Harkonnen, widząc że nie ma czego szukać, czy ratować w miejscu gdzie niedawno stała wieża, odwróciła się na pięcie i wróciła na statek.
- Po jakiego grzyba, ja się właściwie z nimi zabrałam? - mamrotała pod nosem przez całą drogę, jednocześnie uważając na otoczenie. Nie chciałaby się potknąć, albo paść ofiarą jakiegoś zwierza.
- Koniec tego dobrego, kurwa. Trzeba się przestać opierdalać. - słowa te padły z jej ust gdy wspięła się wreszcie na pokład statku. W nocy niewiele widziała, ale kałuża pod statkiem świadczyła, że niezbędna była wizyta w najbliższym porcie. Ręka już tak nie bolała i mogła nią jako tako ruszać, więc postanowiła zacząć coś naprawiać, żeby mogli rano wyruszyć. Nie wiedziała co zamierza kapitan i właściwie miała to głęboko gdzieś. Okazał się niekompetentnym, tępym, upartym, pretensjonalnym lowelasem, mogącym się pochwalić doświadczeniem jętki.
Pudło nie kapitan ... i te jego pedalskie scyzoryki, gha! Nadał im imona?!
Zamierzała mu to powiedzieć prosto w cwaniacką gębę, kiedy tylko stanie na jej drodze.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
Ostatnio edytowane przez F.leja : 10-05-2012 o 08:45.
|