Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2012, 00:23   #5
Pruszkov
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
Lot był, na całe szczęście, bezproblemowy. Jacob nie mógł się przyzwyczaić do stabliności samolotu - do tej pory wszystkie jego podróże powietrzne składały się z próby utrzymania się na podkładzie, gotowym na ewakuację ze spadochronem w każdej chwili.

Potem przesiadka, potem samochód. Już wtedy widział kilku ze swoich towarzyszy. Niektórzy z nich pocili się - rzeczywiście, klimat był iście tropikalny. Jacob dziękował w duszy za swoje doświadczenia w na Bliskim Wschodzie - nic nie równało się do skwaru tam doświadczanego.

Dojechali dość szybko. Tam czekał krępy Latynos.
-Witam wszystkich zgromadzonych. Jestem porucznik Carlos i mam pecha być waszym dowódcą, przynajmniej przez pewien czas. Zapraszam do waszej nowej kwatery. Nakreślę wam ogólną sytuacje i charakter naszych zadań. Opowiem też o zasadach jakie tu obowiązują. Łaskawie zabierzcie wasze klamoty i ruszajcie za mną.

Coś tu nie pasowało. Z jednej strony nie tak wyobrażał sobie pracę najemnika, wierząc, że będzie to coś bardziej nieformalnego, w stylu oddziałów specjalnych, z drugiej jednak strony witał powrót do starej, dobrej żołnierskiej hierarchii.
-W tej chwili na granicy stacjonują wojska w ramach ONZ-tu. Około 1000 ludzi z USA, Meksyku, Chile, Brazyli no i Rosji…. Niestety Rosjanie i Chińczycy wyrazili zgodę na wyłanie błękitnych hełmów ale pod warunkiem obecności oddziałów rosyjskich lub chińskich…To duży problem dla nas. Myśle, że kiedyś się z nim zajmiemy. Ponadto musicie wiedzieć, że kraj jest na granicy wojny domowej. Miejscowa lewicowa partyzantka wspierana przez północnego sąsiada Costy, Nikarrę rośnie w siłę. Naszym zadaniem będzie za pomocą różnego rodzaju operacji jak najbardziej osłabić partyzantów. Drugim naszym zadaniem będzie jak największe skompromitowanie i osłabienie reżimu z Nikkary. Czy na tym etapie są jakieś pytania?
Carlos nie patyczkował się - to dobrze wróżyło.

***

Dalej był wybór broni. Em czwórki szybko zostały rozchwycone, przez co Jacob wybrał m16 i m9. M16 zawsze uchodził za broń najemników, jeszcze od czasów Afryki. Jedynie na froncie wschodnim, w 1990, używali Zastav.



***

Potem był posiłek. Jacob konsumował posiłek w swój zwyczajowy, żołnierski sposób. Lata stołówki nauczyły go ergonomicznego jedzenia i choć wspaniałe US Army dostarczało swoim żołnierzom przeróżne Pizza Huty, to jednak Jacobowi nigdy nie robiło to różnicy. Teraz też nie. Poza konsumowaniem energii, kilku protein i całej reszty wesołych witaminek, Jacob myślał o swoich towarzyszach. Wiedział z lat doświadczenia, że zgrany zespół to podstawa. Postanowił zagadać do osobnika siedzącego najbliżej.
- Witaj. - podał rękę. - Ty jesteś Jones, tak? - zapytał.
- Ta, Francis Jones. - odpowiedział posiadacz tejże godności, podając dłoń - A Ty to Jacob, tak? W czym się specjalizujesz? -
- Moja rola jest raczej standardowa, zapewnić trochę więcej szturmowej siły ognia, wraz z podstawową wiedzą medyczną. Miło mi pana poznać. - Jacob wrócił do posiłku.
Larry siedział dwa miejsca dalej od dwójki rozmawiających i bawił się swoim posiłkiem. Nie to, że mu nie smakowało, w Legii dostawał czasem gorsze, po prostu nie był głodny. Generalnie skupiał się na podsłuchiwaniu rozmowy. Samemu nie chciało mu się odzywać.
Ivan siedział, grając w grę już po skończeniu swojej grochówki. Siedział i jednym uchem słuchał rozmowy Francisa oraz tego, Jacoba. Po kilku minutach spokojnej gry na tablecie, Ivan ruszył do baraku. Gdy już tam był, sprawdził która jest godzina i zapalił zioło.
Bennet spokojnie pałaszował to coś szumnie nazwane jedzeniem. No cóż, było całkiem znośnie.
- Nie baw się żarciem. - Rzucił Miles siadając ciężko obok Raymonda. Wyciągnął ku niemu dłoń - Nie wiesz kiedy znowu będziesz mógł zjeść, może to ostatni raz? Miles Frank McMiller, większość mówi mi po prostu Mlyn, niezbyt oryginalnie, ale podobno pasuje nie tylko do nazwiska. - Zaczął sam, dość szybko jeść swoją porcję.
Jako iż Miles wpieprzył się nie tylko koło Raymonda, ale miał też po drugiej stronie Ismaela, ten poczuł się w obowiązku również przedstawić. - No to i na mnie czas. Ismael Bennet, w Afryce znany jako Southern.
- Francis Jones - powiedział tylko krótko posiadacz tegoż imienia, by Ci którzy zapomnieli, znali jego godność. Nie czekając, wrócił do spokojnego posiłku.
Larry spojrzał na Milesa, puścił widelec, który zabrzęczał o blaszaną miskę i uścisnął mocno dłoń mężczyzny - Raymond Larrson, ale mów Ray lub Larry, i w żadnym wypadku Skarbie, tak może mówić tylko moja mama - zaśmiał się - synek cię pozdrawia mamuś - powiedział i pomachał gdzieś w przestrzeń - Wiesz, tu może być mój ostatni, a na Górze i tak będą następne - kontynuował spożycie posiłku, tym razem robił to już konkretnie - Gdzie służyłeś, Młynie?
- Anglia. Potem w paru... cóż, raczej niespecjalnych bojówkach w Meksyku, Afryce. Ale głównie armia angielska. Mogłem dostać się do SAS, ale... to nie była moja działka. A ty?
- Legia Cudzoziemska - powiedział tylko nieco zawstydzony.
- Nonono... czyli jak rozumiem przed wojskiem, życie niezbyt wesołe?
- Wesołe, wesołe... Jak Ci przed domem skaczą kangury...

Zapowiadało się dobrze. Oddział wyglądał na kompetentny - a to Jacobowi wystarczało w zupełności.
 
Pruszkov jest offline