Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2012, 08:21   #6
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Waszmościowie Andrzej Posłuszny, Andrzej Tomasz Odloczyński, Jakub Kmita
Mimo, że noc ciemna już była i że panowie bracia głowach wielki szum mieli, to szubko z udzieleniem pomocy się uporali. Siłami wspólnemi wóz do góry dźwignęli i ranną szlachciankę wyciągnęli. Szczęściem, że imić Paweł na cyrulice się znał, bo bez tego to pewnikiem, by panom braciom panna na rękach zmarła. A tak, przy świetle pochodni pan Patulski ranę obejrzał i potężny krwotok zatamował.
Rychło, więc cała kompanija do Mierzynowa ruszyła. Imić Odloczyński waćpannę na swego konia zabrał i wraz z innymi do dworu ruszył.
W całem zamieszaniu i chaosie powstałym, nikt nie obaczył, jak imić Posłuszny kufry powywracana przegląda i dobra wszelakiego szuka. Co prawda wiele nie znalazł, ale i tak ozdobne puzderko z tabaką wnet za jego pazuchą się znalazło.
Mógłby kto powiedzieć, że to nie po szlachecku tak dobro innych podkradać. Oj pomyliłby się taki, oj pomylił, co do intencji imić Andrzeja. Przeta on nie złodziej, a jeno kosztowności waćpanny zabezpiecza co by, jakie chamy lub inne tałatajstwo na dobra panienki łapy nie położyło.

Rychło cała kompanija do dworu przybyła i tu ich kolejne niemiłe zdziwienie czekało. We dworze ciemno, choćby oko wykol. Drzwi i okiennice pozawierane, jakby jaki Tatar, Kozak, czy inszy psubrat miał włości Patulskich najechać.
- Ki czort! - zaklął imić Piotr i z konia zeskoczywszy do drzwi podbiegł - Otwierać, a chyżo. - i kułakiem w odrzwia załomotał.
Po chwili widać było, jak w szparach pomiędzy okiennicami, jaki niewielki płomyk światła przebłyskuje. Następnie ktoś nieśmiało drzwi odryglowuje i w progu stanął wystraszony imić Karaszewski z krócicą w jednej, a szablą w drugiej ręce.
- Co na Boga - zakrzyczał imić Piotr - Janikowskie nas najechały. Już ja im pokażę.
- Ależ nie mości panie - wyjęczał pan Konrad - Strzały posłyszelim i jeno z przezorności odrzwia pozamykali.
- Oj nie godzi się to, imić Konradzie, niczym zając pod miedzą się we własnym domu chować. Nie po szlachecku to i żadnemu kawalerowi nie przystoi - ripostował imić Paweł, całkowicie o rannej niewiaście zapominając.
Dopiero pisk waćpanny Aldony wszystkich do przytomności doprowadził.
- A co to za nieboszczkę waćpanowie do domu przywieźli? - zapytała zlękniony głosem, zza ramienia imić Karaszewskiego wyglądając.
- Nie nieboszczka, panienko - odparł imić Paweł - a szlachcianka w napadzie ranna. Stąd też pewnie strzały słyszeliście. Jakieś hultaje w nocy ją napadły, służbę zabili i kosztowności zrabowali.
Retory w progu trwałby jeszcze pewnie dłużej, gdyby nie przytomność panienki Aldony. Nagłej odwagi ona nabrała i męskie dyskusje przerwała. Służbie wrzątek grzać, łóżko i prześcieradła przynieść kazała. Waszmością natomiast pannę ranną do izby, czym prędzej wnieść.
Panowie bracia właśnie kolejno do izby wchodzili, gdy nagle ciszę nocną huk wystrzału z krócicy przerwał.
- A to co do czorta! - zaklął ponownie imić Piotr.
- Ola Boga - załamał ręce imić Karaszewski - To pewnikiem ichmościni Ksymena tych hultajów napotkała i bitka, jaka się zaczęła.
- Co? - nie dowierzała imić Paweł - Samą żeś moją ciotkę w noc waszmość puścił. Oj rozmówimy się później, imic Karaszewski, rozmówimy.
Odwrócił się imić Patulski do reszty kompaniji i w te słowa się odezwał:
- Wspomóżcie waszmościowie! Ciotkę moją ratować trza, a hultajstwo moresu nauczyć. Bo może i ona harpagan istny, ale jeno w gębie mocna, a nie w szabli.
- To jak pojedziecie waszmościowie? - spytała już mniej impulsywnie waćpanna Aldona - My się ranną zajmiemy, a wy ciotuchnę z opresji wybawcie.

Waćpani Ksymena Kusznierewicz
Ichmościni Ksymena samotrzeć w noc ciemną wyruszyła. Lęku w jej sercu nie było, a jeno troska o swych bratanków, coby w jakieś poważne tarapaty nie wpadli. Gorące głowy synkowie mieli i nic dziwnego w tym, by nie było gdyby to ichnią sprawką owe tajemnicze wystrzały były.
Waćpani Kusznierewicz na czele grupy pędziła, ale nie ona to pierwsza uciekającego hultaja spostrzegła.
- Waćpani, tam! - krzyknął jeden z sług przy jej boku jadący.
Z lasu wyskoczył jaki jeździec w baranicę ubrany i drogę w poprzek przeciął, gnając na oślep przed siebie.
Ichmościni ledwo zdążyła obmyślać, czy za hultajem w pogoń ruszyć, a z krzaków kolejnych czterech jeźdźców wyskoczyło, jeno tym razem po szlachecku w kontusze ubranych. Jadący na czele grupy palbę z krócicy oddał w kierunku uciekiniera. Pani Ksymenie, jeno rzut oka wystarczył, by poznać, że to najstarszy syn Janikowski, Tadeusz, ze swoimi pachołkami nocne strzelaniny i pogonie po lesie sobie urządza. Nie mylił się, więc brat jej w ocenie Janikowski. Hultaje to i warchoły, co to spokój naruszają, ludziom spać nie dają, a jeszcze za najpobożniejszych chrześcijan w całym powiecie chcą uchodzić.
Ichmościni musiała zdecydować, czy w pogoń za nimi ruszyć i w ruchawce wziąć udział, czy sprawę ostawić, by się własnym torem toczyła.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline