Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2012, 18:20   #66
Mortarel
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Carl "Miecz" Gretch

-Jak mam niby ją podpalić?! Jestem guślarzem, a nie magiem ognia! – Krzyknął Axel. –Mogę wyczarować… płomyk świecy. – dodał zawstydzony. –Ale mam pomysł! – Axel wymamrotał kilka słów i zaczął machać rękoma w stronę nadciągającego trolla. W tym samym momencie bestia potknęła się i straciła równowagę, a maczuga wypadła trollowi z rąk. –A to ci pech!- Krzyknął guślarz.

Nie mając wyboru cisnąłeś niepodpaloną włócznią, która przeszyła brzuszysko stwora. Nie był to cios śmiertelny, ale najwyraźniej bardzo wkurzyło to twój cel. Rana, którą zadałeś już zaczynała się goić, a wściekły troll ruszył prosto na Ciebie wymachując swą maczugą, którą podniósł z ziemi. Co prawda nie zabiłeś przeciwnika, ale twoje akcje dały ci na tyle dużo czasu, żeby bezpiecznie wycofać się z innymi do świątyni.

Leo Ente

Krzyknąłeś, aby każdy, kto może się jeszcze bronić i komu życie miłe, ruszył w stronę świątyni. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Większość towarzyszy zaczęła wycofywać się do ostatniego, względnie bezpieczniejszego miejsca.
Miałeś zamiar zorganizować tam ostatnią linię obrony. Był to desperacki akt, bowiem świątynia mogła równie dobrze przerodzić się w pułapkę, z której nie wyjdziecie nigdy.

Matt „Grzeczny” Burgen

Na okrzyk Leo wycofałeś się do świątyni. Z wielkimi trudami udało się zaryglować drzwi. Pozostali gromadzili sprzęty, ławki, elementy ołtarza i inne, którymi można było zaryglować wejścia. Jednak nie zamierzałeś ginąć w tym miejscu przygnieciony przez belki, bądź spalony żywcem. Wziąwszy ze sobą Górę udałeś się do bocznego wejścia, które prowadziło na tyły kościółka. Co więcej resztka twoich ludzi musiała myśleć podobnie, bowiem postanowiła Ci towarzyszyć.

Wyszliście na zewnątrz i zachodząc wroga bokiem, uderzyliście ostatnimi siłami. Z jednej strony było to czystym samobójstwem, a z drugiej mogło dać trochę czasu pozostałym w świątyni. Zwierzoludzie chwilowo odstąpili od szturmu na budynek i otaczając waszą grupkę kołem, szykowali się do ataku.

Głupie trolle zaś niewiele się wami przejęły. Jeden z zaciekawieniem ruszył powoli w stronę Matta wznosząc w górę broń, a drugi uderzał w ściany świątyni maczugą. Cały budynek trząsł się i latał ujawniając swą dość lichą konstrukcję.

Johann Eberhardt

Połamany, ranny i poobijany starałeś się wydostać z obory. Udało Ci się znaleźć widły, które posłużyły za prowizoryczne oparcie, niczym laska. Dymu było coraz więcej. Zacząłeś czuć pieczenie przy każdym wdechu, jednak nie byłeś pewien czy od wdychanych oparów, czy od przebitego płuca.

Zebrawszy ostatki sił ruszyłeś w stronę wyjścia. Miałeś dylemat, co należy czynić, jednak każde z wyjść i rozwiązań, jakie się przed tobą jawiły prowadziły do śmierci. Nie chcąc umierać w oborze, postanowiłeś, że bardziej honorową śmiercią, będzie ta poniesiona w boju. Wspierając się na widłach ruszyłeś w stronę bramy.

Uchyliłeś wrota i wyjrzałeś na zewnątrz. Wystawiłeś tylko głowę, jednak to najwidoczniej wystarczyło, żeby zwrócić na siebie uwagę jednego ze zwierzoludzi. Głośno rycząc zaczął biec w twoim kierunku. Nie mogłeś dobyć broni, zdrowa ręka opierała się na kuli. Kiedy próbowałeś sięgnąć po miecz czy sztylet traciłeś równowagę i ledwo utrzymywałeś się na nogach. To był chyba koniec.

Potwór był już kilka kroków od Ciebie i wzniósł topór do zadania ciosu. Zamachnął się i usłyszałeś głośny huk. Zamknąłeś oczy i poczułeś uderzenie. Czułeś jak przewracasz się na ziemię i coś ciężkiego przygniata twoje ciało. A później ten dźwięk w uszach. Długi, donośny i przeciągły. „Czy tak się umiera?”- pomyślałeś i straciłeś przytomność.

Carl i Leo

Żołnierze gorączkowo znosili pod drzwi wszystko, co tylko mogło nadać się do zabarykadowania wejścia. Cała świątynia trzęsła się od ciosów, które trolle wymierzały w jej ściany maczugami. Z sufitu zaczęły spadać belki i krokwie przygniatając poniektórych. Przez okna wpadały do środka kamienie. Niektórzy chowali się za kolumienkami. Jednak i to nie zapewniało dostatecznej ochrony.

Nagle usłyszeliście głośny trzask. Spojrzeliście do góry, gdzie było źródło dźwięku i przeraziliście się na to, co zobaczyliście. Niemal cały sufit zarwał się i spadał prosto na was. Nie było gdzie uciekać. Po chwili poczuliście uderzenie, wszędzie wzbiły się obłoki pyłu i zapadła ciemność. Leżeliście i czuliście że nie możecie się ruszać, a w wasze uszy wypełniły się długim, przeciągłym i donośnym wyciem.

Co było dalej nie pamiętacie.

Matt

To był już koniec. Jeden z trolli szedł prosto na Ciebie wznosząc w górę swą maczugę. Pamiętałeś co stało się z Johannem i wiedziałeś, że jeden jego atak może skończyć się dla ciebie śmiertelnie. Potężny cios spadł z łoskotem, ale udało ci się odskoczyć. Po chwili nadciągał już kolejny. Wiedziałeś, że przed nim nie uciekniesz. Desperacko próbowałeś zasłonić się korbaczem. Głośne huki rozniosły się w powietrzu. Olbrzymia maczuga trolla upadła i odbiła się od ziemi. Masywne cielsko stwora zakołysało się i przechyliło niebezpiecznie wprost w twoim kierunku.

Poczułeś uderzenie i wielka masa mięsa przygniotła cię. Gdyby nie fakt, że upadłeś w niewielkie zagłębienie cielsko trolla rozgniotłoby Cię na śmierć. Poczułeś, że tracisz dech. Kątem oka dostrzegłeś, jak wali się świątynia. Zewsząd dobiegały huki, a później ten długi, donośny dźwięk. Znałeś go. To rogi sygnałowe. Kawaleria. Wytrzymaliście. Poczerniało ci przed oczami i straciłeś przytomność.

Wszyscy

Zbudziliście się z ciemności. Słyszeliście dobiegające zewsząd rozmowy i gwar ludzi. Minione wydarzenia z Lowitz zdawały się niczym sen, a atak trolli i zwierzoludzi był tak odległy, że niemal nierzeczywisty.

-Budzą się- usłyszeliście – szybko, leć po kapitana!- ktoś ponaglał i krzyczał. Usłyszeliście oddalające się kroki.

–Pobudka! Wstawać! Dość już tego spania!- rozniosły się krzyki wprost nad waszymi uszami. Otworzyliście oczy i spostrzegliście, że leżycie w namiocie, na swoich siennikach. Po chwili do namiotu wszedł jakiś człowiek. Poznaliście w nim kapitana Albrechta Herza.

-Dobrze się spisaliście!- krzyknął uradowany. –Daliście radę! Wytrzymaliście do przyjazdu konnicy. Choć nieźle was tam przetrzebili!- mówił wesoło kapitan. –Wielu odważnych ludzi poległo tamtego dnia, ale osada znalazła się ostatecznie w naszych rękach. - mówił z zapałem.

-Pół dnia odkopywaliśmy was spod gruzowiska – zwrócił się do Carla i Leo. –Johanna znaleźliśmy w oborze, kiedy nasi ludzie gasili ogień z jej wnętrza. Leżał przy samych wrotach przygnieciony cielskiem jednego z tych kozich synów. A Matt? Ten miał dopiero szczęście! Pięciu ludzi męczyło się, aby zrzucić z niego trolla. Cud, że to przeżył!- emocjonował się kapitan.

-Ale dość tego. Wypoczywajcie. Zasłużyliście. Musicie dojść do zdrowia. Uzupełnimy też skład waszych oddziałów. Zasługujecie na drobny awans. Od dziś każdy będzie miał pod komendą nie dziesięciu a dwunastu ludzi. No i do tego żołd wraz z premią. Łącznie dziesięć złotych koron dla każdego z was. – poinformował was dowódca.

-Mam też smutne nowiny. Wulfhart… znaleźliśmy go martwego. Z sercem przeszytym włócznią. Zginął na miejscu, jednak walczył dzielnie do samego końca. Przy jego ciele znaleźliśmy pięciu koziogłowych najpewniej powalonych z jego ręki.- Kapitan wyraźnie się zasmucił.

-Odpoczynek przeznaczcie na leczenie, regenerację sił i jak zdrowie pozwoli, to na trening. Wasi ludzie, ci którzy mogą, trenują cały czas. Nie przeszkadzam wam dłużej. Śpijcie. –Kapitan pożegnał się i zostawił was samych. Leżeliście gapiąc się w sufit namiotu i zastanawiając się nad tym, co właściwie przytrafiło się wam w ciągu ostatniego tygodnia.

***

Minęły dwa tygodnie. Złamania, których doznał Johhan goiły się dość dobrze. Został poskładany do kupy przez najlepszego medyka w okolicy. Usunięto także strzałę, która przebiła mu płuco, jednak nie obyło się bez powikłań. Od tej chwili Johanna męczy uporczywy kaszel, którego nie może się w żaden sposób pozbyć.

Z Leo nie było lepiej. Spadająca belka złamała jego obojczyk i przez dwa tygodnie chodził z lewą ręką przywiązaną do tułowia, tak aby zbędny ruch nie przyczynił się do przesunięcia kości. Do tego doznał silnego uderzenia w głowę, od którego zaczął seplenić i mówić niewyraźnie.

Carl również nieźle oberwał. Tak jak Leo został przygnieciony elementami sufitu. Miał złamaną rękę i wybite trzy zęby z prawej strony dolnej szczęki. Rękę poskładano, ale zęby już nie odrosną. Do tego jego twarz zdobiła parszywa blizna biegnąca przez cały prawy policzek. Zapewne coś co spadło z sufitu wybiło jego zęby i rozcięło skórę twarzy.

Matt natomiast miał połamane żebra i złamany nos. Przy każdym ruchu ciałem czuł przeszywający ból w boku. Po tygodniu ból zaczął ustępować. Jeśli chodzi o nos, to udało się go nieco naprostować, jednak nie była to perfekcyjna robota. Nos Matta wyraźnie krzywił się na prawą stronę. Co więcej stracił on możliwość oddychania za jego pomocą. Każdy wdech musiał wykonywać ustami, co było utrudnione szczególnie w czasie jedzenia.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ


GM info:

Wszyscy otrzymujecie 400PD.

Ogłaszam około 1 tygodnia przerwy, w którym:
1. Nadeślecie mi informację o chęci kontynuacji rozgrywki lub rezygnacji (w ciągu 3 dni)
2. W ciągu kolejnych 2 dni przyślecie mi informację na co wydajecie zarobione PD.
3. W komentarzach umieszczę informację dotyczącą awansu waszych żołnierzy. Zapoznacie się z nią i udzielicie mi odpowiedzi w jakim kierunku awansują wasze oddziały.
4. Pojawi się także raport z sesji, o czym poinformuję.
5. Możecie wybrać sobie po 4 ludzi z obecnych oddziałów, których chcecie zatrzymać. Pozostałych 8 doślę wam ja. Imiona możecie wymyślić sami.


Tydzień ten pozwoli mi się także przygotować do kolejnej przygody.Reszta pytań, wniosków, zażaleń w komentarzach lub na PW.

Pozdrawiam i mam nadzieję, że się podobało
 
Mortarel jest offline