Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2012, 00:30   #102
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Baśka obudziła się i przez chwilę leżała nieruchomo, wysłuchając się w padający deszcz. W sali było cicho i spokojnie, dziewczyna cieszyła się tym spokojem. Większość rurek sterczących wcześniej z jej ciała zniknęła, podobnie jak wyciąg. Tylko bandaż ściskający skronie i zaślepiony wenflon na zgięciu łokcia przypominały o wypadku.
Oraz tępy ból rozlewający się po ciele przy każdym poruszeniu. Basia nie przejmowała się nim, wiedziała, że jest podbijana, i że za jakiś czas ten ból stanie się nic nie znaczącym elementem tła. Brak kroplówki na stojącym obok łóżka stojaku pokazywał, jak w dobrym jest stanie. Basia postanowiła w to uwierzyć.

Zanim zdążyła wrócić myślami do wcześniejszych wydarzeń, bo do sali wtargnęła mocno umalowana pielęgniarka. Zostawiła w sali powiew optymizmu, słaby zapach Exclamation i bulion, po czym zniknęła.
Chwilę potem zjawiła się matka, oczy miała ciągle czerwone, ale twarz spokojną, choć bladą. Zalała Basię potokiem przytłaczająco troskliwej opiekuńczości. Poprawiała poduszki, zapewniała, że wszystko będzie dobrze, wymuszała bilion, robiąc dużo szumu i zamętu. Dziewczynę zalewały sprzeczne odczucia, z jeden strony cieszyła się z obecności matki, z drugiej - czuła się coraz bardziej osaczona. Korpulentna pielęgniarka, kierowana wyraźnie jakimś szóstym zmysłem (a może po prostu doświadczeniem) zjawiła się bezszelestnie.

- Powinna pani odpocząć - powiedziała nie znoszącym sprzeciwu tonem do matki Basi - całą noc siedziała pani przy córce... teraz już wszystko jest dobrze, proszę pojechać do domu, przespać się. Rano pani przyjedzie, przywiezie jej rzeczy. Ona też będzie spała. No, proszę iść. Córka będzie pani potrzebować, musi pani mieć siłę.

Pani Zenobia chciała zaprotestować, ale pielęgniarka wyćwiczonym ruchem złapała ją za ramię i doholowała do drzwi.
Kobiety chwilę poszeptały poza zasięgiem słuchu Basi, po czym matka pożegnała się obietnicą powrotu rano i wyszła.

----

Mężczyzna stał nad nią i patrzył. Jego badawcze, zimne spojrzenie jeździło po niewyraźnie zarysowanym pod kocem ciałem dziewczyny.
- Dobry wieczór, pani Barbaro - powiedział, kiedy otworzyła oczy. Uśmiechnął się, niedbałym skrzywieniem warg, ale jego oczy pozostały nieruchome. Ostry zapach podrażnił zmysły Basi. Drgnęła zaskoczona i objęta nagłym lękiem.
- Kim... kim pan jest? - zapytała.
Kąciki ust mężczyzny podniosły się kilka milimetrów wyżej.
- Jak się pani nazywa, pamięta pani? - spytał, świecąc jej latarką w oczy - Pamięta pani, co się wydarzyło?
- Proszę.. proszę mnie zostawić... gdzie jest pielęgniarka?
- Spokojne - powiedział łapiąc ją za nadgarstek, Spojrzał na zegarek na swoim przegubie, coś zliczając - No, proszę się skupić. Da pani radę. Jak się pani nazywa?
- Barbara Zielińska - wyszeptała.
- Świetnie - pochwalił ją - jak się pani czuje?
- Jest pan lekarzem? - zapytała, zamrugała kilka razy, światło latarki zgasło. Przyjrzała się mężczyźnie - był niewysoki, w wieku jej ojca, cerę miał zniszczoną przez alkohol i tytoń.
- Oczywiście. Na pamięta pani? Zaburzenia pamięci krótkotrwałej – mruknął, wciągając stetoskop z kieszeni spodni. Był bez fartucha, wymięta koszula z niewielką, rdzawą plamą nad kieszonką wyglądała na niezmienianą od kilku dni.
- Nie pamięta mnie pani? Zbadam panią.

Basia drgnęła, a w drzwiach stanęła pielęgniarka.
- O, tu pan jest. Potrzebują pana na trójce.
- Zaraz wrócę - powiedział i wyszedł.

- To lekarz? - zapytała Basia
- Oczywiście, kwiatuszku - uśmiechnęła się pielęgniarka - Sławomir Idziński, twój lekarz prowadzący. Ma dziś nocny dyżur, więc jeszcze raz przyszedł cię obejrzeć. Jesteś w świetnych rękach, to dobry fachowiec, od lat tu pracuje. Przyniosłam twój plecak – włożyła go do szafki obok łóżka – podobno prosiłaś mamę.
- Tak, dziękuję – potwierdziła Basia. Mężczyzna budził w niej niejasny lek, a może to ten szpital, ten deszcz.. wcześniejszy spokój gdzieś odszedł, w miarę jak działanie leków słabło, wracały wspomnienia a wraz z nimi napięcie.
- Czy.. czy mogła by sistra zostać przy badaniu? – poprosiła pielęgniarkę.
- Ciągle słabo się czujesz, prawda? – zaniepokoiła się – Pomogę ci z piżamą…
- Kiedy wyjdę? Jutro?

- Proszę odsłonić brzuch pacjentki – polecił dr Idziński stając na powrót w drzwiach. – Jutro zrobimy dodatkowe badania i podejmiemy decyzje.
Podszedł do dziewczyny i dotknął jej skóry, lekko naciskając. Basia drgnęła, ręce lekarza były zimne, tak zimne, jakby przed chwila wyciągnął je spod kranu. Nie.. nawet nie spod kranu, a z zimnego kisielu. Były zimne i nieprzyjemnie lepkie. Basia poczuła, że jej brzuch pokrywa się gęsią skórką.
- Nie... – spróbowała zaprotestować.
- Boli? – zapytał lekarz, przesuwając ręce i ponownie naciskając.
- Nie..nie boli- zaczęła Basia, ale lekarz nie dał jej skończyć.
- Wiec o co chodzi? – spytał pochylając się lekko nad twarzą dziewczyny. Ich oczy spotkały się.

Basia stężała, przerażona. To nie były oczy człowieka… były żarłoczne, głodne, bezduszne i ... pożądliwe. Takim spojrzeniem węże hipnotyzowały swoje ofiary… Basia zbladła jeszcze bardziej i zamrugała kilka razy, oczy dr Idzińskiego ciągle wpatrywały się w nią, okrutne, nieruchome i nienasycone, jak oczy dzikiego zwierzęcia. Takiego, które od dawna nie jadło.
- Proszę – wyszeptała.

Lekarz sięgnął po stetoskop.
Słuchawka była cieplejsza niż jego ręce. A jej dotyk – podobnie jak dotyk rąk lekarza – mroził krew w żyłach dziewczyny.
- Coś panią boli? – zapytał
Dziewczyna pokręciła głową. Nie mogła wydobyć głosu. Musi stad wyjść. To złe miejsce. Zamknęła oczy. Dotarły do niej fragmenty zaleceń.

- 50 .. jeśli będzie ciągle taka pobudzona.. proszę mnie informować.. ciśnienie..

- Dobranoc, pani Barbaro – otworzyła oczy. Lekarz stał już przy drzwiach.
- Czy wyjdę jutro? – zapytała.
- Musi pani zostać na obserwacji dzień lub dwa. Jest pani poobijana i długo była pani nieprzytomna.. szok pourazowy. Ale nic pani nie grozi. Proszę odpoczywać.

Basia została znowu sama. Za oknem szalała burza – tak podobna do tej, która zastała ją w klubo-kawiarni. Artur. Przypomniała sobie jego oczy. Dodawały otuchy. Potrzebowała jej. Poczuła, ze musi z nim porozmawiać.

Usiadł na łóżku i spuściła stopy. Syknęła, kiedy dotknęły zimnej podłogi. Kapci nie było. Posiedziała chwilę na skraju lóżka, starając się opanować zawroty głowy. Podniosła się – było nieźle, mogła się poruszać, byle powoli.
Wyciągnęła plecak, znalazła kilka monet i numer Artura. Wolno, przytrzymując się ściany, poszła poszukać aparatu.

------

- Dzień dobry, tu Baśka.. - przerwała, żeby zaczerpnąć tchu i w tej samej chwili pomyślała, że on na pewno zna setki Basiek, więc dokończyła - Zielińska. Czy zastałam Artura?

- Cześć - zmęczony głos po drugiej stronie mógł należeć do starca. - Cieszę się, że zadzwoniłaś.

Basia też ucieszyła się, że Artur się ucieszył. Znaczy - że powiedział, że się ucieszył. Chociaż przecież mogło to być jego standardowe przywitanie, nie? W głosie w każdym razie miał przytłaczające zmęczenie, nie radość.
- Coś się stało, prawda? - zapytała łagodnie.

- Wolałbym ... no wiesz ... nie przez telefon... ale ... ktoś u mnie był. W domu. Zostawił mi coś ... coś.... - zamilkł, jakby nie był w stanie odpowiedzieć nic więcej. - Strasznego. - Dokończył jednak po chwili.
Westchnął.
- Gdzie możemy się spotkać i kiedy?

Przez głowę Baśki przemknęło sto myśli w jednej sekundzie. “No przecież nie pokażę mu się taka.. w tej burej piżamie, z siniakami i nieumytymi włosami” "Nie zaproszę go do siebie, na Węglową” “Jak mnie stąd wypuszczą, to i tak matka już nigdy - przez najbliższy rok - nie pozwoli mi nigdzie chodzić samej” “Musze powiedzieć, co się stało w nocy”

- Wiesz.. - zaczęła, bo jak miała mu powiedzieć, że chce się spotkać, i jej zależy (znaczy - nie żeby zależało w taki sposób, ale ma ważne informacje), ale nie ma jak; i żeby sobie jednocześnie nie pomyślał, że go olewa, ale żeby też nie pomyślał, ze mu na nim zależy, bo przecież tak jej nie zależy.. chyba - Wiesz... ja nie bardzo mogę teraz.. znaczy bym chciała, ale okoliczności są niesprzyjające.. zewnętrzne… i nie wiem... Ale mi ktoś podrzucił zdjęcia. A Hirkowi obrączkę - wyrzuciła na jednym oddechu na koniec.

- A ja ... ja dostałem ... oczy. Ludzkie oczy.

- Boże - Basia usiadła na ławce obok aparatu - Mi sie coś przytrafiło, jak we śnie, ale nie tylko mi, ale tez moim znajomym... szliśmy gdzie, boso, ktoś krzyczał, ściany zarastały jakby żywa tkanką.. brzmi jak sen, ale mamy ranki na stopach. Wygląda na to, ze to się zdarzyło nam na prawdę. – Wyrzucała z siebie słowa, jakby bała się, że nie zdąży mu wszystkiego powiedzieć. Zamilkła na moment, zastanawiając sie nad swoimi słowami - Brzmi, jakby mi odbijało, prawda? ktoś mi podrzucił zdjęcie tego martwego kolegi. Po śmierci. I innych znajomych, twoje też, moje, jak śpię w pokoju.. ktoś wszedł do mojej sypialni.

- To wszystko jest .... - nie dokończył. Coś przerwało połączenie.

Baśka drgnęła, a potem wybrała numer ponownie.
Odpowiedział jej tylko długi, przeciągły sygnał.

Baśka poczuła jak panika podchodzi jej do gardła. Chciała zerwać się i pojechać na tą Zakopiańska, ale miała bolesna świadomość, że juz wyprawa do telefonu – kilkanaście metrów korytarzem - była sporym wyzwaniem. Nawet jak tam dojedzie, to co będzie mogła zrobić, skoro ledwie sie rusza... Ona nie, ale może ktoś inny...

Wybrała numer brata.
- Wojtek, tu Basia. Mam prośbę, zrobisz coś dla mnie? Możecie podjechać do mojego kolegi? ktoś mu chyba grozi, rozmawialiśmy, przerwało… sprawdzisz? Bardzo cie proszę.
- Jasne. Ale teraz leje jak diabli. Pół miasta jest zalane. Jak ty się czujesz?
- Dobrze – skłamała gładko. - Jutro wyjdę. Spróbujesz? Dam ci adres.. to ..
- Jasne. Już się ubieram. Podaj tylko adres. I będziesz mi wisiała za taksę - zażartował
- Wojtek, jaka taksa, ostatnio mercem się z Przemkiem rozbijaliście.. – zmusiła się, żeby wejść w jego żartobliwy ton - Dzięki, jestem twoja dłużniczką. - powiedziała Basia i podała bratu adres i nazwisko.

Potem odwiesiła słuchawkę. Jedna myśl tłukła się jej w głowie: dopadli go. Dopadło go to coś. Wszyscy zginą.

- Dość tych konwersacji, kwiatuszku! – zdecydowany głos pielęgniarki przywołał Basię do rzeczywistości – Szukam cię, nie wolno ci chodzić samej. – głos zmiękł, pielęgniarka ujęła dziewczynę pod ramię i podniosła ją z ławki. – Choć, wracamy do sali.

----

Wojtek z Przemkiem szli korytarzem, nie przejmując się, ze pora odwiedzin dawno minęła. W ich galaktyce nie funkcjonowało takie pojęcie jak „pora odwiedzin”. Dwie paczki zagranicznych papierosów wciśnięte cieciowi na wejściu, ucięły wszelkie protesty.

Elegancka, plastikowa reklamówka wypchana była słodyczami, pomarańczami i kartonami soku. Z drugiej wystawał kołnierz dżinsowej kurtki. Chłopaki wysypali połowę zawartości w pokoju pielęgniarek, zostawili reklamówkę z kurtka dla siostry Grażynki i poszli do sali Basi.

„5 minut! - Siostruniu, siostra się nie denerwuje, widać i czuć, że z siostry światowa kobita… i ognista… pachnieć krzykiem z wykrzyknikiem.. może bym z bliska powąchał? I posłuchał tych krzyków? No co też pan – pielęgniarka zaperzyła sie – Przecież mam męża.. A to szczęściarz.. a my farta nie mamy.. wszystkie co lepsze kobitki zajęte” .

Burza przycichała.
- Cześć mała – powiedział Wojtek, ustawiając na szafce soki – jak się czujesz?
Basia zbladła jeszcze bardziej.
- Co.. co z Arturem? – zapytała.
- Mówiłem, Wojtek – wtrącił Przemek – mała się zabujała. Skąd wyhaczyłas takiego studencika?
- Cicho palancie, Baśka się denerwuje, a ty pierd.. pleciesz jak nakręcony.
Usiadł na skraju łóżka.
- Wszystko w porządku, mała. Przez tą burze zalało studzienki z kablami i w połowie miasta nie ma telefonów.. dlatego cię rozłączyło. Gadaliśmy z nim miło, na początku przestraszył się nas, nie wiem czemu.
- Puśka nie mieliśmy – dodał tonem wyjaśnienia Przemek - studencik-elegancik, wiesz po ile chodzą te dżinsy, co miał na tyłku?
- Matka nic nie mówiła, ze masz chłopaka. A on nie jest za stary dla ciebie? No, ale gust ci się wyrobił, to zupełnie inna półka niż ten Gawron, co z nim ostatnio… gdzie go poznałaś? Widziałeś tą jego chatę na Zakopiańskiej? To najlepsza dzielnica dziewczyno, masz pojęcie? Taki prominent z kasiorą.. no no, zaimponowałaś mi, niby taka cicha woda, a tu proszę.

Basia opadła na poduszkę, ulga była taki wielka, że aż namacalna. Po prostu burza. Nic więcej. Odetchnęła kilka razy głębiej, starając się rozluźnić napięte do granic możliwości mięśnie. Studzienki zalało. To wszystko.
- Dzięki chłopaki – powiedziała.
- Nie ma sprawy, siostra – Wojtek wykonał gest, jakby chciał ją przygarnąć, ale w końcu tylko stuknął ją lekko w poobijane ramię. Stłumiła jękniecie – Basia, puść farbę, powiedz coś o tym Arturze.

- No, panowie, koniec wizyty, doktor zaraz wróci.. no, bo kłopotów mi narobicie.. pacjentka musi odpocząć.
- Już idziemy, królowo. Trzymaj się mała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 12-05-2012 o 16:33.
kanna jest offline