Okolice Siege au Lac
Już po kilku krokach Beatrice czuła się stabilnie na nogach. Kilka następnych i mogła biec. Zaczęła wybijać się coraz dalej. Szybciej. Nogi same ją niosły. Bieg niby taki ludzki. zwyczajny, jednak... drzewa tylko świstały mijane, zlewając się w pociągłe linie z otoczeniem. Czuła coraz więcej krwi i ta nowa woń, była... otumaniająca. Valiarde odbiła w bok wiedziona instynktem. Zwolniła i zatrzymała się w pobliżu jednego drzewa. Nie chciała przeszkadzać.
Wampir pachniał zupełnie inaczej niż jej Caine. Trochę jak stara moneta.
Pecunia non olet - przypomniało jej się powiedzenie ojca. Odepchnęła dziwne uczucie z okolic serca. Patrzyła jak w kilku susach wampir o nagim torsie rzuca się na rudą kobietę. Drucilla już miała wycelować w niego strzelbą, ale ten zbił lufę z kursu i zaatakował ją. To była feria woni. Pot, strach, wściekłość i przede wszystkim krew. Ostre szpony pobratymca wbiły się w ramię i rozcięły skórę aż do łokcia. Nagle Lady Drucilla roztłukła fiolkę na czole wampira. Smród był tak okropny, że Beatrice powstrzymała dłonią kolejny wdech. Tuja? - pomyślała z niedowierzaniem była łowczyni. Wampir natomiast nie mógł powstrzymać odruchu wymiotnego, a gdy zwrócił swój krwawy posiłek było już dla niego za późno.
Dookoła rozległ się niesamowicie donośny huk wystrzału. W powietrze wzniosła się czerwonawa chmurka wampirzej krwi. Żelazny śrut nie pozostawiał wiele szans dla nieumarłego.
~~''~~
Nóż ruszył szybciej niż się spodziewali. Niesiony niewidzialną siłą, czy może raczej pchnięty. Ciężko stwierdzić. Nicholas ledwo zdążył odskoczyć. Leżąc na ziemi wyszarpnął colt i oddał strzały. Pierwszy zupełnie na ślepo poszedł w las, drugi trafił, gdy wampirzyca odskoczyła nie w stronę lasu, ale pod lufę, ku siostrze. Trafienie przeszło przez jej lewe ramię. Każdy kolejny strzał mógł trafić w niewielką sylwetkę wampirzycy. Jednak obie uskakiwały kulom jakoby jedna postać o dwóch ciałach. Kurek skrzeknął uderzając w pustą komorę. I wtedy do celu dobiegł Taylor. Wampirzyce niemal same wbiegły mu na ostrze. Pociągnął ostrzem po ich szyjach. Nieśmiertelnie, niestety. Syknęły przestraszone i synchronicznie wyciągnęły dłonie układając je na piersi łowcy. Pchnięcie zwaliło Oswalda z nóg, a dziewczyny mogły zwiększyć dystans.
One się nie rozdzielały. Chociaż to było bardziej logiczne, wolały narazić się razem na cios niż rozdzielić. Bliźniaczki...
w jedności siła. Nie raz uważano, że to wymysł piekielnych mocy lub boże błogosławieństwo.