem chmury stawały się coraz gęstsze i ciemniejsze. Wszystko wskazywało na to, że początkowa ocena Jonathana na temat pogody była błędna i ten dzień będzie równie deszczowy, co poprzedni. Cóż, przynajmniej poranek był w porządku. - Panie O'Donnel, doskonale orientuję się, że praktyka policyjna wygląda nieco inaczej - zwykle, przesłuchujący zadaje pytania, a przesłuchiwany na nie odpowiada - a nie oszukujmy się, to jest przesłuchanie - tym niemniej proszę pozwolić mi mówić, a jak sądzę, dużo pytań nie będzie musiało wcale paść w tym pokoju. Nawet jeżeli nie przez szacunek, to na pewno orientuje się pan, iż - jeżeli jakimś cudem uważa, że mogę być w to jakiś sposób zamieszany - przerywanie mi jest najgorszym dla pana rozwiązaniem. Wszak przestępca potrafi odpowiedzieć na jasno postawione pytanie tak, żeby ukryć niejeden fakt, natomiast przy monologu można wyłapać drobne nieścisłości i inne sugestie kłamstwa, czyż nie? Tak więc, jeżeli mogę zacząć, to chciałbym na początek ustalić kilka faktów i być może kilka kolejnych drogą dedukcji - cóż, jestem w tym dobry, jak przynajmniej wydaje się mi i moim studentom, kolegom niekoniecznie. Ale przejdźmy do rzeczy. Po pierwsze, widziano mnie w miejscu mojej pracy, co warto zaznaczyć. Owszem, późnym wieczorem, niektórzy powiedzieliby nawet, że w nocy - ale jak wnioskuję po pana workach pod oczami, nie jestem jedyną osobą w tym pokoju, której zdarza się poświęcić wieczór dla pracy, nie mam racji? Co więcej - w tym miejscu nie popełniono przestępstwa - Jon zaakcentował słowo "nie" - jedynie prawdopodobnie znajdował się tam przestępca. Proszę rozejrzeć się po tym budynku, iluż przestępców się tu znajduje. Głupio byłoby żyć w świecie, w którym czyniłoby to mnie i pana współwinnymi ich czynów. Po drugie, może pan na mnie spojrzeć - nie jestem owym przestępcą w przebraniu, choć oczywiście widzi mnie pan po raz pierwszy, a i jego wygląd pozostaje dla pana tajemnicą. Jeżeli mogę coś zasugerować - Deryl raczej szybko nie wróci do naszego pokoiku, a w szufladzie z pewnością ma akta sprawy, a w nich zdjęcie naszego poszukiwanego, które z pewnością udowodni panu, że nim nie jestem, choć będzie to wymagać od pana wyjątkowej odwagi w postaci narażenia się na gniew przełożonego, jak mniemam. Dalej, nie mam też spódnicy, pod którą mógłbym go ukryć, a do kieszeni go nie schowałem. Gdybym miał jakiś z nim związek, prawdopodobnie próbowałbym go ukryć w moim mieszkaniu, bądź też na uniwersytecie, prawda? Jakiż pech, że to pierwsze wynajmuję i praktycznie non stop znajduje się w nim przynajmniej jeszcze jedna osoba, zaś uniwersytet... Cóż, chyba nie będzie zaskoczeniem, jeżeli powiem, że codziennie odwiedzają go tysiące ludzi. Choć oczywiście może pan wysłać ludzi, żeby to sprawdzili i będę miał to panu za złe jedynie w niewielkim stopniu. Trzeci, czwarty i piąty fakt są konsekwencjami poprzednich. Jednak zanim je panu podam, chciałbym przywołać pewno pomocnicze spostrzeżenie: Deryl nie jest ani głupim, ani nierozsądnym człowiekiem i zjadł zęby ścigając przestępców w tym mieście. Trzeci: nie mam nic wspólnego z ucieczką tegoż przestępcy, a jeżeli bym przypadkiem miał, to znaczy, że zarówno policja miała wielkie szczęście, a ja wielkiego pecha, że wśród tylu obywateli tego miasta zauważono właśnie mnie, i to właśnie mnie słusznie się podejrzewa. Wiem, że w tym momencie cisna się panu na usta komentarze, ale proszę zaczekać, aż skończę. Czwarty i piąty fakt, czy też raczej przypuszczenia wynikają z dwóch rzeczy: Deryl nie jest głupi, a podejrzewanie mnie byłoby głupie. Tak więc, po czwarte: prawdopodobnie oczekuje, że pomogę panu rozwiązać ten problem, lecz doskonale zna odpowiedź. Jeżeli nie jest to panu wiadome, miałem w zwyczaju pomagać policjantom, jeżeli przestępcy zostawiali zagadki lub zaszyfrowane wiadomości... Ale to się skończyło. Miałem swoje powody i nie zamierzam do tego wrócić. Zaś po piąte: chodzi tu o coś więcej, niż na to wygląda. Przede wszystkim, z zakładu zamkniętego nie da się uciec ot tak, zwłaszcza samemu, bez kooperacji z innymi współwięźniami. Do tego jednak, choć może to zbytek egocentryzmu, nie widzę powodu dla którego Deryl próbowałby mnie w to wciągnąć, gdyby chodziło jedynie o głupie nawianie z więzienia, nie sądzi pan? Wreszcie, kiedy mamy to już wszystko za sobą, możemy przejść do szóstego faktu, który brzmi: rzeczywiście, wracając wczoraj z uniwersytetu w istocie byłem świadkiem pewnego zdarzenia, które wtedy wydawało mi się jedynie studenckim wybrykiem, zaś teraz, kiedy już usłyszałem o całej tej sprawie, wydaje mi się całkiem możliwe, że ma ono z nią związek...
Starszy mężczyzna dokończył opowiadać o swojej przygodzie, co jakiś czas zaciągając się tabaka, żeby odświerzyć wspomnienia. Z rzadka tylko spoglądał za okno, na chmury. Jednocześnie żałował swojego wyjazdu, z drugiej strony i tak pewnie musiałby wrócić niezadowolony i zmoknięty. O parapet uderzyły pierwsze, ciężkie krople deszczu.
Mimo tego, że w istocie nie miał zamiaru znowu zacząć pomagać policji, nie mógł powstrzymać myśli przed powrotem na dawny tor. Dorzucił więc jeszcze, kiedy policjan zastanawiał się nad pytaniami, które z pewnością chciał mu zadać - takich jak on nigdy nie da się do końca przekonać o swojej niewinności.
- Dowiedzieliśmy się, że podejrzany widziany był w okolicy uniwersytetu a jednocześnie mimo poszukiwań nie widziano, żeby się stamtąd oddalił... Jeżeli mogę coś zasugerować: uniwersytet to stary budynek, pełen zakamarków, zaś otaczająca go zieleń też ma wiele nadających się do ukrycia miejsc. Powinniśmy spytać tych, którzy z nich korzystają... czyli studentów. Jednak panu jako policjantowi powiedzą nic, mi jako wykładowcy jeszcze mniej. - Zastanowił się chwilę. - Czy to nie pan mignąl mi przypadkiem na korytarzu z jakimś młodym chłopakiem, wyglądającym, jakby za wszelką cenę starał się do czegoś przydać? Gdyby zapytał pan mnie o radę, to to jest idealna okazja...
Jonathan miał bystry umysł i powinien zauważyć, na co wskazywała końcówka w słowie "powinniśmy"... Ale nie zauważył, i chyba dobrze, bo nie spodobałaby mu się konkluzja. |