Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2012, 16:02   #21
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
W nadejściu świtu nie było niczego pokrzepiającego ani przyjemnego. Słońca nie było nawet widać zza zasłony grubych chmur, a dzień oznaczał, że wreszcie będą musieli się zmierzyć z mieszkańcami tej wyspy, lub przynajmniej wybrzeża. Pójście plażą wydawało się mieć same zalety, a raczej: nie miało wad przemieszczania się dżunglą, która potrafiła przerażać swoim ogromem i siłą, chociaż dla Mruka było to raczej tylko unikanie niedogodności. Czaszki wbite na paliki i wystawione na widok publiczny to jeszcze nic takiego, jak sobie powtarzał.
Do wyruszenia przygotował się bardzo szybko, brak ekwipunku był tego głównym powodem. Sprawdził sakwę, worek zawiesił na plecach tak, aby mu się nie zsunął. Do środka prócz liny wsadził także, podobnie jak Ivor, spory kawałek jedwabiu, nie wiedząc jeszcze do czego może mu się przydać w tych warunkach. Sztylet jeszcze także przed wyruszeniem wręczył Alexowi.
- Zrobisz z tego lepszy użytek.
Zakapturzony patrzył na niego przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a potem skinął głową, nie odzywając się ani słowem. Nie żeby Mrukowi zależało na podziękowaniach, ale ten człowiek był stanowczo zbyt tajemniczy.

Chwilę później już maszerowali plażą ku nieznanemu. Szybko okazało się, że nie jest wiele wygodniej niż dżunglą, a na dodatek nie jest także bezpieczniej. Dwie łodzie wyłoniły się niespodziewanie, co wydawało się niemożliwe, przecież płynęli po otwartym morzu! Mruk chrząknął i podążył za pozostałymi, już wdrapującymi się na klif. Był tylko przed Alexem i marynarzem i może dlatego oberwał tą cholerną strzałką. Gdy poczuł ukłucie sięgnął do szyi natychmiast, odrzucając to cholerstwo, ale było już za późno. Albo mieli dużo szczęścia, albo byli świetnymi "dmuchaczami", bowiem Mruk był pewien, że przez twarde skóry to by się nie przebiło. Słabość dopadła go natychmiast, tylko to, że nie szedł sam sprawiło, że dotarł ostatecznie na szczyt i schował się za zaroślami.
Potężny ryk sprawił, że zadrżał.

Przez chwilę pozostawał w bezruchu, odzyskując siły i słuchając propozycji pozostałych członków grupy. Jego dłoń dotykała ziemi, jakby próbował czegoś się w ten sposób dowiedzieć a potem odsłonił trochę nagiej ziemi i narysował na niej jakiś wzór, który szybko zamazał. Uniósł głowę, a potem wstał, rozgrzewając swoją pozbywające się trucizny mięśnie.
- Te czaszki. To chyba nie terytorium tubylców a tej bestii, nie uważacie? Tubylcy zdają się sądzić, że przebywanie w łodziach jest bezpieczne.
Podszedł do krawędzi i wyjrzał, nie pokazując się jednak tamtym. Podniósł i zatknął za pasek sakwy dwie strzały, które wpadły w krzaki. Zwrócił się najpierw do Ivora.
- Nie sprowokujesz niczego, nie wiedząc o tym nic. Ja z tego ryku nie wywnioskowałem nic konkretnego, prócz faktu, że bydle musi być wielkie. Nie ominiemy go także. - to już mówił do Kornik - A przynajmniej nie dokonamy tego bez dywersji. Może już został na nas poszczuty, może nie, ale ta dżungla to jego teren. Duża grupa się nie przekradnie.

Dziwnym trafem jego wzrok odnalazł paladyna i Mruk westchnął.
- Jedna lub najlepiej dwie osoby mogą pójść inną drogą i narobić paskudnego hałasu. Wtedy bestia powinna pójść za nimi, grupa się przemknie drugą stroną. Mogę pójść na ochotnika, ale nie sam. Isha, Kornik? Moja orientacja w dżungli może być za mała, a tego dymu to stąd nie widać.
Popatrzył po twarzach kobiet, a potem jeszcze raz wyjrzał, obserwując tubylców.
- Możemy też liczyć na nieco szczęścia. Gdy podążymy za nimi brzegiem dżungli, nie pokazując się i nie tracąc ich z oczu, moglibyśmy ich wieczorem lub nocą zaatakować. Teraz nas wystrzelają, ale noc jest tu zdradziecka także dla nich. Zdobylibyśmy broń i przede wszystkim łodzie. Tylko obawiam się, że mimo tego będzie potrzeba utrzymać tę bestię z dala.
Zastanowił się chwilę a potem sam do siebie skinął głową. Jego oczy zabłysły na chwilę, niemal niezauważalnie. Ktoś bystry i przypatrujący się mu mógłby to jednakże zauważyć.
- Ja jestem za rozwiązaniem pierwszym.
 
Sekal jest offline  
Stary 13-05-2012, 19:27   #22
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
To była chyba najdłuższa noc w życiu Sil – a długich nocy czarodziejka miała już w swoim życiu wiele. Poza dudniącym w uszach dźwiękiem bębnów, warta szczęśliwie nie obfitowała w niespodzianki, ale w głowie dziewczyny równie głośno dudniła przemożna świadomość zagrożenia. Kiedy wszystko ucichło, sama ciemność wydawała się zdolna do rzucenia im się do gardeł. Sil nie bała się ciemności – nie bała się nawet przesadnie wielu niebezpieczeństw – ale też nigdy wcześniej nie czuła się tak bezbronna i odsłonięta. Nie miała nawet płaszcza, bo okryć się przed zimnem.

Gdy więc nastał ranek i zaczęły ogrzewać ją promienie słońca, Sil obudziła się tylko po to, by przez kilka dłuższych chwil po prostu leżeć i chłonąć ciepło. Wraz z nim przychodziła nadzieja, że dzień przyniesie jakieś dobre wieści. Prawdę mówiąc, czarodziejka nie mogła doczekać się wyruszenia w drogę – bezczynność nie była jednym z jej ulubionych zajęć, a im szybciej zbadają teren, tym szybciej, miała nadzieję, będą mogli się stąd wydostać. Tymczasem wokół niej powoli zaczęli zbierać się towarzysze. Słyszała plusk wody i krzątaninę wokół obozu, więc zrobiła to samo. Ze zdumieniem dotarło do niej, jak bardzo jej ciało zaprotestowało – leżąc nieruchomo nie odczuwała skostnień, obtłuczeń, siniaków ani zakwasów.
- Więc po tym się poznaje, że się wciąż się żyje… - mruknęła do nikogo w szczególności. – To chyba w sumie dobra wiadomość.

Nie była na pewno wyspana, pojedzona na pewno też, ale oszczędny kawałek suchego mięsa i woda musiały na razie wystarczyć. Cieszyła się, że w ogóle mieli co włożyć sobie do ust. Od wczorajszej nocy Kalayaan, a przynajmniej jego niewiadoma przeszłość, zrobił się jeszcze bardziej zagadkowy. Zerknęła w stronę mężczyzny, omiotła wzrokiem właściwie wszystkich, ale nad czymkolwiek się zastanawiała, nie trwało to długo. Już w trakcie warty – głównie po to, żeby nie zasnąć – przygotowała swoje rzeczy do drogi. Dzięki czarom naprawiła jeden z wyrzuconych na brzeg worków, a potem sztyletem wyryła w nim sporą okrągłą dziurę, tworząc prowizoryczną torbę pod ramię. Cóż, księga i lusterko nie były najbardziej praktycznymi rzeczami do taszczenia, a w ten sposób mogła mieć nawet wolne ręce. I tak dzierżyła w jednej podarowany przez Ivora drąg. Po spakowaniu pozostałych kawałków mięsa, była gotowa do wyruszenia w drogę.

Wbrew pozorom, nie radziła sobie jak rozpieszczona panna z dobrego domu, która nic tylko narzekałaby jak nie na zmęczenie, to na gorąco, jak nie na gorąco, to na piasek, jak nie na piasek, to na głód, jak nie na głód, to na odpoczynek, i tak w kółko, i tak bez końca. Choć droga nie była łatwa, a ciało szybko się męczyło, czarodziejka bez narzekań dotrzymywała tempa grupie. Oczywiście, na jej policzki szybko wyszły rumieńce, a po dwóch godzinach szyja błyszczała od potu, ale pogodny nastrój wydawał się jej nie opuszczać. Zbladł dopiero, gdy w ułamku sekundy znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Gdy wróciła jej przytomność umysłu, Sil pamiętała tylko, że serce podskoczyło jej do gardła. Wrogowie pojawili się znikąd i choć głupio było się tego nie spodziewać, dziewczyna przeraziła się nie na żarty. Chwilę potem, nie wiedząc czemu, osunęła się bezwładnie, czyste niebo zawirowało przed jej oczami, a uścisk czyichś silnych rąk wyrwał ją z lotu. Gdy odzyskała władzę nad ciałem, pierwszą rzeczą, z jakiej zdała sobie sprawę, była wisząca na jej ramieniu torba. Nie chciała się zastanawiać, co zrobiłaby bez swojej księgi. Dopiero po chwili doszły do niej plany towarzyszy.
- Czerwony dym? – wysapała z trudem. Ciężko dysząc, oparła się o ścianę skały. – To nie trochę jak pakowanie się w sam środek obozu wroga? Tego dymu nie rozpaliły przecież zwierzęta.
Przerwała, by znów złapać oddech, bo mówienie było jakoś dziwnie męczące.
- Może ta skała zamyka się i więzi tak samo nas, jak tę bestię. Dlatego nas tu zagonili – popatrzyła po twarzach towarzyszy i nagle postanowiła, że nie było jeszcze sensu snuć tych najbardziej czarnych myśli. – Albo nie, na pewno jest stąd jakieś wyjście.
Przez moment wydawało jej się, że zauważyła coś na twarzy Mruka.
- Co zrobicie, jak bestia was dopadnie? – zapytała mężczyznę. – Podoba mi się pomysł, ale grupa powinna raczej skupić się na wyeliminowaniu zagrożenia. Nie mówię o pokonaniu, ale może uda nam się go chociaż ogłuszyć, zranić, odstraszyć, cokolwiek. W końcu nie wiemy, jak się stąd wydostać, żeby nie trafić od razu na tamtych. W ten sposób zyskamy chociaż trochę czasu i nie będziemy musieli szukać się po całej dżungli. Wolałabym nie szukać nikogo po całej dżungli. I nie wiem, czy się nie mylę – spojrzała po wszystkich po kolei – ale póki co chyba tylko ja dysponuję atakami na dystans. Cóż, przynajmniej jednym – dodała ze słabym uśmiechem.
Cokolwiek planowali, lepiej by zaplanowali to szybko...

- Uważam, że nie powinniśmy się rozdzielać - powiedział Ivor. - Nie wiemy, czy bestia zareaguje na wasze - spojrzał na Mruka - hałasy. Lepiej będzie, jeśli spróbujemy ją ominąć brzegiem.
- Jak nas dopadnie, to chociaż dowiemy się co to jest - Mruk wyszczerzył zęby. - Gdyby dopadła całą grupę i okazało sie, że bez porządnego przygotowania nie mamy szans, to wtedy na pewno polałaby się krew. Te łowy mogą potrwać długo, zależy jakimi zmysłami to coś dysponuje. Ktoś musi się tego wszystkiego dowiedzieć.
- Wy się zapewne dowiecie
- stwierdził Ivor. - I zapewne podzielicie się tą wiedzą - dodał, z odrobiną ironii w głosie.
- Tak właśnie, gołowąsie - uśmiech wcale nie miał zamiaru zejść z ust Mruka. - Zwłaszcza, że to my nadstawiamy karku, prawda? Nie będziemy dyskutować. Spotkanie przy czerwonym dymie. Ktoś przeciw?
Ivor stłumił uśmiech. Jak ktoś nie ma rozsądnych argumentów, to zabiera się za obrażanie innych.
-Popieram Ivora. Rozdzieleni w dżungli jesteśmy łatwiejszym celem - wtrącił Kal.
Kornelia słuchała uważnie przygryzając wargi.
- Nie wydaje mi się aby łażenie w kupie bez celu i pomysłu było naprawdę lepszym celem.
-Pchanie się pod łuki na dół to zły pomysł. Włażenie potworowi do paszczy, chyba też. Może zabierajmy się stąd, korzystając z tego, że ci z dołu nas nie widzą?
- Kalayaan zgłosił swoją propozycję.
Dźwięk rogu dobiegający od strony łodzi sprawił, że wszyscy poczuli nieprzyjemny dreszcz. Niski, basowy odgłos rozszedł się na pewno bardzo daleko, a specyficzny ton mógł być dostosowany do tego, jak słyszy bestia.

To wreszcie przeważyło. Po burzliwej dyskusji zdecydowali, że najpierw ruszą brzegiem dżungli, poszukując punktów orientacyjnych, a dopiero potem zdecydują na sprawdzenie, co wydało z siebie ten ryk.
 
__________________
"And I've been kicked by the wind, robbed by the sleet
Had my head stove in but I'm still on my feet
And I'm still willin'"

Ostatnio edytowane przez Aeth : 13-05-2012 o 21:52.
Aeth jest offline  
Stary 14-05-2012, 23:10   #23
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie było czasu na dalsze dyskusje. Isha podjęła się prowadzenia grupy, idąc szybko, ale tak, aby wszyscy mogli za nią nadążyć. Przerażony marynarz i Rae potykali się bez przerwy, a tylko dzięki pomocy pozostałych mogli utrzymać stałe tempo. Kornik radziła sobie w tym terenie dobrze, szybko poznając tajniki nowego rodzaju lasu. Inni mieli z tym problemów znacznie więcej, nawet jeśli byli szybcy i zwinni. Kal szybko złapał zadyszkę, nie dysponując taką kondycją jak pozostali, łapczywie łapiąc ustami powietrze, gęste i wilgotne. Luntucjusz natomiast parł jak taran, nie będąc w stanie unikać co mniejszych i bardziej zdradzieckich gałązek i korzeni, o które potykał się jeszcze częściej od Rae i marynarza. Pozostali utrzymywali tempo Ishy, zdając sobie sprawę, że mogą nie być wystarczająco szybcy. Ryk bestii usłyszeli jeszcze dwa razy, za każdym razem bliżej, choć były to jeszcze na tyle duże odległości, że tylko tropicielki z całą pewnością stwierdzały, że władca dżungli się zbliża.
Klif ciągnął się jeszcze przez następne pół godziny męczącego przedzierania się przez gęstą roślinność. Potem zniżał się w dół, a przestrzeń stała się nagle pozbawioną drzew skałą, kierującą przez chwilę w dół, a potem znów pnącą się do góry. Z pozycji, w jakiej się znaleźli, mogli jednak przyjrzeć się dżungli trochę lepiej, choć zobaczyli głównie drzewa, a w oddali także skały. Jedna z nich była wyjątkowo charakterystyczna.


Punkt był umieszczony bardzo wysoko, nad praktycznie wszystkimi drzewami i nawet jeśli pozostawał z głębi dżungli niezbyt widoczny, Mruk podjął decyzję bardzo szybko.
- Kierujcie się tam, najlepiej trochę okrężną drogą, blisko plaży. Ja i Kornik idziemy na zwiad. Kto dotrze do celu pierwszy to czeka na pozostałych.
Tym razem już nie próbował nikogo dopytywać, a wraz z rudowłosą zwyczajnie zniknęli w dżungli, wracając się w stronę, z której przybyli. Pozostali mogli tylko iść przed siebie. Większość z nich oddychała już z wyraźnym trudem, dołączając do ciężkiego oddechu Kala. Na dodatek wszyscy byli mocno spoceni, przyciągając coraz więcej stanowczo zbyt dużych i zbyt krwiożerczych owadów.

***

Mruk i Kornik tylko przez kilka chwil podążali tą samą drogą, potem zmieniając lekko trasę, aby kierować się zarówno na skałę jak i bestię, której ryk znów usłyszeli, jeszcze bliżej niż poprzednio. Róg, którego użyli tubylcy, działał i jeśli to coś potrafiło podążyć za tropami to rudowłosa była niemal pewna, że prędzej czy później natkną się na to coś, co za nimi podążało. Teraz, idąc tylko we dwójkę, poruszali się znacznie sprawniej. Dziewczyna wiedziała jak iść, aby się nie męczyć i wyszukiwać najlepszą drogę, a mężczyzna był na tyle zwinny i wytrzymały, że dotrzymywał jej kroku, choć musiał przyznać przed nią i samym sobą: tylko dlatego, że celowo zwalniała. Momo także sobie radził, podobnie jak oni cały już mokry od gęstej wilgoci, oblepiającej zewsząd. Owady także nie poprawiały sytuacji, ale cały marsz trwał może piętnaście minut, gdy usłyszeli w pobliżu głuche uderzenie, warkot a potem ryk. Kornik dała znak i teraz poruszali się znacznie wolniej i ostrożniej.

Po kilku minutach cichego przedzierania się przez dżunglę, dojrzeli swój cel między drzewami, ledwo widoczny przez gęstą zieleń. Wielką bestię, która właśnie najwyraźniej się czymś pożywiała, odrywając kawały mięsa z czegoś, co leżało przed nią. Nie byli w stanie dojrzeć co to było, ale też nieszczególnie ich to interesowało. Potwór był olbrzymi. Mógł mieć nawet trzy metry wysokości i z co najmniej sześć długości i to bez liczenia do końca ogona, a całe ciało było niewątpliwie bardzo ciężkie i potężne. Twarda, zrogowaciała skóra wyglądała jak gruby pancerz, a pazury niewiele ustępowały długością mięczowi Kornik. Bestia miała dość małe, osadzone wysoko w podłużnej czaszce oczy, połyskujące lekko czerwienią, ale szybko okazało się, że wzrok nie jest jej głównym zmysłem. Wciągnęła głęboko powietrze i błyskawicznie uniosła łeb, patrząc prosto na nich.
Wiedziała, że tu są.
Momo zaskomlał cicho, a Mruk i Kornelia z trudem otrząsnęli się z uczucia strachu, który uderzył w nich z dużą siłą.
A potem potwór ryknął ogłuszająco, a jego przednie łapy uderzyły w ziemię, szykując się do szarży i wywołując lekkie drżenie ziemi. Odległość kilkunastu metrów, z której obserwowali bestię, nagle wydawała się bardzo, ale to bardzo niewielka.

***

Pozostała część grupy z mozołem parła do przodu. Szybko przebyli pozbawiony drzew obszar, wchodząc na kolejny klif i kierowani przez Ishę, kierowali się coraz dalej, lekko skręcając ku skale, wciąż jeszcze widocznej i wyraźnie wystającej ponad drzewa. Ubrana w barbarzyński strój kobieta najwyraźniej jednak nawet nie musiała tego miejsca oglądać, aby i tak dobrze wybierać drogę. Wydawało się, że w przeciwieństwie do Kornik, spotkała się już z takim rodzajem lasu i wiedziała jak sobie z nim radzić, choć nie pytana nie udzielała rad pozostałym, coraz bardziej zmęczonym, zdyszanym, mokrym i pokąsanym przez owady towarzyszom. Po kilknunastu, a może kilkudziesięciu minutach męki zatrzymała się nagle, czekając, aż pozostali do niej dołączą. Przed nimi była kolejna przeszkoda, tym razem jednak nie mogli jej przekroczyć tak łatwo.

Drzewa i zarośla znów się kończyły, tym razem zupełnie nagle. Ktoś nieuważny mógłby nawet nie zauważyć, gdyż nie było ostrzeżenia. Po odsłonięciu kolejnych krzaków przed nimi otwierała się bowiem... przepaść. Rozpadlina, głęboka na ponad dwadzieścia metrów i szeroka prawie na osiem. Na dole wyraźnie widzieli strumień, spływający do morza z głębi lądu, skała była tu jednakże wygładzona i śliska, więc bez odpowiednio długiej liny zejście na dół nie było możliwe. A nawet po zejściu nie byli pewni, gdzie poprowadziłby ich strumień, bowiem zakręcał w kierunku, z którego przybywali, a dodatkowo szybko niknął im z oczu. Po drugiej stronie znów znajdowała się puszcza, zasłonięta przez krzaki i drzewa, rosnące nawet tuż przy krawędzi rozpadliny. Przeskoczyć nie była w stanie nawet Isha, która pokręciła głową na ten widok.
A gdzieś za nimi, teraz wyraźnie bliżej, rozległ się kolejny ryk bestii. Nikt już nie miał wątpliwości, że się zbliża, nawet jeśli wciąż była dość daleko. Daleko była także skała, punkt orientacyjny, który wyznaczyli na spotkanie. Strumień, sądząc z tego co widzieli, wcale nie kierował się w tamtą stronę.
 
Lady jest offline  
Stary 15-05-2012, 20:32   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Głos tuby, czy też może rogu (Ivor nigdy nie był znawcą ani też miłośnikiem instrumentów ludowych) z pewnością nie był oznaką hołdu czy uznania dla tych, którym udało się wejść na szczyt klifu. Ivor prędzej by uwierzył, że to raczej rodzaj swoistego gwizdka na pieska. Duży gwizdek, to i piesek duży. Potwór, znaczy się. Nawet najgłupsza bestia jest w stanie skojarzyć wielokrotnie powtarzany dźwięk z pojawieniem się jedzenia.
- Ciekawe, kogo rzucają na pożarcie, gdy nie mają pod ręką bezbronnych rozbitków - mruknął pod nosem. - Dziewice, czy starców?
Na szczęście Rae nie usłyszała tych słów.
On sam bynajmniej nie czuł się jak bohater, który stawi czoła smokowi, by ocalić życie dziewicy złożonej bestii w ofierze. Nie wnikając nawet w kwestię dziewictwa towarzyszących mu pań musiał przyznać, że nie bardzo widzi siebie w roli kogoś, kto stawi czoła potworowi, nawet uzbrojony we wspaniałą gizarmę. Wyglądało raczej na to, że jemu również (mimo wspomnianej broni) przypisano rolę ofiary. Najprawdopodobniej posiłku, jeśli tylko bestia o donośnym głosie nie była wybredna i żarła nie tylko nietknięte niewiasty, ale wszystko, co trafiło do jej pyska.

“Za młody jestem, by umrzeć” mógłby śmiało powiedzieć, nie sądził jednak, by ktokolwiek, z bestią na czele, zechciał go wysłuchać. Dlatego też szedł nie zwalniając tempa i nie zostając z tyłu. Parę razy podtrzymał Rae, gdy ta się potknęła na kolejnym korzeniu, pokrzepił ją (i siebie) wodą z bukłaka, a potem szedł dalej, usiłując przypomnieć sobie, z jakich to sposobów korzystali w starciach z bestiami różnego kalibru bohaterowie różnych opowieści.
Problem polegał na tym, że owi herosi zwykle byli uzbrojeni po zęby lub wyposażeni w całą gamę czarów. Jedyny odróżniający się od nich pogromca smoka, skubany szewczyk, przez wielu został odsądzony od czci i wiary za to, że w niehonorowy sposób smoka otruł.
Ivor nie miałby żadnych oporów w stosowaniu niehonorowych środków, ale trucizny nie posiadał, ani nawet owieczki, którą można by nafaszerować trutką na szczury.
Mądrzy ludzie (a wbrew pozorom Ivor niekiedy wysłuchiwał, co mają do powiedzenia) mawiali, że najbardziej rozsądnym wyjściem jest ucieczka. Jak jednak uciec z wyspy (bo to raczej nie był kawałek kontynentu), na której grasuje potwór, a której brzegów pilnują uzbrojeni tubylcy?

Na moment wrócił myślą do owych strażników. Przypłynęli na prymitywnych łódkach, czyli nie mogli przypłynąć z daleka. Albo obok leżała kolejna wyspa, albo też jakoś zdołali się podzielić z potworem terytoriami. Tylko co mogło powstrzymać wielką bestię przed przekroczeniem granicy i spałaszowaniem współmieszkańców? Wysoki płotek?

Skała, widoczna w oodali, nadawała się idealnie na miejsce potkania. trudno było sądzić, że w okolicy znajdzie się druga, dokładnie taka sama. A gdyby na dodatek udało im się wejść na sam szczyt, to zapewne mogliby zobaczyć ładny kawałek okolicy, niczym z lotu ptaka.
Spoglądając w ślad za oddalająca się dwójką Ivor zastanawiał się, co kierowało tamtymi. Odwaga? Chęć wykazania się i zdobycia uznania? Bezmyślność? Potrzeba paru chwil sam na sam? A może doszli do wniosku, że dwójkę łatwiej umkną potworowi? Nie potrafił tego ocenić, miał jednak nadzieję, że ten ostatni powód nie wchodził w rachubę.

Widok przeszkody, jaka nagle pojawiła się u ich stóp, stanowił dla Ivora dość niemiłe zaskoczenie. W normalnych warunkach taki jar, czy też raczej rozpadlina, nie stanowiłaby zbyt wielkiej przeszkody w drodze do celu. Ściąć odpowiedniej długości drzewo, z linki zrobić poręcz i gotowe. Tu jednak sytuacja nie wyglądała aż tak różowo.
Czyżby znajdowali się na kawałku lądu, ze wszystkich stron otoczonym wielometrową, pionową niemal ścianą? Czyżby dzięki temu potwór i tubylcy mogli żyć na jednej wyspie? A co jest po drugiej stronie rozpadliny? Tubylcy? Kolejny potwór? Chyba nie mają tu całej hodowli.
- Może przerzucimy linę i jakoś przejdziemy na drugą stronę? - zaproponował.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-05-2012, 11:19   #25
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Brawura, to musiała być brawura. Nie miał pojęcia dlaczego sam z siebie zgłaszał się do czegoś takiego jak zwiad po terenie, którego zupełnie nie znał i przeciwko bestii, o której wiedział jeszcze mniej. To było szaleństwo, nie dało się tego ukryć. Problem w tym, że od jakiegoś czasu szaleństwo było jednym z jego pomysłów na życie, a tutaj mogło się przydać wszystkim rozbitkom, niezależnie co które sobie o tym wszystkim myślało. W końcu gdyby potwór dopadł całą grupę, to tylko część dałaby radę uciec. Nie ulegało to najmniejszej nawet wątpliwości.
Dlatego miał pewność, że dźwięk rogu był tylko chwilowym odłożeniem tej decyzji na później. Co wcale nie zmieniało faktu, że chciał wiedzieć co znajdowało się tam, gdzie płonął ogień wydzielający czerwony dym. I żaden Ivor go od tego nie będzie odwodził. Swoją drogą młodzik musiał być cholernie nieufny - najpierw pierwszy oponował przeciwko Alexowi, a teraz także przeciwko ich zwiadowi. Może miał coś na sumieniu? Tylko ciekawe komu mogliby go wydać na tej cholernej wyspie.

Bo Mruk miał już prawie pewność, że była to wyspa.
Nie miał też wątpliwości, gdy znaleźli wreszcie punkt orientacyjny. Ku jego zdziwieniu Kornik również nie miała, ufając jego osądowi i potrzebie zrobienia tego wypadu. Miał nadzieję, że nie będzie tego zbytnio żałować.

Wytropienie bestii okazało się łatwiejsze niż się spodziewał, co ciekawe, nie wymagało też wcale jej wabienia w swoją stronę. Jej ryki i wszelkie inne odgłosy, które wydawała, przyciągnęły ich z łatwością w jej pobliże. I wtedy to właśnie Mruk zacżął delikatnie żałować, że się w to wplątał. To bydle faktycznie musiało być królem tutejszej dżungli! Wielkie i opancerzone, wydawało się nie mieć słabych stron, przynajmniej nie w obronie. W innych kwestiach wydawało się, że jest lepiej, przynajmniej do czasu, gdy potwór ujawnił swój świetny węch. Gdy uniósł łeb, mężczyzna zaklął cicho i szeptem zwrócił się do Kornik.
- Zwiewaj jak najszybciej się da, ale trzymaj się mnie. Gdy się zbliży, rozdzielamy się, robimy kółko i spotykamy w tym samym miejscu. Potem ku skale. Nie wracaj na klif, wyczuje pozostałych.
Ostatnie słowa mówił już w ruchu. Tu nie było się co zastanawiać, bestia niewątpliwie była cholernie szybka. Ale była też wielka, więc im gestsza i bardziej nierówna dżungla, tym większa szansa, że jej umkną. A liczył także na gwałtowne rozdzielenie, małą zwrotność i zmylenie potwora. Na coś liczyć musiał. Pędził najszybciej jak mógł, a gdy poczuł na plecach oddech pędzącej z rykiem i drżeniem ziemi bestii, pchnął lekko Kornik w prawo, a samemu skręcił w lewo.
 
Sekal jest offline  
Stary 16-05-2012, 20:08   #26
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Od początku mu się to nie podobało. Miejscowe dzikusy bez wątpienia poruszały się po dżungli co najmniej tak sprawnie jak jego towarzysze z grupy zwiadowczej, a mimo to jakoś zdawali się śmiertelnie bać bestii. Oznaczało to, że zręczność i znajomość prawideł potrzebnych do przeżycia w dżungli nie starczała by przetrwać jej atak. Oni mieli jednak coś innego, mieli siłę wynikającą z liczebności i przewagi cywilizacyjnej. Poza znalezionym nowoczesnym orężem, posiadali w swych szeregach również i kapłanów obdarzonych łaską prawdziwych bogów i magów miotających zaklęciami wynalezionymi na najsławniejszych uniwersytetach Zapomnianych Krain. Starczyło, by zgodnie uderzyli we wroga, by odnieść wspaniałe zwycięstwo. Ale znowu nie wyszło, do czego paladyn zaczął się już powoli przyzwyczajać. Większość jego towarzyszy z nadal niezrozumiałych dla niego powodów postanowiła się rozdzielić i ruszyć dwoma grupami przez nieznany im przecież zupełnie teren. Na Tyra! Czyżby dane mu było umrzeć nie we wspaniałej bitwie, ale przez naiwność towarzyszy, którzy najwyraźniej czynili wszystko, by tylko nie zhańbić się słuszną bitwą? Jak to się stało, że on, paladyn, miecz na złoczyńców, trafił akurat do tak... nie bójmy się tego pomyśleć... pacyfistycznego towarzystwa! Skrzywił się zniesmaczony, ważąc to okropne słowo na języku. Mimo wszystko głęboko w sercu miał jednak nadzieję, iż w końcu rozbudzi w sercach towarzyszy szlachetny, gorejący płomień, tak miły jego patronowi Tyrowi. Tymczasem pozostawało tylko przebijać się dalej przez dżunglę...

W końcu dotarli do przepaści. Paladyn przewrócił oczami, łypiąc z pretensją na ich przewodniczkę.
- Pani! - skłonił sie grzecznie. - Może jednak przekażesz swoją funkcję jakiemuś doświadczonemu mężowi, który... Co?! - zdziwił się nagle, słysząc pomysł Ivora. - Tędy? Na linie? - spojrzał w dół, aż zawróciło mu się w głowie. - Niech tak będzie! - zawołał w końcu drzącym trochę głosem. - Tedy wy się przeprawiajcie przodem, a ja zabezpieczę tyły przed atakiem!
 
Tadeus jest offline  
Stary 17-05-2012, 19:18   #27
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Irytowało ją to, że nie mogła się wyrwać do przodu tylko musiała czekać na maruderów. Jasne, mieli niewątpliwie inne talenta i tak dalej, ale jak do diaska można było się tak guzdrać w lesie?! Nawet tak egzotycznym jak ten.
Chyba właśnie niecierpliwość sprawiła, że przystała na propozycję Mruka pozostawiając grupę pod opieką Ishy. Dadzą sobie radę.

Żegnajcie nam dziś, amnijskie dziewczyny,
Żegnajcie nam dziś, marzenia ze snów,
Ku brzegom Untheru już ruszać nam pora,
Lecz kiedyś na pewno wrócimy tu znów…

Podśpiewywała sobie cicho dla kurażu szantę, której nauczyła się od marynarzy z Godności. Przynajmniej dopóki nie usłyszała uderzenia, warkotu, a później ryku. To było aż nadto by zamknąć Kornikowi buzię. I otworzyć ją ponownie na widok wielkiego bydlaka.
- Na Tempusa…

Hank jej opowiadał o różnych potworach, ale czegoś takiego jeszcze nie widziała. Olbrzymie, opancerzone i szarżujące. Drżała na całym ciele, gdy dotarły do niej słowa Mruka. Kiwnęła mu głową i odwróciła się na pięcie, biegnąc coraz szybciej. Momo planu chyba nie znał, ale zaufał instynktowi i leciał jak oszalały przed nią torując swym cielskiem drogę. To wielkie monstrum, opancerzony przerośnięty pancernik, nie Momo, musiało mieć jakieś słabe punkty: chociażby oczy. Oczy zawsze były słabym punktem, można by na niego wskoczyć i postarać się wsadzić miecz w oko.

Kornelia jęknęła nad beznadziejnością tego pomysłu, gdy poczuła ciepło oddechu bestii i mocne odepchnięcie w prawo. Tak, kółko, a potem ku skale. Byle szybciej i szybciej…

Miała nadzieję, że ten pomysł Mruka był zdecydowanie lepszy od poprzedniego.
 
Nadiana jest offline  
Stary 17-05-2012, 21:23   #28
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Decyzja zapadła praktycznie za nich. Gdy na dźwięk instrumentu złowieszczy ryk ponowił się w oddali, Sil nawet zapomniała, że przed chwilą musiała łapać oddech na mówienie. Strach napłynął do jej żył, podnosząc jej osłabione ciało niemal samą siłą woli. Czarodziejka rzuciła się przed siebie – choć musiała przyznać, że uciekać to wolała przed czymś innym…

Parła do przodu ile miała sił w nogach, nie patrząc nawet, co dokładnie darło po drodze jej rękawy i spódnicę. Kilkakrotnie w tym szaleństwie przeszła jej głowę całkiem luźna myśl, że mogli to właściwie lepiej rozplanować, ale potem przypominała sobie, co im przerwało, i szła dalej. Innym razem zastanawiała się, czy faktycznie była aż tak przerażona, ale trudno było w tym pośpiechu zebrać myśli. Wszyscy szli przed siebie, nie oglądając się za plecy, szła więc i Sil. W innych okolicznościach nie wahałaby się przypuścić ofensywy, ale sama, bez wsparcia, nie miała przecież żadnych szans. Mimo tego palce świerzbiły ją, by wykonać jakieś tajemne ruchy, a przez głowę mimochodem przelatywały fragmenty zaklęć.

Później, gdy Mruk i Kornelia oddalili się na zwiad, była na wpół zdecydowana, by się do nich przyłączyć – chciała zaatakować, nie uciekać, a oni pierwsi spotkają się twarzą w twarz z bestią. Jej magia mogła im się przydać, wiedziała to. Jednak jedna krótka chwila wahania sprawiła, że byli już daleko poza zasięgiem jej wzroku. Choć nie wiadomo jak by chciała, Sil i tak nie miałaby szans za nimi nadążyć…

Więc gdy gwałtownie zatrzymali się przed urwiskiem, pierwszą myślą dziewczyny było:
- Powinniśmy zawrócić!
Zgięła się w pół i oparła na kolanach, by choć na moment uspokoić bijące jak dzwon serce. Jedna chwila oddechu, a już zrobiło jej się słabo.
- Ten potwór mógł ich już dogonić, nie mamy dużo czasu! Poza tym jak chcesz przerzucić linę na drugą stronę bez haka? Na tym kijku? – ruchem głowy wskazała na gizarmę. – To się nie uda, nie mamy na to czasu! Wyrzucę racę, zobaczą ją i może nakierują bestię prosto na nas.
W głowie dziewczyny już malował się chyba obraz potwora spadającego dwadzieścia metrów w dół…
- Czasu jeszcze troszkę mamy - odparł Ivor. - Natomiast nie sądzę, by nasi towarzysze zobaczyli racę. Są między drzewami i z pewnością nie widzą nawet tamtej skały, przy której mieliśmy się spotkać.
- Może my mamy, ale skąd wiesz, że oni też? - machnęła ręką w stronę, z której przybiegli. - To był jednak zły pomysł, żeby się rozdzielać, nie w taki sposób... – stęknęła bezsilnie.
- Mruk się uparł - powiedział Ivor. - Jest tylko jedna istota bardziej uparta, niż uparty mężczyzna - dodał.
Może to efekt zmęczenia, odbłysk słońca czy jeszcze coś innego, ale w oczach Sil coś się na te słowa zaświeciło...
 
__________________
"And I've been kicked by the wind, robbed by the sleet
Had my head stove in but I'm still on my feet
And I'm still willin'"
Aeth jest offline  
Stary 17-05-2012, 21:35   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Idea przekroczenia rozpadliny spotkała się z umiarkowanym poparciem. Jedna osoba, to lepiej niż nic. A dobry przykład, czyli udana przeprawa na drugą stronę, mógłby zdziałać cuda - zachęcić innych do pójścia w ślady pomysłodawcy.
Linka, którą dysponował Ivor, była nieco zbyt krótka, by można było ją przerzucić na drugą stronę. Pozostawało przedłużyć ją, lub też skorzystać z tego, co oferuje natura.
- Isha? Alex? Umie się któreś z was wspinać na drzewa? - spytał dwójkę, która wyglądała na sprawnych fizycznie. - Potrzebna mi długa liana - wyjaśnił. - A może ty, żeglarzu? - zwrócił się do bezimiennego marynarza.
- Mój plan jest prosty - Ivor zwrócił się do Sil, która miała spore wątpliwości co do sposobu realizacji planu. - Przywiążemy lianę do gizarmy. Widzisz te drzewa? - Kapłan wskazał dwa blisko siebie rosnące drzewa, znajdując się po drugiej stronie rozpadliny. - Wystarczy rzucić... Istnieje bardzo duża szansa, że gizarma, długi jakby nie było drąg, zaklinuje się między dwoma drzewami. Potem wystarczy przywiązać lianę po tej stronie i przejść. Oczywiście nie jak linoskoczek, bo pewnie wszyscy wylądowaliby na dnie przepaści, ale trzymając się liany rękami. W razie czego można by zrobić jakąś pętlę, na wypadek gdyby komuś obsunęła się ręka.
Albo dwie liany, żeby przeprawa poszła szybciej. I na wypadek, gdyby ktoś utknął na środku drogi. Ale tego wolał na razie nie mówić.

Alex odmówił natychmiast, bez zastanawiania się. Do marynarza chyba nie dotarło to, co Ivor mówił, zaś Isha... Ta nie odmówiła wprost.
- Ja idę tam - powiedziała, wskazując na drzewo dość bogato ozdobione lianami - ale za to ty pierwszy spróbujesz się przeprawić na drugą stronę.
Jasne... Zwykle jako pierwszy przez most powinien iść konstruktor, pod rękę z głównym wykonawcą. Tutaj natomiast wytrzymałość lian powinien sprawdzić projektodawca. To oczywiste. Przynajmniej teoretycznie. Ivor skinął zatem głową.

Dla zwinnej Ishy wspięcie się na drzewo i obcięcie pożyczonym od Alexa sztyletem kilku lian nie stanowiło większego problemu, podobnie jak dla Ivora związane dwóch z nich, tworząc dostatecznie długą liano-linę.
- Luntucjuszu, pomożesz mi sprawdzić, czy ta liana jest dosyć mocna? - spytał.

Sprawdzona pod względem wytrzymałości liana została przywiązana do gizarmy, w odległości kilkunastu centymetrów od ostrza i przymocowana w taki sposób, by przy rzucie gizarma nie wysunęła się z serdecznego lianowego uścisku.
Ivor zwinął lianę w krąg, przywiązał jej drugi koniec, by czasem cała liana nie powędrowała na drugą stronę, starannie wycelował i rzucił.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-05-2012, 10:28   #30
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Prawdopodobnie wymyślony na szybko plan Mruka nie podobał się nawet jemu, nie mówiąc już o Kornik, która jednak nie zaproponowała nic lepszego. Wielka, znajdująca się bardzo blisko bestia troszkę onieśmielała i wykluczała skomplikowane procesy myślenia i rozrysowywanie możliwych dróg taktycznego odwrotu, zamieniając go natychmiast w dość paniczną ucieczkę, na szczęście dla uciekających, nie zupełnie ślepą. A na szczęście, bo potwór rycząc ciągle zastosował manewr wściekłej szarży przed siebie, prosto na ofiarę, którą najpierw wyczuł,. a teraz także wyraźnie zobaczył, gdy umykała mu z jakichś krzaków. Pochylił ciężką głowę i jął taranować wszystko przed sobą, starajac się przeciskać pomiędzy dość ciasno rosnącymi drzewami. Uciekajacy tylko słyszeli go a także czuli jak ziemia drży, a Mruk oglądający się co chwilę dostrzegał jeszcze jak szybko bestia ich dogania. A potem nagle pchnął tropicielkę, samemu błyskawicznie skręcając w drugą stronę, dając dowód swojej zwinności.
Potwór zaryczał jeszcze bardziej wściekle, kłapnął zębami zaledwie pół metra od mężczyzny, spróbowała natychmiast zawrócić i jednocześnie wyhamować, co skończyło się trafieniem w drzewo bokiem. Wielka roslina trzasnęła, gdy potężna siła niemal ją złamała.

Nie był zbyt zwinny, a może miał zbyt małą podzielność uwagi, ale plan czarnowłosego mężczyzny zdawał się działać! Zdyszani i zupełnie przepoceni dotarli do niewielkiej polanki, gdzie leżały rozszarpane i połowicznie juz pożarte zwłoki jakiegoś wielkiego, dzikiego i drapieżnego kota, który oczywiście nie miał szans z wielką bestia, ale może nie potrafił się pogodzić z tym, że przestał być królem dżungli. Cięzkie dudnienie pędzącego potwora znów rozległo się zbyt blisko, ale dwójka uciekinierów, wraz z towarzyszącym im i wyraźnie przestraszonym Momo, nie wahała się nawet chwili, biegnąc już w kierunku skały. Nie mieli innego planu, ale ponownie mieli szczęście. Dudnienie ustało nagle, a potem znów rozległ się potężny ryk.
Bestia najwyraźniej wróciła do swojego posiłku, porzucając małe i kościste ofiary.

***

Pozostali w tym czasie mierzyli się z zupełnie innym wyzwaniem, jakie postawiła przed nimi szeroka rozpadlina. Pomysłów nie było wiele, więc chcąc nie chcąc, musieli wypróbować ten jedyny, który zaproponował Ivor. Isha szybko zdobyła odpowiednie fragmenty grubych lian i jak się okazało, kapłan Gonda nie miał większych trudności z ich związaniem i przymocowaniem go drzewca znalezionej broni. Drewno było grube i twarde, ale nie aż tak grube jak mogłoby być. Potem wystarczyły już tylko trzy rzuty, aby nieporęczna do takiego “posługiwania się nią” gizarma odpowiednio zahaczyła o dwa stojace po drugiej stronie drzewa. Wystarczyło teraz mocno napiąć prowizoryczną linę i przywizać ją solidnie.
I w ten sposób pozostawało tylko przejście na drugą stronę, na które zupełnie nikt nie miał ochoty, więc spadło to na Ivora, czyli pomysłowdawcy pomysłu.

Mężczyzna nie zamierzał rezygnować, łapiąc się liny i zwisając na niej zaczął się przesuwać w stronę drugiej strony. Miał w tym niejaką wprawę, więc szło mu nieźle, aż do momentu, kiedy usłyszał trzask drewna. Liną nagle szarpnęło, a myśli kapłana od razu wypełniła wizja tego, jak uderza z całej siły w skalną ścianę, trzymając się już tylko z jednej strony przywiązanej liany. Tylko sekundy dzieliły go od spadnięcia, ale przeciwległa strona rozpadliny była już na wyciągnięcie ręki. Udało mu się chwycić jakieś krzaki i z trudem podciągnąć, stając po drugiej stronie zmęczony i spocony, chóć nie miał pojęcia czy bardziej z nerwów czy wysiłku. Drzewce gizarmy pękły w połowie i broń nie była już zdatna do użytku, gotowa pęknąć przy pierwszym uderzeniu. Ale teraz kapłan mógł przywiązać linę do drzewa także z drugiej strony.

Przeprawianie się pozostałych potrwało jeszcze trochę. Co jakiś czas odzywał się ryk bestii, tym razem nie przybliżający się zbytnio. Alex, ciemnoskóry marynarz i Isha przeszli szybko i zwinnie. Paladyn pozbawiony był zwinności, ale niepozbawiony siły, dzięki której także dotarł łatwo na drugą stronę. Kal i Sil męczyli się długo, dodatkowo asekurowani pomocniczymi linami. Rae podobnie, choć spędzili dobre kilka minut w przekonywaniu jej do zrobienia tego. W końcu jednak pokonali przeszkodę, kontynuując wędrówkę ku skale.

***

Wystająca ponad dżunglę skała okazała się stać na sporym płaskowyżu, także rzecz jasna pokrytym dżunglą, ale odgrodzonym od reszty i znajdującym się nieco powyżej, dzięki czemu już wspinając się na niego przez kilka dostępnych, choć stromych, podejść, można było obserwować wierzchołki najbliższych drzew. Potem widok rozciągał się na sporą część lądu, nawet jeśli widać było tylko drzewa, skały i wodę - tę ostatnią od północnej strony, na granicy wzroku. Tam teren także się obniżał, natomiast na zachodzie piął się jeszcze bardziej w górę.
Dotarli na ten płaskowyż w dwóch osobnych grupkach. Mruk i Kornik byli znacznie wcześniej, zabijając czas zwiedzaniem. A zwiedzać co było, bowiem kiedyś stała tu wioska, częściowo jeszcze zachowana w postaci kamiennych ruin, mocno porośniętych roślinnością, przez co początkowo nawet nie zorientowali się co to jest. Odkryli przynajmniej dziesięć budynków, z których jeden był wykuty w szczerej skale i jako jedyny miał dach, który obecnie wydawał się dość istotny. Na niebie chmury gromadziły się coraz ciemniejsze i płynęły coraz niżej, zwiastując nadchodzącą ulewę. I ta nastąpiła zaraz po tym, jak na płaskowyż dotarła druga, zmęczona i pokąsana przez owady, grupa rozbitków.

Wyglądało to tak, jakby ktoś lał wodę wielkimi wiadrami. Ciężko było naweto odróżnić poszczególne krople, na szczęście Mruk i Kornelia wiedzieli już, gdzie musieli się udać i nawet uniknęli poważnego zmoczenia, w przeciwieństwie do pozostałych, których wołali do siebie. Mimo, że byli narażeni na deszcz może przez jakieś kilka sekund, to zdążyli przemoknąć do suchej nitki, wpadając do ciemnego, skalnego budynku i z trudem łapiąc oddech. Pora deszczowa w tych stronach była najwyraźniej bardzo gwaltowna, na szczęście woda spływała w całości w dół płaskowyżu, tworząc tu tylko niewielkie potoki i nie wpływając do budynku.
A ten był ogromny. Przez szpary, które przepuszczały trochę światła, dostrzegali dużą, pustą przestrzeń. Na jej środku uchowała się tylko wielka, kamienna misa, po której także widać było upływ czasu. Drugi koniec pomieszczenia spowity był w mroku, ale gdy podeszli dostrzegli sześć stojących przy ścianie rzeźb, bardzo przypominających plemienne.
Delikatnego ruchu w bocznej, niewielkiej komnacie, którą początkowo przeoczyli, nie dostrzegł nikt. Ciemność była tam zbyt wielka, póki nie rozjaśniło jej nienaturalne światło, ujawniające zasuszonego starca, kuśtykającego ku nim.


Początkowe nerwy szybko opadły, gdy okazało się, że nie ma broni, ani nie próbuje w żaden sposób zrobić im krzywdy. Podchodził bliżej, wytężając swój starczy wzrok, aby bliżej się im przyjrzeć.
- Zbawiciele! Czy okażecie się godni tej próby?
Jego głos był słaby i drżał, staruszkowi nie pozostało już wiele życia.
- Jestem najstarszym, jestem strażnikiem a moje oczy znów widzą tych, którzy muszą rzucić wyzwanie Nil’ongowi! Błogosławię was i widzę.
Nie wydawał się jednak widzieć swoimi własnymi oczami, bowiem sięgał głębiej. Być może do jakiejś wizji, a może za bardzo się wczuwał.
- Przynieście jego krew i do misy wlejcie. Duchy tego miejsca obudzą się i pozwolą wam przejść, odejść, tam gdzie rozkaże wlewający. Weźcie język jego i wrzućcie do ognia o czerwonym dymie, a udowodnicie, że jesteście zbawicielami. Lud Tha-gol klęknie przed wami, a wy wyprowadzicie go z tego więzienia, pozwalając mu wrócić i zdobyć ponownie ziemie, które do nich należą od zarania dziejów.
Opadł ciężko na kolana, milknąc nagle. Chwilowo nie był w stanie mówić, być może nawet już nigdy. Za to jego oczy wróciły do normalnego stanu. Deszcz wciąż uderzał o skalny dach, spływając potokami w dół, ku dżungli. Z tego co wiedzieli, taka pora mogła trwać nawet miesiąc.
 
Lady jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172