Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2012, 12:15   #126
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
- Nawet nie próbuj mnie nosić. - warknął wracający do świata żywych smok. Czuł ból, nieprawdopodobnie przejmujący i oplatający praktycznie każdy centymetr jego nikłego ciała.
- Sam stąd wyjdę. - warknął tym razem bardziej do kapitana niż do kobiety czy kapłana, po czym rozpostarł swoje skrzydła i wzbił się w powietrze. Lot trwał niecałe dwie sekundy. Tyle bowiem czasu utrzymał się w powietrzu zanim runął na deski pokładu. Mocno oniemiały potrząsnął łbem, pytanie czy by otrzeźwić się po upadku czy też po to, by nikt nie próbował go podnosić. Następnie zaczął człapać do drzwi, nie zwracając uwagi na wzrok zgromadzonych w kajucie ludzi i nieludzi.
- Ani słowa. - mruknął do kleryka, kiedy mijał go w drzwiach.
Atuar z trudem ustał na nogach, gdy kolejny przechył ustawił podłogę pod dość znacznym kątem, ale zdołał dosięgnąć drzwi. Otworzył je przed smokiem.
Kiedy obaj znaleźli się za drzwiami kajuty smok popatrzył na kleryka.
- Teraz nie pogardzę pomocą w wyjściu na pokład. - Aluzja była prosta.
- Służę pomocną dłonią - powiedział Atuar. - Ale najpierw, jeśli nie masz nic przeciwko temu, podleczę cię jeszcze troszkę.
Sylve kiwnął łbem, krzywiąc się jednocześnie z bólu. Nie odezwał się jednak ani słowem. Kiedy kapłan skończył inkantację, smok wspiął się na jego ramię i usadowił się tak, jak robił to dotychczas. Tym razem musiał jednak dość mocno wbijać się pazurami w skórę mężczyzny, aby nie spaść na ziemię.
- Sądząc z odgłosów - powiedział Atuar - tam się muszą dziać całkiem ciekawe rzeczy. - Oparł się dłonią o ścianę, chcąc utrzymać równowagę.
- Idziemy zobaczyć? - upewnił się.
Smok sprawiał wrażenie, jakby nie wszystko co mówi do niego kapłan do niego docierało. Mimo to kiwnął łbem.
- Pewnie trzeba będzie im pomóc. Znowu wszystko na mojej głowie. - z czymś co można było odebrać za uśmiech wymalowany na pysku gada skomentował odgłosy.
- Możesz mi jeszcze powiedzieć, jakie masz odczucia po tym eksperymencie? - spytał kapłan. - Ile w sumie było tych różnych klątw? Cztery? Pięć? Więcej?
- Praktycznie każdy organ był obłożony klątwą. Nie powiem ci dokładnie ile ich było, nie liczyłem. -
odpowiedział na drugie z pytań.
- Po za bólem nie mam zbyt wielu odczuć. - z typowym dla siebie przekąsem udzielił odpowiedzi na pierwsze z pytań.
- Wiem jedno - udało się, jednak nie kompletnie. Główna klątwa pozostała na kapitanie, jej nie byłem w stanie zdjąć. Ponadto dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. - dodał.
Atuar spojrzał na niego z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Aż takich ciekawych? - powiedział.
- Zwykłe klątwy mogę powoli z ciebie pozdejmować - mówił dalej - chociaż zajmie to parę dni. A co z tą główną klątwą? Co - rozejrzał się dokoła, czy nikt ich nie podsłuchuje, ale wydawało się, że wszyscy mają dużo innych, ważniejszych zajęć - takiego uczynił nasz drogi kapitan?
- Będę wdzięczny. -
kolejna fala bólu zalała smoka. Dopiero po chwili był w stanie mówić dalej.
- Nasz kapitan nie jest tak święty, za jakiego chce uchodzić. - tym razem smok rozejrzał się. Upewniwszy się że nie ma nikogo w okolicy, wymamrotał coś pod nosem. Po chwili jego i kleryka otoczyła kompletna cisza.
- Kapitan splądrował grobowiec, narażając się na gniew władcy tych ziem, niejakiego Grigoriego. Ukradł, bo inaczej nie można tego nazwać, magiczne artefakty z jednego z grobowców, hańbiąc je. Grigori obłożył go klątwami, które zdjąłem. Główna klątwa jest jednak nie do ruszenia, to bowiem on dokonał rabunku i tylko oddanie owych artefaktów zdejmie ją. - Sylve nie widział powodu by ukrywać jakiekolwiek informacje przed przyjacielem.
- Wyobrażasz sobie Lanthisa, który oddaje komuś cokolwiek? - spytał Atuar. - Bo ja, prawdę mówiąc, nie. No ale trzeba przyznać, że ten Grigori ma dar przekonywania. Ciekawe, kiedy kapitan się domyśli, o co chodzi. Nie sądzę, by przyjechał oddać te skrzynki. Prędzej bym uwierzył, że chciałby powiększyć swoją kolekcję, wykorzystując to, co ma. Tylko nie wiem, w jaki sposób chciałby móc to zrobić.
- Nie wierzę żeby Lanthis był na tyle głupi i arogancki, by wrócić po więcej. Szczególnie że musiał wiedzieć jaką mocą dysponuje Grigori. A dysponuje wielką mocą, uwierz mi.

Smok wykrzywił pysk w grymasie bólu. Nie przerwał jednak rozmowy.
- Lanthis z pewnością nie ma zamiaru ich oddać. Trzeba go zatem przekonać do powrócenia na jasną stronę mocy. - powiedział smok.
- Podoba mi się to stwierdzenie. - Tym razem powiedział bardziej do siebie niż do Artuara.
- Jasna strona mocy, heh. - Na jego pysku pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
- Nie wiem w takim razie, po co się tu pojawił - stwierdził kapłan. - Oddać nie chce, więcej zabrać nie chce.... Może chciał po prostu popłynąć gdzie indziej, na dalsze łowy?
Smok popatrzył na niego wzrokiem jaki ma matka patrząca na dziecko które koniecznie chce się napić wrzątku, mimo iż poparzyło się już kilkanaście razy.
- I przepływał obok wyspy gdzie ukradł artefakty ot tak, przez przypadek. Bo przecież nie może być takich miejsc więcej. I nie może na tym jeszcze więcej zarobić. - rzucił Sylve.
- Wszak to może być cały archipelag. Albo i pół oceanu, wraz z licznymi wyspami i sporym kontynentem na dodatek - powiedział Atuar. - Ten cały Grigori może być człowiekiem, a raczej istotą z krwi i kości, a może być też istotą z innych planów. Może kontrolować wszystkie przejścia z naszego świata, do tego i z powrotem.
- Otóż to. - zgodził się z przypuszczeniami kleryka.
- Jeśli tak jest, to nie opuścimy tego miejsca do momentu, aż kapitan, dobrowolnie bądź nie, odda wszystko co ukradł. - podsumował sytuację, w której się znajdowali.
- Pytanie podstawowe - co z tym robimy? Sami nie przekonamy kapitana do podjęcia właściwych kroków. Siłą go nie zmusimy do niczego. Po dobroci nawet nie będę się łudził że coś zrobi. Musimy mieć sojuszników. Z drugiej strony załoga stoi za kapitanem murem. Nie wiem co.... Chwila. Czy kapitan wyrzucił mnie ze swojej kajuty? - gwałtownie zmienił temat Sylve.
- Nie mylisz się - odparł Atuar. - Jeśli cię to pocieszy, to mnie także spotkał ten los. Za to - uśmiechnął się - mamy plusa u pani Elissy. Chociaż nie wiem, czy to cokolwiek da, jeśli Lanthis dojdzie do wniosku, że powinniśmy ponieść karę za wtargnięcie do jego... sanktuarium.
Oburzenie na pysku Sylve mogło równać się z tym, jakie miałby na swoim licu król gdyby jakiś żebrak obrzygał go, po czym zdjął swoje brudne i śmierdzące ubranie po to, aby go wyczyścić. Choć i to mogłoby być zbyt mało.
- Rozumiem, że podziękowania złożył na twoje ręce? - smok pytał całkiem poważnie.
Atuar parsknął śmiechem.
Sylve najwyraźniej nie wiedział co miała oznaczać ta reakcja, popatrzył bowiem na kapłana ze zdziwieniem.
- Jedynymi słowami, jakie usłyszałem, było “Co oni tu robią?” oraz “Wyrzuć ich!”. I przeprosiny, bardzo ciche, które padły z ust nawigatorki - wyjaśnił Atuar. - Gdybym jeszcze kiedyś chciał mu pomóc, to mnie powstrzymaj, żebym więcej takiej głupoty nie robił.
- Nie przyjacielu, pomożemy mu. Wiesz dlaczego? Bo teraz tam wrócimy, a kapitan przeprosi nas za swoje zachowanie i podziękuje za udzieloną mu pomoc. -
z zacięciem ale i wiarą w swoje słowa w głosie przemówił złotołuski gad.
- Więc chodźmy do niego, z pewnością ma wyrzuty sumienia i chce nam coś powiedzieć.
- Wyrzuty sumienia? -
Atuar spojrzał na smoka tak, jakby go widział po raz pierwszy w życiu. - Kpisz, czy o drogę pytasz? Wszak Lanthis jest pozbawiony sumienia, a czegoś takiego jak przyznanie się do błędu pewnie nigdy nie zrobił. I umrze prędzej, niż się zhańbi takim czynem.
Smok wysłuchał słów kompana w skupieniu. Kiwnął łbem na znak zgody, bowiem wiedział że Atuar miał rację.
- Przyjdzie czas, kiedy nam podziękuje. - powiedział dziwnym, bardzo rzadko spotykanym u siebie tonem - tonem obietnicy, której spełnienie może komuś wybitnie nie pasować.
W spojrzeniu kapłana było wiele wątpliwość. Cały ocean.
- Jeśli przypadkiem zmądrzeje, to może - odparł. - Ale nieprędko bym na to liczył.
- Nie sądzisz, że powinniśmy im pomóc? -
gestem łba wskazał na pokład, z którego dobiegały odgłosy walki.
- Widać od razu, że bez nas nie dadzą sobie rady - stwierdził Atuar. - Chodźmy więc, nim się okaże, że już nie mamy komu pomagać.
Ściągnął z pleców kuszę i naładował. Gdy był w połowie schodni dotknął medalionu i pomodlił się. Czar zadziałał i kapłan poczuł, jak jego skóra robi się twardsza.
- Możemy iść - powiedział.
- Prowadź zatem. - zakończył Sylve, przygotowując się do podjęcia walki. Przed wyjściem na pokład rzucił czar pozwalający widzieć niewidzialne stworzenia na siebie jak i na kapłana. Nim znaleźli się na pokładzie, miał przygotowaną niemiłą i parzącą niespodziankę dla wrogów. Wyszczerzył kły w mieszaninie zadowolenia z nadchodzącej walki i bólu, rzucając pierwszą z kul ognia w największe skupisko przeciwników.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline