Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-05-2012, 21:53   #11
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Dla Ankariana podróż się dłużyła i to bardzo. Właściwie to jak wszystko w ciągu ostatnich miesięcy w czasie których działo się tak wiele, a prawie nic zarazem. Był w ciągłym ruchu, co tym bardziej pogłębiało nudę w czasie kolejnej podróży. Jednak trzeba było wytrzymać jeszcze trochę i w końcu odzyskać, co upragnione. Ta myśl mu pomagała, to wszystko znosić.

W końcu karawana dotarła do pierwszego przystanku w podróży. Dokładniej do jakiegoś miasteczka niziołków, w którym odbywało się akurat jakieś święto. Trudno było nie zauważyć, jaki to wszyscy mają świetny humor i jak dobrze się bawią. W przypadku Anka, te czasy już dawno minęły, ale miały powrócić niebawem.

W zajeździe przed którym się zatrzymali, Mirkan znowu zaczął jakąś gadaninę, z której mężczyznę zainteresowało tylko jedno, czas w którym wyruszą. Może dla pozostałych była to dobra wieść. Zdążą się zalać w trupa i wytrzeźwieć wystarczająco, aby ruszyć w dalszą drogę. Dla niego jednak było to tylko opóźnianie podróży.

Chociaż była jeszcze jedna informacja. Pchły w łóżku. To natychmiast przekonało Ankariana, aby poszukać innego miejsca na nocleg. Już wystarczająco długo zatrzymywał się w najgorszych karczmach, aby nikt nie zadawał niewygodnych pytań. A pieniędzy wciąż trochę miał, więc ta jedna noc wiele nie zmieni.

A skoro o pieniądzach mowa, wśród tylu pijących osób, nie problemem byłoby załatwić sobie mały przypływ gotówki. Gotówki pochodzącej z kieszeni jakiegoś zalanego osobnika, który rankiem, czy kiedy tam się obudzi, pomyśli, że wszystko przepił.

Ank odwrócił się plecami do zajazdu i już miał ruszyć, gdy usłyszał jednego z podróżujących.
- Żeś sobie kompana do picia wybrał. Nie dość, że padniesz przy jego tempie picia, to stracisz pieniądze na wiele kolejek, a nie tylko pierwszą - skomentował cicho i pewnie nawet nikt go nie usłyszał. Ruszył przed siebie w poszukiwaniu miejsca, gdzie będzie mógł spędzić noc.

Dotarł do jakieś karczmy i postanowił zapytać o pokój na noc. Co do jednego, nie miał wątpliwości, Mirkan wiedział, co mówił o cenach niziołków. No nic, lepsze to niż pchły skaczące po łóżku. Po zapłaceniu za pokój i odebraniu kluczy, mężczyzna udał się do pokoju. Odłożył plecak na ziemię, zsunął chustę z twarzy, zdjął kapelusz z głowy i wyjrzał przez okno.

Może i powinien wyjść na zewnątrz, pobawić się, na moment zapomnieć o wszystkich troskach. Jednak nie miał na to ochoty. Zawierania jakichś znajomości wśród podróżujących, też nie miał zamiaru. Chciał po protu pozostać wędrowcem, którego nikt nie zapamięta. Takie coś było mu najbardziej na rękę.

Zdjął płaszcz oraz buty. Usiadł na łóżku i zaczął szukać czegoś w plecaku. Po chwili wyjął z niego notatnik i kawałek węgielka do rysowania. Oparł się plecami o ścianę i zaczął rysować. Rysował czyjąś podobiznę. Tyle szło wywnioskować po tych kilkunastu przeciągnięciach węgielkiem po kartce. Właśnie rysując chciał spędzić najbliższy czas, przynajmniej dopóki nie zmoże go sen.
 
Saverock jest offline  
Stary 07-05-2012, 10:08   #12
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Wyruszyli. Po jakimś czasie zdała sobie niejasno sprawę, że na coś czeka, ale nie miała pojęcia na co. Dopiero kiedy jej koń opuścił głowę by podczas marszu skubać porastające pobocze zielsko zrozumiała dwie rzeczy: że tym na co czekała było przyspieszenie karawany i że to nie nastąpi. Opuściła więc siodło i ruszyła spacerkiem pozwalając wierzchowcowi podgryzać co smaczniejsze jego zdaniem rośliny. Cieszyła się słońcem, krajobrazem i ciszą, nieco nienaturalną ale mimo wszystko przyjemną. Atmosfera skłoniła ją nawet do zerwania źdźbła trawy, które po namyśle wyrzuciła, nie bardzo miała jak wsadzić je do ust nie odsłaniając twarzy. W pewnym momencie podeszła do burty jednego z wozów i z niedowierzaniem zdjęła z niej pasażera na gapę. Kto by pomyślał, ślimak w takim miejscu. Rzuciła go w trawę wiedząc że niedługo zakopie się w ziemi by przespać nadchodzącą zimę.

Leniwie obserwowała zmieniający się krajobraz, malutkie domki i pola wywarły na niej bardzo pozytywne wrażenie, po raz kolejny udowadniając że północ niewiele ma wspólnego z jej ponurymi wyobrażeniami. A samo miasteczko było po prostu cudowne, takie zadbane i wesołe, że uśmiech samoistnie pojawiał się na twarzy. Rozbawione niziołki, krasnoludy, elfy i ludzie znajdujący się w mniejszości, nigdy czegoś takiego nie widziała. Przez króciutką chwilę w jej sercu zapłonęła nadzieja że zobaczy kogoś jeszcze, ale natychmiast zgasła. To nie było właściwe miejsce, zupełnie nie ten klimat. Mimo to z zachwytem obserwowała żonglerów i nawet przekłuła palcem zbłąkaną tęczową bańkę.

Zajazd pod którym stanęli nie przypadł jej do gustu. Na pierwszy rzut oka było widać, że standard nie jest najwyższy, a i towarzystwo nieodpowiednie. Mirkan przypieczętował jej decyzję wspominając o pchłach. Człowiek w czerwonym płaszczu postanowił nie tracić czasu i od razu pospieszył na rynek zapraszając na kolejkę. Nie poszła za nim, najpierw musiała znaleźć sobie pokój. Zabrała kilka swoich rzeczy z wozu, a potem ruszyła na poszukiwania. Było to dość kłopotliwe, ale wreszcie udało jej się znaleźć jeden wolny. O tak, ten siennik zdecydowanie nie był zamieszkany. Usiadła, sięgnęła po lusterko i brzytwę.

Kiedy uznała że na dworze ściemniło się dostateczne by szal zakrywający jej twarz stał się zbędny wyszła by przyłączyć się do zabawy. Miała zdecydowaną ochotę popróbować tutejszych trunków, oczywiście z umiarem. Ruszyła na rynek wypatrując w tłumie innych członków karawany. Może pod wpływem whiskey powiedzą coś interesującego, czego prawdopodobnie i tak jutro nie będą pamiętać.
 
Agape jest offline  
Stary 09-05-2012, 23:35   #13
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Skoczna muzyka tętniła w powietrzu gęstym i ciepłym niby mleczny dym.
Światła świec rozmywały się na tle dymów z fajek i cygar.
Rozradowane niziołki, wesołe elfy, zadowolone krasnoludy i cieszący się ludzie byli wszędzie. Sielskiej atmosfery dopełniała whiskey i oczywiście miód.

I tu się zaczynał problem.

*****

Vernon zrezygnował z pozostania w hotelu wyznaczonym przez kierownika karawany. Nie, nie przez pchły czy inne niewygody. Po prostu nie chcieli przyjąć jego towarzysza wraz z nim do jednego pokoju.
Poszedł szukać miejsca, w którym i on i jego towarzysz mogliby spokojnie zanocować. Nie szukał długo, i choć kosztowało go to odrobinę, to nie żałował. Dobrzy niziołkowie przyjęli go życzliwie, nie przerazili się jego widoku, jak się spodziewał, a widać kochając zwierzęta, nie mieli nic przeciw żeby Barry nocował w jednej sali wraz z zachustowanym człowiekiem.
Vernon podziękował i skierował się do swojej komnatki.
Była mała, trochę niska. Ale w sam raz. Na jedną noc o niczego więcej nie potrzebował. Stolik i siennik to wszystko czego pragnął.
Usiadł na sienniku okrytym białym, czystym jak płótnem.
"Pierwsza od kilku miesięcy od ponad roku sielska atmosfera... Czas wreszcie się rozluźnić. I skorzystać z gościnności niziołków." Uśmiechnął się, aż wilk wstał i położył mu głowę na udzie i radośnie zapiszczał.
-Let's get ready then my friend! rzekł do niego wstając gwałtownie z łóżka. A ten zawarczał wesoło.

Vernon wkładając całą broń oprócz jednego noża do torby, wyszedł i kierował się ku ryneczkowi, ze zwierzem idącym przy nodze, o dziwo bardzo grzecznie. Widać, że nie raz w tłumie przebywał.
Obaj się kierowali do przyjemnie zatłoczonej kolorowym tłumem karczmy. Wszak czas się strawę dobrą zjeść i się zabawić!
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
Stary 11-05-2012, 03:19   #14
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Gelidowi nie przeszkadzało, że karawana się wlokła, nawet mu to pasowało, po tylu dniach pośpiechu, trochę powolności. Zwłaszcza w tak niespokojnych czasach, jak te w których przyszło mu żyć. W czasach gdy jego nauczyciel ucieka na północ. Gelid nie mógł się też doczekać jednego, niedługo powinien spaść śnieg, białowłosy uwielbiał ten biały puch. Nie wdawał się też w rozmowy z innymi. Gdyby ktoś jednak był bardzo spostrzegawczy, mógłby zauważyć, że od czasu do czasu mruczy coś sam do siebie. Białowłosy miał też pewną przestrzeń dookoła siebie. Bowiem w jego pobliżu było nieco chłodniej.

Gelidowi nie straszne były okropne warunki zakwaterowania, postanowił zostać tam gdzie tanio. Poza tym Wiedział, że Kida nie cierpi robactwa, więc zapewne je wymrozi. Jeszcze przez chwilę białowłosy pozostawał w karczmie, jedząc skromny posiłek popijany piwem.
-Ten mężczyzna ma taki miecz jak ty.- usłyszał w swojej głowie kobiecy głos, jednocześnie pokazał się tam też wizerunek mężczyzny.
- Wiem- mruknął pod nosem Gelid,
- Nic z tym nie zrobisz?
-Co niby mam zrobić, nie jest tym, którego szukam, a i jego miecz jest w innej pochwie. Chodźmy lepiej zobaczyć co to jest to święto spustów.
Wszystkie swoje wypowiedzi Gelid maskował przeżuwaniem chleba.

Białowłosy wyszedł na zewnątrz, gdzie było pełno pijanych osobników, ras wszelakich.
-Święto spustów, Kida, niczym się nie różni od festynów w wioskach w których bywamy.

Gelid Chwycił swój miecz i rozpoczął to po co przybył. Zaczął wypytywać o brązowowłosego mężczyznę, z mieczem takim jak miał białowłosy. Wątpił w to, że mu się uda czegokolwiek dowiedzieć, zwłaszcza od pijanych gnomów, ale nie wybaczyłby sobie gdyby chociaż nie spróbował.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 12-05-2012, 08:54   #15
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Yerban rozejrzał się po wiosce.

Zważywszy na położenie geograficzne, dostęp do towarów, wpływy polityczne (a raczej ich całkowity brak), wioska nie była ani tak mała, ani tak zabiedzona, jak się spodziewał. Mag wyobrażał sobie kilka bezładnie rozsianych chat, umieszczonych wzdłuż rzeki, domki na górskich zboczach lub też w najlepszym razie zbudowane tuż przy skalnych ścianach. Malunki murek, który otaczał wioskę i jej uporządkowana struktura były zaskakujące.

Na tyle, że wydawały się wręcz niemożliwe. Zwiedził cały świat i zazwyczaj taki porządek panował jedynie w wioskach zakładanych przez króli, zbudowanych w sercach silnie prosperujących państw po to, by łatwiej było prowadzić w nich badania statystyczne, pobierać podatki i z rzadka dobudowywać nowe domy.

Widocznie tutejsze niziołki znacznie różniły się od tych, które spotkał w swym życiu. Bardzo możliwe, iż srogie, północne zimy zbliżyły je w usposobieniu do zorganizowanych krasnoludów, przynajmniej, jeśli chodzi o architekturę. Bawić umiały się po niziołczemu.

W dawnych czasach, kiedy był młodszy i silniejszy, może by się zabawił. Obecnie, nie miał ochoty urozmaicić zabaw nawet najprostszymi zaklęciami. Było już późno, a po dniu spędzonym w drodze mag miał ochotę po prostu się położyć i zasnąć.

Powolutku, drobnymi kroczkami starych nóg, podszedł do najbliższego domostwa i zapytał uprzejmie, czy mieszkańcy nie zgodziliby się go przenocować w zamian za kilka monet. W jego wieku wygodne łóżko było nie tyle luksusem, co dobrem koniecznym. Jako mag i tak miał zresztą więcej oszczędności niż przeciętny człowiek, znacznie jednak mniej od innych czarodziejów.

Kiedy rozłożył się na wygodnym łóżku, pod ciepłem kocem, mógł poświęcić chwilę na rozmyślania.

Niepokoili do niektórzy członkowie karawany. Przysiągłby, iż co najmniej kilka osób próbuje się ukryć. Nie zauważyli niestety, iż te działania w małej grupie są nawet nie tyle skazane na niepowodzenie, co komiczne. Jeśli ktoś chciał zniknąć w dużym mieście, mógł rzeczywiście założyć kaptur na głowę, poruszać się mrocznymi zaułkami i udawać, iż ludzie wokół nie istnieją. Mniejsze grupy rządziły się swoimi własnymi prawami.

Była też biedna kobieta, której tworzy nigdy nie widział. Powinien do niej podejść i porozmawiać z nią. Może był starcem, który naoglądał się w życiu różnych sytuacji, ale węszył smutną historię – miłosną, rodzinną, może religijną. Możliwe, iż wszystkie te rzeczy sprawiły, iż znajdowała się teraz na krańcu znanego świata. I choć wyglądała na taką, co potrafi sobie poradzić, to równie dobrze mogła to być przykrywka, zwykła skorupa, pozwalająca uniknąć kolejnego zranienia.

Yerban zasnął lekko, nie zdążywszy zastanowić się nad sporządzeniem mapy wioski. Ciche chrapanie wypełniło wynajęty pokój.
 
Kaworu jest offline  
Stary 12-05-2012, 22:25   #16
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Zabawa w mieście się rozkręcała...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EplEsr5IVj0[/MEDIA]


Riskan nie miał wielkich problemów ze znalezieniem odpowiedniej karczmy. Wybrał jedną z tych znajdujących się przy samym ryneczku, a dokładnie tą, w której najbardziej odpowiadała mu muzyka. Weszli do środka z Zenderem. Tylko o tej dwójce można było powiedzieć, że poczuli atmosferę święta, ponieważ pierwsze o czym pomyśleli po przyjeździe do Littlewall, to żeby się odpowiednio napić.
Dwie duże sale na parterze oraz ogródek były całkowicie zapełnione, na ławach nie było wolnych miejsc, a i przejściami pomiędzy nimi co chwila ktoś się przepychał. Jedyne luzy znajdowały się przy podeście, na którym paru niziołków i jeden człowiek grało skoczną muzykę. Najwyraźniej miał tam znajdować się parkiet, ale godzina była jeszcze zbyt młoda na tańce. Niziołcze kelnerki roznosiły zamówienia, jednak właściciel był najwyraźniej przezorny i te najładniejsze i najmłodsze stały za barem, zaś trunki roznosiły chyba ich matki i babki, więc jak na razie obywało się bez podszczypywania i podnoszenia sukni. Riskan dopchał się jakimś cudem do baru.
- Dwie kolejki whiskey, pani! - rzucił do jednej z barmanek. Musiał niemal krzyczeć, żeby go usłyszała. Ta odpowiedziała mu ceną. Wysupłał z sakiewki półpensówkę. Za tą cenę spodziewał się małych kieliszków, w których mieściła się jedna ósma pinty, ale dostał te zwyczajne, ćwierćpintowe. Cóż, to zdecydowanie była okazja. Podał jeden z nich Zenderowi i rzucił jeszcze:
- Czy da radę gdzieś tu spocząć?
- W piwnicy są dodatkowe miejsca, no ale tam jest mniej wygodnie i słabo słychać muzykę! - odkrzyknęła mu barmanka. Widać było, że w dzień taki jak ten ma urwanie głowy.
Krasnolud i człowiek postanowili udać się we wskazane miejsce. W piwnicy było mniej przestronnie, nie tylko ze względu na niższy strop, ale też na węższe pomieszczenia. Latarnie dawały całkiem sporo światła, ale i tak za co drugim zakrętem znajdował się ukryty w cieniu stolik. Było tu też chłodniej niż na górze, jednak wcale nie bardziej niż na zewnątrz, gdyż słońce własnie zaszło za horyzont w momencie, w którym wchodzili do karczmy. Muzyka - zgodnie z zapowiedzą - była mocno przytłumiona. Riskan i Zender zajęli miejsce przy niewielkim stoliku wykonanym z pustej beczki.
Na dole wyglądało to zupełnie inaczej, niż na górze. Było tu zdecydowanie mniej niziołków, do tego widać było, że są tu osoby, które wolą bawić się inaczej, niż tańcząc przy wesołej muzyce i biesiadując z przyjaciółmi. Jedni grali w karty, inni o coś się kłócili. Również trunki roznosili tutaj mężczyźni, być może synowie właściciela, i zawsze we dwójkę. Z drugiej strony, o ile na górze było czterech wykidajłów, to tu nie było żadnego. Najwyraźniej właściciel uznał, że jeżeli jakaś bójka się wydarzy, to wydarzy się na dole, i tabniej wyjdzie zrobić nowe stoły i krzesła (stąd pewnie większość mebli tu na dole była chałupniczo wykonana ze starych beczek) niż próbować powstrzymać taki obrót wydarzeń.
- Weźmiemy coś do jedzenia? - rzucił Zender, kiedy do stolika obok przyniesiono cztery smakowicie wyglądające pieczone kiełbaski - Podróżujemy dopiero jeden dzień, a ja już mam dość zimnego i suchego żarcia...


Niziołki wiedzą, że pewnych rzeczy nie należy mówić człowiekowi. Na przykład kiedy do ich zajazdu wchodzi człowiek z wilkiem, niziołek nie powie mu, żeby się wynosił, bo taki niziołek długo by nie pożył. Gdyby ten, który wszedł do zajazdu był innym niziołkiem, sprawa wyglądałaby inaczej, ale do tego jeszcze Vernon nie wyglądał ani na miejscowego, ani na przybysza z południa, co tym bardziej konfudowało właścicieli karczmy.
Nie, doświadczone niziołki będą udawać, że lubią zwierzęta i zupełnie nie przeszkadza im obecność wilka w ich karczmie. Będą też miłe, bo jak ktoś jest mały, to musi być miły. Następnie niziołek policzy człowiekowi z wilkiem wyższą cenę za pokój, niż normalnie... No ale człowiek wcale nie musi o tym wiedzieć, prawda? Widać, że pochodzi z daleka i pewnie nawet nie orientuje się w cenach, najwyżej ponarzeka trochę, że drogo, no ale przecież odbywa się święto, więc musi być drogo.
Tak właśnie życie nauczyło niziołków załatwiać podobne sprawy.

Zabawne jest też, że ludzie potrafią zaakceptować coś, na co normalnie nigdy by się nie zgodzili, jeżeli tylko okoliczności podpowiedzą im, że wszystko jest w porządku. Kiedy człowiek z wilkiem pojawił się na ryneczku, ludzie uznali, że jest on jednym z kuglarzy i sztukmistrzów, którzy zjechali się na festyn, a wilk z pewnością był oswojony i niegroźny... Owszem, był oswojony, ale w każdy inny dzień ten argument nie przeszkodziłby mieszkańcom poszczuć go swoimi psami. W ten jeden szczególny dzień jednak ludzie podchodzili do niego, a Barry podawał im łapy i turlał się po ziemii. Vernona trochę to męczyło, ale nie reagował, zwłaszcza, że kilka osób wcisnęło mu nawet jakieś drobne. Wtem jednak mignął mu przed oczami obraz Riskana i Zendera stojących przy barze w jednej z karczm i schodzących na dół do piwnicy. Zawołał Barrego i udał się za nimi.
Znalazł się na dole i wypatrzył ich stolik. Przysiadł się. Wypili parę kolejek. Whiskey była dobra. Nie tylko tania, ale i z pewnością dobra - o ile byli w stanie powiedzieć, niziołkowie odwalili kawał wspaniałej roboty, no i oczywiście trunek nie był chszczony. W większości innych miejsc, jeżeli jakiś trunek oferowano za pół darmo, to można było się w nim spodziewać połowy właściwego trunku, a często nawet i mniej.
- Hej, ty! Wynocha mi stąd z tym kundlem! - Usłyszeli po pewnym czasie przepity głos dochodzący z jednego z zakamarków.
- Ty dziwaku, szłyszysz... hyp...! wynocha! - Trzech drabów podniosło się z siedzeń, jakby oczekując oporu. Wydawali się na gotowych, by swoje żądanie wcielić w życie siłą. Reszta towarzystwa zamarła i wpatrywała się w rozgrywającą się scenę - najwyraźniej bójki były dla nich kolejną atrakcją oferowaną przez święto Spustów.


Ankarian musiał dobrze przymknąć okna, ale i tak nie udało mu się całkowicie przytłumić odglosów zabawy. Jednak gdy chciał, potrafił się skupić na tym, na czym potrzebował. Kiedy wreszcie zasnął, dokończony rysunek kobiety zsunął się delikatnie na ziemię. Była piękna, ale widać było, że czegoś się boi.


Arabella wylądowała w jednym z gorszych - jak na niziołcze standardy - zajazdów, ale pokój i tak był czysty, choć skromny. Nie było czemu się dziwić, niewiele osób lubi nocować pod swoim dachem osoby, które zakrywają swoją twarz i Arabella była tego świadoma. Wiedziała też, że dzięki temu praktycznie nie zdarzało jej się, aby rano dostrzegała jakiś ubytek w swoich rzeczach - karczmarze nie tylko bali się takich osób, ale też bali się je okradać.
Tak więc spokojna o swój dobytek mogła pójść i trochę się pobawić. Miała tylko nadzieję, że nie wydarzy się nic złego. To było w pewnym sensie piękne miasto i nie chciała, żeby tak jak inne przypominało jej o przeszłości. Wyszła na spacer. Zajrzała do kilku karczm w poszukiwaniu towarzyszy podróży, ale nie znalazła ich, za to wypiła kilka kieliszków whiskey. Miała pewne porównanie wśród wysokogatunkowych trunków ze względu na szlacheckie pochodzenie i zdziwiła się, że prości ludzie piją tak dobry alkohol. Nie znalazła jednak ani śladu towarzyszy. Może zeszli do którejś z piwnic? pomyślała.

W tym samym momencie poczuła ukłucie na zewnętrznej stronie dłoni. Z zaskoczenia wylała resztę whiskey. Poczuła jeszcze coś, jakby pająka, poruszającego się pod jej rękawicą, po czym zakręciło się jej w głowie. Upadając wydało jej się, że widzi nad sobą złowrogo uśmiechającego się mężczyznę w czarnym stroju.



Kiedy się obudziła, nadal kręciło jej się w głowie. Powoli odzyskiwała władzę nad ciałem, choć jakiekolwiek ruchy nadal przychodziły jej z trudem. Zorientowała się też, że jest skrępowana i nic nie zasłania jej twarzy.
- O, patrzcie, obudziła się.
W pokoju, najwyraźniej jednym z wielu w jakiejś karczmie, było trzech mężczyzn. Nie była w stanie powiedzieć, jak się tu dostała. W miejscu ukąszenia niesamowicie bolała ją ręka.
- Nie trudź się, wiemy, czym jesteś, dlatego użyliśmy łańcuchów do skrępowania cię, nie sznurów. - Przemówił do niej mały mężczyzna, podobnie jak ona wcześniej zakryty szatami od stóp do głów, ten sam, którego przez moment widziała w karczmie. - Niedługo wrócisz z nami do Etol, a tam odpowiesz za swoje czyny głową, my zaś zainkasujemy za to sporą kasę. - Najwyraźniej był mózgiem grupy. Choć najmniejszy, coś było niepokojącego w jego głosie. Poczuła, że jej demon także był poruszony, choć nie wiedziała, czy to obecnością dziwnego mężczyzny, czy też możliwością śmierci swojej ludzkiej towarzyszki. - Jak dla mnie, i tak możesz czuć się całkiem szczęśliwą osobą. Kiedy dowiedzieliśmy się, że przyjdzie nam pojmać kobietę, Szturchacz był pełen nadziei...
- Nie będę szturchał tego czegoś! - przerwał, mu drugi mężczyzna, mający zniekształconą twarz, najwyraźniej Szturchacz, ale pierwszy uciszył go wzrokiem.
- Jak już mówiłem, był pełen nadziei, nawet opisywał nam rozmaite sposoby na jakie mógłby cię... szturchnąć. Jednak jak tylko odsłoniliśmy twoją twarz, całkowicie przeszła mu na to ochota. Co ty na to? Ach, nic nie mówisz... Pewnie i tak byłabyś zadowolona, z twoim wyglądem nie masz zbyt wielu okazji, o ile w ogóle... Pewnie musisz błagać mężczyzn, żeby cię zgwałcili. No ale nie złapaliśmy cię po to, żeby sobie pogadać. Hank!
- Tak? - odezwał się trzeci, ogromny mężczyzna, do tej pory nie odzywający się i stojący bez ruchu.
- Idziemy spać, jutro wyruszamy o świcie do Port Hope. Ktoś może próbować ją uwolnić, tak więc trzymasz wartę. A ty - zwrócil się do Arabelli - nie próbuj żadnych sztuczek. Szturchacz mógł stracić ochotę na zabawy, ale Hank zwykle tylko czeka na pretekst, żeby móc trochę obić więźnia. A przecież nie chcesz, żeby ta twoja buźka stała się jeszcze brzydsza, co?


Gelid jako jedyny postanowił pozostać w tanim zajazdzie, ale sporo czasu zajęło wypytywanie ludzi na temat swojego nauczyciela. Starał się wypatrywać niziołków, którzy wyglądali na miejscowych. Pokazywał im swój miecz, ale bez skutku. Większość była zbyt pijana, reszta nie miała pojęcia, albo kręciła coś, co nie miało większego sensu. Wreszcie uznał, że nic tu raczej nie wskóra i postanowił pójść się napić. Idąc w stronę rynku zobaczył jednak coś dziwnego. Dwóch ludzi niosło gdzieś kobietę, tą samą, która towarzyszyła mu w podróży, a za nimi szedł trzeci. Z daleka mogło to wyglądać, jakby szybko się upiła, a oni pomagali jej dostać się do jej komnat... Ale gdy tylko się przyjrzał, sprawa zaczęła śmierdzieć na kilometr. Kobieta wydawała się być bardziej sparaliżowana, niż pijana - nie bełkotała i w zasadzie w ogóle się nie ruszała. Ale przede wszystkim, jeden z niosących ją mężczyzn wyraźnie ją obmacywał i głośno opisywał kolegom, co ma zamiar jej zrobić, żeby wynagrodzić sobie trudy dźwigania jej ciężaru.


Buredo nie chciał od razu decydować o tym, gdzie spędzi noc, wszak ta była jeszcze młoda. Miasto było trochę zbyt tłoczne, a natura tu, na północy, pociągała go swoją surowością i pięknem. Wyszedł przed miasto. Usiadł, opierając się o mur i spoglądając na ten nieznany mu świat, rozświetlony promieniami zachodzącego słońca.
Zabawne, że tak ludne miasto nie miało straży, nawet przy bramach. Prawdopodobnie to dlatego, że na co dzień mieszka tu ledwie z pięćdziesiąt osób. A może wcześniej tu stali, lecz wszyscy, którzy zmierzali tu na święto już byli w środku? O tej porze, choć Buredo siedział tam wcale niekrótko, widział tylko dwie grupki ludzi zmierzających ku miastu.
Pierwsza przybyła już po chwili, trzech mężczyzn. Sądząc po stanie ich koni, prawdopodobnie przebyli całą drogę aż od Hope Bay jednego dnia. Nie zaszczycili go nawet spojrzeniem.
Druga przybyła już po zmroku, dlatego Buredo nie widział ich dokładnie. Mógł tylko powiedzieć, że było ich siedmiu, z widocznymi oznakami należności do jakieś wojskowej organizacji – wojska albo straży z Silverytown. Już po chwili od ich przyjazdu muzyka było słychać jakieś zamieszanie, po czym muzyka ucichła, głosy również. Buredo poszedł w stronę rynku, aby dowiedzieć się o co chodzi.


Yerban zasnął, lecz wkrótce jego sen został zastąpiony majakami, które poznawał. Najpierw przyleciał kruk i usiadł mu na ramieniu. Siedział tak przez dłuższą chwilę. Yerban wyczuwał wiele innych umysłów, mających ten sam sen. Potem sceneria się zmieniła, a w dodatku Yerban wyczuwał, że ta wiadomość jest skierowana już tylko do niego. Zrobiło się zimno, spadło kilka płatków śniegu i już po chwili stał po kolana w zaspach. Gdzieś w zamieci mignął mu jakiś kapelusz. Oczywiście było to bez sensu, ale sny rządzą się swoimi prawami, zwłaszcza te wymuszone. Po chwili cały śnieg zniknął, zniknął też sam Yerban, a we śnie pozostało tylko coś, co mógł określić jako bardzo duży i obrzydliwy płód. Obudził się. Bez krzyku, mimo, że ostatni symbol nieco go przeraził.

Telepatia była dla magów wybitnie skomplikowana. Przełożenie nawet najprostszej myśli na język, którym porozumiewają się między sobą neurony, żeby taką informację posłać potem do czyjejś głowy przerastało możliwości większości z nich. Dlatego większe skupiska magów korzystały z pomocy pochodzącej z innego świata. Opanowywały, lub przekonywały do pomocy jakiegoś pomniejszego demona. Te o mocach telepatycznych zdarzały się rzadko, znaczenie bardziej pospolite były demony o mocach związanych ze snem. Język symboli sennych był powszechnie wśród magów znany.

Kruk. Wojna.

I osobista wiadomość. Śnieg, czyli północ. I kapelusz, czyli mag. A zatem na północy jest inny mag? Co tutaj robi? Bada... – Yerban wzdrygnął się, kiedy przypomniał sobie ostatni symbol. Nie był w stanie przypomnieć sobie, co on znaczy. Na pewno nie spotkał się z tym, żeby ktokolwiek z niego skorzystał do tej pory. Czymkolwiek było to, o czym jego starczy mózg zapomniał, nie było to nic dobrego.

Leżał tak na łóżku rozmyślając o wiadomości, kiedy usłyszał jakieś zamieszanie od strony okna, a następnie wszystko się przyciszyło, choć rozbrzmiewały jeszcze pojedyncze głosy. Kiedy wyjrzał za okno, mógł zobaczyć fragment rynku.

Tłum wyległ z karczm i stał ściśnięty do granic możliwości na placu, żeby usłyszeć słowa posłańca. Ten wdrapał się na jakąś beczkę, otaczało go sześciu żołnierzy. Po chwili zaczął mówić donośnym głosem, który w tej ciszy było słychać nawet w pokoju Yerbana.

- Mieszkańcy Littlewall! Oto postanowienia, które są zawarte w liście do gubernatora, władz lokalnych i mieszkańców Ostatniego Bastionu! Sygnowany pieczęcią jego wysokości, Króla Betanii, Księcia Hedoboru i Lostan, Namiestnika Bożego Piotra, drugiego tego imienia. Ostatniemu Bastionowi zostanie ofiarowana wolność! – Tu mówca zrobił krótką przerwę, a tłum zaczął wiwatować. – Zostanie nadany nam status vicekrólestwa i pełna zdolność do samo rządzenia. Nie będziemy podlegać królewskim podatkom, zaś rządzić nami będzie dotychczasowy gubernator. – Ludzie znowu zaczęli wiwatować, kiedy usłyszeli o podatkach. – Tym niemniej, za wolność trzeba zapłacić cenę! Zbliża się nieuchronna wojna! Agresor z południa wykonał pierwsze ruchy! Najświętsza Betania jednoczy się z innymi krajami, aby pokazać najeźdźcom, gdzie ich miejsce! – Tu ludzie zaczęli skandować hasła, z których „skopać im tyłki” było najłagodniejszym. – Król zachowa na wieczystą dzierżawę od Ostatniego Bastionu wszystkie kopalnie srebra, jak i wszystkie złoża srebra pozostaną jego własnością, aby mógł finansować tą i kolejne wojny! Poza tym, Ostatni Bastion ma w swym ostatnim darze wysłać do Betanii dziesięć kohort rekrutów! Zgodnie z postanowieniami gubernatowa gmina niziołcza Littlewall i okolic ma dostarczyć pół kohorty wyekwipowanych rekrutów, którzy mają się stawić w Port Hope do zmroku pojutrze! Jeżeli chodzi o inne kohorty, to Silverytown dostarczy...

Mówca zaczął wymieniać mniej istotne informacje, a ludzie powoli wracać do zabawy. Dla niektórych – ostatniej przed wyjazdem na wojnę. Nieuchronna wojna? – pomyślał Yerban – Wy już toczycie wojnę. Po prostu nikt wam jeszcze o tym nie powiedział...
 

Ostatnio edytowane przez Issander : 12-05-2012 o 23:01.
Issander jest offline  
Stary 13-05-2012, 09:38   #17
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Widział ją, doskonale ją widział. Była tak blisko. Musiał tylko wyciągnąć rękę, aby móc jej dotknąć. Nie rozumiał tylko jednego. Dlaczego się nie uśmiechała. Przecież w końcu byli razem. Nagle pojawił się za nią tajemniczy cień i wbił jej sztylet w plecy. Wpadła w ramiona Ankariana z przerażeniem w oczach, które powoli się zamykały.

- Nie! - Ank obudził się z krzykiem. Był cały spocony, oddychał szybko. Dopiero po chwili zrozumiał, że to był tylko sen. Koszmarny sen. Przesunął się do krawędzi łóżka i podniósł rysunek, który musiał spaść na ziemię, gdy zasnął. Wpatrywał się w niego długo.
- To był tylko sen. Nic ci nie grozi - powiedział do siebie i westchnął cicho. Położył rysunek na łóżku, a sam wstał z niego.

Podszedł do okna i otworzył je, aby wpuścić do środka trochę zimnego powietrza. Wciąż słyszał odgłosy zabawy. Wydawało mu się, że na moment ucichły i słyszał jakieś wiwaty, ale uznał, że tylko mu się wydawało. Patrzył na nocne niebo, uśmiechając się nieznacznie.
- Ciekawe, czy ty też to robisz - szepnął.

Doskonale wiedział, że po tym koszmarze, reszta nocy będzie nieprzespana. Nawet bał się zamknąć oczy na dłuższą chwilę, aby nie widzieć obrazu z koszmaru. Do południa miał czas, więc postanowił to wykorzystać. Pewnie wszyscy się bawili, a skoro dla niego sen się skończył, mógł do nich dołączyć.

Zabrał płaszcz i wyszedł na zewnątrz, do bawiących się. Przypomniał sobie o pierwszej darmowej kolejce proponowanej przez jednego z podróżujących, ale teraz na pewno było za późno. Sam musiał za siebie płacić. Jednak najpierw udał się na krótki spacerek po mieścinie. Nagle zobaczył posłańca w towarzystwie sześciu żołnierzy.
- Świetnie, czy w każdym miejscu muszą się pojawiać osoby, które mogą wiedzieć, kim jestem? - zapytał sam siebie i natychmiast odbił w bok, znikając w pobliskiej karczmie. Miał nadzieję, że posłaniec nie zamierzał sobie nawilżyć gardła i nie przyjdzie tutaj z obstawą, bo jeśliby tylko go poznali, zrobiłoby się nieciekawie.

Ankarian, starając się nie myśleć o problemach, bo w ten sposób ich nie rozwiąże, podszedł do baru i zamówił whiskey. Alkoholem też nie mógł rozwiązać problemów, ale może uda mu się o nich na chwilę zapomnieć. Miał taką nadzieję.
 
Saverock jest offline  
Stary 13-05-2012, 12:25   #18
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Arashi pokręcił z niesmakiem głową widząc rozgrywający się przed nim spektakl.

Spójrz na nich. Banda idiotów, manipulowanych przez swoich władców.
Widzę.
Nie wiedzą nic o wojnie, o walce. Widzą swoją wolność i samodzielność, za którą zapłacą krwią.
Obaj wiemy że jest to waluta najczęściej wydawana w sprawie wolności.
Tak...
Mógłbym zabić ich wszystkich bez żadnego problemu.
Prawda.
Gdybyś ty chciał ich zabić, nawet by nie zauważyli.
Też prawda.
A oni chcą ich wysłać przeciw cesarskim. Daj mi pół setki dobrych najemników, a za pomocą wojny podjazdowej i głodu sprawię że dziesięciotysięczna armia złożona z nich rozpadnie się na kawałki.
Mam ogromną wiarę w twoje niezrównane umiejętności dowódcze.
Sarkazm, Anathar? Wiem że stać cię na więcej.

Nastąpiła chwila ciszy.

Gdy znajdziemy ostrze, wrócimy tu by walczyć z cesarskimi.
Tego się nie spodziewałem.
Dzięki tobie nie możemy już wrócić na południe. Równie dobrze mogę sobie stworzyć reputację na północy.
Wiesz że równie dobrze możemy nie wrócić z północy, prawda?
Wiem.

Na tym skończyła się kolejna z wielu wewnętrznych konwersacji Buredo. Zostawiało go to w sytuacja, w której nie wiedział co robić.
Prościej rzecz ujmując Buredo Arashi był znudzony.
Nie pił alkoholu od lat, wychodząc z założenia że nigdy nie zależy przytępiać swoich zmysłów, więc tocząca się dookoła zabawa nie imponowała mu.
Wątpił by znalazł się tu ktoś z robotą do wykonania.
Równie dobrze mógł znaleźć jakieś w miarę odludne miejsce i potrenować. Nikt nie jest doskonały, prawda? Jedyną pasją Arashiego poza walką było malowanie, a na to było już zbyt późno.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 13-05-2012, 15:26   #19
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Vernon miał chęć się napić. Miał chęć pójść do szynku, zrelaksować się, popić kawał dobrej kiełbasy sporą ilością miodu. Miał chęć odreagować. Miał chęć odbić sobie za trud jaki go do tej pory spotkał.

Idąc Niziołkowym ryneczkiem z Barrym przy nodze, nie wiedział gdzie się zakręcić. Szedł więc dalej, a ludzie, w szczególności dzieci, myśląc, że jest przejezdnym kuglarzem, podchodziły do wilka i chciały się z nim bawić. Obawiał się, że zwierzę będzie agresywne.
Szybko jednak strach zamienił się na wesoły uśmiech.
Wilk podawał dzieciom łapę, turlał się czy prosił o smakołyki. A to, że siedząc był wyższy od dzieci o dobrą głowę nikogo uwagi nie zwróciło ani nie zatrwożyło. Jego numer z opuszczonymi uszami i maślanymi oczami zachwycał wszystkich wokół i roztapiał najtwardsze serca.

Vernon śmiał się w głos, gdy widział że jego towarzysz był zadowolony.

Postanowił pokazać zgromadzonym sztuczkę, którą jeszcze ćwiczyli podczas wcześniejszych podróży.

Nożownik wziął do ust patyk i kazał ludziom rozsunąć się i stanąć w okręgu. Zawołał wilka, po czym rozbiegł się. Przeskoczył saltem na dobre 2 metry nad nim, a gdy Vernon był twarzą zwrócony w dół, zwierzę podskoczyło i złapało patyk. Gdy kuglarz opadł nogi, zadowolony tłum gwizdał i klaskał z zachwytu.
Kilka drobniaków podali mu w rękę, po czym poszli w swoją stronę, szukając szynku.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SG9jL_QHkFw[/MEDIA]

I wtedy właśnie mignął mu w karczmie Riskan wraz z innym towarzyszem karawany. Postanowił do nich dołączyć. Choć wchodząc klienci dziwnie patrzyli się na jego czworonożnego kumpla, szybko zszedł z nim do piwnicy i dosiadł się do towarzyszy. Zamówił dla nich trzech miód pitny i jakąś kość dla Barry'ego, po czym rozpoczęła się rozmowa. Smugi światła przelatywały przez wąskie okno u stropu, uwidaczniając kurz i dym unoszący się w powietrzu.

Zaczyna się zabawa.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 13-05-2012 o 17:32.
potacz jest offline  
Stary 14-05-2012, 14:05   #20
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Noc była młoda, jedzenie smaczne, a whiskey dobra, zadziwiająco dobra, nic dziwnego że wszyscy tak wyśmienicie się bawili. Muzyka grała wesoło, sprawiając że miała ochotę tańczyć. Zamówiła kolejny kieliszek i nucąc pod nosem tanecznym krokiem ruszyła przez tłum w stronę piwnic. Dziwne, ale koło niej tłum nigdy nie był naprawdę gęsty. Na dole zamierzała podjąć poszukiwania reszty „podejrzanych typów”. „Banda podejrzanych typów” tak właśnie ich nazywała, zaliczała do niej tych kilku mężczyzn którzy dołączyli do karawany razem z nią i oczywiście siebie. Spróbowała sobie wyobrazić ich tu wszystkich razem, uśmiechniętych, upojonych, najlepiej trzymających się za ręce i tańczących w kółeczku. Nie mogła się nie roześmiać, zwłaszcza kiedy w jej umyśle pojawił się obraz starego maga komicznie podrygującego w takt muzyki. Wciąż chichocząc wypiła kolejny łyk, świadoma że musi nieco przystopować jeśli nie chce się za bardzo upić. I wtedy coś ją ugryzło, odruchowo przekręciła dłoń żeby zobaczyć co to takiego, stróżka trunku pociekła na podłogę. Coś poruszało się pod jej rękawiczką, chciała to złapać, wszystko zawirowało. „Aż tyle nie wypiłam!”- pomyślała oburzona i upadła.

Kręciło jej się w głowie, dłoń wściekle pulsowała bólem, myśli wracały powoli. „Czy to już ranek? Zaspałam, a reszta szuka mnie po całym mieście?” Otworzyła oczy i spojrzała na ciemny strop, wciąż była noc, słyszała nawet przytłumione odgłosy zabawy. Coś jednak było mocno nie tak. Nie mogła się ruszyć, mięśnie nie chciały jej słuchać. Nie, to było coś więcej… była przywiązana do łóżka! Leżała na plecach, dłonie spoczywały po bokach jej głowy przywiązane w rogach ramy, nogi w lekkim rozkroku zostały potraktowane tak samo. Myśli zawirowały szybciej, rozejrzała się nerwowo. Pokój w karczmie, niby zwyczajny, nawet jej miecz leżał na stoliku, a jednak nie taki jak trzeba. To nie był pokój który wynajęła. I nie była w nim sama. Trzech mężczyzn, jeden zakapturzony i niski, jeden paskudny ponad wszelkie wyobrażenie i jeden wielki. Nie było dobrze. „Użyli łańcuchów? Spodziewali się że rozerwę sznur? Zgłupieli?... Nie, oni naprawdę wiedzieli.” Sznurów teoretycznie mogła się pozbyć nie kiwając nawet palcem.

Przywódca, bo nim właśnie musiał być zamaskowany, szybko wyjaśnił jej czego chcą. Nie spodziewała się że ktoś dopadnie ją tak szybko, nie minęły nawet pełne dwa miesiące, wspomnienia były ciągle żywe. Jej życie od początku stało na bardzo kruchych fundamentach, teraz zginie, dobrzy ludzie się wzbogacą, miasto będzie świętować i wszyscy będą zadowoleni. Zetną ją? Powieszą? Spalą na sto… nie, to akurat byłoby trudne. Myśli kłębiły się bezładnie.

Dopiero po chwili dotarło do niej o czym jest mowa. Miała się czuć szczęśliwa? Bo… bo co? Spojrzała na Szturchacza.
-Ktoś kto sam wygląda jakby miał wśród przodków kartofle nie powinien się czepiać mojej twarzy.- wymamrotała. Nie usłyszeli, albo nie chcieli usłyszeć. Mieli ochotę się „zabawić”, a tu taka przykra niespodzianka. Naprawdę chciałaby zobaczyć ich miny kiedy zdjęli jej kaptur.

Pewnie aż się cofnęli z wrażenia widząc jej brudno-oliwkową skórę, grubą, przypominającą spaloną słońcem ziemię nie tylko z wyglądu ale i w dotyku. Jej usta nie wyróżniały się kolorem, przez co kiedy były zamknięte wyglądały jak pęknięcie w skale, a kiedy nie były, wyglądały jeszcze mniej zachęcająco, bo pozwalały zobaczyć zęby. Wszystkie były na swoim miejscu i wszystkie były zdrowe, mimo to jej uśmiech mógł dręczyć człowieka nocami. Sprawiał wrażenie jakby zębów było więcej niż być powinno, jakby przepychały się między sobą walcząc o miejsce i przez to wyrosły nie do końca prosto. Do tego były niesamowicie ostre i miały naturalnie żółtawy odcień. Nos miała krótki i zadarty, kości policzkowe wyraźnie zaznaczone. Oczy, gdyby ktoś się uparł by określić je standardowym kolorem, można było uznać za piwne, a gdyby się nie upierał żółty pasował znacznie bardziej. Uszy miała szpiczaste, skierowane do tyłu jakby naciągnięte, o nieregularnych brzegach jak gdyby coś je poobgryzało. Włosy przywodziły na myśl futro, czarne i proste, usiłowały sterczeć do góry. Mimo że gęste były bardzo kruche i łatwo wypadały, co sprawiało że właściwie każdy był innej długości. Komuś kto ją zobaczył mogło to wydawać się dziwne, ale Arabella nigdy nie płakała patrząc na swoje odbicie w lustrze, nie czuła obrzydzenia ani gniewu, nie miała do nikogo żalu i nie modliła się by wyglądać inaczej. Jej wygląd był częścią jej osoby, lubiła swoją twarz właśnie dlatego że to była JEJ twarz. Mało kto był to w stanie zrozumieć. To właśnie wygląd był najczęstszym powodem problemów, ale jak się właśnie okazało miał też swoje zalety. Oprócz głupiego gadania nic jej nie groziło.

Człowiek w czerni najwyraźniej próbował ją zdenerwować i pewnie by mu się udało gdyby mogła lepiej zebrać myśli, gdyby ręka nie bolała tak okropnie i gdyby już dawno nie nauczyła się ignorować takich złośliwych dupków. Nie raz słyszała równie przykre uwagi, co prawda były po stokroć subtelniejsze, ale na jedno wychodziło. Druga świadomość niespokojnie poruszała się w jej umyśle. „Nawet ciebie wyprowadza z równowagi.”- pomyślała patrząc jak szef wychodzi.

Została sam na sam z Hankiem, który usiadł na krześle wpatrując się na przemian w nią i w drzwi. Miała czas żeby dochodzić do siebie i rozważać różne możliwości. „Powiedział że ktoś może chcieć mnie uwolnić? Naprawdę tak powiedział?” I pomyśleć że ktoś taki zakładał że może mieć przyjaciół, którym na niej zależy. Widział ją i wierzył w coś takiego. Ale przecież miała przyjaciela… Artur był jej przyjacielem, zależało mu na niej… tylko że on nic nie mógłby zrobić, nawet gdyby nie był martwy.

Mogła krzyczeć. Tylko czy ktoś by ją usłyszał w gwarze panującym na zewnątrz, a nawet jeśli czy byłby dość trzeźwy by się przejąć? I jak szybko Hank by ją uciszył? Mogła poprosić o ogień i gdyby jej się udało zginąć w pożarze, albo poparzyć Hanka. Tylko co by jej to dało? Nic sensownego nie przychodziło jej do głowy, ale przecież rano będą musieli ją stąd zabrać, może wtedy będzie miała szansę. Od tej pory mogła liczyć tylko na siebie, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Ile jestem warta?
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 14-05-2012 o 14:12.
Agape jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172