Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2012, 17:45   #11
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Plaża ciągnęła się, zdawać by się mogło, kilometrami. Raczej trudno było sądzić, że komuś uda się dojść do jej końca i jeszcze wrócić do pozostałych zanim zapadnie mrok. Szczególnie że ów ktoś nie chodził nieco zygzakiem - wchodził głębiej w morze, a potem wracał na brzeg.
Błysk wśród fal skłonił Ivora do kolejnego pochylenia grzbietu. Kolejne rozczarowanie. Połówka muszli całkiem ładnie odbijała promienie słoneczne, ale poza tym nie miała żadnego zastosowania. Błyszczący śmieć zalśnił jeszcze raz w promieniach słońca, a potem z ledwo słyszalnym pluskiem wylądował w falach.
Jak na razie owocem poszukiwań stał się dwumetrowy niemal, starannie obrobiony drąg z jakiegoś twardego drewna, który na “Godności” pełnił rolę handszpaka w kotwicznym kabestanie, kawał płótna, z pewnością fragment żagla, dość długa linka, której nie zaszkodziła jeszcze morska woda, pęknięty skórzany bukłak na długim, skórzanym pasie, kilka niemal idealnie okrągłych kamieni. W niesionym przez kapłana worku znalazł się również okuty koniec odłamanej rei, długości mniej więcej pół metra i metrowy drążek, przypominający jakby szprychę z koła sterowego. Do tego doszedł zwój miedzianego drutu i sczerniała srebrna moneta, której kraju pochodzenia Ivor na razie nie potrafił odczytać.
Pełne piasku naczynie, które leżało na granicy zasięgu fal, było pęknięte. Na to jednak była prosta recepta.
- Ripari - powiedział
Nie było żadnego światła czy dźwięku, ale miseczka była znów cała.

Nie da się ukryć, że w miarę oddalania się od miejsca, gdzie łaskawe fale wyrzuciły ich na brzeg, nadzieje na znalezienie czegoś przydatnego coraz bardziej się zmniejszały. Ivor jednak dalej brodził w falach, wypatrując najmniejszego choćby przydatnego drobiazgu. Może dlatego udało mu się przegapić coś znacznie większego? Dopiero gdy potknął się i niemal wylądował nosem w falach zwrócił uwagę na długi przedmiot, niemal całkowicie zasypany nanoszonym przez fale piaskiem.
Czegoś tak okazałego się, prawdę mówiąc, nie spodziewał. Piękny kawałek broni. I chyba niezbyt długo przebywał pod wodą, bo metal lśnił jakby wyszedł prosto z warsztatu płatnerza.


Na dodatek wspaniale leżała w dłoniach. Ivor machnął parę razy gizarmą w powietrzu, by przypomnieć sobie, jak się czymś takim władało. I, jak się okazało, nie zapomniał.
Oczywiście nie zamierzał gizarmy zostawić na brzegu.

Kończył już swój ‘obchód’, gdy w piasku ponownie coś błysnęło. Jednak nie była to kolejna moneta. Pierścionek wyglądał jak... pierścionek. Już miał go założyć, gdy nagle się zawahał. A nuż...? Problemem jednak było to, że nie bardzo miał jak to w tym momencie sprawdzić. Schował swe znalezisko do sakiewki, a potem ruszył w stronę pozostałych, gdzie ku niebu zaczęły się wznosić kłęby dymu.
***
Ivor bez wielkiego entuzjazmu wpatrywał się w ‘skarby’, które zdołał znaleźć na dnie morskim, lub wśród wyrzuconych na brzeg resztek statku. Nie ulegało wątpliwości, że życie w świecie, gdzie tyle rzeczy można było kupić lub pożyczyć, było o wiele prostsze. A tu, w tym pięknym, dzikim świecie nic nie spadało z nieba - jeśli ktoś coś chciał mieć, musiał sobie to zrobić.
A jak już spadło, to było dość kłopotliwym prezentem, który w dodatku niemal natychmiast odwrócił się do niego... plecami, czując się niedocenionym. Trochę szkoda, ale, w gruncie rzeczy, może i lepiej... Baba z wozu...
Przeniósł wzrok z Rae na bezrobotną w tym momencie Sil. Ruszył w stronę czarodziejki.
- Sil... - zwrócił się do dziewczyny. - Możemy porozmawiać? W cztery oczy?
- Oczywiście, strzelaj
- odpowiedziała, schylając się akurat po coś do piasku. Coś okazało się chyba niczym interesującym, więc szybko się podniosła. I spojrzała na Ivora lekko zdziwiona.
- Czy to jakaś prywatna sprawa?
- Można by tak powiedzieć...
- odparł Ivor. - Masz może czar wykrycie magii? - spytał. - To pewnie nic takiego, ale gdybyś coś mogła sprawdzić, byłbym wdzięczny.
- Nie ma problemu
- uśmiechnęła się życzliwie - ale najpierw musisz mi pokazać, co mam zbadać.
- Pewnie to nic takiego.
- Ivor potarł podbródek. - Znalazłem taki drobiazg i, cóż, może chociaż w tym mi się poszczęściło.
Wyciągnął z sakiewki pierścionek i pokazał go Sil. Na twarzy miał wypisany brak wiary w ewentualny pozytywny efekt tego czaru.
Czarodziejka rzuciła swoje zaklęcie, na szczęście obywając się w tym przypadku bez komponentów ze zgubionej sakiewki. To w końcu było podstawowe zaklęcie każdego maga. Pierścień zaświecił delikatną magiczną łuną niemal natychmiast.
- Możesz już przestać się tak martwić - czarodziejka posłała Ivorowi uśmiech, podnosząc wzrok znad pierścienia. - Jest na pewno magiczny, to mogę ci powiedzieć od razu, ale nie jestem w stanie rozpoznać jego właściwości. Jeśli chcesz, mogę na niego zerknąć, ale będziesz musiał mi go na trochę pożyczyć.
Ivor z zainteresowaniem spojrzał na pierścionek, a potem na Sil.
- Sil, dziękuję. Jesteś wspaniała! - przerwał na moment. - Wręczanie dziewczynie pierścionka niesie za sobą pewne, znane we wszystkich chyba cywilizacjach - zażartował. - Na długo? - spytał. Co prawda nie bardzo wiedział, po co jej pierścionek. Jeśli miała zamiar rzucić czar, to chyba nie musiała go trzymać w ręce. - Teraz?
- To nie taki pierścionek. Widzisz? Nie ma diamentu
- zażartowała, posyłając chłopakowi psotne spojrzenie. A potem nagle uderzyła się dłonią w czoło.
- Ale ci właśnie nakłamałam! Nie mogę nic z tym teraz zrobić, bo moja sakiewka z komponentami pływa sobie teraz w morzu - uśmiechnęła się przepraszająco. - Ale nie zapomnę, w razie jakbym miała zyskać jeszcze nową. O ile w ogóle. Jeżeli wydostaniemy się z tego “nikąd”. Taaak, grunt to pozytywne myślenie...
Dziwne to wyglądało: młoda dziewczyna w pełnym humorze, mamrocząca o ewentualnym końcu.
- Zabiorę cię wtedy na wystawną kolację - zapewnił Ivor. - A na razie nie będę tego pierścionka używać. Chyba. A czego byś potrzebowała, żeby rzucić taki czar?
- Bardzo drogiej perły, wina i nieco piór
- wzruszyła ramionami, doskonale wiedząc jak bardzo nieosiągalne były to obecnie rzeczy.
Ivor bezradnie rozłożył ręce.
- Pereł w morzu nie ma. Chyba że tam - brodą skinął w stronę dżungli - znajdziemy jakiś skarbiec. Wino... sztorm też złośliwie nic nie wyrzucił na brzeg. Żadnej butelki, a wody w wino nie zamienię. Niestety. Zapewne tylko piórka jakieś znajdziemy. Trudno. - Uśmiechnął się, wyraźnie niezbyt się przejmując tą sytuacją. - Jeszcze raz ci dziękuję - dodał, chowając pierścionek do sakiewki i starannie ją zamykając.
- Stawiałabym raczej na perłę w morzu niż skarbiec na bezludnej wyspie, ale co ja wiem o bezludnych wyspach, to moja pierwsza wizyta na takiej - zażartowała na koniec. - Fajnie by się było z niej tylko wydostać. I nie dziękuj, nic nie zrobiłam.
Uśmiech w zasadzie mógł być wyryty na jej twarzy.
- W każdym razie masz moją dozgonną wdzięczność - Ivor jeszcze raz się uśmiechnął. - Albo przynajmniej do tej kolacji przy winie i świecach.
Dziewczyna spuściła głowę, trochę zmieszana, trochę nie, ale nie zmywając z twarzy tego samego pogodnego wyrazu.
- Upewnijmy się najpierw, że się stąd wydostaniemy. Z zachowaniem skóry na karku - odpowiedziała wymijająco, i po ostatnim spojrzeniu - trochę przepraszającym nawet - wróciła do przeczesywania plaży.
***
Wykorzystując resztki światła Ivor podniósł dwa puste bukłaki i podszedł do baryłeczki, w której znajdowała się woda. Niezbyt wiele, ale - jak się przekonał - słodka. To, że było jej niewiele, w niczym mu nie przeszkadzało. W końcu mogło jej się zrobić więcej, prawda?
- Pola graza de Gond haxa auga - powiedział, dotykając dłonią baryłki. Poziom wody w pojemniku wzrósł o kilkanaście centymetrów. Ivor odrobiną wody opłukał bukłaki, a potem napełnił je stworzoną przed chwilą wodą. Nawet po tej czynności w baryłce zostało dużo więcej płynu, niż było poprzednio.
Ledwo znalazł się ponownie przy ognisku, w oddali zabrzmiał niepokojący odgłos. Bębny.
***
Dyskusja trwała w najlepsze, ale Ivor nie zamierzał tracić czasu li tylko na czy bardziej czcze rozmowy. Jeśli plotki o Wyspach Śmierci miały w sobie choć ziarno prawdy, to mogło z nimi być niewesoło. Ciekawe tylko, skąd te plotki się brały, skoro nikt nie opuścił Wysp żywy. No i trzeba by zmienić statystyki. Ktoś powinien stąd odpłynąć. Jako pierwszy. A dokładniej - to oni powinni stąd odpłynąć.
Pozostawał do rozwiązania problem bębniarzy. Kim byli? Jeśli to były duchy... cóż, mieli kogoś, kto mógłby się podjąć walki z duchami. Taki paladyn na przykład. Mógłby się wykazać.
Z drugiej strony duchy raczej nie musiałyby wbijać czaszek wrogów na pale i używać ich jako słupów granicznych. To prędzej wyglądało na robotę ludzi, czy jakieś innej odmiany istot myślących. W takim przypadku zamiast modłów czy umiejętności odpędzania nieumarłych bardziej by się zdała garść mieczy, kusz czy też łuków. A broni mieli, nie da się ukryć, przymało...
Gizarma była wspaniałą rzeczą, chociaż bardziej nadawała się przeciwko konnicy, niż w dżungli. Mieli jeszcze dwa miecze, sztylet i drąg Sil. Co dalej?

Budowa procy jest prosta niczym, nie przymierzając, budowa cepa. Wystarczy mieć rzemień lub solidny sznur, skórę lub dobry materiał na miseczkę i trochę narzędzi. Fakt, że jego zestaw narzędzi bardziej by się nadawał do zrobienia kłódki, ale na upartego skórę też się dało przeciąć. Sznur też. Nie trwało to co prawda tyle, co pięć uderzeń serca, ale w końcu proca była gotowa. I nawet działała, co jak na warunki pracy i wyposażenie warsztatu było znacznym sukcesem.
Potem zabrał się za wiercenie otworu w kawałku rei. Trochę wywiercić, trochę wypalić. Gdyby mu się to udało, może powstałby niezły młot, na tyle ciężki, że dałoby się rozwalić czyiś łeb?
A czy się uda? Jeśli nie sprawdzi, nigdy się nie dowie.
 
Kerm jest offline