Kevin po całej, dość długiej i nieco zawiłej, przemowie siedział przez chwilę z lekko uchylonymi ustami i coraz bardziej zbliżającymi się do siebie brwiami.
Skąd Deryl wytrzasnął takiego wygadanego dziadygę? Co w ogóle się dzieje?
Potrząsnął lekko głową i zamknął usta, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie musiał wyglądać. Brwi nadal miał jednak ściągnięte w gniewnym grymasie. - Dobra. - odpowiedział po chwili i zamilkł. - Imię i nazwisko. - powiedział w końcu, wyciągając notes i długopis. - Adres. Numer telefonu. Ma pan w mieście krewnych albo znajomych? Nazwiska i adresy.
Teraz wracamy do wczoraj. Gdzie dokładnie widział pan tego mężczyznę? Dokąd uciekł? Jak wyglądał? Wzrost, gruby, chudy? Cechy szczególne? Jak był ubrany? Widział pan jego twarz i mam wołać magiczny ołówek, czy nie?
Teraz był w swoim żywiole i nie zamierzał już oddawać inicjatywy. Świadek to świadek, od teraz dziadek grzecznie wykonuje jego polecenia.
No i jak on sam powiedział, wcale nie wykluczał, że mądrala i zbieg z wariatkowa to jedna i ta sama osoba. W końcu dopiero co udowodnił, że zalatuje lekką szajbą. - Pan tu zaczeka. - rzucił, gdy usłyszał wszystkie odpowiedzi. Schował notes, wstał i wyszedł z biura Deryla. - Hagen - podszedł do znajomego detektywa, który wydwał się spać, albo nie żyć - sprawdź mi tego typa. - oderwał kawałek kartki i napisał na nim nazwisko 'Jonathan Phisack'. - Postawię ci kolejkę.
- Dwie - burknął mężczyzna, przecierając oczy. - Dwie, jeśli wygrzebiesz coś mocnego. Na razie.
Następnie udał się do własnego biurka, gdzie jak się słusznie domyślał, zastał Michaela. Dziś młody nie był już taki gadatliwy i rzygający szczęściem, jak wczoraj. W duchu Kevin dał mu najwyżej dwa tygodnie, zanim nie ucieknie z krzykiem. - Młody, idź na parking po samochód. Za dwie minuty masz być przed wejściem.
Wracając do biura szefa, zatrzymał się u dyżurnego. - Daj mi sześciu mundurowych.
- Proście, a będzie wam dane.
- Proszę. Szef też prosi.
- Hoho, znowu dał ci jakąś niewdzęczną fuchę, co? Ty to masz farta.
- Nie gadaj. Wyślij ich na uniwerek.
- Pan pójdzie ze mną. - oznajmił, stając w drzwiach biura. - Jedziemy na tę waszą uczelnię, zrobić wizję lokalną.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Ostatnio edytowane przez Cohen : 11-05-2012 o 20:25.
|