Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2012, 02:25   #10
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Można było się zastanawiać, czy podczas ćwiczeń dowódca garnizonu rozdzielał zadania dla regimentów kierując się czystą złośliwością, czy też był w tym jeszcze jakiś szerszy plan. Uczestniczący w nich żołnierze byli jednak niemal pewni, że złośliwość obojętne od tego czy była głównym motywem, czy też nie, stanowić musiała owego podziału znaczny element, co zgodnie przyznawali zarówno obrońcy jak i atakujący...

Wilcza Warownia w tamtych czasach była już obiektem wiekowym, mającym swe najlepsze, a szczerze mówiąc nawet przyzwoite dni, daleko za sobą. Niewielu wiedziało, a pamiętać z żyjących nie mógł nikt, że u początku swego powstania stanowiła jedno z najsilniejszych umocnień regionu. Choć zbudowana w większości z drewna, przed ponad wiekiem już samymi swoimi rozmiarami zasługiwała na uznanie. Modernizowana w późniejszych latach konstrukcja doczekała się co prawda wielu kamiennych wstawek, lecz jednocześnie w tym spokojnym przez jakiś czas regionie nigdy nie zasłużyła na remont jakiego obiekt wojskowy powinien się doczekać w tak długim okresie. Gdyby Baron nie poskąpił swego czasu złota, to może, ale tylko może Warownia stawiłaby opór siłą Chaosu, zamiast zostać niemal zmiecioną przez przetaczający się po tych ziemiach front.
Po wojnie okazało się, że łatwiej i taniej będzie wybudować nową stanicę, lokalizując ją jednocześnie w bliższym sąsiedztwie traktu, pozbawione stropów ściany Wilczego Szańca do ćwiczeń takich jak te nadawały się jednak bardziej niż dostatecznie.
Tobiasz z niemałym zadowoleniem odsunął na bok stos szkiców wyciągając leżący niemal na samym jego dole rysunek przedstawiający ruiny, o które tamtej nocy toczyła się gra. Zakuty wciąż w łańcuchy Rafael siedział bez słowa na przystawionym do stołu zydlu beznamiętnie patrząc na szkic, któremu mnich przyglądał się z takim zainteresowaniem.
- Wiesz co to jest? - zapytał w końcu gdy przypomniał sobie wszystko co wiedział o tamtych manewrach.
Więzień pokręcił tylko przecząco głową.
- A to ciekawe - uśmiechnął się złowrogo mnich - byłem pewien, że kształt Wilczego Łoża powinien był być znany każdemu z tych, którzy faktycznie byli wtedy w Bissenbergu?
Rafael pobrzękując delikatnie łańcuchami raz jeszcze spojrzał na rysunek. - Wilcza Warownia, może Wilczy Szaniec, ale nigdy nikt z nas nie nazywał tego miejsca Wilczym Leżem, to po protu było złe tłumaczenie z obcego języka, w którym budynek pierwotnie nazwano. Ktoś kto tyle czytał o Psach i Bissenbergu powinien to wiedzieć.
Delikatny uśmiech przemknął niemal niezauważalnie po twarzy Tobiasza. Fakt iż Rafael nie dał się złapać na ten podstęp mógł potwierdzać prawdę jego słów, lecz nadal nie mógł być ich niezaprzeczalnym dowodem.
- Wiesz coś o manewrach jakie urządził Edelberg zaraz po uzupełnieniu stanów Szarych Psów?
- Kto by nie pamiętał, historie o nich krążyły później jeszcze długo, smród po niektórych ciągnął się niemal latami...
Oddział służby pomocniczej pojawił się nie wiadomo skąd i Garrus ledwo zdołał wydać z siebie dwa puchacze nim żołnierze nie weszli wraz z niesionymi pochodniami pomiędzy rzędy namiotów Dzięwiątego.
- Sprawdźcie pierwszy szereg! - Zakomenderował oficer, którego przykucnięty w jałowcach dziesiętnik nie mógł rozpoznać, wskazując jednocześnie najbliższe im namioty. Podkomendni Garrusa byli tymczasem skryci w namiotach stojących od razu w drugiej linii, ściskając w dłoniach worki z gównem...

***

IX Regiment miał zadanie o wiele łatwiejsze, bo jak inaczej ocenić siedzenie na tyłkach i wypatrywania nadciągającej konnicy. Prócz głównego sztandaru, umieszczonego u szczytu jednej z ocalałych ścian Warowni mieli do obrony jeszcze cztery mniejsze rozmieszczone w różnych odległościach. Aby ich zadanie uznane mogło zostać za wykonane, musieli do świtu obronić prócz tego z Warowni co najmniej jeden z pozostałych. Póki co zapowiadało się na łatwą wygraną a tym samym tygodniowe zwolnienie ze służb kuchennych na rzecz przegranych.

Plotki o tym, iż VI Konny jest właściwie wyłączony z manewrów z powodu felernego przytrucia śmieszył ich o tyle o ile radował fakt, że dzięki temu mieli nad pozostałymi konnymi przewagę półtora do jednego. Co więcej stawał przeciw nim regiment kawalerii pozbawiony koni, co raczej nie zwiększało ich szans. Piechota siedziała więc na tyłkach wokół punktów, których mieli bronić tak gęsto, że ciężko było w niektórych miejscach przejść nie obcierając się o któregoś z nich.

- SIGMAR! SIGMAR! SIGMAR!

Coraz głośniejsze krzyki i pomruki z rosnącą intensywnością poczęły wybijać się z panującej wokół ciszy, a absurdalność tego zjawiska przykuwało kolejno uwagę piechurów. Miało się okazać, że noc nie będzie jednak tak nudna jak mogła się wydawać...
- Mieli nad nami przewagę liczebną, już na starcie, a w trakcie okazało się, że z 10 tylko 6 dziesiętników dotarło pod Warownię.
- A reszta?
- Trzech miało ze swoimi ludźmi ściągnąć uwagę, do posterunków, tak by zmusić Wilki do opuszczenia swoich pozycji, lub choć odkrycia się.
- Czemu się więc nie udało?
- Czemu? Bo konflikty były wtedy nie tylko pomiędzy regimentami, ale i samymi dziesiątkami, a nawet poszczególnymi ludźmi w każdej trójce...
Zamieszanie spowodowane przez procesję powodowało, że ciekawi sprawy Wilczy wartownicy jeden po drugim wychylali głowy aby przyjrzeć się sprawie ukazując się jak na dłoni przylegającym do ziemi ludziom z II Lekkokonnej. Każdy z dziesiętników wiedział jednak, że rozluźnienie nie potrwa długo i pierwszy szok minie, lub szybko zostanie wybity przez oficerów obrońców Warowni. Wiedzieli, że muszą wykorzystać sytuację natychmiast. Nellia i Dietzgen zalegali ze swoimi ludźmi na najlepszych pozycjach, o niecałe kilkadziesiąt kroków od Warowni, oddzieleni jedynie dwoma małymi stójkami Wilków, których uwaga skupiona była w całości a procesji. Odbijając blask księżyca skrawek sztandaru przy mocniejszych podmuchach pojawiał się im w dziurze wschodniej ściany, kusząc by wyciągnąć po niego rękę.

***

Krzywy Berg ściskał w dłoni kartkę otrzymaną od komendanta, jej treść w najmniejszym stopniu nie była mu w smak, bo wymagała działania na szkodę Regimentu. Stary wiarus miał więc do wyboru, przeciwstawić się Grubemu Peterowi, lub zaryzykować przegraną w manewrach i złość Jednookiego, żadna z alternatyw nie wydawał się mężczyźnie lepszym wyjściem. Przywołał gestem dłoni oddelegowanego mu przez Landwirta człowieka. Roztaczający się wokół niego odór czosnku na moment zatkał półsetnikowi płuca.
- Pędź do swoich i niech natychmiast zaczną dywersję, nie ma co zwlekać!
- Tak jest!
- Nie tędy! -
krzyknął za posłańcem, gdy ten zerwał się do biegu - Nie ma czasu, skróć drogę nad Dębowymi Schodami, nim okrążysz skarpę będzie już po sprawie.
- Tak jest!

- Skąd wiesz o tym rozkazie? - Tobiasz powątpiewał w słowa Rafaela - Nigdzie nie znalazłem o nim ani wzmianki.
- Bo nigdy nie został oficjalnie ogłoszony, myślisz, że komendant stanicy mógł wydać podsetnikowi Psów oficjalny nakaz, by ten sabotował poczynania swojego regimentu? Lub że ów półsetnik mógłby go przyjąć? To wszystko były zakulisowe rozgrywki, każdy rozkaz, każdy przydział, każdy ruch.
- Przecież Jednooki od razu rozeznałby się w sprawie?
- Owszem, gdyby Berg działał nierozważnie. Wszystkie jego rozkazy były jednak słuszne. Przynajmniej jeśli nie zwracało się uwagi na szczegóły.
Trzy dziesiątki przyszłych kawalerzystów czekało w ukryciu w pobliżu zielonego proporca gdzieś na zachód od głównego teatru działań jakim tej nocy była Wilcza Warownia. Dowodzący jedną trzecią z nich Landwirt wyglądał wciąż swojego człowieka, który miał przynieść im rozkaz do rozpoczęcia ataku. Lekko ponad piętnastka pilnujących proporca piechurów nie stanowiło dla nich przeszkody. Większych sił spodziewali się dopiero przy kolejnych posterunkach, lecz ten, który powinni zdobyć z marszu pozostawiając za sobą stado spętanych wilczków nadal pozostawał poza ich zasięgiem tylko dla tego, że rozkaz nie nadchodził...

***

Droga podstawą skarpy byłaby faktycznie dużo dłuższa, lecz jednocześnie na to by Wilki rozstawiły posterunki i na dole szansa była niewielka. Górą mógł przebiec znacznie szybciej, ale i w znacznie mniejszej odległości od czujek. Rozkaz to jednak rozkaz. Czosnek poruszał się najszybciej jak mógł starając się przy tym nie zaalarmować każdego żywego stworzenia w lesie. Był już niemal na ścieżce, która powinna wyprowadzić go do wąwozu a potem na pozycje jego oddziału, gdy nagle za zakrętem potknął się o coś leżącego na ziemi i runął jak długi. Chorobliwie blade i chuderlawe coś o co się potknął stęknęło czując ból połamanych żeber.

Nawet jeśli zdławiony z wysiłkiem syk Schmetterlinga nie mógł zaalarmować przeciwników, sam rumor walącego się na ziemię i kolejnych kompanów z Konnej posłańca musiał zwrócić uwagę stojących niespełna kilkanaście kroków przed nimi dwóch ludzi. Podobnie po prawej... i po lewej... W świetle księżyca dało się rozpoznać ciosane siekierami toporne rysy wojaków z dziewiątki...
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 11-05-2012 o 02:40.
Akwus jest offline