Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2012, 14:09   #18
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Kal długo nie mógł zasnąć i nawet nie rozchodziło się tutaj o bębny. Te uderzały miarowo, a ucho potrafiło zaskakująco dobrze przyzwyczajać się do regularnych dźwięków. To natłok myśli skutecznie odganiał sen. Prawie umarł! Świadomość tego faktu była tym ostrzejsza, im dłużej się nad nią zastanawiał. Owszem, śmierć jest naturalną koleją rzeczy, ale Kalayaan zawsze uważał, że nastąpi w jakiejś logicznej konsekwencji... czegoś. Dzisiejsze doświadczenia skłaniały jednak do opinii, że śmierć jest wyłącznie konsekwencją przypadku. Owszem, nad morskimi burzami władała Sucza Królowa, ale po pierwsze Kal wątpił, by siedziała całymi dniami w swej boskiej domenie i decydowała, że na tym morzu będzie wichura, a na tym ulewa, a po drugie nawet jeżeli bogowie mieli wpływ na wszystko co działo się w Faerunie, to przecież wszystkie ich interwencje nie mogły być celowe.
Kolejna paskudna sprawa, która drażniła gdy tylko się o niej pomyślało, to strata całego dobytku. Może i Kalayaan nie był bogaty, ale do ciężkiej cholery- sakiewka ciążyła mu przyjemnie, miał kilka par ubrań na zmianę i dość ekwipunku, by móc rozbić namiot gdzie mu się spodobało. A teraz? Nie miał absolutnie niczego. A to z kolei przywoływało na myśl dawne wspomnienia, których naprawdę, ale to naprawdę nie lubił...


Na szczęście sen w końcu go zmorzył, a opuścił jeszcze przed świtem. Nawet nie trzeba było go budzić na zmianę warty. Organizm był nawykły do bardzo wczesnego wstawania. Przynajmniej tego nie odebrała mu katastrofa statku. Ani tej szczypty radości, którą odczuwał za każdym razem gdy widział wstające słońce.


Pierwsze leniwe promyki gładziły jego twarz, a wiatr czule przeczesywał jego włosy. Dla Kala były to bardzo intymne chwile, których nie mogło zepsuć poranne krzątanie się jego towarzyszy.

Swoją drogą ciekawe, co wykiełkuje z ich wspólnej znajomości? Przyjaźń, niechęć, zawiść? Na razie wszystko szło dobrze, ale co się stanie, gdy euforię po oszukaniu śmierci wyprze świadomość marnej sytuacji? Każdy będzie się troszczył o siebie, czy będą się wzajemnie wspierać? Tylko czas pokaże.
Nie mam pojęcia, czy to, że jeszcze żyję zawdzięczam Tobie, czy też nawet nie wiesz, co się ze mną stało” - prowadził w myślach jednostronny dialog. -”Ale cieszę się, że jeszcze jeden dzień mogę czuć wiatr we włosach i nowy grunt pod stopami. I mam nadzieję, że to nie jest ostatnie miejsce mojej podróży.

Na rozpoznanie wyspy nie wziął praktycznie niczego, bo i tak niczego nie było. Bukłak, worek w który dałoby się coś zapakować, gdyby się pod rękę po drodze nawinęło i tyle. Mięso już praktycznie się kończyło, ale Kal wierzył, że w lesie znalazłoby się mnóstwo żywności, na przykład grzyby. Czy w takich lasach rosły grzyby? Nawet jeśli nie, to musiało rosnąć coś innego, czym dałoby się napełnić brzuch.


Atak tubylców był... wysoce zaskakujący. Przecież mogli ich napaść w nocy. No i skąd wiedzieli, że będą tędy w ogóle iść? Natknęli się na nich przypadkiem? Czemu więc atakowali? Rudzielec mówiła, że zabijają dopiero tych, którzy wleźli za ich terytorium. A tutaj nie było żadnego oznaczenia terytorium. Czyli cała wyspa to ich terytorium? To po co były tamte kije i czaszki?
Pytania, pytania, cała seria pytań na które i tak nie dostaną odpowiedzi i tak. Ucieczka na klif była w tym momencie znacznie istotniejsza, choć jakby się ktoś zastanowił, to była spowodowana owczym pędem. Isha pobiegła pierwsza, a reszta za nią. Na myślenie przyszła pora dopiero, gdy znaleźli się poza zasięgiem zaskakująco niecelnych łuków. Kalayaan znał się na łucznictwie jak świnia na gwiazdach, ale czy solidna strzała nie powinna lepiej zmierzać do celu, niż malutkie strzałki jakie dosięgnęły Sil i Mruka? Coś było wyraźnie nie tak. I nie miał tutaj na myśli jedynie krzyków paladyna, zdradzających ich pozycję.
Nie zdążył jednak opieprzyć Luntucjusza, gdy z lasu dobiegł ryk.
-Co to do cholery było? - zapytał, choć nie liczył na żadne dobre wieści.
 
Zapatashura jest offline