Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2012, 15:09   #20
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tak jak mówiły nakazy i wieloletnia tradycja Ivor usiadł rankiem na plaży, by w promieniach wschodzącego słońca oddać cześć Gondowi i poprosić go o nowe czary. Gdy skończył modły nie wstawał jeszcze, chcąc chwilkę poświęcić na przemyślenie paru spraw, w tym jedna, najważniejsza - co robić dalej.
Problem polegał na tym, że nie miał pojęcia, gdzie mogli się znajdować. Wyspy Śmierci mogły się znajdować wszędzie, w dowolnym miejscu Morza Spadających Gwiazd. Nie był marynarzem ni znawcą mórz. Znał się na mapach na tyle, na ile znać się mógł średnio się do nauki przykładający syn kupca. Według niego najbardziej prawdopodobne było to, iż dotarli na jedną z setek wysp leżących na południowy zachód od Altumbel. Nawet jeśli - i tak nie miało to żadnego wpływu na ich aktualne położenie.

Przeciągnął się kilka razy, by do końca rozruszać zdrętwiałe po nocy kości, a potem wrócił do ogniska. Spakował do worka swój mizerny dobytek, odciął kawał jedwabiu ze znalezionej przez Alexa beli i również go wrzucił do worka. Jeszcze schować odrobinę przypadającego na niego mięsa, napić się do syta i był gotów do drogi.

Popierając się gizarmą wędrował wraz z innymi szeroką plażą, od czau do czasu spoglądając na ciągnący się po jednej stronie pas dżungli, potem przenosząc wzrok na morze.
Czujność nie zdała się na nic. Zresztą - i tak niewiele mógł poradzić na łuki w rękach dzikusów.
- Do góry!
Nie wiedział nawet, z czyich ust padła propozycja wejścia na stromy klif. Na tyle rozsądna, że nie można było z niej nie skorzystać. I, prawdę mówiąc, jedyna chyba, z jakiej mogli skorzystać. Pozostanie na plaży lub rzucenie się wpław przeciwko uzbrojonym tubylcom było bardzo, bardzo mało rozsądne. Na razie ciemnoskórzy strzelcy chybiali, ale trudno było sądzić, że było to spowodowane kołysaniem łodzi lub brakiem umiejętności strzeleckich.
Co prawda wysłał dwa pociski w stronę tamtych... Nie dość, że nie trafił, to jeszcze stał się obiektem większego zainteresowania ze strony łuczników, a strzały, poprzednio padające dziwnie daleko, tym razem trafiły w skałę zdecydowanie zbyt blisko niego.
Zatrzymał się i zabrał szybko jedną ze strzał. Ledwo to zrobił w trzymany na ramieniu worek trafiła strzałka z dmuchawki. Dzięki temu nie podzielił losu Sil, która trafiona inną strzałką zaczęła się zsuwać w dół. Dobrze, że nie zaliczała się do wagi ciężkiej, bo inaczej razem z pomagającą im Kornik wylądowaliby w tempie przyspieszonym na piasku u stóp klifu.

Mógłby się założyć, że Isha miała rację. Zagoniono ich tutaj jak stado owieczek. Na żer tego czegoś, co odezwało się gdzieś w dżungli? Spojrzał na twarze swoich towarzyszy. Nie wyglądało na to, że zwierzę jest im znane choćby ze słyszenia. A określenie “olbrzymia bestia” niewiele mu powiedziało prócz tego, że ilość pomysłów na stoczenie walki, zwycięskiej, znacznie się zmniejszyła.
- Może zejdziemy trochę w dół klifu? - zaproponował, pokazując niemal pionowo opadającą w morze ścianę. Dwa, trzy metry w dół i żadna bestia nie byłaby w stanie ich dopaść, bo sama by spadła.
Ledwo jednak podszedł do krawędzi, by sprawdzić, czy dałoby się znaleźć jakieś punkty oparcia dla rąk i nóg, od razu tubylcy się ożywili i koło Ivora świsnęło parę strzał. Najwyraźniej takie postępowanie niezbyt się spodobało tym w dole. Widać nie chcieli, by ‘zwierzyna’ tą drogą się wymknęła.
Wykopanie sobie norki i schowanie się w niej jak myszka, wspięcie się na drzewa, zaproponowane przez Luntucjusza bohaterskie stawienie czoła z bronią w ręku, ucieczka na wszystkie strony w stylu “ratuj się kto może” - wszystko to nie dawało zbyt wielkich szans na przeżycie.
- Macie jakieś inne pomysły? - spytał, spoglądając na pozostałych. - Nawet dżungli raczej nie da się podpalić, by ogniem powstrzymać to coś.
Może gdyby ktoś stanął na krawędzi klifu i rozwścieczył bestię? Może by popędziła na delikwenta i nie zdołała w porę zahamować? Wszak lepiej by było, gdyby zainteresował się tubylcami. A tu, na górze, przez jakiś czas mieliby spokój.
- Zwabimy bestię na sam skraj? Może nie zatrzyma się w porę?
Zagrożony wymarciem gatunek, czy też typowy przedstawiciel swego gatunku - co za różnica? Jeśli zamierzał ich zeżreć, to lepiej by było, żeby to jego żywo był krótki, a nie ich.
 
Kerm jest offline