Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2012, 11:36   #7
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Teraz dopiero, w świetle ognia domostwa Patulskich można było właściwie Pana Posłusznego sobie obejrzeć. Był to szlachcic postury wcale słusznej, ale brzuszysku już od napitków zaiste wydatnym. Już od progu darł się, wykrzykując uprzejme jego zdaniem powitania i komplementa pod adresem dam, ale obyczaju dopełniając pamiętał był o tym, by czapkę zdjąć. Po ściągnięciu wielkiej czarnej futrzanej czapy, która wyglądała nieco jak stargane kołtuny jakiego diabła, oczom wszystkich w świetle pochodni ukazała się twarz dość pełna i nalana, o włosiu przetrzebionym i wąsiskach solidnych, twarz wieloletnie konszachty właściciela z Bachusem niechybnie zdradzająca. Posłuszny wtoczył się po skrzypiących deskach do izby, a jego wejście znaczyło głośne niby przedarcie prześcieradła pociągnięcie nosem, wciągające niesfornego a długiego gluta z powrotem na swoje miejsce.

Pod nogami Pana Andrzeja znalazło się nieco ździebełek słomy, bo też i trochę z niej wysypało się zza niezbyt długich cholew jego czarnych butów. Buty, które to słomą właśnie Pan Posłuszny ocieplał, były równie znoszone co niemiłosiernie ubłocone. W buty były niedbale wpuszczone skórzane obszerne szarawary. Lniany żupan, nie wyróżniający się ani żadnym szkarłatem, ani haftem, nie dowodził wcale majętności wielkich którymi Pan Posłuszny zwykł się po pijaku, czyli zawsze, chełpić. Przeciwnie, strój sprawiał wrażenie raczej ubogiego niż wystawnego, gdzieniegdzie przeświecały wytarcia, w jednym miejscu zamiast guza sterczał smętnie kawał poskręcanej nitki a całość była upstrzona zarówno pradawnymi jak i świeżymi plamami po prawdziwym arsenale różnorakich rozlanych trunków.Szeroki pas okręcony kilkukrotnie powyżej bioder, za którego wystawała rękojeść pistola, sprawiał nieco lepsze wrażenie ale i wzorzysty jedwab z którego był wykonany również nie grzeszył idealnym stanem. Na żupanie nosił Pan Posłuszny ciemny kontusz, o szerokich i rozcinanych, zwisających rękawach, przepasany kolejnym pasem szerokim na jakie pół metra. Oprócz zatkniętego tam noża, można było dostrzec przepaskę z szablą, zwykłą sfatygowaną batorówką która lepsze lata miała dawno za sobą. Szabla kołysała się, uderzając z łoskotem o meble i utensylia, gdy Posłuszny wtaczał się wcześniej, zaiste mocno przyprószony, przez sień i dalej przez komnaty. W ręku szlachcica połyskiwał oplatany rzemieniami gąsiorek, z pomocą którego co i rusz Pan Andrzej dodawał sobie jeszcze więcej animuszu.

Jakieś parę kroków za Posłusznym, z pewną taką nieśmiałością po izbach przesuwał się jego sługa, Pan Winnicki herbu Półkozic. Wieku zapewne średniego, niczym specjalnym się nie wyróżniał i cóż tu rzec, podobnie jak pan jego wcale wrażenia karmazyna nie sprawiał. Było znać, choćby i po zwisającej u boki szabli czy podgoleniu łba, że szlachcic, ale jeszcze to i bardziej że szlachcic ubogi, po innech rzeczach. Nawet i po żupanie brudnym i żółtym, utkanym z włókien konopnych, przez mieszczan czasem też noszonych - przez co i Pana Winnickiego nie raz z łyczkiem mylono. Turbował się on o to, ale i nie bardzo nawet czasem, bo przecie do niedawna głównie w Sieradzu na urzędzie, jak mawiał, siedział i w murach na co dzień przebywał, życie miastowe bardziej znając niźli wieś polską. Co i niektórzy znali go tu, ci którym przyszło kiedy u pisarza grodzkiego w Sieradzu sprawunki załatwiać, gdzie Pan Ambroży wpisów rozmaitych do ksiąg dokonywał, parę złociszy za swe czynności biorąc do szkatuły i pisarczyków paru mając pod sobą.

Wśród wpisów tych między innymi protestacje czy pozwy się znajdują, przez co Pan Jakub Kmita sam woźnym będąc osobiście i znakomicie Winnickiego znał, w poważaniu dużym Pana Ambrożego mając ze względu na powagę urzędu - bo przecie susceptant tylko regenta i pisarza grodzkiego miał nad sobą, władzę nad kompanią młodzików z piórami sprawując oraz szkatułę trzymając.

Dziwili się zatem ci, co znali Pana Winnickiego, a zwłaszcza się Pan Kmita niezmiernie dziwował, że takie zajęcie znakomite, i komendę jakąś oraz dochody niegłupie, póki co Ambroży porzucił i w ślad za Panem Posłusznym w świat wyruszył. W każdym razie znać było, że nadal pióra używa bo w torbie jego skórzanej inkaust i przybory inne grzechotały, a i rulonów z pergaminem u Winnickiego nigdy nie brakowało. A w podróży, jako i teraz, księgi jeszcze jakoweś w skóry poowijane na plecach nosił, rzemiennymi pasami niby uprząż do ciała umocowując, przez co dziwnie zaiste wyglądał - czasem przytyki i porównania do konia jucznego musząc znosić.

Teraz stał Pan Winnicki w cieniu pod ścianą i minę miał kwaśną, bowiem bystrym i przenikliwym będąc wiedział już dobrze, w jakim kierunku się sprawy obracają. Natenczas właśnie Pan Patulski odwrócił się do reszty kompaniji i w te słowa się odezwał:

- Wspomóżcie waszmościowie! Ciotkę moją ratować trza, a hultajstwo moresu nauczyć. Bo może i ona harpagan istny, ale jeno w gębie mocna, a nie w szabli.
- O to, to!!! Słusznie panie Pawle prawisz! - bełkotał Pan Posłuszny, z tyłu, bo traf nieszczęśliwy chciał że akurat noga mu się w krzesło zaplątała - Hultajstwo Janikowskie moresu nauczyć! Ciotkę ratować, mądra ona bo też się dawno na Janikowskich poznała! Pewnikiem odegrać się będą chcieli!

- To jak pojedziecie waszmościowie? - spytała już mniej impulsywnie waćpanna Aldona - My się ranną zajmiemy, a wy ciotuchnę z opresji wybawcie.

- Czy pojedziemy?!Czy my pojedziemyyyyyy?! - Posłuszny wybałuszał swoje oczyska, że zdawało się co zaraz z orbit wyskoczą - A czy niedźwiedź sra w lesie?!!!

- Miarkuj się waćpan, przy niewiastach jesteś...- mruknął któryś ze szlachciców, ale Pan Andrzej chyba nawet nie posłyszał, bo już to wdrapywał się na stół dębowy co to zaraz skrzypieć niebezpiecznie pod nim zaczął. Na górze będąc chwilę szarpał się z pochwą szabli, zataczając się ale w końcu broni udało mu się dobyć - niemal spadając i rozwalając przy okazji ze dwa talerze. W końcu jednak złapał Pan Posłuszny pion i wysoko uniósłwszy ostrze starej batorówki, ze stołu krzyczeć straszliwie zaczął:
- Hajda! Hajda!!! A i pewnie że pojedziem!!! Bandyci, na niewieścią kolasę napadać! Na plasterki psubratów! Hultajstwo moresu nauczyć!!!

Z pewnym niepokojem, a w przypadku niewiast pewnie i przestrachem zebrani dookoła przypatrywali się wytrzeszczonym gałom, nabrzmiałym czerwienią i trzęsącym się policzkom oraz rozwartej niby u Lewiatana przepastnej gardzieli Pana Andrzeja. Pijane wrzaski wydawał jeden tylko człowiek, ale zdawało się że chyba pół targu się przekrzykuje. Ślina tryskała dookoła jako ze wściekłego zwierza.

- Hajda na Janikowskich, sodomitów i sprzedawczyków! Kto szlachta, ten za nami! Hajda! Haaaajdaaaaaa!!!
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline