Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2012, 17:00   #23
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Jeszcze jadąc do pracy, Ezra nie mógł wyrzucić z głowy piosenek Muddy’ego. Musiał to sobie oddać, wybrał dobrą płytę. Jednakże nie miał wiele czasu, aby rozmyślać o przyziemnych sprawach. Miał jakąś poszlakę, może prowadzącą do czegoś większego.


Zawsze nad ranem dane mu było spoglądać na budzące się do życia Greytown. Tutaj nigdy nie było jasno, już od rana ciemnoszare smugi zanieczyszczeń tworzyły obłe kłęby między budynkami. Między nimi, jak mrówki, skrzętnie przeprawiali się mieszkańcy miasta. Wkrótce sam do nich dołączył, po zaparkowaniu wozu i skierowaniu się ku redakcji.
Gdy już siadł za biurkiem i puścił do Schmidt’a kilka cynicznych uśmiechów, zaczął rozmyślać co robić dalej. Coś mu już chodziło po głowie. Starał sobie przypomnieć jedno nazwisko. Tak, Birgs mógł mu pomóc. Chwycił za słuchawkę i wykręcił właściwy numer.
Telefon odebrała sekretarka, zaraz zapowiedziała, że sprawdzi ,,co w gabinecie” i da znać. Ezra dobrze wiedział co to znaczy. Brigs miał różne humory, prawdopodobnie to dla tego podjął się kiedyś studiowania psychologii – aby je stonować. Bywały dni, że był tak pogrążony pracą, iż liczyła się tylko ona, wszystkich innych traktował co najmniej chłodno.
Wreszcie Ezra usłyszał znajomy głos.
- Tak? Ezra? Jaki… Aaa. Pewnie chcesz znowu naciągnąć starego John’a na zdradzenie tego i owego? Wiesz, nie żebym staremu znajomemu odmawiał, ale mnie też obowiązują pewne zasady, a ty dzwonisz któryś raz. Że dwa? Choćby sprawa starego Malcolma, tamta draka z nożownikiem czy kradzież u jubilera. To już trzy. Z resztą co się będziemy licytować… Jasne. Też bym chciał czasem pogadać, ale mam sporo roboty. Ktoś napadł na magazyn w Hawkins Point, taki jeden, O’Donnel miał się tym zająć, ale dziś dostał coś nowego... [Test znajomości]
Na chwilę Brigs urwał, widocznie przez chwilę się zastanawiał, jaka będzie ostateczna decyzja. Wreszcie westchnął głęboko.
- Nie. Nie żebym cię nie lubił, ale ostatnio za bardzo mnie wykorzystujesz. Dzwonisz tylko, kiedy czegoś potrzebujesz i sam musisz to przyznać. Trzeba mi kończyć, obowiązki wzywają.
Sygnał urwał się, Ezra odłożył słuchawkę. Musiał się liczyć i z taką opcją. Zatem musi do sprawy podejść w inny sposób…

Kevin niemało się zdziwił, gdy niepozorny staruszek nagle rozpoczął długą perorę. Z miejsca wyrzucał kolejne argumenty, które miały mu służyć za alibi, mimo że detektyw nie zdążył niczego zarzucić. Czy zatem coś ukrywał i chciał to skryć za tą osobliwą formą wypowiedzi? O’Donnel rozmawiał już z setkami winnych, ale jeśli ten tutaj był jednym z nich, to stanowił wyjątkowy egzemplarz. Z jednej strony ma tupet, aby na poletku policji przejmować inicjatywę i zmieniać tryb przesłuchania, z drugiej nie można było mu odmówić inteligencji. I nie mowa tutaj o tytule, gdyż na uniwersytecie w Greytown papier mógł dostać byle imbecyl, ważne że wiedział kiedy komu wręczyć mały prezent. Chodziło choćby o to, że Phisack skutecznie odgadł po samej aparycji detektywa, że ten dużo pracuje, a O’Donnel rzeczywiście uchodził na posterunku za nieustępliwego.
O samej sytuacji miał do powiedzenia niewiele. Jakieś mgnienie w okolicach uniwersytetu, nie wiadomo nawet czy nie był to jeden ze studentów. Zatem nic konkretnego.
Kiedy Phisack skończył nadal nie wydawał się być przejęty swoją rolą. Więcej nawet, wyciągnął tabakierę i coraz przeczyszczał nozdrza. Starszy pan i drobny nałóg – w tym momencie nie wyglądał na zdolnego do przestępstwa, ale każdy glina wiedział, że w Greytown nikt nie jest niewinny. Kiedy Jonathan zaczął już nakierowywać, co robić dalej, Kevin nie wytrzymał i przerwał mu. Zaczął wypytywać o dane i wczorajsze zajście. Żadnych opowieści, fakty. Tak jak lubił. Krótko i rzeczowo.
Na chwilę wyszedł, przejść się do Brigsa. Znajomy detektyw właśnie rozmawiał z kimś przez telefon. Usłyszał tylko, że narzeka na znajomego, że wciąż mu zawraca głowę. Nie chcąc przerywać rozmowy, podał mu tylko kartkę z danymi niemo wymawiając słowa:
- Sprawdź mi tego typa.
Wiedział, że na niego może liczyć. Miał dziwny charakter, ale był sumienny, dbał o porządek i wiedział gdzie leżą które akta. Znalezienie dokumentów dotyczących Phisack’a miało mu zająć co najwyżej parę minut. Potem wysłał Michaela po samochód, aby na koniec zaczepić dyżurnego. Tutaj jednak czekało go rozczarowanie.
- Szef wysłał wszystkich wolnych do tej draki w Chinatown. Żółtki znowu się między sobą tłuką. Kevin powiedz mi, po jaką cholerę my marnujemy na nich czas? Sami tutaj do nas przyjechali, niech też sami załatwiają swoje problemy, nie?
Kevin pokręcił głową. Wiedział, czemu ten facet jest tylko dyżurnym. Każdy z odrobiną oleju w głowie wiedział, że ten spasiony burmistrz Cottanghan stara się na siłę poprawiać obraz Greytown na zewnątrz, gdyż w ostatnich latach reputacja tego miasta nie bez powodu staczała się w dół. Dlatego też otworzył je na przyjezdnych, dając im własny dystrykt i udając że radzie miasta na zależy na ,,gościach", podczas gdy Greytown całościowo zaniedbywał. Tego miejsca i tak z resztą nie dało się już uratować.
- Ale… Deryl cię ubiegł, kazał przekazać, że kogoś ci jednak jeszcze przydzieli. Jak mu było, kiedyś głowy zapomnę... – uderzył się otwartą dłonią w czoło - Z resztą nieważne, jeszcze nie ma go w pracy. Jak przyjedzie, to powiem mu, że ruszyłeś w teren.
Po drodze z powrotem odebrał akta Phisack’a [wpis #1] i ruszył z nim do samochodu.

[Issander, jeśli chcesz możesz jeszcze w następnym poście rozwinąć tą rozmowę z Kevinem, albo już uznać, że wie o sprawie tyle, co ty. Niemniej na przyszłość stosujemy metodę jaką podałem w komentarzach.]

Wrota uniwersytetu otworzyły się z piskiem. Odgłos starego, nienaoliwionego żelaza towarzyszył Jonathanowi od wielu lat, nie sądził jednak, że kiedyś będzie przejeżdżać przez znajomą bramę w policyjnym aucie. Austin zatrzymał się przed wejściem. Kilkunastu młodych ludzi zmierzało do niego na pierwsze dzisiaj zajęcia. Phisack większość z nich rozpoznawał.
Michael zabębnił nerwowo palcami o kolano. Trzeba było przyznać, że jego młodzieńcza naiwność została od wczoraj mocno nadszarpnięta. Dziś mówił niewiele.
- To jak… szefie? Od czego zaczynamy?
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 12-05-2012 o 17:12.
Caleb jest offline