Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2012, 16:17   #37
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Nie było łatwo. O tak późnej porze na ulicach Macini nieciężko było się natknąć na patrole straży, a o komplikacjach związanych z ponownym tłumaczeniem stróżom kim jest i co robi ze skutym karłem w środku nocy wolał nawet nie myśleć. Drusilla nie ukrywała radości z jego powrotu. Przed rzuceniem mu się na szyję powstrzymał ją tylko niespodziewany widok obcego niziołka. Ten, widząc, że David wypuścił resztę skazańców, jakby się trochę odmienił, przestał już fukać i mielić pod nosem przekleństwa i zamiast tego przyglądał się tylko wszystkim podejrzliwie, łypiąc na nich okiem spod potarganej czupryny. Ruszyli ku Dzbanowi, w pobliżu którego reszta miała wynająć jakiś lokal, w którym nikt nie będzie zadawał kłopotliwych pytań.

W końcu stanęli na brudnym placu ściśniętym między karczmą, a grupą obskurnych kamienic. Do tej pory wszystko szło im całkiem nieźle. I wtedy z drugiego pietra jednego z budynków doszedł ich głośny krzyk Betty, po którym nastąpił trzask mogący świadczyć o zdruzgotaniu jakiegoś mebla.
- Betty! - zawołała przerażona Drusilla i pognała w stronę rozpadającej się drewnianej klatki schodowej prowadzącej na piętro.
David szybko domyślił się, co to mogło być. Cholerni faceci, jak na razie sprawiali znacznie więcej problemów od bab! Zerknął szybko na uwolnionych mężczyzn.
- Pilnujcie karzełka i tym razem nigdzie nie znikajcie.
Pobiegł natychmiast za Drusillą, zastanawiając się, czy tym razem będzie musiał użyć broni.
Wpadli z łomotem do izby, niemal wyważając przy tym stare, tylko cudem trzymające się zawiasów drzwi.
- Uhm, mebelek się chyba pod nami złamał... - rzekł przepraszająco nagi Yalon leżący pod szczytującą na nim, spoconą Betty.
- A o pukaniu nie słyszeli? - rzuciła dziewczyna niepocieszona, że jej się przerywa w tak istotnym momencie. - Może byście się chociaż dla przyzwoitości odwrócili?
Drusilli opadła szczęka.
- Betty... - wyszeptała, nadal nie mogąc pogodzić się z widokiem.
David prawie parsknął śmiechem. Opanował się z ogromnym trudem, odciągając delikatnie Drusillę i zwracając się do pary.
- Powiedzcie tylko które pokoje jeszcze wynajęliście i już nas nie ma.
Yalon w związku z zajmowaną pozycją, która nie pozwala mu na zbyt dużo mobilności wskazał tylko ręką stołek na którym leżał klucz.
- Na końcu korytarza - wytłumaczył.
- Drzwi!!! - dodała Betty, gdy wychodzili.

Wszystko wskazywało na to, że poza niewielkim pokojem, który aktualnie zajmowała figlująca para, udało im się wynająć tylko jeden dodatkowy, podobnie nieimponujących rozmiarów i wyposażony tylko w jedno łóżko. Biorąc pod uwagę ilość osób jaką ze sobą zabrali nie zapowiadało się to na specjalnie wygodną noc. Drusilla jednak nie zdawała się tego dostrzegać, kręcąc wciąż z niedowierzaniem głową. David usiadł naprzeciwko niej, patrząc na dziewczynę łagodnie. Lubił ją coraz bardziej, bo jej zachowanie łagodziło jego własny temperament, a gdzieś podświadomie uważał, że było to ważne.
- Kim jest dla ciebie Betty, tak naprawdę? Jesteście takie różne.
Uśmiechnął się z sympatią, ale potem odwrócił do pozostałych trzech.
- Przeczepcie tego niziołka do czegoś, aby nie zwiał. Mamy czas do świtu na odpoczynek. Czeka cię podróż morska, cieszysz się, mały? Ja mam na imię Joseph, możesz mi dziękować albo na mnie pluć, ale musiałem uwolnić tych dwóch idiotów. Ty byłeś tylko dla niepoznaki, a teraz nie puścimy cię przed końcem rejsu.
David tak na prawdę nie miał się z czego cieszyć. Ta noc powinna być jeszcze spokojna, ale co dalej? Wskazał dziewczynie mebel.
- Łóżko jest twoje. Idioci pełnią na zmianę straż, obudźcie mnie na dwie godziny przed świtem. Będziemy potrzebowali kryjówki w czasie dnia, jeśli ktoś cokolwiek wie, to niech mówi. Ty też, mały. Jeśli nas złapią czarni, to czekają nas najpierw tortury a potem śmierć, więc jesteśmy po tej samej stronie, jak sądzę.

Drusilla zawahała się.
- Poznałyśmy się na pogrzebie naszych mężów... - wycedziła w końcu cichutko, opuszczając niemal natychmiast wzrok. Nie wyglądała, jakby miała zamiar kontynuować zwierzenia w tych okolicznościach, gdy wszyscy niemal siedzieli na sobie.
- Moje kondolencje - wtrącił niziołek spod czupryny, udowadniając, że ma całkiem niezły słuch. - Me miano, Konfucjusz, Konfucjusz Bimbała, poeta, muzyk, wieszcz i rewolucjonista, do usług. - wykonał uniżony ukłon, który wyszedł dość koślawo przez krępujące go liny. - Ma kuzynka zarządza tu posiadłością jednego z cheliańskich wielmoży, który chwilowo przebywa w podróży. Wcześniej dane mi było już korzystać z jej gościnności i nie mogą powiedzieć złego słowa. - Uniósł dłonie z owłosionymi nadgarstkami, sugerując, by go wreszcie rozkuto.
David popatrzył na niego spode łba, kręcąc głową. Na słowa Drusilli zareagował jedynie uspokajającym gestem i delikatnym dotknięciem jej ramienia. Nic więcej. Odezwał się w stronę niziołka.
- Twa kuzynka tak? To w takim razie dlaczego nie zostałeś w tej posiadłości, zamiast tego dając się złapać za niewyparzony ozór? Nie masz jak na razie pozycji do prośby o rozwiązanie, chciałeś mnie opluć - wyszczerzył się niemal radośnie. - Taka posiadłość mogłaby być dobrą kryjówką, o ile sprawisz, że będziemy w stanie ci zaufać. Rozumiesz, nie zrobiłem sobie przyjaciół wydobywając was z więzienia a nieufność mam wrodzoną.
Kąciki ust niziołka wyraźnie opadły.
- Ha! Zdrowa doza podejrzliwości!... Zacnie, zacnie, ino w tym przypadku zupełnie nie na miejscu! Jak żem już rzekł uprzednio param się subtelnym fachem rewolucjonizmu! A do tego trza być między ludźmi, tam gdzie cię widzą i słyszą! Siedząc w domu wiele się nie osiągnie! Ale wasza wola - wyraźnie się sfochował. - Pewnikiem tak na szybko bez problemu znajdziecie inną dobrą kryjówkę. - usiadł na zadku teatralnym gestem podziwiając własne paznokcie.
- Tak, a jak cię puszczę, to znów zaczniesz głosić ten twój tak zwany rewolucjonizm. Potem cię złapią i wyśpiewasz im wszystko jak chętny ptaszek. Na torturach każdy śpiewa. Tej nocy i tak stąd nie wyjdziesz.
Zwrócił się do dwóch pozostałych mężczyzn i czarodziejki.
- A wy, znacie jakieś miejsca?
Drusilla zaprzeczyła lekkim ruchem głowy.
- Byliśmy tu tylko przejazdem - zeznali Gyn i Jon.
Na twarzy niziołka pojawił się pełen satysfakcji grymas, nadal jednak udawał, że zajęty jest wyłącznie inspekcją własnych paznokci. David westchnął, zamykając oczy. Musiał pozbyć tych ludzi, których dziś uwolnił. Ich towarzystwo to tylko problemy. Wyjął sztylet i szybkim ruchem przeciął więzy niziołka.
- Gdy zrobisz coś głupiego, osobiście się tobą zaopiekuję. Teraz spać. Przed świtem obudzę cię i pójdziemy do tego domu, sprawdzę, czy się nadaje oraz czy mnie nie nabierasz.

Gdy obudzili się o świcie... Nadal żyli i wszystko wydawało się być w porządku. David zabrał ze sobą niziołka i ruszył w miasto, w wypełnione rześką, poranną mgłą alejki. Przy bramie zauważyli pierwszych zwiadowców powracającej z lasów armii. Wszystko wskazywało na to, że mieli jeszcze trochę czasu, przekradli się więc przez ulicę i już po chwili byli przy bramie dla służby jednej z potężnych posiadłości zgromadzonych wokół starówki.
- Zaraz powinna tędy wychodzić. - orzekł niziołek.
I faktycznie, już po paru chwilach drzwi otworzyły się i wyłoniła się z nich niziołcza babulka z koszem na zakupy.

Godzinę później wszyscy tkwili już w obszernej, umeblowanej piwnicy luksusowego domu. Przez małe, okratowane okienko wychodzące na ulice widzieli dziesiątki ciężkich wojskowych, buciorów łażących po mieście w tę i z powrotem. Musieli przyznać, że do przeczekania trafiły im się całkiem niezłe warunki. W piwnicy stały szerokie, skórzane fotele, duży stół i nieprzyzwoicie więc rozrośnięty barek, którego jednak poczciwa hobbitka zabroniła im dotykać pod groźbą zatłuczenia żeliwną patelnią. W ramach zadośćuczynienia przynosiła im jednak od czasu do czasu herbatę, słabe pszeniczne piwo i małe smaczne przekąski. Niziołek wykorzystał czas na próby naprawienia swojego instrumentu, z którego już po paru godzinach popłynęły pierwsze nierówne i piskliwe tony.

O zmroku wymknęli się z posiadłości i przekradli do statku, omijając uliczne patrole. Musieli przyznać, że wyobrażali sobie, iż pójdzie im znajdzie trudniej. Wydawało się wręcz, że po przybyciu wojska do miasta nie zaostrzono specjalnie środków bezpieczeństwa.


W końcu dostali się na duży, nowoczesny żaglowiec, przekazując umówione hasło jednemu z czekających w porcie oficerów. Ten zażądał 250 monet opłaty, dziewczyny jednak zapewniły Davida, iż tak właśnie było to ustalone. W końcu nie myślał chyba, że otrzymane pieniądze dostał na własne wydatki? Właśnie debatowali nad podziałem trzech otrzymanych kajut między członków grupy, gdy na dole przed statkiem rozbrzmiało jakieś zamieszanie. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Cała przystań zastawiona była przez zbrojnych. Powstrzymali oni marynarzy szykujących statek do odpłynięcia. Jeden oddział kuszników celował nawet w członków załogi pozostających na górnym pokładzie.
- No cóż... Zaszczytem było was poznać. - odparł grzecznie niziołek, szarpiąc jedną jękliwą strunę liry.
- Nosz kurwia dupa, tośmy sobie popodróżowali... - przyłączył się Yalon, przyciskając do siebie mocniej Betty. - Mówiłem, że trza było dzisiaj zostać w wyrku...
David nie tracił czasu na rzucanie kurwami. Jego umysł od razu zaczął pracować. Jego plan zakładał przeszukiwanie statków zaraz po przybyciu żołdaków do miasta, niestety być może ktoś miał tam znacznie tęższy łeb, niż uważał łotrzyk. W tym miejscu i tak nie było szans na ukrycie się. Próbował wypatrzeć tego oficera, który był ich kontaktem. To że okręt miał pasażerów, to było oczywiste. Nie było sensu nagle ukrywać, że jest inaczej.
- Ruszcie głowami, a nie znów trzęsiecie dupami. Tym razem was nie uratuję, jeden błąd i po sprawie - David niemalże warczał, zamiast mówić. Spojrzał na Drusillę i wziął głęboki oddech.
- Spróbujcie znaleźć tego oficera, jeśli jest pod pokładem. Yalon, ty załatw nam stroje majtków. Kobiet i niziołka nie zmienimy, ale oni mogą szukać całej grupy. Jeśli ktoś ma coś nielegalnego lub kompromitującego, za burtę z tym. Ja pójdę się dowiedzieć o co chodzi. Jeśli ktoś ma jakieś inne pomysły to gadać szybko. Dodatkowej załogi nikt nie pozna, mam nadzieję, zwłaszcza jak skrócimy włosy. Drusillo, oddaję to w twoje ręce. W wymyślaniu historyjek jesteście dobre, będziecie musiały same się bronić. Ja i Yalon poudajemy cholerną załogę.
Nastąpił moment ledwo kontrolowanej paniki, rzucali pomysłami przez siebie, biegali w tę i z powrotem szukając nożyc, ubrań, wypytując napotkanych marynarzy. Niektórzy z nich już nawet zaczęli w biegu ścinać włosy. Czysty chaos i ślepa desperacja! David szukając wyjaśnienia całego zamieszania zauważył pierwszych żołnierzy wchodzących na pokład, nie wyglądali jakby szykowali się od inspekcji. Chwilę później minął bulaja i wyjrzał na zewnątrz. Tłum zbrojnych stojących na przystani rozstąpił się i środkiem ruszył pochód kapłanów i oficerów niosących... trumnę? Gdy tylko tragarze wraz z ładunkiem pokonali trap i znaleźli się na pokładzie odcumowano liny i statek zaczął oddalać się od brzegu.
- Widziałeś to?! - przybiegł do niego zziajany Yalon wciśnięty w o wiele za mały, nadpruty strój marynarza.
- Jasna cholera. Pewnych rzeczy nie przewidzisz.
Nawet nie musiał się dowiadywać, kto znajdował się w tej trumnie. Zapowiadał się... koszmarny rejs. Zamknął oczy i uspokoił oddech.
- Bimbała jako jedyny jest bezpieczny, jeśli nie będzie mielił ozorem. Może zerknąć gdzie ją umieścili i jak zachowuje się straż tej trumny. Ja też postaram się dowiedzieć, ile wiedzą. Reszta nie powinna stąd wychodzić. Wciąż mam na sobie znak od tego cholernego kapłana, może to ich uspokoi?
- Drusillo, myślisz, że lepiej mi będzie w krótkich włosach? - uśmiechnął się, lekko już uspokojony. - Wciąż wolę zachować tę minimalną ostrożność, gdyby jednak coś wiedzieli.
 
Tadeus jest offline