Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2012, 22:25   #13
Gortar
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Pierwsze domostwo, wedle obietnicy Alberta znajdowało się niespełna sto kroków od budynku strażników miejskich. Była to przeciętna, dwupiętrowa budowla wciśnięta w szereg pomiędzy jej podobnymi. Mieszkańcy kręcący się w pobliżu, widząc strażników prowadzonych przez mężczyznę w czerni rozpłynęli się wręcz w powietrzu.
Nim kordon dotarł pod drzwi, ukazał się w nich półnagi, barczysty mężczyzna o czerwonym nosie i naznaczonej licznymi bójkami twarzy. Nie spuszczał wzroku z Jerarda, spokojnie oczekując w progu aż się zbliży.

- W czym moga pomóc, mistrzu... ? - przemówił niskim, prawdziwie męskim głosem.

- Witaj - odparł grzecznie Jerard - Czy w tym domu mieszka jedna z kobiet, które … - Jerard zawiesił głos - mają pewien problem z ciążą?

- Jeśli tak to proszę byś nas do niej zaprowadził - dodał inkwizytor, cały czas zachowując życzliwy ton. Miał nadzieję, że nie będzie potrzeby użycia siły wobec tego człowieka. Koniec końców wiązałoby się to niechybnie z wtrąceniem go do lochów i to w trybie jeszcze szybszym niż miały tam trafić poszukiwane kobiety. Jeśli jednak osiłek będzie stawiał opór to znaczy, że jest bardzo głupi i nie warto tracić czas na zastanawianie się nad jego losem.

- Co to ma znaczyć , Berry ? - rzucił mężczyzna gdzieś za ramię inkwizytora, do jednego ze strażników.

Ten pokiwał mu bezradnie głową mówiąc :

- Nic tutaj chopie nie poradzisz... Święte Officjum.

- Baldwina czuje się już dobrze... Mistrzu, błagam was...


- O co chodzi ?

Za plecami osiłka ukazała się drobna postać o splecionych w kok, nieco przetłuszczonych, blond włosach. Jej ciemne niczym węgiel oczy uderzały ciepłem oraz spokojem. Wycierała spokojnie zwilżone dłonie w poplamioną szmatę. Spod niedopasowanego kubraka wystawał jej nabrzmiały brzuch.

- Witajcie pani - zwrócił się bezpośrednio do kobiety inkwizytor. - Zapewne słyszała pani o nieszczęściu które spotkało jedną z pani... towarzyszek niedoli. Wiemy, że z pani ciążą nie jest wszystko w porządku i bylibyśmy bardzo zmartwieni gdyby strach bliźnich spowodował podobną tragedię jaka miała miejsce w tym mieście całkiem niedawno.

-Wielce prawdopodobne jest, że ludzie będą chcieli zrobić pani krzywdę - zaczął mówić już bez ogródek - a do tego nie możemy dopuścić. Prosze więc aby udała się pani ze mną byśmy mogli zapewnić pani schronienie. Myślę, że i panu - tu Jerard spojrzał na osiłka - zależy na tym żeby tej pani nie stała się krzywda.

- A więc - młody inkwizytor ponownie zwrócił się do kobiety - czy uda się pani z nami?

Kobieta z kamienną twarzą wpatrywała się w przemawiającego inkwizytora. Odłożyła w tym czasie ściskaną w dłoniach szmatę, po czym ułożyła dłoń na ramieniu męża.

- Pójdę. - przemówiła jakby do obojga - inkwizytora i osiłka. Przesunęła dłoń z ramienia na jego twarz. - Nic nie poradzimy. Taka wola Pa...- nagle na jej twarzy pojawił się grymas bólu. - Taka wola... Jestem gotowa, mistrzu.

- Pozwolicie mu na to ? Żeby zabrał Baldwinę ? …- przemówił do strażników otaczających Jerarda ze łzami w oczach - Przecież … Przecież napalą nią w piecu. Ona nie jest niczemu winna... Błagam was inkwizytorze, błagam.

- Nikogo palić nie zamierzamy - odpowiedział osiłkowi Jerard, zastanawiając się po raz kolejny jak mylne przeświadczenie o Sługach Bożych maja zwykli zjadacze chleba. Przecież nie chodzi im o to by tą kobietę zniszczyć, lecz by ją uratować. I to ta chęć napędza ich działania. - Jak już powiedziałem chcemy zapewnić pani bezpieczeństwo. Przed ludźmi jak i przed nią samą.

- Dziękuję pani za współpracę. Czy chce pani coś ze sobą zabrać? - zwrócił się ponownie do kobiety.

- Nie mam nic, bez czego nie poradzę sobie w lochach...- powiedziała obojętnie, oddając ramię w ręce jednego ze strażników.

- W takim wypadku proszę z nami. - gestem dłoni wskazał kobiecie miejsce w grupie pomiędzy strażnikami.

-Ruszajmy - zwrócił się do towarzyszy i skierował się śladem starego sługi, który miał ich zaprowadzić do drugiej z kobiet.

Ruszyli z wolna uliczką, prowadzącą na główny dziedziniec miasta. Postawa kobiety, którą kilka chwil temu wyrwano z jej własnego domostwa, musiała budzić pewien szacunek tak w oczach strażników jak i inkwizytora. Spokojnie, bez ociągania kroczyła przed siebie, nie kryjąc spojrzenia w przymarzniętym błocie. Ignorowała również pochmurne spojrzenia przechodniów, którzy zdaje się dobrze wiedzieli cóż się święci...

Minęli niewielki murek i zagajnik, pełen posępnych drzew za nim. Ścieżka doprowadziła ich w końcu do czegoś, przypominającego bardziej wiejskie gospodarstwo, czy też posiadłość niżeli miejskie domostwo. Na obszernym kawałku ziemi, odgrodzonym od miasta z każdej strony zagajnikiem, stało kilka budynków. Na pierwszy rzut oka stwierdzić można było, że pawilon z pofarbowanymi na biało ścianami jest miejscem, do którego powinni się udać goście. Cel istnienia pozostałych pięciu, ceglanych budynków pozostawało zagadką. Niemniej z daleka inkwizytor dostrzegł kręcących się pomiędzy nimi ludzi.

Redirecting

Kiedy tylko przekroczyli próg, kilka na wpół roznegliżowanych dziewcząt dopadło ich, próbując odebrać od nich ciężkie, zimowe kapoty.

-Witamy w Kwitnących Bzach. Nawet pośród takich śniegów odnajdziecie tutaj wiosnę...- powiedziała zalotnie najstarsza, obdarzona największym, poprzecinanym niebieskimi żyłami biuście. Zdawało się, że musi mieć siłę wołu aby utrzymać pion z takim zacnym, radującym oczy balastem.

Widok takich półnagich i chętnych młódek musiał rozproszyć uwagę strażników. Choć dziewczęta podobały się Jerardowi zdawał sobie sprawę, że mają tu zadanie do wykonania. Zamierzał o tym przypomnieć strażnikom, którzy w tym momencie zapomnieli nawet o tym, że przebywa wśród nich inkwizytor i ślinili się na widok gołych cycków niczym nieopierzone gołowąsy..

- Nie przyszliśmy tutaj dla przyjemności - powiedział spokojnym lecz zdecydowanym tonem zarówno do dziewcząt jak i dla strażników.

- Prowadźcie do właściciela- zakomenderował kobietom.

- Wy dwaj - zwrócił się w następnym momencie do stojących najbliżej strażników - zostańcie tutaj z panią i nie zapomnijcie po co tutaj przybyliśmy.

Następnie ruszył za kobietami i choć pamiętał o misji nie mógł nie zauważyć kołyszących się ponętnie bioder idącej przed nim dziewczyny. Jeśli obowiązki pozwolą to może złoży jeszcze jedną wizytę w tym przybytku...

Baldwina rzuciła pełne oburzenia spojrzenie w kierunku inkwizytora, wyrywając ramię z dłoni strażnika.

- Nie mam zamiaru sterczeć w takim przybytku... Jeśli chcieliście mnie poniżyć inkwizytorze, mogliście zrobić to w bardziej wyszukany sposób...- nie czekając reakcji, odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi.

Osłupiali strażnicy nie próbowali nawet jej powstrzymać. Błądzili jedynie głupkowatym spojrzeniem od postaci w czerni do kobiety...

- Przypilnujemy jej mistrzu. Na zewnątrz... Skoro woli marznąć. - wydusił z siebie w końcu jeden z mężczyzn, ruszając za żoną swego przyjaciela.

Cycata jawnogrzesznica mruknęła coś pod nosem nadąsana, po czym ruszyła w kierunku drzwi na końcu skromnego pomieszczenia. Dopiero teraz inkwizytor zdał sobie sprawę, iż po ich drugiej stronie da się słyszeć głośną, skoczną muzykę.
Kolejna izba przypominała typową, wypełnioną gośćmi wszelkiej maści karczmę. Wypełniona była zastawionymi sycie stołami, mocno podpitymi jegomościami, którzy przy każdej okazji starali się usadzić na swych kolanach jedną z krążących w koło, ponętnych dziewcząt. Wszystko w granicach specyficznie pojmowanej przyzwoitości... Kilku barczystych osiłków, o minie nieskażonej uśmiechem dbało bowiem, aby żaden z klientów nie zażądał w głównej izbie o “posługę” ze strony, którejś z dziewcząt. Na wszystko było odpowiednie miejsce.
Gdzieś po prawej stronie sali, pod ścianą przygrywała muzyczna banda - kilku jegomości, strudzonych alkoholem nie mniej niż pozostali goście.

- Pan Blume ma biuro na piętrze. - oznajmiła już obojętnym tonem cycata, po czym poprowadziła inkwizytora wzdłuż ściany, aż pod same schody. Zatrzymała go gestem dłoni nim zdążył choćby podnieść nogę , by wdrapać się na stopień schodów.

- Muszę najpierw poinformować Pana Blume... Wybaczcie inkwizytorze.

Nie trzeba było być specjalnie bystrym, by dostrzec z jakim szacunkiem przeciętna kurwa wyraża się o swym pracodawcy. Jerard wyczuł w tych słowach spore pokłady strachu...
W drodze powrotnej dziewczyna, ze spuszczoną głową i zaszklonymi oczyma mruknęła w kierunku inkwizytora :

- Pan Blume czeka...

Biuro, w porównaniu z chaosem panującym piętro niżej, zdawało się oazą. Piski i zawodzenia, nazywane przez niektórych muzyką, zdawały się tutaj nie docierać. Wystawne, zdobione meble z mahoniu nadawały pomieszczeniu niezwykle oficjalny charakter. Jerard mógł się poczuć jak na audiencji u Jego Eminencji Biskupa...

W centralnej części izby ustawiono podłużny, ciężki stół otoczony przez dwanaście krzeseł o wysokich oparciach. Na jego drugim końcu zasiadał szczupły, dość młody mężczyzna odziany w czarny frak. Jego ciemne oczy i kruczoczarne włosy zdawały się zlewać z ubiorem, a jedynie blada jak śnieg skóra wskazywała, gdzie ta “czarna plama” posiada twarz. Ta z kolei biła chłodem i obojętnością. Wydatne usta, wydawały się jedynie wymalowane, niezdolne do poruszania. Podłużna, smukła twarz nie wyrażała żadnych emocji. Pan Blume zdawał się wyciętym z granitu blokiem...

Redirecting

- Witam Mistrzu... ?- przemówił obojętnie mężczyzna, gładząc palcami lewej dłoni kryształowy kielich.

- Jerard Kohlraabe Licencjonowany Inkwizytor Jego Eminencji biskupa Hez- Hezronu - Przedstawił się młody Sługa Boży - Witam panie Blume.

- Z tego co widzę jest pan człowiekiem interesu panie Blume i nie chciałbym marnować pańskiego cennego czasu a wiec przejdę do rzeczy. Z moich informacji wynika, że w pańskim przybytku znajduje się dziewczyna, która znajduje się obecnie w ciąży, jednakowoż ciąży nie będącej do końca normalną. Dla jej własnego bezpieczeństwa i powiedzmy sobie szczerze, dla bezpieczeństwa całego pana personelu jak i gości będących pana źródłem dochodu, muszę ją odizolować. Czy Mógłby pan ja tutaj przywołać, byśmy wraz z moimi ludźmi mogli ją zabrać?

Inkwizytor nie spodziewał się odmowy dlatego od razu poprosił o dostarczenie dziewczyny. Wiedział, że ludzie niechętnie odwiedzają przybytki, których właściciele posądzeni są przez inkwizycję o kontakt z czarami i miał nadzieję że Blume również zdaje sobie sprawę z konsekwencji ewentualnej odmowy.

- Włożyłem bardzo dużo pieniędzy w tą dziewczynę, mistrzu Kohlraabe. - powiedział po chwili milczenia, przenosząc wzrok na kryształowy kielich. - A strudzona przesłuchaniami kurwa nie będzie warta więcej niż koza...- przerwał upijając łyk wina.- Oczywiście nie mogę odmówić, prawda? Godziłoby to w powagę i prawa Świętego Officjum. Niech stracę, weźcie ją. I zróbcie z nią co chcecie. Ciężarna kurwa nie jest kwoką znoszącą złote jaja... Iga, dziewczyna, która was wprowadziła, poszła przygotować Frydę. Będzie czekała przed wejściem. - przeniósł nagle przeszywające spojrzenie na Jerarda, a ten mógł poczuć nieprzyjemny dreszcz na karku. - Mam nadzieję, że będziecie pamiętać mistrzu o skromnym człowieku, który tak bardzo chce się przysłużyć Świętemu Officjum i jego walce ze złem. Nie bacząc na straty, które mu to przynosi...

Mimowolny dreszcz był tylko chwilowy. Jerard wytrzymał spojrzenie Bluma, a następnie gdy cisza niepokojąco się przeciągała uśmiechnął się do alfonsa i powiedział:

- Proszę się nie niepokoić panie Blume, postaramy się by ta inwestycja wróciła do pana, jednak wie pan sam, że niczego nie mogę zagwarantować. Jednakowoż poświęcenie z pańskiej strony będzie w mej pamięci. A teraz jeśli pan pozwoli opuszczę pana i wrócę do swoich obowiązków.

Wstał, ukłonił się uprzejmie po czym skierował się do drzwi by znaleźć Igę, która miał nadzieję czeka już na niego z Frydą.

- Do zobaczenia, inkwizytorze. - powiedział w końcu równie obojętnym tonem co na początku rozmowy.

Wedle obietnicy Blume kobieta czekała już ze strażnikami przed drzwiami “przybytku”. Otulona była wilczą skórą, spod której wystawał zaokrąglony brzuch. Grzechem było by nie wspomnieć o jej urodzie... Tak bardzo innej niż typowa, wulgarna, kurwia piękność. Jej skóra zdawała się przeźroczysta. Szyja smukła, spływała w dół niczym kropla rosy zmieniając się w przyjemne dla oka krągłości. Drobny nos i ciemne oczy badające świat spod delikatnych, czarnych brwi nadawały jej twarzy niezwykłej delikatności. Z całą pewnością, nie należała do dziewcząt, na które było stać większość klientów z Addsburga...

Mierząc dziewczynę od stóp do głów Jerard stwierdził, że aż żal mu, że takie “boże dzieło” zostało dotknięte przez Złego. Miał nadzieję że uda mu się, wraz ze starszymi inkwizytorami, ocalić tą kobietę.

Otrząsając się z chwilowego zamyślenia Kohlraabe zwrócił się do całej czekającej na niego grupy:

- Ruszajmy do koszar.

Idąc przez miasto wraz z czterema strażnikami, dwiema kobietami w ciąży i starym kościelnym powodował powstawanie pustek na ulicach. Podobnie jak w trakcie ich drogi w tą stronę, mieszkańcy Addsburga starali się “zniknąć” z zasięgu wzroku młodego inkwizytora. Jerard narzucił słuszne tempo mając jednak na uwadze to czy kobiety nadążają. Nie było widać po nich niczego niepokojącego poza pewnym przygaszeniem. Były jakby nieobecne. Rozmyślając nad tym przez resztę drogi inkwizytor, wraz z podążającą za nim grupą, dotarli nieniepokojeni do posterunku straży. Tam Jerard kazał temu samemu strażnikowi, którego już spotkał wcześniej przygotować pomieszczenia dla przyprowadzonych kobiet. Po tym jak stary żołdak pobiegł spełnić rozkaz inkwizytora Kohlraabe wprowadził całą grupę do głównego pomieszczenia w progu rzucając w stronę kościelnego:

- Albercie, bardzo dziękuję Ci za przewodnictwo. Twoja pomoc nie będzie mi już dziś potrzebna. Bóg zapłać.

- To nic wielkiego mistrzu - odparł stary sługa- ciesze się że mogłem pomóc. Z Bogiem Mistrzu.

- Z Bogiem - pożegnał się Inkwizytor.

Wszedłszy do sali Jerard omiótł siedzących tam strażników.

- Kto dowodzi? - zapytał

- Ja Mistrzuniu. Jestem Guiness, zastępca kapitana Blaukopffa.

- Gdzie mistrz Otto?

- Ano Mistrzuniu, jak już się rozprawiliśmy z tą babką to poszedł chyba do reszty waszych towarzyszy.

- Co chcieliście powiedzieć mówiąc “rozprawiliśmy sie z tą babką”?

Wyraźnie zadowolony z siebie Guiness, zaczął opowiadać jak to zostawił mistrza Otta w lochu z jedną z więzionych kobiet, po czym po jakimś czasie słysząc hałas z dołu i krzyk inkwizytora z Bechyně pobiegł z innymi strażnikami i zobaczyli jak to pozbawiona pęt Ingryda krzyczy nieludzko i trze oczy, a młody inkwizytor leży pod ścianą i próbuje się podnieść. Opowiadał dalej jak to rzucili się z pałkami na kobietę, a ona w pewnym momencie zerwała twarz jednemu ze strażników i dopiero celny cios pękającemu teraz z dumy Guinessa powaliło opętaną i jego cios nożem zakończył jej życie.

Jerard słuchał tego osłupiały. Jak to możliwe że jedna z przetrzymywanych kobiet znalazła się bez więzów i dlaczego trzeba nie udało jej się obezwładnić a trzeba było ja zabić. Kolejny świadek, kolejny podmiot ich śledztwa nie żyje. A są tu dopiero jeden dzień... Jak tak dalej pójdzie to wkrótce sprawa wygaśnie z powodu braku opętanych. Ale nie takiego rozwiązania oczekiwali. Te kobiety trzeba jak najszybciej przesłuchać, ale teraz musi dowiedzieć się co dokładnie tutaj zaszło i jakiego działania będą oczekiwali od niego bardziej doświadczeni bracia.

- Dopilnujcie żeby tym kobietom, które tutaj przyprowadziłem włos z głowy nie spadł. Jeśli coś im się z waszej strony stanie to wierzcie mi, że nie opłaci się to wam w najmniejszym stopniu - powiedział Jerard do Guinessa głosem w którym słychać było przebijającą wściekłość

- Idę do “Glinianego Garnca” gdyby działo się coś niepokojącego ślij po mnie umyślnego.

Po tych słowach odwrócił się od od Guinessa, który nie wiedział skąd u inkwizytora taki chłód i taka złość i stał osłupiały obserwując oddalające się plecy odziane w czarny płaszcz z wyhaftowanym złamanym krzyżem.
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline