Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2012, 22:38   #21
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Jonathan westchnął słysząc dźwięk zamykających się drzwi. Widać było, że Derylowi było głupio z powodu całej tej sytuacji. Kręcił się po pomieszczeni, wyglądał przez okna, po czym zwiał zostawiając Jona sam na sam z Kevinem, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Przyjrzał się policjantowi. Nie poznawał go, co prawdopodobnie zachodziło też w drugą stronę, co z kolei oznaczało, że jedyny szacunek, jakim zostanie obdarzony, to ten wymuszony przez inspektora. Wizja weekendu spędzonego pod miastem zdawała się oddalać za horyzont z coraz szybszym tempem. Za oknem chmury stawały się coraz gęstsze i ciemniejsze. Wszystko wskazywało na to, że początkowa ocena Jonathana na temat pogody była błędna i ten dzień będzie równie deszczowy, co poprzedni. Cóż, przynajmniej poranek był w porządku.

- Panie O'Donnel, doskonale orientuję się, że praktyka policyjna wygląda nieco inaczej - zwykle, przesłuchujący zadaje pytania, a przesłuchiwany na nie odpowiada - a nie oszukujmy się, to jest przesłuchanie - tym niemniej proszę pozwolić mi mówić, a jak sądzę, dużo pytań nie będzie musiało wcale paść w tym pokoju. Nawet jeżeli nie przez szacunek, to na pewno orientuje się pan, iż - jeżeli jakimś cudem uważa, że mogę być w to jakiś sposób zamieszany - przerywanie mi jest najgorszym dla pana rozwiązaniem. Wszak przestępca potrafi odpowiedzieć na jasno postawione pytanie tak, żeby ukryć niejeden fakt, natomiast przy monologu można wyłapać drobne nieścisłości i inne sugestie kłamstwa, czyż nie?

Tak więc, jeżeli mogę zacząć, to chciałbym na początek ustalić kilka faktów i być może kilka kolejnych drogą dedukcji - cóż, jestem w tym dobry, jak przynajmniej wydaje się mi i moim studentom, kolegom niekoniecznie. Ale przejdźmy do rzeczy. Po pierwsze, widziano mnie w miejscu mojej pracy, co warto zaznaczyć. Owszem, późnym wieczorem, niektórzy powiedzieliby nawet, że w nocy - ale jak wnioskuję po pana workach pod oczami, nie jestem jedyną osobą w tym pokoju, której zdarza się poświęcić wieczór dla pracy, nie mam racji? Co więcej - w tym miejscu nie popełniono przestępstwa - Jon zaakcentował słowo "nie" - jedynie prawdopodobnie znajdował się tam przestępca. Proszę rozejrzeć się po tym budynku, iluż przestępców się tu znajduje. Głupio byłoby żyć w świecie, w którym czyniłoby to mnie i pana współwinnymi ich czynów.

Po drugie, może pan na mnie spojrzeć - nie jestem owym przestępcą w przebraniu, choć oczywiście widzi mnie pan po raz pierwszy, a i jego wygląd pozostaje dla pana tajemnicą. Jeżeli mogę coś zasugerować - Deryl raczej szybko nie wróci do naszego pokoiku, a w szufladzie z pewnością ma akta sprawy, a w nich zdjęcie naszego poszukiwanego, które z pewnością udowodni panu, że nim nie jestem, choć będzie to wymagać od pana wyjątkowej odwagi w postaci narażenia się na gniew przełożonego, jak mniemam. Dalej, nie mam też spódnicy, pod którą mógłbym go ukryć, a do kieszeni go nie schowałem. Gdybym miał jakiś z nim związek, prawdopodobnie próbowałbym go ukryć w moim mieszkaniu, bądź też na uniwersytecie, prawda? Jakiż pech, że to pierwsze wynajmuję i praktycznie non stop znajduje się w nim przynajmniej jeszcze jedna osoba, zaś uniwersytet... Cóż, chyba nie będzie zaskoczeniem, jeżeli powiem, że codziennie odwiedzają go tysiące ludzi. Choć oczywiście może pan wysłać ludzi, żeby to sprawdzili i będę miał to panu za złe jedynie w niewielkim stopniu.

Trzeci, czwarty i piąty fakt są konsekwencjami poprzednich. Jednak zanim je panu podam, chciałbym przywołać pewno pomocnicze spostrzeżenie: Deryl nie jest ani głupim, ani nierozsądnym człowiekiem i zjadł zęby ścigając przestępców w tym mieście. Trzeci: nie mam nic wspólnego z ucieczką tegoż przestępcy, a jeżeli bym przypadkiem miał, to znaczy, że zarówno policja miała wielkie szczęście, a ja wielkiego pecha, że wśród tylu obywateli tego miasta zauważono właśnie mnie, i to właśnie mnie słusznie się podejrzewa.

Wiem, że w tym momencie cisna się panu na usta komentarze, ale proszę zaczekać, aż skończę. Czwarty i piąty fakt, czy też raczej przypuszczenia wynikają z dwóch rzeczy: Deryl nie jest głupi, a podejrzewanie mnie byłoby głupie. Tak więc, po czwarte: prawdopodobnie oczekuje, że pomogę panu rozwiązać ten problem, lecz doskonale zna odpowiedź. Jeżeli nie jest to panu wiadome, miałem w zwyczaju pomagać policjantom, jeżeli przestępcy zostawiali zagadki lub zaszyfrowane wiadomości... Ale to się skończyło. Miałem swoje powody i nie zamierzam do tego wrócić. Zaś po piąte: chodzi tu o coś więcej, niż na to wygląda. Przede wszystkim, z zakładu zamkniętego nie da się uciec ot tak, zwłaszcza samemu, bez kooperacji z innymi współwięźniami. Do tego jednak, choć może to zbytek egocentryzmu, nie widzę powodu dla którego Deryl próbowałby mnie w to wciągnąć, gdyby chodziło jedynie o głupie nawianie z więzienia, nie sądzi pan?

Wreszcie, kiedy mamy to już wszystko za sobą, możemy przejść do szóstego faktu, który brzmi: rzeczywiście, wracając wczoraj z uniwersytetu w istocie byłem świadkiem pewnego zdarzenia, które wtedy wydawało mi się jedynie studenckim wybrykiem, zaś teraz, kiedy już usłyszałem o całej tej sprawie, wydaje mi się całkiem możliwe, że ma ono z nią związek...

Starszy mężczyzna dokończył opowiadać o swojej przygodzie, co jakiś czas zaciągając się tabaka, żeby odświerzyć wspomnienia. Z rzadka tylko spoglądał za okno, na chmury. Jednocześnie żałował swojego wyjazdu, z drugiej strony i tak pewnie musiałby wrócić niezadowolony i zmoknięty. O parapet uderzyły pierwsze, ciężkie krople deszczu.
Mimo tego, że w istocie nie miał zamiaru znowu zacząć pomagać policji, nie mógł powstrzymać myśli przed powrotem na dawny tor. Dorzucił więc jeszcze, kiedy policjan zastanawiał się nad pytaniami, które z pewnością chciał mu zadać - takich jak on nigdy nie da się do końca przekonać o swojej niewinności.

- Dowiedzieliśmy się, że podejrzany widziany był w okolicy uniwersytetu a jednocześnie mimo poszukiwań nie widziano, żeby się stamtąd oddalił... Jeżeli mogę coś zasugerować: uniwersytet to stary budynek, pełen zakamarków, zaś otaczająca go zieleń też ma wiele nadających się do ukrycia miejsc. Powinniśmy spytać tych, którzy z nich korzystają... czyli studentów. Jednak panu jako policjantowi powiedzą nic, mi jako wykładowcy jeszcze mniej.
- Zastanowił się chwilę. - Czy to nie pan mignąl mi przypadkiem na korytarzu z jakimś młodym chłopakiem, wyglądającym, jakby za wszelką cenę starał się do czegoś przydać? Gdyby zapytał pan mnie o radę, to to jest idealna okazja...

Jonathan miał bystry umysł i powinien zauważyć, na co wskazywała końcówka w słowie "powinniśmy"... Ale nie zauważył, i chyba dobrze, bo nie spodobałaby mu się konkluzja.
 
Issander jest offline  
Stary 09-05-2012, 23:24   #22
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Kevin po całej, dość długiej i nieco zawiłej, przemowie siedział przez chwilę z lekko uchylonymi ustami i coraz bardziej zbliżającymi się do siebie brwiami.
Skąd Deryl wytrzasnął takiego wygadanego dziadygę? Co w ogóle się dzieje?
Potrząsnął lekko głową i zamknął usta, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie musiał wyglądać. Brwi nadal miał jednak ściągnięte w gniewnym grymasie.
- Dobra. - odpowiedział po chwili i zamilkł.
- Imię i nazwisko. - powiedział w końcu, wyciągając notes i długopis. - Adres. Numer telefonu. Ma pan w mieście krewnych albo znajomych? Nazwiska i adresy.
Teraz wracamy do wczoraj. Gdzie dokładnie widział pan tego mężczyznę? Dokąd uciekł? Jak wyglądał? Wzrost, gruby, chudy? Cechy szczególne? Jak był ubrany? Widział pan jego twarz i mam wołać magiczny ołówek, czy nie?

Teraz był w swoim żywiole i nie zamierzał już oddawać inicjatywy. Świadek to świadek, od teraz dziadek grzecznie wykonuje jego polecenia.
No i jak on sam powiedział, wcale nie wykluczał, że mądrala i zbieg z wariatkowa to jedna i ta sama osoba. W końcu dopiero co udowodnił, że zalatuje lekką szajbą.
- Pan tu zaczeka. - rzucił, gdy usłyszał wszystkie odpowiedzi. Schował notes, wstał i wyszedł z biura Deryla.
- Hagen - podszedł do znajomego detektywa, który wydwał się spać, albo nie żyć - sprawdź mi tego typa. - oderwał kawałek kartki i napisał na nim nazwisko 'Jonathan Phisack'. - Postawię ci kolejkę.
- Dwie
- burknął mężczyzna, przecierając oczy.
- Dwie, jeśli wygrzebiesz coś mocnego. Na razie.
Następnie udał się do własnego biurka, gdzie jak się słusznie domyślał, zastał Michaela. Dziś młody nie był już taki gadatliwy i rzygający szczęściem, jak wczoraj. W duchu Kevin dał mu najwyżej dwa tygodnie, zanim nie ucieknie z krzykiem.
- Młody, idź na parking po samochód. Za dwie minuty masz być przed wejściem.
Wracając do biura szefa, zatrzymał się u dyżurnego.
- Daj mi sześciu mundurowych.
- Proście, a będzie wam dane.
- Proszę. Szef też prosi.
- Hoho, znowu dał ci jakąś niewdzęczną fuchę, co? Ty to masz farta.
- Nie gadaj. Wyślij ich na uniwerek.

- Pan pójdzie ze mną.
- oznajmił, stając w drzwiach biura. - Jedziemy na tę waszą uczelnię, zrobić wizję lokalną.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 11-05-2012 o 20:25.
Cohen jest offline  
Stary 12-05-2012, 17:00   #23
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Jeszcze jadąc do pracy, Ezra nie mógł wyrzucić z głowy piosenek Muddy’ego. Musiał to sobie oddać, wybrał dobrą płytę. Jednakże nie miał wiele czasu, aby rozmyślać o przyziemnych sprawach. Miał jakąś poszlakę, może prowadzącą do czegoś większego.


Zawsze nad ranem dane mu było spoglądać na budzące się do życia Greytown. Tutaj nigdy nie było jasno, już od rana ciemnoszare smugi zanieczyszczeń tworzyły obłe kłęby między budynkami. Między nimi, jak mrówki, skrzętnie przeprawiali się mieszkańcy miasta. Wkrótce sam do nich dołączył, po zaparkowaniu wozu i skierowaniu się ku redakcji.
Gdy już siadł za biurkiem i puścił do Schmidt’a kilka cynicznych uśmiechów, zaczął rozmyślać co robić dalej. Coś mu już chodziło po głowie. Starał sobie przypomnieć jedno nazwisko. Tak, Birgs mógł mu pomóc. Chwycił za słuchawkę i wykręcił właściwy numer.
Telefon odebrała sekretarka, zaraz zapowiedziała, że sprawdzi ,,co w gabinecie” i da znać. Ezra dobrze wiedział co to znaczy. Brigs miał różne humory, prawdopodobnie to dla tego podjął się kiedyś studiowania psychologii – aby je stonować. Bywały dni, że był tak pogrążony pracą, iż liczyła się tylko ona, wszystkich innych traktował co najmniej chłodno.
Wreszcie Ezra usłyszał znajomy głos.
- Tak? Ezra? Jaki… Aaa. Pewnie chcesz znowu naciągnąć starego John’a na zdradzenie tego i owego? Wiesz, nie żebym staremu znajomemu odmawiał, ale mnie też obowiązują pewne zasady, a ty dzwonisz któryś raz. Że dwa? Choćby sprawa starego Malcolma, tamta draka z nożownikiem czy kradzież u jubilera. To już trzy. Z resztą co się będziemy licytować… Jasne. Też bym chciał czasem pogadać, ale mam sporo roboty. Ktoś napadł na magazyn w Hawkins Point, taki jeden, O’Donnel miał się tym zająć, ale dziś dostał coś nowego... [Test znajomości]
Na chwilę Brigs urwał, widocznie przez chwilę się zastanawiał, jaka będzie ostateczna decyzja. Wreszcie westchnął głęboko.
- Nie. Nie żebym cię nie lubił, ale ostatnio za bardzo mnie wykorzystujesz. Dzwonisz tylko, kiedy czegoś potrzebujesz i sam musisz to przyznać. Trzeba mi kończyć, obowiązki wzywają.
Sygnał urwał się, Ezra odłożył słuchawkę. Musiał się liczyć i z taką opcją. Zatem musi do sprawy podejść w inny sposób…

Kevin niemało się zdziwił, gdy niepozorny staruszek nagle rozpoczął długą perorę. Z miejsca wyrzucał kolejne argumenty, które miały mu służyć za alibi, mimo że detektyw nie zdążył niczego zarzucić. Czy zatem coś ukrywał i chciał to skryć za tą osobliwą formą wypowiedzi? O’Donnel rozmawiał już z setkami winnych, ale jeśli ten tutaj był jednym z nich, to stanowił wyjątkowy egzemplarz. Z jednej strony ma tupet, aby na poletku policji przejmować inicjatywę i zmieniać tryb przesłuchania, z drugiej nie można było mu odmówić inteligencji. I nie mowa tutaj o tytule, gdyż na uniwersytecie w Greytown papier mógł dostać byle imbecyl, ważne że wiedział kiedy komu wręczyć mały prezent. Chodziło choćby o to, że Phisack skutecznie odgadł po samej aparycji detektywa, że ten dużo pracuje, a O’Donnel rzeczywiście uchodził na posterunku za nieustępliwego.
O samej sytuacji miał do powiedzenia niewiele. Jakieś mgnienie w okolicach uniwersytetu, nie wiadomo nawet czy nie był to jeden ze studentów. Zatem nic konkretnego.
Kiedy Phisack skończył nadal nie wydawał się być przejęty swoją rolą. Więcej nawet, wyciągnął tabakierę i coraz przeczyszczał nozdrza. Starszy pan i drobny nałóg – w tym momencie nie wyglądał na zdolnego do przestępstwa, ale każdy glina wiedział, że w Greytown nikt nie jest niewinny. Kiedy Jonathan zaczął już nakierowywać, co robić dalej, Kevin nie wytrzymał i przerwał mu. Zaczął wypytywać o dane i wczorajsze zajście. Żadnych opowieści, fakty. Tak jak lubił. Krótko i rzeczowo.
Na chwilę wyszedł, przejść się do Brigsa. Znajomy detektyw właśnie rozmawiał z kimś przez telefon. Usłyszał tylko, że narzeka na znajomego, że wciąż mu zawraca głowę. Nie chcąc przerywać rozmowy, podał mu tylko kartkę z danymi niemo wymawiając słowa:
- Sprawdź mi tego typa.
Wiedział, że na niego może liczyć. Miał dziwny charakter, ale był sumienny, dbał o porządek i wiedział gdzie leżą które akta. Znalezienie dokumentów dotyczących Phisack’a miało mu zająć co najwyżej parę minut. Potem wysłał Michaela po samochód, aby na koniec zaczepić dyżurnego. Tutaj jednak czekało go rozczarowanie.
- Szef wysłał wszystkich wolnych do tej draki w Chinatown. Żółtki znowu się między sobą tłuką. Kevin powiedz mi, po jaką cholerę my marnujemy na nich czas? Sami tutaj do nas przyjechali, niech też sami załatwiają swoje problemy, nie?
Kevin pokręcił głową. Wiedział, czemu ten facet jest tylko dyżurnym. Każdy z odrobiną oleju w głowie wiedział, że ten spasiony burmistrz Cottanghan stara się na siłę poprawiać obraz Greytown na zewnątrz, gdyż w ostatnich latach reputacja tego miasta nie bez powodu staczała się w dół. Dlatego też otworzył je na przyjezdnych, dając im własny dystrykt i udając że radzie miasta na zależy na ,,gościach", podczas gdy Greytown całościowo zaniedbywał. Tego miejsca i tak z resztą nie dało się już uratować.
- Ale… Deryl cię ubiegł, kazał przekazać, że kogoś ci jednak jeszcze przydzieli. Jak mu było, kiedyś głowy zapomnę... – uderzył się otwartą dłonią w czoło - Z resztą nieważne, jeszcze nie ma go w pracy. Jak przyjedzie, to powiem mu, że ruszyłeś w teren.
Po drodze z powrotem odebrał akta Phisack’a [wpis #1] i ruszył z nim do samochodu.

[Issander, jeśli chcesz możesz jeszcze w następnym poście rozwinąć tą rozmowę z Kevinem, albo już uznać, że wie o sprawie tyle, co ty. Niemniej na przyszłość stosujemy metodę jaką podałem w komentarzach.]

Wrota uniwersytetu otworzyły się z piskiem. Odgłos starego, nienaoliwionego żelaza towarzyszył Jonathanowi od wielu lat, nie sądził jednak, że kiedyś będzie przejeżdżać przez znajomą bramę w policyjnym aucie. Austin zatrzymał się przed wejściem. Kilkunastu młodych ludzi zmierzało do niego na pierwsze dzisiaj zajęcia. Phisack większość z nich rozpoznawał.
Michael zabębnił nerwowo palcami o kolano. Trzeba było przyznać, że jego młodzieńcza naiwność została od wczoraj mocno nadszarpnięta. Dziś mówił niewiele.
- To jak… szefie? Od czego zaczynamy?
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 12-05-2012 o 17:12.
Caleb jest offline  
Stary 12-05-2012, 20:28   #24
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Widząc tak piękną kobietę na chwile myśli Matthew'a zawędrowały w niebezpieczne rejony, a jego oczy zabłyszczały. Jednak trwało to ułamek sekundy i gdy kobieta usiadła naprzeciw niego jego oczy znów przybrały wyraz obojętności. Gdy usłyszał jej imię lekko skłonił głowę, odpowiadając:
-Witaj Jessico, przedstawiać się chyba nie muszę gdyż sama do mnie dotarłaś. - lekko się uśmiechnął - A więc jesteś przyparta do muru? Cóż nie jestem pewien czy w trafiłaś do odpowiedniego człowieka. Ale wysłucham Cię Jessico.
To imię w jakiś tajemniczy sposób idealnie pasowało do tej fascynującej kobiety. Był twardym gliną ale po ostatniej akcji potrzebował chwili spokoju, jednak zafascynował się słowami tej kobiety. Dlatego odpowiedział:
-Pozycja rzecz nabyta i niezbyt ważna, więc jakoś nie przejmuję się nią i ludźmi wydającymi rozkazy. Opowiedz mi o tym mężczyźnie, kim jest i dlaczego on Ci zagraża? Dopiero wtedy udzielę odpowiedzi.
W myślach jednak już praktycznie był przekonany pomóc Jessice, wolał jednak uzyskać potrzebne informacje.
 
Matemaru jest offline  
Stary 14-05-2012, 17:45   #25
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Matthew mimowolnie zaczął nachylać się nad stolikiem, aby móc lepiej przyjrzeć się kobiecie. Chociaż zazwyczaj w lokalu był dość przewiewnie, głowę by dał, że robiło mu się teraz gorąco.
- Pozycja rzecz nabyta i niezbyt ważna, więc jakoś nie przejmuję się nią i ludźmi wydającymi rozkazy. Opowiedz mi o tym mężczyźnie, kim jest i dlaczego on Ci zagraża? Dopiero wtedy udzielę odpowiedzi.
Jessica poprawiła zabłąkany kosmyk włosów. Zrobiła to zbyt teatralnie. Zastanawiała się nad czymś.
- Cieszą mnie te słowa. Ten mężczyzna... ma ze mną pewne animozje. A właściwie miał. Przez pewien czas tak jakby nie było go w mieście, ale teraz wrócił i pragnie zemsty. Ja... złamałam mu serce. To temat, o którym wolałabym dużo nie mówić. W każdym razie przez to zupełnie stracił rozum.
Wzrok Jessici nagle spokorniał. Teraz wyglądała jak wystraszone zwierzę.
- Proszę mi pomóc. Naprawdę czuję się bezradna. Ten człowiek jest bezwzględny.
Matthew odwzajemnił spojrzenie. Ujrzał swoją postać w głębokich oczach kobiety. Nie zdążył odpowiedzieć, gdy Jessica obejrzała się przez ramię i zaraz szepnęła:
- Obawiam się, że poufność naszej rozmowy może stać pod znakiem zapytania. W ,,Purple Moon" było dziś parę bardzo czujnych osób.
Matthew również rzucił okiem wgłąb lokalu. Jak zwykle krążyło tu kilka zakochanych par, nikt więcej. Mimo tego Jessica zdawała się być przejęta.
- Proszę przyjść jutro o północy na wschodni most. Wtedy będę mogła powiedzieć więcej.
Uśmiechnęła się jeszcze, po czym delikatnie się podniosła.
- Proszę mi teraz podać ramię i odprowadzić to taksówki. Obiecuję panu, że jutro sprawa będzie bardziej oczywista.
Matthew z pewnością był zaskoczony, ale nie oponował. Może rzeczywiście nie wyłapał kogoś, kto tutaj ich obserwował? Niemniej w drodze do samochodu nic się nie stało i za chwilę stał już znów samotny na ulicy, spoglądając na oddalające się światła pojazdu. Pozostał tylko jej obłędny zapach, który jeszcze przez jakiś czas nie opuszczał mundurowego.

Następny dzień zastał Matthew mglistym porankiem. Zazwyczaj wstawał wcześniej, ale tym razem zaspał. Przeklęty budzik znów się zepsuł, przez co poranna ablucja i śniadanie musiały odbyć się w trybie przyspieszonym. W takim też Matthew podążał do pracy, na posterunek przy Aver Street.
Na całe szczęście dziś panował tu wyjątkowy chaos, szef nie powinien nawet zorientować się o wpadce. Co chwila wpadał na rozpędzonych kolegów, którzy podgorączkowani krążyli między biurkami. Ktoś się przekrzykiwał, gdzieś indziej uciszano nadgorliwego zatrzymanego. Inspektor Deryl istotnie zaczepił Matthew, ale rzecz bynajmniej nie dotyczyła późnej godziny jego przybycia. Wyglądał na zbytnio poddenerwowanego, aby przejmować się dodatkowymi sprawami, których miał już dość na głowie.
- Palantine, potrzebuję cię w swoim gabinecie. Natychmiast.
I tak, nie minęła minuta od kiedy wszedł na posterunek, jak musiał skierować się na ,,dywanik". Nerwowy inspektor bez ogródek zaczął tłumaczyć mu zastałą sytuację, nie dając możliwości wejścia w słowo.
- Słuchaj Matthew. Jesteś jednym z moich lepszych ludzi. Zrodziło się coś nowego. Jakiś psychol uciekł w nocy z tego zakładu w gaju, na obrzeżach miasta - zamaszystym gestem wskazał za okno wychodzące na zachód - Coś ci kurna powiem. Mam nosa do spraw, które śmierdzą, a ta szczególnie mi się nie podoba. Niestety równolegle mamy ten burdel w Chinatown... co? Nieważne. To niech teraz cię nie interesuje. O'Donnel dostał sprawę tego świra, dołączysz do niego i on też powie ci resztę. Dyżurka mówiła, że pojechał na uniwersytet.
Cóż, nie było sensu się spierać. Na pewno nie z Derylem. Facet go cenił jako glinę, ale kiedy postawił na swoim, to fakt został dokonany. O samym Kevinie O'Donnelu wiedział tyle, że ktoś taki tutaj pracuje. Czasem skinęli sobie głowami na korytarzu, ale nigdy dłużej nie rozmawiali.
 
Caleb jest offline  
Stary 14-05-2012, 18:06   #26
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Idź z profesorkiem tam, gdzie widział tego typa. Ja zaraz dołączę.
Gdy został w samochodzie sam, wyciągnął cienką teczkę. Dokumentów było niewiele,a ich lakoniczna i bezwartościowa niemal treść jeszcze bardziej popsuła Kevinowi humor. Jedyną wartą wzmianki uwagą była adnotacja o jego udziale w kilkunastu śledztwach. Świetnie, teraz jeszcze będzie musiał się przekopać przez stare sprawy, żeby wyciągnąć o dziadku coś więcej.
Schował dokumenty z powrotem do teczki, a teczkę do schowka i wysiadł z samochodu.

- Dobra, teraz odtworzymy zdarzenia z poprzedniej nocy. - oznajmił, gdy znalazł już Phisacka i Michaela.
- Pan się cofnie do momentu, w którym opuścił budynek, młody będzie robił za nocnego marka. Niech pan pokaże, skąd pan wyszedł i którędy szedł.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 14-05-2012, 21:21   #27
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Dziwna kobieta, naprawdę. - pomyślał glina przyglądając się odjeżdżającej taksówce. Jednak krople deszczu szybko wyrwały go z tej dziwnej fascynacji nią. Skarcił się w myślach za takie zachowanie. W końcu przeszłość nauczyła go paru rzeczy w tym punkcie relacji damsko-męskich. Gdy wracał do domu rozmyślał o wydarzeniach wieczoru. A potem siedząc w fotelu nawet nie zauważył kiedy usnął w trakcie przemyśleń.
Rankiem gdy Matthew tylko otworzył oczy zauważył, że zaspał. Szybko się ubrał i zjadł coś by zdążyć przed szefem. Gdy dotarł na komisariat był w pewnym sensie wdzięczny żółtkom za ten cały bałagan. Jednak gdy szedł do szefa miał nadzieję na inną fuchę niż na rozwiązywanie zabaw azjatów i udało się. W końcu coś ciekawszego.
Gdy Deryl powiedział o ucieczce psychola w głowie Palantine pojawiła się natychmiast scena z wczorajszego wieczoru. Czyżby o tym mówiła Jessica? - przeleciało mu przez myśl. Jednak spokojnie wysłuchał przełożonego i ruszył do kolegi po fachu. Mgliście kojarzył O'Donnella jednak facet miał opinie dobrego gliny i to wystarczyło Matthewowi. W drodze na uniwerek szukał jakiś informacji o Kevinie jednak niewiele ich miał. Jedynie nazwisko wydawało mu się szkockie czy irlandzkie ale tylko mu się wydawało.
Gdy dotarł na uniwerek szybko odnalazł kolegę po fachu i poprosił o szybkie wyłuszczenie informacji gdy tylko zostali na chwile sami.
 
Matemaru jest offline  
Stary 14-05-2012, 23:16   #28
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
-Birgs... - nie zdążył, słuchawka po drugiej stronie spoczęła na aparacie - Uniósł się dumą czy co?
Co najśmieszniejsze Ezra traktował spotkania z Birgsem częściowo jako spotkania towarzyskie. Nie całkiem chodziło tylko i wyłącznie o wspomnienia z dawnych lat, ale zawsze przy okazji innej rozmowy mogli powspominać czasy akademików i wypadów na miasto. Cóż. Birgs widocznie widział to inaczej a Lewis nie miał teraz czasu na łatanie urażonej dumy przyjaciela.
Miał dwie opcje. Mógł działać sam co wymagało by od niego prześledzenia całego życia owej sprawy w redakcji. Mówiąc dokładniej musiałby dowiedzieć się kto przyniósł informacje, kto zlecił zadanie Schmidt'owi etc. To było skomplikowane a nawet niebezpieczne. Nie mógł tyle węszyć koło nie swojej sprawy. Pozostawało jeszcze jedno rozwiązanie. Policja. Tutaj jednak potrzebował kogoś z departamentu a Brigs odpadł w przedbiegach. Inni detektywi, których znał (było takich trzech) nie prezentowali sobą materiału na sojuszników czy chociażby informatorów. Jedyne co pozostało to pójść tropem nazwiska O'Donnell.
Ezra podzwonił jeszcze trochę. Wprawdzie Brigs był jego żelaznym źródłem informacji, ale pozostałe osoby, które tam znał były przydatne chociaż do tego aby ustalić gdzie znajduje się poszukiwany detektyw. Kilka minut później wiedział już gdzie musi się udać.

Na uniwersytecie nie był od wieków. Było to nawet śmieszne bo praca dziennikarza rzucała go w najrozmaitsze miejsca w Grey Town a tutaj zawitał tylko raz i to zaraz po studiach. Gdy zaparkował rozejrzał się po okolicy. Włożył do ust papierosa i zagadał jednego ze studentów:
-Są tu jacyś gliniarze? Tak? Gdzie? Dzięki.
Lewis powoli podszedł do trójki, która odbywała jakąś wizję lokalną w krzakach (tak to wyglądało z boku). Nie chciał być nachalny więc na początku stanął w oddali i przyglądał się. Kiedy dopalił papierosa podszedł bliżej.
-Dzień dobry. Detektyw O'Donnell? Nazywam się Ezra Lewis. Jestem dziennikarzem. Czy mógłby mi pan poświęcić parę minut?
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 16-05-2012, 05:11   #29
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Jon starał się pomóc, jak tylko mógł. Opisał dokładnie całą sytuację, pokazał miejsce, gdzie stał, oraz - o ile był w stanie powiedzieć - miejsce, w którym zobaczył tamtego mężczyznę. Bawiąc się w teatrzyk mógł zająć myśli i nie skupiać się na wszystkich rzeczach, które w tym momencie go irytowało. A było ich wiele.

Po pierwsze, policjant zrobił wszystko, co tylko mógł żeby go do siebie zrazić, mimo, iż Jon od początku starał się mu pomóc. Nawet w tym momencie Phisack miał dość tej zabawy. Jakie do cholery może mieć znaczenie to, za którym dokładnie krzakiem on się schował? Dzięki głupocie O'Donnela teraz dodatkowo wszyscy oglądali go w towarzystwie policjantów. Inni wykładowcy będą pamiętać, że kiedyś już pomagał policji, i pewnie to będzie pierwsze, co przyjdzie im na myśl, lecz studenci to co innego. Ciekawe, czy za rok nadal będzie miał tutaj pracę...

Zresztą, to akurat, jak się Jon domyślał, było zamiarem policjanta. O czym nie wiedział, to że zraził do siebie także władze uczelni. Władza jest zaraźliwa. Uniwersytet miał ponad sześć tysięcy studentów i około tysiąca osób personelu, co oznaczało, że rektor odpowiadał za więcej ludzi, niż niektórzy burmistrzowie. Nigdy nie jest mądrze bez uprzedzenia wpadać na czyjś teren, bo nie wiadomo, co ten ktoś ma do ukrycia, a na uczelni do ukrycia było sporo. Jon tylko czekał, aż pojawią się woźni, próbując zmusić ich do uzyskania zgody na swoje działania z rektoratu.

Kolejną irytującą rzeczą było to, jak głupio postępował policjant. Skoro ten mężczyzna "zapadł się pod ziemię", to znaczy, że gdzieś się ukrył, a zamiast próbować go złapać z zaskoczenia, policjanci postanowili zacząć od tego teatrzyku, w sam raz, żeby poszukiwany miał czas zorientować się w ich obecności i przenieść się do innej kryjówki.
 
Issander jest offline  
Stary 16-05-2012, 17:24   #30
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Phisack był wyraźnie podirytowany zaistniałą sytuacją. Kevin nie liczył się z reputacją doktora, w dodatku według niego, źle rozpoczynał samo dochodzenie. Sam wszakże uczestniczył w paru i wyrobił się na tyle, że czasem potrafił opisać potencjalne zachowania ściganego jako sumę algorytmów. Żaden nie przewidywał, że ktoś da się złapać, uprzedzony takimi scenami. Jednakże nie wypowiedział słowa skargi, gdy Kevin wrócił z powrotem; opisał zdarzenie na tyle, na ile je pamiętał. W międzyczasie musiał znosić zdziwione spojrzenia studentów. Paru nawet zatrzymał się w miejscu, tworzyło grupki, patrząc w stronę zajścia szeptali coś między sobą. Ci sami ludzie, nieczęsto lubiący nocne przygody mieli z pewnością niejednokrotnie na bakier z policją.


[Kevin - Test na zbieranie dowodów (+1 za wskazówki Phisacka)]
Detektyw nie dowiedział się wiele i tym razem. Ot, jakaś postać przebiegła w zaroślach, prawdopodobnie przez mały gaj, z którego droga prowadziła już ku miastu. Część przedmieścia była słabo oświetlona, ucieczka tamtędy właśnie nie stanowiła większego wyzwania. Z resztą stamtąd można było skierować się do slamsów, miejsca idealnego dla wszelkich dezerterów. Mimo wszystko, choć bardzo się starał, buszował po zaroślach i okolicy, nie potrafił zidentyfikować dokładnych śladów poszukiwanego.
Nagle doszedł go warkot silnika. Od strony bramy nadjeżdżał policyjny samochód. Wyglądało na to, że pan spóźnialski wreszcie raczył się pojawić. Niebieski Mercury Eight przejechał żwirową drogą i zatrzymał się obok auta O'Donnela. Ze środka wyszedł wyższy mężczyzna. Kevin mgliście przypominał sobie, że nazywa się Palantine - znał go z widzenia. Matthew skinął mu głową i podszedł do niego raźnym krokiem. Miał dość tupetu, aby bez słowa wstępu pytać o sprawę, jakby po prostu spóźnił się na wieczorek klubu dobrej książki.
Nie skończyli rozmawiać, jak Kevin zorientował się, że tłum gapiów w okół nich rośnie. Studenci nie różnili się specjalnie od typowych mieszkańców miasta. Kiedy czuli, że mogą zobaczyć ewentualnie widowisko, szybko uznawali, że inne zajęcia mogą zaczekać. Wianuszek młodych ludzi podchodził z każdej strony, rzucając między sobą:
- Niedawno przyjechali...
- Ale numer. Może ktoś kropnął tego starego kozła Lucjusza?
- No nie wierzę, to przecież pan Phisack...
Nie wiadomo jakim sposobem, ale w tłumie przepychał się już nawet dziennikarz. Doprawdy, teraz to przypominało ponurą komedię. Zdawało się, że pismaki czasem dostawały cynk jeszcze przed policją. Kiedy coś się działo, nawet ktoś rozjechał psa, któryś z nich czekał już z gotowym notesem i wystudiowanym uśmieszkiem. Byli jak nieznośny cień.
Facet zwyczajnie przepchnął się między resztą, podszedł do policjantów i bez pardonu zapytał:
- Dzień dobry. Detektyw O'Donnell? Nazywam się Ezra Lewis. Jestem dziennikarzem. Czy mógłby mi pan poświęcić parę minut?
Phisack stał na uboczu. Zamieszanie dało mu chwilę wytchnienia. Miał dość tej sytuacji, nie sądził, że niepozorne w sumie wezwanie zaowocuje takim galimatiasem. Przeszedł kawałek przez trawnik, na którym jeszcze przed chwilą wskazywał ślady. Prawdopodobnie uśmiechnął się ku skrywanej radości patrząc na w sumie komiczną scenę, gdzie policjanci byli dosłownie oblegani. Mógł być rad, że uwaga ponownie skupiła się na Kevinie, jednak wiedział, że władze uczelni nie będą zadowolone z narastającego rabanu. Westchnął głęboko, widząc że jego przypuszczenia nadgoniły fakty. Od strony głównego wejścia uczelni szedł nikt inny jak sam rektor uczelni, Lucjusz Dalcaroe. Siwy mężczyzna z postrzępioną brodą był asystowany przez dwóch profesorów, którzy gorączkowo coś gestykulowali i wskazywali coraz na Phisacka. Tego jeszcze brakowało.
Tłum już jawnie i donośnie dyskutował między sobą, mimo że Michael biegał od jednej grupy do drugiej, nieskutecznie starając się uciszyć studentów. Panowało tu niemałe zamieszanie, przerwane dopiero donośnym głosem Dalcaroe.
- Co to za zbiegowisko? Natychmiast się rozejść, inaczej zostaniecie wydaleni z uczelni w trybie natychmiastowym! - od razu było znać, że rektor jest człowiekiem o gorącym temperamencie.
Niechętnie, ale młodzi ludzie rozeszli się na wszystkie strony. Profesorowie, jakby obawiając się nadchodzącej konfrontacji, cofnęli o parę kroków, tymczasem rektor, który teraz zdawał się być wyższy i jeszcze bardziej rozgorączkowany niż przed chwilą, podszedł do pozostałej grupy. Najpierw spojrzał na policjantów, groźnie marszcząc białe jak mleko brwi:
- Dlaczego nie uprzedzono mnie o waszym przybyciu? Proszę natychmiast się wylegitymować. Chcę wiedzieć czemu policja bez słowa wyjaśnienia wkracza na teren mojej uczelni! No nie... - w tym momencie spojrzał na Ezrę - Prasę też tu sprowadziliście? To skandal! Ktoś za to beknie!
Kiedy zwrócił się do Jonathan'a jego oczy były już przekrwione od złości.
- Jonathanie, może ty raczysz rzucić trochę światła na tą kuriozalną sytuację. Czy ta sprawa, o której mówiłeś przez telefon miała polegać może na sprowadzaniu tutaj wścibskich, policyjnych nochali?
 
Caleb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172