Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2012, 20:45   #16
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Bębny wybijały równy rytm przez około godzinę, przebijając się przez szum fal. Ziemia drżała, a mrok nie ustępował ani na chwilę, uniemożliwiając dostrzeżenie czegokolwiek. Wystawili podwójne warty, co miało zapewnić im pozorne chociaż bezpieczeństwo, ale ci, którzy akurat pełnili straż mieli świadomość tego, że każdy tubylec mógłby zaatakować ich bez większych przeszkód, uzyskując pełne zaskoczenie. Szum fal zagłuszał, wiatr poruszał roślinami, a obce odgłosy z dżungli dopełniały reszty, wyłączając niemalże zmysł słuchu. Gwiazdy i księżyc pojawiały się tylko na krótkie chwile, więc również oczy nie miały większego znaczenia, dostrzegały przecież tylko niewielki, utrzymywany przez cały czas płomień ogniska. Nic się jednak nie działo, a gdy w końcu umilkły także bębnów, to otaczający ich zewsząd szum mógł być nawet odprężający, tyle, że nie dla wszystkich. Ciemnoskóry marynarz jeszcze długo siedział w tej samej pozycji, zanim nie zmógł go sen. A nawet wtedy drgał niespokojnie i wiercił się na zimnym piasku.
Noc nie była ciepła, a ich ubrania były porwane i wciąż częściowo przynajmniej mokre. Gdyby nie ogień, mogłoby być jeszcze gorzej - niestety on sprawił, że byli pewni jednego: tubylcy musieli już doskonale zdawać sobie sprawę z ich obecności.
Mimo to nikt nie zaatakował ich nocą i w końcu przyszedł świt, ledwo widoczny przez wciąż nisko wiszące, deszczowe chmury. Zmusili swoje skostaniałe ciała do ruchu, pożywiając się niewielką częścią tego jedzenia, które im zostało. Musieli ruszać, tak jak ustalili to jeszcze poprzedniego wieczora. Drzewa przy plaży nie były na tyle wysokie, aby nawet zwinna Kornik mogła wejść na jakiś wierzchołek i dojrzeć coś więcej, niż widzieli obecnie.

Plaża wydawała się nie zmieniać, lekko tylko zakręcając i zmieniając szerokość. Piasek czasem przechodził w żwir, a żwir w kamienie, które pokrywały całą jej długość, aż do krzaków tworzących naturalną osłonę przed morzem dla znajdującej się niewiele dalej dżungli. Kilka razy napotkali niewielkie klify i przeszli pod nimi, brodząc do kolan w morskiej wodzie, kilka razy musieli lekko zagłębiać się w nieprzyjazną dżunglę. Miejsce, w którym spoczęły szczątki statku, szybko zniknęły im z oczu, a dymy w głębi lądu powoli znikały. Zamiast nich pojawił się natomiast dym czerwony, mogący oznaczać cokolwiek. Po dwóch godzinach wędrówki zaczynali się zastanawiać, czy plaża w ogóle się kończy. Było ciepło i wilgotno, deszcz jednak wciąż nie padał, pozwalając im obserwować nieco zmieniającą się pozycję ogniska tubylców. Wydawało się, że obchodzą je powoli, co potwierdziła także prowadząca całą grupę Isha.
- Być może rozpalili to nawet na środku dżungli, a my jesteśmy na wyspie. Plaża może prowadzić donikąd.
Dzięki kapłanom nie musieli martwić się o zapasy słodkiej wody, dzięki czemu nie musieli na razie także podejmować żadnych rozpaczliwych decyzji. Przynajmniej póki okrążając dżunglę w ten sposób nie dotrą ponownie do szczątków “Godności”.

***


Dwie długie łodzie, zawierające po pięciu mocno opalonych mężczyzn, zaskoczyły ich, gdy znajdowali się na wąskiej plaży, oddzielonej od dżungli wysokim klifem. Wyburzyły się zza cypla, a na wpół rozebrani tubylcy zaczęli potrząsać bronią, nagle widząc cel. W każdej łodzi dwóch z nich wiosłowało, dwóch napinało łuki, a ostatni przykładał do ust długą rurkę. Odległość była jeszcze zbyt duża, ale Isha wcale nie zamierzała się namyślać, wskazując na jedno ze stromych, ale możliwych do pokonania podejść. Walczyć z ludźmi w łodziach nie mieli jak, więc decyzja była tylko jedna. Rzucili się w tamtą stronę, z trudem wspinając się na pełen roślinności klif. Alex zamykał tę ucieczkę, ciągnąc za sobą ciemnoskórego marynarza, który przez długą chwilę tylko stał z rozdziawionymi ustami, patrząc się na zbliżających się tubylców.
A ci byli coraz bliżej, docierając w zasięg strzał i strzałek. Zaczęli ich też ostrzeliwać, wykrzykując zupełnie niezrozumiałe słowa, ale pociski z łuków trafiały daleko, odbijając się od skał. Zupełnie inaczej niż strzałki, bowiem te trafiły Sil i Mruka, prawie natychmiast powodując zmęczenie i senność. Czarodziejka i czarnowłosy niemal osunęli się ze skał, na szczęście dla nich pozostali zareagowali szybko, wciągając ich do dżungli, w której ostatecznie znaleźli się wszystkich, z daleka obserwując tubylców, którzy wcale nie zamierzali wychodzić z łodzi, wpatrując się w klif i trzymając kilkanaście metrów od brzegu.

Zewsząd zaatakowała ich wilgoć i robactwo, teraz wszystkim bez wyjątku wskazując na to, z czym przyjdzie im się mierzyć. Dżungla była gęsta, pełna nieznanych im roślin, robaków i małych zwierząt, choćby takich jak zielona żmija, uciekająca teraz przed nagłym poruszeniem. Isha wyjrzała jeszcze raz, próbując lepiej się rozejrzeć.
- To wygląda tak, jakby celowo chcieli nas tu zagonić. Nie ruszyli w pościg...
Potężny ryk z głębi lądu sprawił, że wszyscy odwrócili się w tamtym kierunku. Ziemia aż zadrżała, a wszelka zwierzyna nagle poruszyła, szukając kryjówek. Marynarz tylko szczękał zębami, Rae zbladła straszliwie, trzęsąc się mocno.
- To... to...
Jedyne pozytywy widzieli już tylko Mruk i Sil, których ciała wracały powoli do pełnej sprawności, choć u mężczyzny znacznie szybciej niż u czarodziejki. Najwyraźniej substancja nie była ani zabójcza, ani długotrwała. Co też wskazywało na to, że tubylcy nie chcieli ich zabić.
Czy miała zamiast nich zrobić to bestia, której ryk usłyszeli?
 
Lady jest offline