Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2012, 19:27   #22
Aeth
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
To była chyba najdłuższa noc w życiu Sil – a długich nocy czarodziejka miała już w swoim życiu wiele. Poza dudniącym w uszach dźwiękiem bębnów, warta szczęśliwie nie obfitowała w niespodzianki, ale w głowie dziewczyny równie głośno dudniła przemożna świadomość zagrożenia. Kiedy wszystko ucichło, sama ciemność wydawała się zdolna do rzucenia im się do gardeł. Sil nie bała się ciemności – nie bała się nawet przesadnie wielu niebezpieczeństw – ale też nigdy wcześniej nie czuła się tak bezbronna i odsłonięta. Nie miała nawet płaszcza, bo okryć się przed zimnem.

Gdy więc nastał ranek i zaczęły ogrzewać ją promienie słońca, Sil obudziła się tylko po to, by przez kilka dłuższych chwil po prostu leżeć i chłonąć ciepło. Wraz z nim przychodziła nadzieja, że dzień przyniesie jakieś dobre wieści. Prawdę mówiąc, czarodziejka nie mogła doczekać się wyruszenia w drogę – bezczynność nie była jednym z jej ulubionych zajęć, a im szybciej zbadają teren, tym szybciej, miała nadzieję, będą mogli się stąd wydostać. Tymczasem wokół niej powoli zaczęli zbierać się towarzysze. Słyszała plusk wody i krzątaninę wokół obozu, więc zrobiła to samo. Ze zdumieniem dotarło do niej, jak bardzo jej ciało zaprotestowało – leżąc nieruchomo nie odczuwała skostnień, obtłuczeń, siniaków ani zakwasów.
- Więc po tym się poznaje, że się wciąż się żyje… - mruknęła do nikogo w szczególności. – To chyba w sumie dobra wiadomość.

Nie była na pewno wyspana, pojedzona na pewno też, ale oszczędny kawałek suchego mięsa i woda musiały na razie wystarczyć. Cieszyła się, że w ogóle mieli co włożyć sobie do ust. Od wczorajszej nocy Kalayaan, a przynajmniej jego niewiadoma przeszłość, zrobił się jeszcze bardziej zagadkowy. Zerknęła w stronę mężczyzny, omiotła wzrokiem właściwie wszystkich, ale nad czymkolwiek się zastanawiała, nie trwało to długo. Już w trakcie warty – głównie po to, żeby nie zasnąć – przygotowała swoje rzeczy do drogi. Dzięki czarom naprawiła jeden z wyrzuconych na brzeg worków, a potem sztyletem wyryła w nim sporą okrągłą dziurę, tworząc prowizoryczną torbę pod ramię. Cóż, księga i lusterko nie były najbardziej praktycznymi rzeczami do taszczenia, a w ten sposób mogła mieć nawet wolne ręce. I tak dzierżyła w jednej podarowany przez Ivora drąg. Po spakowaniu pozostałych kawałków mięsa, była gotowa do wyruszenia w drogę.

Wbrew pozorom, nie radziła sobie jak rozpieszczona panna z dobrego domu, która nic tylko narzekałaby jak nie na zmęczenie, to na gorąco, jak nie na gorąco, to na piasek, jak nie na piasek, to na głód, jak nie na głód, to na odpoczynek, i tak w kółko, i tak bez końca. Choć droga nie była łatwa, a ciało szybko się męczyło, czarodziejka bez narzekań dotrzymywała tempa grupie. Oczywiście, na jej policzki szybko wyszły rumieńce, a po dwóch godzinach szyja błyszczała od potu, ale pogodny nastrój wydawał się jej nie opuszczać. Zbladł dopiero, gdy w ułamku sekundy znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Gdy wróciła jej przytomność umysłu, Sil pamiętała tylko, że serce podskoczyło jej do gardła. Wrogowie pojawili się znikąd i choć głupio było się tego nie spodziewać, dziewczyna przeraziła się nie na żarty. Chwilę potem, nie wiedząc czemu, osunęła się bezwładnie, czyste niebo zawirowało przed jej oczami, a uścisk czyichś silnych rąk wyrwał ją z lotu. Gdy odzyskała władzę nad ciałem, pierwszą rzeczą, z jakiej zdała sobie sprawę, była wisząca na jej ramieniu torba. Nie chciała się zastanawiać, co zrobiłaby bez swojej księgi. Dopiero po chwili doszły do niej plany towarzyszy.
- Czerwony dym? – wysapała z trudem. Ciężko dysząc, oparła się o ścianę skały. – To nie trochę jak pakowanie się w sam środek obozu wroga? Tego dymu nie rozpaliły przecież zwierzęta.
Przerwała, by znów złapać oddech, bo mówienie było jakoś dziwnie męczące.
- Może ta skała zamyka się i więzi tak samo nas, jak tę bestię. Dlatego nas tu zagonili – popatrzyła po twarzach towarzyszy i nagle postanowiła, że nie było jeszcze sensu snuć tych najbardziej czarnych myśli. – Albo nie, na pewno jest stąd jakieś wyjście.
Przez moment wydawało jej się, że zauważyła coś na twarzy Mruka.
- Co zrobicie, jak bestia was dopadnie? – zapytała mężczyznę. – Podoba mi się pomysł, ale grupa powinna raczej skupić się na wyeliminowaniu zagrożenia. Nie mówię o pokonaniu, ale może uda nam się go chociaż ogłuszyć, zranić, odstraszyć, cokolwiek. W końcu nie wiemy, jak się stąd wydostać, żeby nie trafić od razu na tamtych. W ten sposób zyskamy chociaż trochę czasu i nie będziemy musieli szukać się po całej dżungli. Wolałabym nie szukać nikogo po całej dżungli. I nie wiem, czy się nie mylę – spojrzała po wszystkich po kolei – ale póki co chyba tylko ja dysponuję atakami na dystans. Cóż, przynajmniej jednym – dodała ze słabym uśmiechem.
Cokolwiek planowali, lepiej by zaplanowali to szybko...

- Uważam, że nie powinniśmy się rozdzielać - powiedział Ivor. - Nie wiemy, czy bestia zareaguje na wasze - spojrzał na Mruka - hałasy. Lepiej będzie, jeśli spróbujemy ją ominąć brzegiem.
- Jak nas dopadnie, to chociaż dowiemy się co to jest - Mruk wyszczerzył zęby. - Gdyby dopadła całą grupę i okazało sie, że bez porządnego przygotowania nie mamy szans, to wtedy na pewno polałaby się krew. Te łowy mogą potrwać długo, zależy jakimi zmysłami to coś dysponuje. Ktoś musi się tego wszystkiego dowiedzieć.
- Wy się zapewne dowiecie
- stwierdził Ivor. - I zapewne podzielicie się tą wiedzą - dodał, z odrobiną ironii w głosie.
- Tak właśnie, gołowąsie - uśmiech wcale nie miał zamiaru zejść z ust Mruka. - Zwłaszcza, że to my nadstawiamy karku, prawda? Nie będziemy dyskutować. Spotkanie przy czerwonym dymie. Ktoś przeciw?
Ivor stłumił uśmiech. Jak ktoś nie ma rozsądnych argumentów, to zabiera się za obrażanie innych.
-Popieram Ivora. Rozdzieleni w dżungli jesteśmy łatwiejszym celem - wtrącił Kal.
Kornelia słuchała uważnie przygryzając wargi.
- Nie wydaje mi się aby łażenie w kupie bez celu i pomysłu było naprawdę lepszym celem.
-Pchanie się pod łuki na dół to zły pomysł. Włażenie potworowi do paszczy, chyba też. Może zabierajmy się stąd, korzystając z tego, że ci z dołu nas nie widzą?
- Kalayaan zgłosił swoją propozycję.
Dźwięk rogu dobiegający od strony łodzi sprawił, że wszyscy poczuli nieprzyjemny dreszcz. Niski, basowy odgłos rozszedł się na pewno bardzo daleko, a specyficzny ton mógł być dostosowany do tego, jak słyszy bestia.

To wreszcie przeważyło. Po burzliwej dyskusji zdecydowali, że najpierw ruszą brzegiem dżungli, poszukując punktów orientacyjnych, a dopiero potem zdecydują na sprawdzenie, co wydało z siebie ten ryk.
 
__________________
"And I've been kicked by the wind, robbed by the sleet
Had my head stove in but I'm still on my feet
And I'm still willin'"

Ostatnio edytowane przez Aeth : 13-05-2012 o 21:52.
Aeth jest offline