Ivein z Alsburga
Wylosowali krótsze słomki. Najemnik podszedł do Vooksa, który popijał krowim mlekiem pieczoną cebulę i klęknął tuż przed niziołkiem.
- Vooku - zagaił. -
Jako przewodniczkę weźmiemy Liszkową Karmelię. Co Ty na to?
Halfling zajęty pochłanianiem porcji dla dwóch rosłych mężczyzn kiwnął jedynie głową i począł wpakowywać do podróżnego worka stertę jabłek.
- No, co jest? Na drogę bierę, a - wybąkał na zdziwiony i lekko karcący wzrok Iveina.
***
Rudzielec prowadził ich utartą ścieżyną na Południe przez leśną gęstwinę. Posuwali się szybkim marszem. Postanowili, jeszcze w wiosce, że odwiedzą od razu porośnięte mchem ruiny Zamku Starego Hermana Liczyrzepy - imperialnego rycerza, który onegdaj miał w kasztelu rodową siedzibę. Było to ponoć przed dwoma wiekami, ale mury trzymały się do dzisiaj jak zapewniała Karmelia, choć znać na nich było ślady dawnego pożaru.
- Dwie wieże się zawaliły, ale obwarowania trzymają się jako tako. Zamek Liczyrzepy w kniei teraz stoi.
Ptaki świergoliły, z nieba lał się żar. Zupełnie jakby nadeszło lato, a nie wczesna wiosna. Karmelia raz po raz zbaczała z traktu i sprawdzała tropy.
- Wnyki z ojcem porozkładaliśmy, to od razu sprawdzę - wyjawiła kompanom włażąc w zielone chaszcze.
- Długo na wiosce żyjecie? - zaczął Ivein oceniając krągły tyłeczek dziewoi, gdy schylała się badając sidła.
- Niemal od urodzenia. Ale innej wioski nie pamiętam. Znam tu każdą ścieżyną i kamień jak mawiają w Kurtwallen - wyszczerzyła równe ząbki w przymilnym uśmiechu.
- Słodko. - Pewnie, że słodko. - Myślicie, że kapłan wyżyje - zapytała zmieniając temat.
- Jak go rano widziałam to ledwo dychał. Ale trochę i majaczył. Gadał o masce? Macie ją jeszcze?
- Yyyhm - przytaknÄ…Å‚ Alsburgczyk.
- Oj, to dobrze. Jager będzie kontent - ucieszyła się dziewczyna zarzucając włosami.
***
Zrobili mały popas przy srebrzystym strumyku. Do ruin zamku została im niespełna godzina. Vooks rozpalił prędko małe ognisko i począł opiekać jabłka na wystruganym kozikiem kiju. Karmelia zrzuciła płaszcz na ziemię i ze źdźbłem trawy w kształtnych ustach wpatrywała się w obłoki na niebie.
Ivein rozsiadł się na zielonej trawie, wdychał leśne powietrze i rozmyślał.
"Na razie wilczych tropów ani widu ani słychu. A wycieczka nie zaszkodzi, ha, ha"
Wtem instynktownie włosy zjeżyły mu się na karku. Czasami tak miał.
Z tyłu, za plecami posłyszał warkot wilczura. Karmelia wrzasnęła, poderwała się na nogi i pobiegła w przeciwnym kierunku w stronę krzewów jeżyny.