Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2012, 19:00   #9
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Ciężko to było nazwać cichym przekradaniem się. Jedenastka ludzi przechodziła właśnie przez wyjątkowo gęste zarośla jakichś wiązów i trzmieliny i jeśli nawet wszyscy starali się nie wypowiadać zbędnych słów to strzelające gałęzie czyniły wystarczająco hałasu. Z początku Horst był zdrowo wkurzony z tego powodu, bo oznaczało to totalną porażkę i nici z zaskoczenia, ale w miarę jednak jak szli i ilość pokonanych kroków już dawno zaczęła wskazywać na to, że przeszli przez Wilczy Garnizon dobre pół godziny temu, na jego twarzy pojawił się zrezygnowany uśmiech.

- Mówiłam, że poprowadzę... - syknęła zza jego pleców Szprotka - Mówiłam. Było wtedy przy strumieniu w lewo uciąć. I to ostro. A nie tak beztrosko na przełaj.
Horst bardzo starał się nie parsknąć śmiechem. “Manewry regimentów”. Naprawdę bardzo się starał.
- I wyprowadziłabyś nas prosto na obsadzoną czujkami drogę - szepcząc cicho obruszył się zwiadowca - Zresztą Berg jasno mówił, że mamy zająć pozycję na końcu grobli.
- Tylko, że żadnej grobli tu nie ma...
- Głupiaś gąsko. Rozkaz jest to wykonać trzeba. Idźże gdzie na tył i zostaw męską robotę mężczyznom. Jak mówię, że znam drogę to ją znam.

Na Marko przeważnie można było polegać. Dobry był sukinsyn w tym co robił. Nawet bardzo. Ale to, że przeważnie nie oznaczało, że zawsze.
- No rzeczywiście już to Marko mówiłeś - stwierdził Horst - Nie dalej jak dziesięć minut temu gdyśmy mieli jeszcze jakie blade pojęcie gdzie jesteśmy i mówiłeś, że o krok stąd będą ci od Landwirta. Pamiętasz?
- No taaaaak... Ale przez to, że ciemno to mi się mogły odległości pomerdać. Ale to już tuż tuż tuż...

Tym razem Horst nie wytrzymał. Parsknął.
- Najwyżej Landwirt i Bittrich sami we dwójkę zaatakują trzy posterunki “zawiązując główne siły przeciwnika walką”. Mi się nie śpieszy Marko. Ale jak wykryją żeśmy udziału nijakiego w tej zabawie nie brali to wystawię cię do przeniesienia do dziesiątki Pięknego Jana. A tam to ci z dupy zrobią takie oblężenie Kislevu, że już ni chuja nigdy ci się odległości nie pomerdają. A teraz prowadź.
Marko tym razem już nie odpowiedział. Ale zdecydowanie przyśpieszył kroku.

Tyle jednak wyszło z tego dobrego, że z tych zarośli wyleźli i w końcu zaczęli przemieszczać się po cichu. Noc jednak mimo iż księżycowa dawała dość mizerny wgląd na ich sytuację. Nic nie wskazywało na to by w pobliżu były jakiekolwiek posterunki. Nie mówiąc już o Wilczym Garnizonie.

- Gdzieś ty nas kurwa wyprowadził, Marko? - Bojan pierwszy wyraził słowami to o czym myśleli wszyscy.
- Uuuu... to juz mi sie widzi Stirland bedzie panocku... - odparł druhowi Damir.
- Oj, pierdolcie się... - odparł zwiadowca po czym dłonią wskazał przed siebie - Tam jest jar...
- Jesteś pewień? -
Horst spojrzał dość sceptycznie w ciemność przed nimi.
- Taaa... Musimy się nim podczołgać dalej, bo już muszą tu gdzieś blisko stacjonować...
- Marko... -
dziesiętnik pokręcił głową - Jak mi Ulryk miły... Pomyl się jeszcze raz.
Potem odwrócił się do reszty oddziału.
- Płaskuny.
Pomruk rozczarowania i oburzenia był ledwie słyszalny gdy ludzie legli kładąc siebie i swój rynsztunek na ziemi by dalszą drogę pokonywać czołgając się. Przez zimną jak czort mokrą ściółkę waniającą postępującym butwieniem. Iście żal było myśleć ile się już przeczołgali gdy wtem z kierunku niemal dokładnie przed nimi doszło ich czyjeś zawodzenie. Dość wyraźne więc nie mogło być daleko. Coś o młotach, mieczach... Sigmar??? Horst uniósł głowę. Tylko trochę. I zamarł. Niespełna kilkanaście kroków przed nimi ktoś się podniósł. Ze dwóch ludzi. Podobnie po prawej... i po lewej... W świetle księżyca dało się rozpoznać burą peleryną wojaka z dziewiątki.
Dziesiętnik przełknął ślinę i opadł z powrotem twarzą w mech.
- O kurwa... - sapnął ledwo słyszalnie.
- To na jaki znak mieliśmy czekać? - odszepnął leżący obok i wyraźnie zadowolony z siebie Marko.
Horst miał ochotę się zaśmiać.
- Pierdolnięty, tępy sudling...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline