09-05-2012, 22:09 | #141 |
Reputacja: 1 | Kapitan westchnął ciężko. Jego myśli przelewały się od pojęcia do pojęcia jak woda w naczyniach połączonych. Z jednej strony myślał, jakby tu w możliwie bolesny sposób pozbawić dzikusa życia, napawając się przy tym jego cierpieniem za zbezczeszczenie kapitańskich genitaliów, z których do mózgu połączenia nerwowe uporczywie transmitowały resztki bólu i dyskomfortu. Z drugiej jednak strony Valentine czuł pewien rodzaj podziwu dla człowieka z lasu, który potrafił obezwładnić go w jego polu skuteczności bojowej - w walce w zwarciu. Podziw był tym bardziej uzasadniony, że Kaiser miał się za niepokonanego w pojedynkach pierś w pierś. No i jeszcze to dziwaczne uczucie paraliżu, które owładnęło dowódcę podczas konfrontacji... Dziwne. Po dłuższych rozważaniach kapitan zdecydował się jednak na drugą opcję. Pochylił głowę przed stojącym przed nim człowiekiem, dając tym samym wyraz głębokiego uznania i szacunku dla umiejętności. - Niech ktoś przyprowadzi Victorię.- Rzucił polecenie.- Powinniśmy go opatrzyć, no i przydałyby się jakieś portki...- Dzikus stał przed dowódcą nadal, wpatrując się z fascynacją w miejsce pod płaszczem, gdzie do pasa umocowana była Surja. Gesty i mimika wyrażały wyraźnie jego chęć bliższego zapoznania się z bronią w warunkach możliwie bardziej pokojowych niż dotychczas. Kapitan ponownie wydobył boginię na światło dzienne. Blask zachodzącego słońca odbił się od srebrzystego ostrza, rzucając rozedrganego, wydłużonego "zajączka" w kierunku masztu. - Tego chcesz?- Zapytał Kaiser, zdając sobie oczywiście sprawę, że równie dobrze mógłby mówić do ściany.- Uprzedzam lojalnie, że jakikolwiek uszczerbek na niej spowoduje, że nigdy więcej nie będziesz miał okazji trzymać czegokolwiek.- To mówiąc wysunął miecz z pochwy rękojeścią w stronę fetyszysty. W czasie, gdy dzikus zabawiał się z Surją, kapitan odwrócił się na chwilę. - Dobra, kto został, a kto poszedł? Ludzie?-
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!" ~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |
09-05-2012, 22:47 | #142 |
Reputacja: 1 | Dzikus nie wiedział co oznacza gest pochylenia się, więc nie zareagował. Nie mniej przeczuwał, że to nie jest jakiś gest zabójczy a raczej przyjacielski. Odpłacił więc uśmiechem, aktualnie to jedyna rzecz jaką w sumie mógł zrobić. Nadal stał wpatrując się w srebrne ostrze. Wtedy kapitan postanowił jednak dać mu Surjię do ręki. Cóż nie był on specjalnie wściekły na dzikusa, nie mniej z pewnością nie był też zadowolony ze stanu swojego "sprzętu" i nie mam tu na myśli akurat katany. Z drugiej strony dzikus tylko mu odpłacił za nogę - choć i to nie było do końca z jego winy i był to raczej przypadek. Tak czy inaczej dzikus złapał Surjię w dłoń. Pierwszą rzeczą jaką zrobił było powąchanie ostrza, nie miało ono zapachu. Drugą ręką więc paluchami ścisnął ostrze z całej siły, skończyło się na tym, że paluch mu się osunął na krawędź i tym drobnym muśnięciem przeciął sobie palca. Teraz mniej więcej już wiedział z czym ma do czynienia. Niezbyt wzruszony drobną ilością krwi z palca, w końcu miał teraz poważne oparzenie na kolanie, zaczął machać kataną tnąc powietrze. W tym machaniu nie było nawet krzty gracji, czy umiejętności szermierczych, a czysty instynkt, nie mniej były dość szybkie i zręczne. W pewnym momencie przerzucił katanę do drugiej ręki. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie dostrzegalna tylko dla wprawnego oka szermierzy oburęczność. A mianowicie to, że władał nią równie dobrze drugą dłonią co i pierwszą. Cięcia co prawda nadal były chaotyczne i bez stylu jednak równie szybkie, zręczne i pełne siły co i w przypadku poprzedniej dłoni. Machał tak jeszcze przez dobrych parę minut, kiedy w końcu skończył oddał katanę kapitanowi z wyraźnym uśmiechem i zmęczeniem na ustach. Cóż i tak wydawał się być twardy jak diabli, w końcu wytrzymał postrzał, oderwanie skóry i jeszcze był w stanie walczyć. Pominąwszy mentalność w końcu był w dzikim dla siebie otoczeniu. Dzikus z wyraźnym zadowoleniem usiadł na tyłku opierając się o barierkę z drewna. Czekając na to co ma się zdarzyć za chwilę. Siedząc tak przypomniał sobie słowa kota i ni z tego ni z owego wypalił: -Cyy... Cyccki? - wydawał się być zdziwiony i uradowany faktem powtarzania jego słów jak małpa, nie żeby je rozumiał oczywiście. Ot tak sobie je powtórzył. Ostatnio edytowane przez Rock : 09-05-2012 o 22:50. |
09-05-2012, 23:01 | #143 |
Reputacja: 1 | Przy pierwszym zamachu ból zwiększył się wielokrotnie. Dziki padł nie dając rady dalej bawić się kataną. Pół przytomny z bólu buszmen, leżąc na deskach zadowolony z nieznanego powodu mruczał pod barierką w niezrozumiałym dla ludzi dialekcie.
__________________ Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper. Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 09-05-2012 o 23:14. |
09-05-2012, 23:08 | #144 |
Reputacja: 1 | Septimus pokręcił głową. Kapitan najwyraźniej też porządnie oberwał w czasie burzy. Nie dość że dał do ręki komuś jeden ze swoich mieczy, to jeszcze sam żadnego nie wyjął i pozostał bezbronny. Fakt że całe zdarzenie miało miejsce zaraz po tym jak Valentine oberwał w klejnoty jedynie dodawał do zdumienia majtka. Jego mózg zwyczajnie nie był w stanie przetworzyć poziomu skomplikowania zajścia. Wzruszył więc ramionami. - Parówki. - powiedział w zupełnym braku powiązania z czymkolwiek i zszedł w końcu sprawdzić jak wyglądały zniszczenia pod pokładem, zapalając lampy i sprawdzając również ich stan.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
10-05-2012, 01:04 | #145 |
Reputacja: 1 | Szukam lampy na pioruny i idę z Bartłomiejem i resztą do pozostałości akademii. Do Bartłomieja: Masz jakiś rum albo inny trunek na drogę?To może Nam ułatwić życie w dalszej podróży kamracie.
__________________ Ja nie Tokarz Ja Marynarz jak Cię kopnę nie wytrzymasz! Ostatnio edytowane przez Marynarz : 10-05-2012 o 23:30. |
10-05-2012, 07:45 | #146 |
Reputacja: 1 | Harkonnen, widząc że nie ma czego szukać, czy ratować w miejscu gdzie niedawno stała wieża, odwróciła się na pięcie i wróciła na statek. - Po jakiego grzyba, ja się właściwie z nimi zabrałam? - mamrotała pod nosem przez całą drogę, jednocześnie uważając na otoczenie. Nie chciałaby się potknąć, albo paść ofiarą jakiegoś zwierza. - Koniec tego dobrego, kurwa. Trzeba się przestać opierdalać. - słowa te padły z jej ust gdy wspięła się wreszcie na pokład statku. W nocy niewiele widziała, ale kałuża pod statkiem świadczyła, że niezbędna była wizyta w najbliższym porcie. Ręka już tak nie bolała i mogła nią jako tako ruszać, więc postanowiła zacząć coś naprawiać, żeby mogli rano wyruszyć. Nie wiedziała co zamierza kapitan i właściwie miała to głęboko gdzieś. Okazał się niekompetentnym, tępym, upartym, pretensjonalnym lowelasem, mogącym się pochwalić doświadczeniem jętki. Pudło nie kapitan ... i te jego pedalskie scyzoryki, gha! Nadał im imona?! Zamierzała mu to powiedzieć prosto w cwaniacką gębę, kiedy tylko stanie na jej drodze.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks Ostatnio edytowane przez F.leja : 10-05-2012 o 08:45. |
10-05-2012, 23:42 | #147 |
Reputacja: 1 | W ruinach znaleźli kilka piwniczek. Nie wiadomo co zawierały - możliwe, że zwoje jednak z całą pewnością teraz świeciły pustkami. Z panią Bosman w powrotną drogę ruszyła też Medyk (smutne to, ale nie było nikogo do ratowania), gdy wróciły na okręt sytuacja wyglądała o niebo spokojniej - dzikus pod barierką przysypiał z powodu spadku adrenaliny i narastającego bólu. Kapitan i Pierwsza... też z pewnością coś robili. Mittens bezzwłocznie zajęła się opatrywaniem nogi. Rana musiała poczekać na zupełne zaleczenie, aż do momentu, gdy Lukrecja odzyska możliwość czarowania. O ile kiedykolwiek ją odzyska. Septimusowa inwentaryzacja przebiegała bez niemiłych niespodzianek. Lampy miały zabezpieczenia przeciwwstrząsowe i wyglądały na nietknięte. Natomiast oprócz ogólnego burdelu i kilku stłuczonych butelek nie znalazł już więcej uszczerbków kapitańskiego mienia. Na naprawy zrobiło się już trochę za późno i ciemno. Lepszym pomysłem było posprzątanie wewnątrz statku lub po prostu uderzenie w kimę.
__________________ Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper. Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 11-05-2012 o 17:23. |
11-05-2012, 00:00 | #148 |
Reputacja: 1 | Jako że rozkazów nie było a wnętrze nie było totalnie zniszczone, zaczął powoli sprzątać. Zaczynając od swojej części. Nie wnikał w to jak inni, ale on miał zamiar spać w czymś co chociaż częściowo przypominało normalny kubryk. Potem miał zamiar złapać coś z kambuza i w końcu się położyć.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
11-05-2012, 00:06 | #149 |
Reputacja: 1 | Harkonnen poszła więc do siebie. Spróbowała się trochę ogarnąć, opatrzyć rany na dekolcie, zmyć trochę brudu, trochę krwi. Kiedy była w miarę podobna do człowieka, położyła się wreszcie do łóżka. Wyjęła z kieszeni kurtki zdjęcie Madsa i Mikaeli. Ona i John stali z tyłu i uśmiechali się. Świętowali razem urodziny bliźniaków. To był wyjątkowo dobry dzień. Oresteia pociągnęła nosem, przetarła oczy i odłożywszy zdjęcie delikatnie na szafkę obok łóżka, poszła spać z dobrymi myślami. I zaraz zrezygnowała ze snu, na rzecz wachty. No przecież, jak ona tego nie zrobi, to nikt tego nie zrobi. Z jękiem sprzeciwu na ustach, w szlafroku przepasanym pasem z bronią, udała się na obchód, sprawdzić, czy wszyscy grzecznie śpią i czy przypadkiem nikt ich nie próbuje zjeść gdy są bezbronni. Postanowiła odwiedzić kapitana i zasugerować mu to i owo. Zabrała zdjęcie ze sobą, zawsze miała zdjęcie ze sobą.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks Ostatnio edytowane przez F.leja : 11-05-2012 o 11:11. |
11-05-2012, 12:46 | #150 |
Reputacja: 1 | Dziki śpi sobie opierając się o barierkę. Cóż zimno mu raczej nie przeszkadza bo przywykł do niego. Ból rany od czasu do czasu go budził, nie mniej jednak i tak było o niebo lepiej niż zanim była opatrzona. Tak więc spał, oczekując poranka. |