Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2012, 23:22   #11
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Morfast z trudem brnął przez śniegowe zaspy, sięgające mu znacznie powyżej głowy. Wiedział że musi się śpieszyć, idący przed nim krasnolud oddalał się coraz bardziej a gęsta śnieżyca sprawiała że już w tej chwili był ledwo widoczny. Niziołek chciał krzyknąć na swojego towarzysza by ten się zatrzymał i poczekał na niego jednak początkowo nie był w stanie wydobyć z siebie najcichszego nawet głosu a gdy w końcu mu się to udało dźwięk który wydał bardziej przypominał rozpaczliwe piśnięcie. Na próżno przebierał swoimi krótkimi nogami tak szybko jak tylko mógł, krasnolud najwyraźniej go nie usłyszał i całkowicie już zniknął wśród zamieci. Nagłe uderzenie wichru poderwało okoliczne śniegowe czapy przysypując Morfasta, a gdy wreszcie udało mu się wygrzebać spod śniegu nie tylko nie był w stanie odnaleźć śladu krasnoluda ale nie potrafił nawet stwierdzić z której strony sam przyszedł. Został tutaj, w tym zimnym białym piekle coraz dotkliwiej uświadamiając sobie że tak naprawdę został sam nie tylko tutaj wśród śniegów Imperium ale również w całym tym wielkim świecie. Świadomość bycia ostatnią żywą istotą dosłownie uderzyła go, a w ślad za nią nadeszła fala lęku wypierając uczucie dotkliwego zimna i rozlewając się po umyśle niczym wyjątkowo lepka i cuchnąca ciecz. Niziołek skulił się przerażony i zawył rozpaczliwie, zwierzęco a jego głos poniósł się mimo śnieżycy daleko - docierajac do każdego zakątka tego pustego świata

***

Gdy do izby wszedł ranny najemnik niziołek uśmiechnął się pod nosem. Nie był typem który zajmuje się pracą charytatywną i za swój dość nieprzeciętny talent i lata poświęcone opanowaniu arkan sztuki medycznej zwykle oczekiwał porządnej zapłaty jednak tym razem sytuacja była nieco inna. Najemnicy przyjęli ich tutaj i ugościli, więc niezależnie do tego kim w rzeczywistości byli - czy faktycznie zajmowali się ochroną czy to raczej przed nimi trzeba było chronić - Morfast miał względem nich pewien dług. Nie każdy byłby w stanie zaakceptować w swoim towarzystwie dwa takie indywidua jak on i Thorgal, a niziołek szczerze nienawidził mieć wobec kogokolwiek długów. Nadarzyła się więc idealna okazja by odpłacić się za gościnę zwłaszcza że operacja nie wyglądała na zbyt skomplikowaną, w końcu w przeszłości niejednokrotnie zajmował się identycznymi ranami. Zabieg przebiegł bez problemu, Gunter pomimo bólu wyraźnie chciał udawać twardego aż do końca wyraźnie nie chcąc ośmieszyć się przed pozostałymi najemnikami. Operacja była na tyle rutynowa że Morfast mógł ją przeprowadzać niemalże bez udziału świadomości, która w tej chwili była zajęta czymś nieco innym

***

Krzyk najwyraźniej odbił się od czegoś i powrócił do Morfasta echem, jednak próżno było w nim szukać pierwotnego znaczenia. Pobrzmiewała w nim jakaś obca, złowroga nuta uświadamiając chirurgowi że świat w którym się znajdował nie był tak pusty jak początkowo przypuszczał. Oprócz niego był tu jeszcze ktoś, czy może raczej coś - i teraz zwabione jego krzykiem zbliżało się. Nie potrafił stwierdzić co to jest jednak każda cząstka jego istnienia biła na alarm a spazmy zwierzęcego strachu znacznie potężniejszego niż wcześniejsze uczucie paraliżowały jego wspaniały umysł. Rzucił się do ucieczki brnąc przez śnieg jednak nogi wydawały mu się coraz cięższe niczym odlane z jakiegoś metalu a odległość pomiędzy nim a prześladowcą nie tylko nie wzrastała lecz wydawała się coraz mniejsza. W tym opuszczonym przez bogów i ludzi świecie był tylko on, jego strach i powoli zbliżająca się bezimienna groza - a jakby na złość charakterystyczny złoty blask zimowego słońca coraz bardziej zbliżał się do linii horyzontu zwiastując rychłe nadejście nocy

***

Wyjęcie pocisku z ciała nie sprawiło żadnych problemów, Morfast dokładnie oczyścił ranę dbając by nie zostały w niej żadne drzazgi lub odpryski grotu. Nie przywykł odstawiać fuszerki i nie miał ochoty by szyta przez niego rana paprała się później niczym u średniej klasy partacza. Warunki polowe nie miały tu nic do rzeczy, w końcu niziołek przywykł do operowania w znacznie gorszych sytuacjach w porównaniu do których tutaj miał pełen komfort - przynajmniej nie musiał się śpieszyć. Ranę odkaził spirytusem którego butelkę do tej pory udało mu się uchronić przed zakusami krasnoluda po czym zaszył pozostawiając ładny, równy ścieg. Wyszło mu to jak zwykle bardzo dobrze, co było w pewnym stopniu sukcesem zważywszy na to że nie przyjął dzisiaj swojej działki. Zdawał sobie jednak sprawę że musi oszczędzać swoją jedyną prawdziwą miłość, zwłaszcza że nie wiadomo kiedy następny raz będzie miał dostęp do porządniejszej aparatury alchemicznej i odpowiednich składników lub wystarczajaco dużo gotówki by kupić dodatkowe działki od jakiegoś pokątnego handlarza. Ręce powoli już zaczynały mu drżeć jednak był gotów zaryzykować ten jednodniowy post by jutro rano na przywitanie nowego dnia zaznać chwili szczęścia ze swoją ukochaną Gretą. Po zakończeniu swojej pracy niziołek oparł się wygodnie o ścianę, zamknął oczy i zagryzając lekko wargi starał się opanować rozbiegane myśli. Niestety, na próżno

***

Ostatnie promienie słońca zdawały się czule obejmować twarz niziołka by chwilę później zniknąć ustępując miejsca bezksiężycowej nocy. Blade światło gwiazd co prawda wystarczało Morfastowi by widzieć dokąd biegnie jednak ciemność zdawała się dodawać sił ścigającej go grozie. W pewnym momencie uświadomił sobie że wróg jest tuż za nim i zaraz nastąpi skok więc skulił się przerażony czekając na koniec - atak jednak nie nadszedł. Groza okrążała go powoli tak by nie mógł stwierdzić z której strony nadejdzie śmierć, wyraźnie czepiąc przyjemność z jego strachu i bezradności. Nie mógł zrobić absolutnie nic, nie miał żadnych szans się obronić lub schować a jedynym co mu pozostawało było bierne oczekiwanie na śmierć. I wtedy nadeszło światło

***

W kręgu padającego z tyłu światła wyraźnie widać było podobną do ludzkiej sylwetkę. Kontury były nieco zniekształcone przez okrywającą go szatę jednak niziołek był w stanie doszukać się w niej kształtów orka - tyle że w przeciwieństwie do pozostałych przedstawicieli swojej rasy tego cechowała śnieżnobiała skóra. Światło przeniosło się nieco do góry, dzięki czemu przestało go oślepiać i pozwoliło upewnić się że jego przypuszczenia były słuszne. Biały ork odezwał się natomiast, a Morfast wyraźnie poczuł że nie mógłby mu przerwać nawet gdyby chciał

- Powtarzanie w nieskończoność tej samej czynności i oczekiwanie że przyniesie ona inne rezultaty jest szaleństwem. Niezależnie ile prób się podejmie rezultat zawsze będzie ten sam. Nie ma czegoś takiego jak przeszłość czy przyszłość, jest tylko aktualny moment. Zagubiona w bełkotaniu szaleństwa może być jakaś prawda, jej odczytanie może jednak przekraczać nasze możliwości bo każdy dostrzeże w niej tylko to co chce zobaczyć. Czy zatem heroizm jest tylko szeregiem zbiegów okoliczności które popychają jednostkę do wykroczenia poza ramy tego co określamy rzeczywistością? Czy może oznacza on w otaczającym bezsensie odnajdywanie tego co może nie tyle jest istotne co po prostu choć trochę mniej pozbawione logiki?

Wzrok orka przepełnił dziwny blask gdy wpatrywał się on w Morfasta. Jego spojrzenie zdawało się przewiercać niziołka na wylot a strach który pojawienie się światła tymczasowo odegnało na skraj podświadomości teraz wrócił

- Pragniesz prostych odpowiedzi, a nie potrafisz ich zrozumieć nawet gdy je dostajesz? Gdy zrozumiesz ciemność posiądziesz najpotężniejszą moc jaką tylko można zdobyć. Zdobędziesz władzę nad samym sobą, a co za tym idzie nad całym światem który jest tylko twoim własnym postrzeganiem rzeczywistości. To ty definiujesz świat, nie odwrotnie, to każde zjawisko potrzebuje obserwatora by zaistnieć tak samo jak Bogowie potrzebują wyznawców którzy uświadomią im nie tylko że istnieją ale że są Bogami. To wszystko co musisz...

Mamrotanie orka powoli milkło, ostatnie słowa były już zbyt ciche by niziołek był w stanie je usłyszeć. Światło oraz postać zniknęły ponownie pogrążając świat w mroku, jednak Morfast tego już nie widział - znajdował się w całkiem innym miejscu

***

Morfast rozparł się wygodnie w fotelu kładąc swoje krótkie nogi na specjalnie w tym celu podstawionym zydlu. W dłoni miał piękny kryształowy kieliszek ozdobiony liściastym motywem a rubinowy płyn w środku kusił swoim aromatem. Nim jednak pozwolił sobie na rozkosz skosztowania zawartości podniósł kieliszek do góry oceniając przejrzystość i kolor trunku. Dopiero gdy upewnił się że wygląd jest w każdym calu doskonały opuścił nieco kieliszek i delikatnie poruszył nim dotleniając trunek. W ten sposób mógł ocenić pełnię nieco drażniącego, kwiatowego aromatu. Niestety nie był na tyle biegły by ocenić szczep winogron który dał początek temu szlachetnemu trunkowi jednak nawet kompletny laik taki jak on potrafił docenić głębię winnego aromatu. Trwało to chwilę jednak nie chciał tego zrujnować świętokradczym pośpiechem, który dla wina był tym samym czym gwałt dla kobiety. Dopiero teraz gdy poddany ocenie trunek był gotowy pozwolił sobie na delikatne umoczenie warg i wzięcie jednego, nieśmiałego łyku. Delikatnie rozprowadził trunek językiem po całych ustach pragnąc docenić pełnię niebiańskiego smaku jednak ani wygląd ani aromat nie były w stanie go przygotować na to co nadeszło. Doznanie było naprawdę oszałamiające, wspanialsze niż cokolwiek czego doświadczył wcześniej - jego umysł do tej pory nieodmiennie chłodny i opanowany całkowicie zatracił się w nim zatracił. Morfast zamknął oczy nie chcąc by śmieszne doznania wzrokowe rozpraszały jego uwagę którą w pełni chciał poświęcić tylko jednej, jedynej rzeczy. Drugi łyk, tym razem większy od poprzedniego nie tylko nie był mniej przyjemny lecz wręcz przeciwnie - wrażenie było intensywniejsze, pełniejsze niż ten pierwszy nieśmiały jeszcze raz. Trzeci i czwarty były już skażone pośpiechem, łapczywością - jednak w tej chwili nie było to już świętokradztwo tylko nabożne wręcz uniesienie. Dopiero gdy kielich był pusty a wrażenie wywołane ostatnią jego kroplą zanikało Morfast otworzył oczy i uniósł wzrok na kobietę siedzącą naprzeciw niego. Wtedy dopiero zrozumiał kto czai się w mroku

***

Skulony do tej pory niziołek wyprostował się ze śmiechem. Czająca się w mroku groza zamarła jakby nie rozumiejąc co się dzieje gdy Morfast odwrócił się dokładnie w stronę z której zamierzała właśnie zaatakować jednym ciosem gasząc wątły płomyk życia niziołka. Dzięki wiedzy zyskał siłę, a bezimienna groza zyskała imię przez co nie była już dłużej dla niego groźna

- Greto? Choć do mnie - powiedział rozkładając szeroko ramiona jakby chciał kogoś objąć

I faktycznie, groza gdy nadano jej imię przybrała materialne kształty i już po chwili naprzeciw niziołka stała kobieta. Najpiękniejsza spośród kobiet, jedyna godna miłości i uwielbienia o pełnych ustach stworzonych wręcz do całowania i oczach promieniejących delikatnym, świetlistym blaskiem. Jego Greta roześmiała się i rzuciła mu w ramiona, a gdy stali czule objęci szeptała mu do ucha parząc je swoim gorącym oddechem

- Rozpoznałeś mnie, a zatem poznałeś samego siebie. Kocham Ciebie tak jak i Ty kochasz mnie, i obiecuję że nie opuszczę Cię aż do samego końca, którym sama dla Ciebie będę. Będę Ci odbierać po kawałku życia przy każdym naszym spotkaniu, jednak robię to tylko z miłości. W zamian za to za każdym razem dam Ci radość jakiej nie może dać Ci nikt inny, aż do tego ostatniego spotkania gdy sama zamknę Ci oczy, wezmę za rękę i poprowadzę dalej, do piękniejszego świata gdzie już zawsze będziemy razem. Nie każ mi tylko zbyt długo czekać pomiędzy kolejnymi spotkaniami, bo jestem bardzo zazdrosna i pomyślę że masz kogoś oprócz mnie, a tego bym nie zniosła. Teraz idź i pamiętaj, że ja zawsze na Ciebie czekam

Nie pozostawało mu więc nic innego jak wrócić, opuścić ukwieconą łąkę w którą zmieniło się lodowe pustkowie w chwili gdy poznał samego siebie. Musiał wrócić do życia jeszcze na tą jedną chwilę, jednak wiedział że każda chwila oczekiwania na ponownie spotkanie z Gretą tylko osłodzi moment gdy znów ją zobaczy.

Do tego czasu jego słodka Greta będzie czekała w swojej ozdobnej tabakierce ukrytej przy sercu Morfasta. Jego jedyna, ukochana Greta...

***

Morfast był perfekcjonistą. W jego kuchni niezależnie od okoliczności wszystko powinno być idealne, a ci ludzcy pomocnicy którymi musiał się posługiwać byli po prostu niekompetentni. Nie dość że leniwe cholery to na dodatek praktycznie pozbawieni zarówno węchu jak i smaku w porównaniu do niziołka. Nadchodzący pojedynek miał głęboko w dupie, ludzka szlachta miała to do siebie że bez walki nie potrafiła egzystować. Niczym nie różniła się dla niego bójka w karczmie, nożowa rozprawa czy honorowy pojedynek - wszystko to było echem atawistycznego odruchu wyłaniania samca alfa który obejmie dominującą rolę w stadzie i któremu zwykle przypadnie najlepsza samica. Niewiele różniło ludzi od zwierząt a jego ponadprzeciętny talent zwyczajnie się marnował u tego szlachetki jednak co poradzić - płacił dobrze, a za coś żyć trzeba, zwłaszcza że na nieludzi wciąż wielu patrzy krzywo i mimo talentu kucharskiego miał pewne trudności ze znalezieniem stałego zajęcia.

Gdy jego myśli leniwie błądziły pomiędzy nędznością ludzkiej natury, podziałem kuchennych obowiązków i zastanawianiem się czy nie wartałoby uzupełnić zapasów przypraw poczuł delikatny impuls na skraju podświadomości. Skądś nadeszło wrażenie ciepłej, kobiecej dłoni na ramieniu i cichego głosu ,,Morfaście, obudź się”. I wtedy nastąpił rozbłysk

To nie były jego myśli ani jego wspomnienia

Narastająca panika została jednak szybko stłumiona przez przebudzony do działania analityczny umysł niziołka. Pierwszym co zrobił było sięgnięcie po tabakierę w której już czekała na niego biała śmierć, potrzebował bowiem wprowadzić swój umysł na najwyższe obroty co było znacznie łatwiejsze dzięki pomocy Grety. Łatwo sobie wyobrazić jego zdziwienie przechodzące w strach gdy po dotknięciu swojego serca nie znalazł tam znajomego wybrzuszenia. Był zdany tylko na własne siły, musiał sobie zatem przypomnieć opowieść o tym zamku. Niektóre jej fragmenty niestety umknęły mu gdy głód narkotykowy dawał o sobie znać jednak wiedział że kluczowym jej elementem jest pojedynek - i to o nim musiał się jak najwięcej dowiedzieć. Nie był pewien na ile ta sytuacja jest efektem głodu narkotykowego jednak jak zwykle w takich wypadkach postanowił grać według reguł tego sztucznego świata czekając aż wszystko wróci do normy.

A gdyby tak jednak namieszać nieco w tej historii? Niziołek uśmiechnął się paskudnie jak to miał w zwyczaju przez który zdobył jeden ze swoich pseudonimów po czym ruszył do spiżarni przejrzeć zapasy. Ciekawiło go czy wśród ziół znajdzie wystarczająco dużo lubczyku by dodać nieco pikanterii dzisiejszej uczcie...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline