Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2012, 14:05   #20
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Noc była młoda, jedzenie smaczne, a whiskey dobra, zadziwiająco dobra, nic dziwnego że wszyscy tak wyśmienicie się bawili. Muzyka grała wesoło, sprawiając że miała ochotę tańczyć. Zamówiła kolejny kieliszek i nucąc pod nosem tanecznym krokiem ruszyła przez tłum w stronę piwnic. Dziwne, ale koło niej tłum nigdy nie był naprawdę gęsty. Na dole zamierzała podjąć poszukiwania reszty „podejrzanych typów”. „Banda podejrzanych typów” tak właśnie ich nazywała, zaliczała do niej tych kilku mężczyzn którzy dołączyli do karawany razem z nią i oczywiście siebie. Spróbowała sobie wyobrazić ich tu wszystkich razem, uśmiechniętych, upojonych, najlepiej trzymających się za ręce i tańczących w kółeczku. Nie mogła się nie roześmiać, zwłaszcza kiedy w jej umyśle pojawił się obraz starego maga komicznie podrygującego w takt muzyki. Wciąż chichocząc wypiła kolejny łyk, świadoma że musi nieco przystopować jeśli nie chce się za bardzo upić. I wtedy coś ją ugryzło, odruchowo przekręciła dłoń żeby zobaczyć co to takiego, stróżka trunku pociekła na podłogę. Coś poruszało się pod jej rękawiczką, chciała to złapać, wszystko zawirowało. „Aż tyle nie wypiłam!”- pomyślała oburzona i upadła.

Kręciło jej się w głowie, dłoń wściekle pulsowała bólem, myśli wracały powoli. „Czy to już ranek? Zaspałam, a reszta szuka mnie po całym mieście?” Otworzyła oczy i spojrzała na ciemny strop, wciąż była noc, słyszała nawet przytłumione odgłosy zabawy. Coś jednak było mocno nie tak. Nie mogła się ruszyć, mięśnie nie chciały jej słuchać. Nie, to było coś więcej… była przywiązana do łóżka! Leżała na plecach, dłonie spoczywały po bokach jej głowy przywiązane w rogach ramy, nogi w lekkim rozkroku zostały potraktowane tak samo. Myśli zawirowały szybciej, rozejrzała się nerwowo. Pokój w karczmie, niby zwyczajny, nawet jej miecz leżał na stoliku, a jednak nie taki jak trzeba. To nie był pokój który wynajęła. I nie była w nim sama. Trzech mężczyzn, jeden zakapturzony i niski, jeden paskudny ponad wszelkie wyobrażenie i jeden wielki. Nie było dobrze. „Użyli łańcuchów? Spodziewali się że rozerwę sznur? Zgłupieli?... Nie, oni naprawdę wiedzieli.” Sznurów teoretycznie mogła się pozbyć nie kiwając nawet palcem.

Przywódca, bo nim właśnie musiał być zamaskowany, szybko wyjaśnił jej czego chcą. Nie spodziewała się że ktoś dopadnie ją tak szybko, nie minęły nawet pełne dwa miesiące, wspomnienia były ciągle żywe. Jej życie od początku stało na bardzo kruchych fundamentach, teraz zginie, dobrzy ludzie się wzbogacą, miasto będzie świętować i wszyscy będą zadowoleni. Zetną ją? Powieszą? Spalą na sto… nie, to akurat byłoby trudne. Myśli kłębiły się bezładnie.

Dopiero po chwili dotarło do niej o czym jest mowa. Miała się czuć szczęśliwa? Bo… bo co? Spojrzała na Szturchacza.
-Ktoś kto sam wygląda jakby miał wśród przodków kartofle nie powinien się czepiać mojej twarzy.- wymamrotała. Nie usłyszeli, albo nie chcieli usłyszeć. Mieli ochotę się „zabawić”, a tu taka przykra niespodzianka. Naprawdę chciałaby zobaczyć ich miny kiedy zdjęli jej kaptur.

Pewnie aż się cofnęli z wrażenia widząc jej brudno-oliwkową skórę, grubą, przypominającą spaloną słońcem ziemię nie tylko z wyglądu ale i w dotyku. Jej usta nie wyróżniały się kolorem, przez co kiedy były zamknięte wyglądały jak pęknięcie w skale, a kiedy nie były, wyglądały jeszcze mniej zachęcająco, bo pozwalały zobaczyć zęby. Wszystkie były na swoim miejscu i wszystkie były zdrowe, mimo to jej uśmiech mógł dręczyć człowieka nocami. Sprawiał wrażenie jakby zębów było więcej niż być powinno, jakby przepychały się między sobą walcząc o miejsce i przez to wyrosły nie do końca prosto. Do tego były niesamowicie ostre i miały naturalnie żółtawy odcień. Nos miała krótki i zadarty, kości policzkowe wyraźnie zaznaczone. Oczy, gdyby ktoś się uparł by określić je standardowym kolorem, można było uznać za piwne, a gdyby się nie upierał żółty pasował znacznie bardziej. Uszy miała szpiczaste, skierowane do tyłu jakby naciągnięte, o nieregularnych brzegach jak gdyby coś je poobgryzało. Włosy przywodziły na myśl futro, czarne i proste, usiłowały sterczeć do góry. Mimo że gęste były bardzo kruche i łatwo wypadały, co sprawiało że właściwie każdy był innej długości. Komuś kto ją zobaczył mogło to wydawać się dziwne, ale Arabella nigdy nie płakała patrząc na swoje odbicie w lustrze, nie czuła obrzydzenia ani gniewu, nie miała do nikogo żalu i nie modliła się by wyglądać inaczej. Jej wygląd był częścią jej osoby, lubiła swoją twarz właśnie dlatego że to była JEJ twarz. Mało kto był to w stanie zrozumieć. To właśnie wygląd był najczęstszym powodem problemów, ale jak się właśnie okazało miał też swoje zalety. Oprócz głupiego gadania nic jej nie groziło.

Człowiek w czerni najwyraźniej próbował ją zdenerwować i pewnie by mu się udało gdyby mogła lepiej zebrać myśli, gdyby ręka nie bolała tak okropnie i gdyby już dawno nie nauczyła się ignorować takich złośliwych dupków. Nie raz słyszała równie przykre uwagi, co prawda były po stokroć subtelniejsze, ale na jedno wychodziło. Druga świadomość niespokojnie poruszała się w jej umyśle. „Nawet ciebie wyprowadza z równowagi.”- pomyślała patrząc jak szef wychodzi.

Została sam na sam z Hankiem, który usiadł na krześle wpatrując się na przemian w nią i w drzwi. Miała czas żeby dochodzić do siebie i rozważać różne możliwości. „Powiedział że ktoś może chcieć mnie uwolnić? Naprawdę tak powiedział?” I pomyśleć że ktoś taki zakładał że może mieć przyjaciół, którym na niej zależy. Widział ją i wierzył w coś takiego. Ale przecież miała przyjaciela… Artur był jej przyjacielem, zależało mu na niej… tylko że on nic nie mógłby zrobić, nawet gdyby nie był martwy.

Mogła krzyczeć. Tylko czy ktoś by ją usłyszał w gwarze panującym na zewnątrz, a nawet jeśli czy byłby dość trzeźwy by się przejąć? I jak szybko Hank by ją uciszył? Mogła poprosić o ogień i gdyby jej się udało zginąć w pożarze, albo poparzyć Hanka. Tylko co by jej to dało? Nic sensownego nie przychodziło jej do głowy, ale przecież rano będą musieli ją stąd zabrać, może wtedy będzie miała szansę. Od tej pory mogła liczyć tylko na siebie, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Ile jestem warta?
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 14-05-2012 o 14:12.
Agape jest offline