Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2012, 14:14   #76
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Agarth uśmiechnął się delikatnie
- W rzeczy samej, mam szczerą nadzieję że okażesz się przynajmniej obiecującą rozgrzewką. - Odpowiadając odpowiednią siłą na napór miecza przeciwnika na swój sztylet, przywołał w drugiej dłoni długi miecz i pchnął w kierunku gardła blondyna z wyjątkową precyzją.
Oponent z uśmiechem odskoczył do tyłu znowu stając przed wejściem i bez problemu uniknął ataku Agartha. - Nareszcie ktoś z kim będzie można potańczyć. -stwierdził uradowany i zakręcił mieczem zaś ostrze jego broni zamigotało niczym tęcza, pozostawiając w powietrzu swe trzy odbicia, tak jak gdyby z jednej rękojeści wyrastały trzy ostrza. - Moja moc nie jest może finezyjna i widowiskowa... ale mi nie potrzeba fajerwerków. Ciekawe jak poradzisz sobie z tym. Rainbow Triple Sword. - po tych słowach wszystkie trzy ostrza zamigotały a mężczyzna pokryty bliznami ruszył do ataku.
Uśmiech Agartha poszerzył się, nadając jego twarzy lekko drapieżny wygląd
- Więc tańczmy. Warrior’s Dawn. -Wraz ze słowami miecz i sztylet zniknęły z dłoni Ensisa, pojawił się w nich długi miecz. Ostrze błysnęło delikatnie w słońcu, tak jak szmaragd umieszczony w półokrągły jelcu. Najemnik chwycił rękojeść obiema rękami i ruszył by odpowiedzieć na szarżę pokrytego bliznami mężczyzny.
Dwa miecze zderzyły się ze sobą, krzesząc kolorowe iskry, blondyn skrywał jednak wiele sztuczek. Jedno z ostrzy jego broni powstrzymywało ciosy Agartha, zaś dwa magicznie stworzone, wygięły się nagle i niczym ostrza gilotyny opadły na rękę najemnika. Jednak nabyty przez lata refleks pozwolił mu uratować rękę... skończyło się tylko na dwóch płytkich ranach.
- Coś słabo... -zakpił bliznowaty.
- Więc powinienem cię zgnieść niczym mrówkę używając od początku moich najpotężniejszych ataków? Na to trzeba sobie zasłużyć - Agarth cofnął się o krok, po czym zrobił szybki wypad do przodu tnąc szeroko od dołu i z prawej. Dosłownie sekundy nim ostrza jego i jego przeciwnika się spotkały błysnęło szmaragdowe światło. Miecz w rękach Ensisa zniknął, a pojawił się nowy.
Gdy oba miecze zderzyły się ze sobą, Agarth krzyknął
- Crimson Ember: Wave of Crimson Fire! - starając się jednocześnie skoncentrować, tak by normalnie szeroka fala ognia skupiła się w jednej kolumnie, idącej na wprost.
Przeciwnik Ensisa rozszerzył zdziwiony oczy, gdy ogień buchnął w momencie zderzenia dwóch ostrzy. Ognista fala odepchnęła blondyna, parząc jego rękę, ta jednak twardo ściskała oręż, widać wojownik był przyzwyczajony do bólu liczne blizny były wręcz gwarancją tej cechy.
Strażnik przekoziołkował do tyłu, ale gdy tylko jego nogi dotknęły posadzki odbił się do niej i skoczył na Agartha ponownie zderzając swoje ostrze z jego bronią. Napierając nań silnie jak gdyby chciał zrzucić Agartha z półki skalnej.
Agarth był niemile zaskoczony tym jak niewiele obrażeń spowodował jego atak. Z drugiej strony był teraz sam. Żadnych postronnych do zranienia, nikogo w pobliżu. Mógł zaryzykować. Ale najpierw...
- Miałbym propozycję. - błysk i na jego nogach pojawiły się stalowe buty. Mocnym kopniakiem w brzuch posłał przeciwnika odrobinę do tyłu. - Zaimponowałeś mi. Jeśli mnie teraz przepuścisz, pozwolę ci żyć. Jeśli nie, wtedy będę musiał potraktować cię niezwykle okrutnie. Wybieraj. To ostatnia szansa.
Blondyn parsknął tylko śmiechem po czym palcem odchylił koszule pokazując znak gildii, organizacji którą Ensis dobrze znał- jego przeciwnik był członkiem Dark Scar. - Wybacz, ale mój mistrz mógłby mi zrobić o wiele gorsze rzeczy niż ty, gdybym Cię przepuścił. -to mówiąc jego ostrze wrócił odo pierwotnego kształtu a on wsunął je do pochwy. - Skoro jednak chcesz zakończyć zabawę, to zacznijmy walczyć na poważnie. -stwierdził nie dobywając ostrza z pochwy.
Agarth nie miał ochoty tego robić. Ale, niestety nie miał wyjścia. Odesłał zarówno stalowe buty jak i miecz który trzymał w dłoni.
- Szczerze wątpię by jakikolwiek człowiek mógł uczynić ci coś gorszego niż to co ja. - Wyciągnął dłoń bezpośrednio przed siebie. - Soul Eater. - w jego dłoni pojawiła się doskonałej roboty katana. Otaczały ją purpurowe wstęgi, sięgające aż do ramienia Ensisa. Mógł już słyszeć wielogłosowy, szalony śmiech miecza. Na wymianę uprzejmość między nimi można było zaczekać. Na razie skierował ostrze w stronę blizny, i lodowatym głosem powiedział:
- Soul Wrath. - a od ostrza oderwały się cztery wstęgi, pędząc w kierunku jego przeciwnika.
Przeciwnik cofnął się o kilka kroków gdy w dłoni Ensisa pojawiła się nowa broń, zapewne spowodowane było to rykiem umartwionych dusz, który teraz rozlegał się w jego głowie. Najemnik poczuł zaś że miecz walczy o przejęcie władzy, widać tym razem oręż nie był pokojowo nastawiony do właściciela. Z czterech wystrzelonych pocisków, dwa rozpadły się w połowie drogi, co oznaczało, że ostrze miało dziś swoje humory.
Pokryty bliznami przeciwnik wyskoczył do góry, trzymając dłoń na rękojeści schowanego miecza, jednak jego twarz zalało zdziwienie jak i przerażenie gdy wstęgi skręcił do góry za nim.

Wstęgi przeszyły mężczyznę swą przeklętą energią i rozpłynęły się w nicość, widok było jednak że sprawiły blondynowi dużo bólu. Wtedy jednak Ensis poczuł coś dziwnego, w momencie gdy blondyn opadł na ziemię, krzyknął głośno a w najemnika uderzyło wrażenie jak gdyby moc jego oponenta w czasie tego krzyku zwiększyła się na chwile.
- Iaidō Lion slash - Krzyknął wojownik i odbijając się od ziemi w stronę Agartha wyszarpnął ostrze z pochwy. Blondyn był szybki, szybszy niż poprzednio, nim Ensis zdołał unieść ostrze do bloku, pokryty bliznami mężczyzna był już za nim, i biorąc głęboki oddech chował ostrze do pochwy. Pierś władcy miecza śmierci trysnęła zaś krwią, gdy pojawiły się na niej ślady po trzech, na szczęście dość płytkich, cięciach.
Agarth czuł jak powoli szaleństwo miecza zaczyna wpływać na jego własne zachowania. Wiedział że będzie w stanie go zwalczać jeszcze przez jakiś czas. Wtem, te trzy rany na moment rozbiły jego koncentrację. Więcej szaleństwa. Odwrócił się w stronę blondyna, z uśmiechem na ustach i szaleństwem w oczach. Jego śmiech również miał w sobie nuty szaleństwa.
- Moja kolej. Soul Howl! - wstęgi zawirowały, otaczając ściśle ostrze. - Czas byś ty zaczął krwawić! - Rzucił się w stronę blizny, zadając jak największą ilość ciosów. Starał się jak najbardziej ograniczyć mobilność przeciwnika ranami.
Ensis zamachnął się szaleńczo na oponenta, który zdawało się pozwolił by miecz rozciął jego prawy bark, szybko jednak się to wyjaśniło. czemu na to pozwolił. W trakcie ataku bliznowaty przerzucił broń do lewej ręki i chlasnął Agartha w bok, typowa wymiana, po której dwaj walczący odskoczyli od siebie... jednak to Ensis wyszedł na niej lepiej, jego cios był bowiem o wiele silniejszy.
Agarth w dalszym ciągu śmiał się szaleńczo, kontynuując wściekły atak na swojego przeciwnika. W pewnym momencie, tuż zanim miecz uderzył w cel, ryknął:
- Soul Wrath! - a od ostrza uwolniło się sześć wstęg, centymetry od przeciwnika.
Atak trafił bezpośrednio w ciało przeciwnika, powodując iż wypluł on z ust strumień krwi i odleciał do tyłu niemal na samą krawędź pułki skalnej. Przeturlał się po skalnym podłożu, nie spadł jedynie dzięki temu że wbił miecz w podłoże by ten wyhamował pęd jego ciała. “Blizna” dyszał ciężko, a jego włosy zaczęły powoli się unosić zaś żyły na twarzy stawały się coraz bardziej widoczne.
Wtedy mimo tego, że miecz zatruwał umysł Ensisa coś dotarł odo najemnika. Czemu przeciwnik miał tyle blizn? Czy znaczyło to że był kiepskim wojownikiem, a może miało to związek z ostatnim skokiem jego energii magicznej po otrzymaniu ciosu. Teraz to stawało się powoli jasne, bowiem od oponenta zaczęła bić prawdziwa fala mocy, porównywalna do energii magów z jakimi Agarth przeżył swe najcięższe starcia. Ensis tego nie wiedział, ale jego oponent posługiwał się bardzo dziwną i zapomnianą magią, “Berserk magic”. Była to moc, która zwiększała zdolności właściciela wraz z otrzymywanymi przez niego obrażeniami, a teraz blondyn z kataną był naprawdę ranny.
Mężczyzna powstał ze wszystkimi mięśniami naprężonymi do granic możliwości i ryknął a jego twarz przybrała naprawdę demonicznego wyglądu.


Wściekły i wzmocniony niesamowitą energią magiczną skoczył na najemnika i po prostu zniknął. Agarth aż zamrugał, bowiem przeciwnik był już po przeciwnej stronie pułki skalnej oddychając głośno, wypuszczając przy każdym oddechu kłęby pary, jak gdyby całe jego ciało było w ogniu. -Iaidō Demon seven slash. - wydyszał mężczyzna. Agarth upadł zaś na kolana a krew płynęła po jego ciele wartkim strumieniem. Lewa ręka była w naprawdę złym stanie, trzy głębokie rany, niemal uniemożliwiały poruszanie nią, pierś zaś wyglądała jak po przejściu przez nią poligonu, pocięta przez wrażą katanę, którą niósł pierwotny gniew.
Agarth powoli podniósł się z kolan. Gość był silny, musiał to przyznać. Ale Ensis znał destruktywną moc miecza którego trzymał w prawej dłoni. Ta część jego osobowości która w dalszym ciągu pozostawała honorowa, nawet pod wpływem ostrza, szeptała ze złością.
“Bądź przeklęty za zmuszanie mnie do tego”
Najemnik odwrócił się powoli, chwycił miecz obiema dłońmi, ignorując ból w lewej ręce.
Koniec gry.
- Soul Devouring. - słowa, choć wypowiedziane spokojnym tonem wydawały się wręcz zawisnąć w powietrzu. Energia magiczna powodowała niewielkie drgania powietrza. Dookoła Ensisa wirowały cząsteczki pyłu i oderwane od miecza dusze, gotowe zaatakować każdego kto chciałby zranić ich pana. Ten atak miał wykorzystać całą jego siłę magiczną. Lepiej sprawić by ten człowiek zginął. Teraz.
Gdy Ensis zaczął kumulować energię, poczuł coś złego... a potem przestał czuć całkowicie, miecz przejął kontrole nad właścicielem. Oczy Agartha zaszły czernią a umysł przykryła mgła. Jego przeciwnik stanął zaś prosto i również zaczął kumulować energię magiczną. Obu walczący otoczyły wstęgi magii, jeden tkwił w ciemności drugi zaś w czerwieni. Wiedzieli że teraz czas na ostateczny, najsilniejszy cios który zadecyduje o wszystkim.
Energia najemnika w końcu otoczyła ostrze czarnofioletową smugą, a Ensis z szaleńczym uśmiechem ruszył na wroga. Blondyn zaś pochylił się, z dłonią na rękojeści od której aż błyskała magiczna energia.


Dwa wojownicy zderzyli się ze sobą nie dbając o defensywę. Miecz Agartha opadł na bark wroga, i wybuchł mroczną energią, która paliła skórę jak i duszę jego oponenta. Bliznowaty jednak z głośnym okrzykiem, wyrwał swoje ostrze z pochwy i wykonał silne cięcie po łuku, zaś jego broń zagłębiła się w boku Ensisa i buchnęła czerwoną energią magiczną, sprawiając najemnikowi niesamowity ból. Połączenie wirującej magii na domiar złego wywołało prawdziwą eksplozję magiczną, która rozrzuciła walczących po półce skalnej... a dokładniej wyrzuciła obu po za nią, bowiem powierzchnia na której walczyli rozpadła się w perzynę. Teraz obaj wojownicy nie dość że ciężko ranni, to jeszcze spadali w dół skalnego zbocza, czyżby to matka natura miała być zwycięska w tym starciu?
Ta broń będzie kiedyś moją zgubą.
To była pierwsza myśl Agarth gdy ostrze przejęło nad nim kontrolę. Postanowił natychmiast spróbować ją odzyskać.
W tym samym zaś czasie gdy w jego wnętrzu toczyła się walka, na zewnątrz Ensis również był w niebezpieczeństwie. Miecz był szalony, ale nie głupi. Na nic mu było martwe ciało jako gospodarz. Tak więc panujący w tej nad ciałem Soul Eater postanowił je uratować. Jedną szybką myślą przywołał łańcuch zakończony ostrzem i z ogromną siłą cisnął go w kierunku najbliższej ściany. Gdy ostrze wbiło się, przyciągnął się do ściany i wbił w nią katanę by spowolnić upadek.
Udało się, miecz wbił się w kamienną ścianę i krzesząc iskry zaczął spowalniać upadek najemnika. Wtedy też niczym w spowolnionym tempie Agarth zobaczył spadającego obok blondyna, który spojrzał na swego rywala i uśmiechnął się lekko jak gdyby oddając mu honory za wygraną walkę, po czym runął w dół na spotkanie z podłożem. Słychać było tylko łupnięcie a w górę wbiły się tumany kurzu i pyłu, czy strażnik przetrwał - niewiadomo.
Nigdy nie zakładaj że przeciwnik nie żyje. To była jedna z zasad które umożliwiły Agarthowi przetrwanie do dnia dzisiejszego. Postanowił więc zejść na dół, dobić swojego przeciwnika jeśli jeszcze żyje, a następnie ruszyć w głąb kompleksu. Miał tylko nadzieję że zdoła odzyskać choć część mocy po drodze.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline