Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2012, 00:07   #127
motek339
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Chui obserwowała jak załoga, pod komendą Bahadura i przy pomocy maga, uwija się przy płonącym maszcie. Cały czas mówiła do Papuszy, chcąc choć trochę uspokoić kwilącą dziewczynkę. Domyślała się, że mała jest przerażona. Już dla szarookiej ostatnie wydarzenia były potworne, więc co dopiero dla dziecka, które wydawało się powoli odzyskiwać radość z życia.

W chwili, gdy maszt runął do wody, elfka poczuła satysfakcję – piski w powietrzu wskazywały na to, że część potworów zostało przynajmniej poważnie poturbowanych.
-Widzisz, - powiedziała dziewczynce – już wszystko w po…
Reszta jej słów utonęła w krzyku – jej samej, Papuszy, marynarzy…

To był moment. Statek, dotychczas mocno się kołyszący na falach, stanął praktycznie pionowo. Ziemia uciekła Chui spod nóg. Kobieta poczuła, że spada. Znała już na tyle układ pokładu, że wiedziała, iż na drodze między nią a morzem nie ma nic, czego mogłaby się chwycić. Mimowolnie zacisnęła powieki, modląc się do wszystkich bogów, którzy akurat słuchają o to, by pozwolili jej przeżyć.

Ktoś musiał nad nią czuwać. Elfka poczuła silne uderzenie, które wycisnęło jej powietrze z płuc i na sekundę zamroczyło. Chui ocknęła się, gdy była już prawie cała za statkiem. W ostatniej chwili udało jej się złapać jednego z żeber relingu, który stanął jej na drodze do pewnej śmierci. Kobieta podciągnęła się i oparła na nim tak, by móc jeszcze przez chwilę wisieć. Po kilku chwilach, które wydawały się wiecznością, okręt powrócił do bardziej stosownej pozycji.

Chui wdrapała się powoli z powrotem na pokład i opadła ciężko na deski, nadal kurczowo trzymając się relingu. Jeśli nie liczyć siniaka po uderzeniu – była cała. Elfka wzięła kilka głębokich wdechów i z ulgą oparła o barierkę. Coś, jakieś dziwne uczucie, nie dawało jej jednak spokoju. Nagle dotarło do niej, co to za odczucie.

-Papusza! – krzyknęła tak głośno, jak tylko umiała.
Elfka rozejrzała się uważnie po pokładzie, lecz nigdzie nie zobaczyła dziewczynki. Spróbowała wstać. Nie było to proste, ale jakimś cudem jej się udało.
-Papusza! – Chui ponownie zawołała, mając nadzieję, że dziewczynka miała tyle szczęścia, co ona.
Przerażona nie na żarty elfka wyjrzała za burtę. Morze było jednak zbyt wzburzone, by cokolwiek w nim zobaczyć.
-Papusza… – Rezygnacja, którą usłyszała w swoim głosie, odebrała jej resztki nadziei.

Krzyk, który dotarł do jej czułych uszu, sprawił, że aż podskoczyła. Po chwili udało jej się zlokalizować dziewczynkę. Mała zwisała za burtą niedaleko miejsca, które sprawdzała. Jak mogła jej wcześniej nie zauważyć?! Lina oplatała jej chudą nóżkę na tyle lekko, że Papusza mogła w każdej chwili zlecieć do morza. Nie było też mowy o wciągnięciu jej na pokład. Ryzyko było zbyt duże.

- Nie ruszaj się, już po ciebie idę! – krzyknęła do niej elfka, szukając sposobu na wydostanie małej z tarapatów.
Jej wzrok padł na linę, która kiedyś najpewniej pełniła jakąś ważną rolę przy płonącym maszcie. W głowie wyklarował się plan. Ryzykowny, lecz nie miała wyjścia. Zawiązując sznur wokół talii zobaczyła, że w jej stronę kieruje się Caliszyta. Nie chcąc, by mężczyzna ją powstrzymał, przywiązała drugi koniec liny do relingu i zaczęła przechodzić na drugą stronę.
- Papusza wisi za burtą – poinformowała go. – Jak tylko ją złapię – wyciągnij nas. Proszę. – Elfka nie dała mu wyboru, a przynajmniej wierzyła w to, że Bahadur wciągnie je na pokład. Zaufanie – było to coś, czego Sentisowi nie udało się z niej wyplenić. Mężczyzna w odpowiedzi kiwnął tylko głową i złapał linę, a Chui zaczęła po niej schodzić.

Burty były śliskie i elfka, raz po raz, zlatywała kilka centymetrów w dół. Pokonanie dwóch metrów zajęło jej dłuższą chwilę. W końcu dotarła do małej i chwyciła ją mocno. Papusza natychmiast wczepiła się w nią z całej siły, nie mogąc powstrzymać płaczu.
-Już! – Chui dała znać, że można je wciągać i poczuła grozę, gdy nic się nie stało.
Zaraz jednak nastąpiło szarpnięcie i pokład zaczął się przybliżać. Brak oparcia dla nóg sprawił, że lina kołysała się gwałtownie na wietrze. Ruch wahadłowy posłał je w stronę burty. Elfka przekręciła się tak, by przyjąć na siebie siłę uderzenia. Gdy jej biodro zderzyło się ze statkiem, kobieta poczuła niesamowity ból. Przygryzła wargi do krwi, zduszając w sobie krzyk.

Kiedy już znalazły się na pokładzie, Chui zobaczyła, że Bahadurowi pomagało jeszcze dwóch marynarzy. Podziękowała im za pomoc, postawiła Papuszę obok, wstała i momentalnie znów znalazła się na deskach pokładu. Uderzenie musiało być poważne – lewa noga nie wytrzymała ciężaru jej ciała i ugięła się mimowolnie. Elfkę zalała fala bólu. Tym razem nie udało jej się powstrzymać krzyku. Kobieta wiedziała, że w takim stanie nie przysłuży się w żaden sposób innym. Co więcej, nie chciała, by historia z Papuszą się powtórzyła.

-Czy mógłbyś mi pomóc zejść pod pokład? – zwróciła się do stojącego obok marynarza.
Ten chwycił ją pod ramię i zabrał w tamtą stronę. Elfka cały czas drugą ręką trzymała rączkę dziewczynki, prowadząc małą ze sobą. Tam powinny być przez jakiś czas bezpieczne, a przynajmniej bardziej niż na zewnątrz. Na schodach minęli Atuara i Sylve, którzy kierowali się w przeciwną stronę.

Usiadły w mesie tak, by mieć widok na drzwi. Chui tuliła dziewczynkę i pocieszała. Czuła, że więź, która między nimi powstała, została zerwana i Papusza na powrót zamknęła się w sobie. Czekała je powtórka z rozrywki. Elfka lewą ręką gładziła małą po głowie, a w prawej, gotowy do rzutu lub walki wręcz, groźnie błyszczał sztylet z rękojeścią z wizerunkiem wilka.
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline