Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2012, 19:53   #17
JanPolak
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Jared szepnął teatralnie:
- Mam plan! Dajemy strażnikom w mordę, żeby sobie nie myśleli. A potem wybawiamy ich od plagi nieumarłych, żeby nie było, że z nas bohaterowie jak z koziej dupy jesień średniowiecza. O! Albo bez tego dawania w mordę... Albo bez wybawiania od nieumarłych... Muszę się zastanowić.
Gadając dobył rapiera i zaczął nim wymachiwać w sposób niebezpieczny dla niego i otoczenia.

- Mnie tam wszo jedno - rzekł krasnolud. - Mogę lać tych, mogę lać tamtych, mogę lać jednych i drugich. Tych dwóch pajaców to nawet bez niczyjej pomocy.

- A po co rozlewać niepotrzebnie krew? - Aemrys odezwał się ze swego miejsca na tyłach drużyny, poza zasięgiem rapiera Jareda. Nie czekając jednak na odpowiedź swych towarzyszy, zrobił kilka kroków do przodu, zatrzymując się przed strażnikami. - My sami, panowie, podróżujemy na wschód z rozkazu króla, więc wielce bylibyśmy wdzięczni, gdybyście raczyli nas przepuścić. Jeśli los nam będzie sprzyjać, to i może natkniemy się na owego nekromantę i położymy kres pladze, a wtedy wy sterczeć tu nie będziecie i wrócicie do swych domów. - Złodziejaszek obdarzył ich lekkim, uroczym uśmiechem i odchylił połę płaszcza, niby to przypadkiem potrącając sakiewkę przytroczoną do pasa, która momentalnie zaśpiewała. Aemrys miał nadzieję, że jeśli jego słowa nie okażą się wystarczające, to zdanie strażników zmieni ich apetyt na złoto.

Strażnik zaoponował:
- Nie możemy przepuścić NIKOGO, póki nekromanta nie zaprzestanie swoich działań, a wszystkie umarlaki nie powrócą do grobów - zagrzmiał grubszy, nawet nie zwracając uwagi na próby przekupstwa, do jakich uciekał się Aemrys.

- A gdzież to ów czarownik się skrył? - Cień odparł pytająco, niepewny reakcji swych towarzyszy. Przeniósł ciężar na lewą nogę, a jego dłoń odnalazła długi sztylet przy pasie, na wszelki wypadek.

- Na pobliskim cmentarzu, w głębi lasu, na prawo od pomostu - powiedział chudy strażnik, wskazując pochodnią kierunek cmentarza.
Aemrys jedynie pokiwał głową na słowa strażnika i odwrócił się w stronę towarzyszy, rzucając im pytające spojrzenie. Nie był pewien, co postanowią, jednak w jego głowie zaczął świtać plan.
- Jeśli odwrócicie uwagę nekromanty, powinienem móc zakraść się i poderżnąć mu gardło, zanim zdoła narobić wam problemów.
Złodziej nie miał pewności, czy jego towarzyszom spodoba się ten plan. Zawsze mogli zdecydować, że zabicie strażników stanowi prostszy sposób.

W trakcie poprzedniego monologu Aemrysa pirat się znudził i przestał słuchać. Otrząsnął się dopiero na ostanie słowa.
- Poderżnąć gardło! - krzyknął radośnie - Dobry plan. Prosty. Prosty jest dobry. To ja odwracam uwagę! Idziemy! - zakręcił się w kółko i wrócił do punktu wyjścia - Gdzie my idziemy?

Ichi’ego zaczęło nieco irytować zachowanie Jareda, nie mógł jednak dać się ponieść emocjom, zwłaszcza, że zanosiło się na to, iż będą zabijać nekromantę, a w takiej sytuacji musiał zachować spokój, żeby nie obudzić kogoś, kogo nie chciał “widzieć”.
-To my się zajmiemy nekromantą, a ty idź, przynieść z osiem gruszek. Tych dobrych, co ten kształt dziwaczny mają.- Powiedział do strażnika.
Czerwnowłosy mężczyzna wyjął z pochwy swój miecz, było to dziwne ostrze, nie robili takich w Haerdanie. []Katana by ~Strine424 on deviantART
-To co panowie? Idziemy rozprawić się z problemem?

- No nareszcie jakaś decyzja! - zakrzyknął krasnolud. - Mój topór już zbyt długo nie zasmakował trupiego, zgniłego mięsa.

- Cmentarz jest w tamtą stronę, wzdłuż tej zarośniętej ścieżki - powiedział wysoki strażnik, ponownie wskazując ten sam kierunek.
- Jednak uważajcie na chodzące trupy, nie dajcie się ugryźć, bo trupi jad zabija w mgnieniu oka! - dodał szybko ten grubszy.
Oboje zahuczęli złowrogo.

Obadiah westchnął, przewracając oczami. Napitek kapitanka skończył się w mgnieniu oka w gardzielach kompanów, przez co żaden nie był nawet odrobinę wstawiony. No, po za samym piratem, ale u niego był to chyba stan powszechny.

-Panowie, nie przystoi mężczyzną dorosłym jak dzieciaki jęczeć.- znał ten typ strażnika. Pilnować, patrolować i robić wszystko wedle rozkazu szefa a potem schować się w jakimś przyjemnym zaułku i wypalić po papierosku.- A klechy tu jakiego nie było, coby tałatajstwo wodą święconą ochlapał?

Hunter swego czasu chętnie handlował magicznymi relikwiami i odpustami. Piękne czasy.

Aemrys miał dosyć czekania, a widząc że pirat, cudzoziemiec i krasnolud chętni byli do bitki, postanowił nie marnować więcej czasu. Rozpiął klamrę płaszcza i odtroczył od pasa sakiewkę, coby jego ruchy nie były ograniczone i pozbawione akompaniamentu pobrzękujących monet. Podał obie rzeczy strażnikom, z nakazem ich pilnowania, póki nie wrócą. Odwrócił się do swych towarzyszy i rzucił krótkie “ruszajmy”, zanim zaczął iść w kierunku wskazanym przez strażników.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline