Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2012, 21:54   #13
Mono
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
Ruch zauważyli prawie jednocześnie. Prawdopodobnie ludzki, a na pewno humanoidalny, kształt był odwrócony tyłem do Braci, którzy od razu rozpoznali postawę strzelecką. Odgłosy kopyt na śniegu i pochrapywania nie dawały wątpliwości na kogo strzelec czekał. Wymienili błyskawiczne spojrzenie i każdy dyskretnie zajął swoje miejsce w tym teatrzyku.
Drugi rozejrzał się sprawdzając czy nikogo więcej nie ma w pobliżu i z wyciągniętym sztyletem zaczął powoli skradać się do zamaskowanego osobnika.Taktyka była standardowa – zajść chama i z lepszej pozycji negocjować jego rozbrojenie. Za lepsza pozycje mieli przeważnie dogodną pozycje do strzału, z której nie da się spudłować lub nóż na gardle. Przeważnie wychodziło świetnie, czasem dobrze, ale sporadycznie wychodziło jak psu z… tym razem było to trzecie. Śnieg skrzypnął nieznacznie pod stopami Toma, jednak nie dość cicho by kusznik w porę nie zareagował. Namierzył Drugiego. Sytuacja była średnia, Tom był za daleko by podbiec z nożem, ale za blisko aby Kusznik chybił.

- Rzuć to - Nie wyglądał na żartownisia, ale szczęściem strzelec skupił uwagę na nim, brat miał więc pole do popisu. Tomzastygł w bezruchu, w gotowości.
-
Pierdolisz, sam rzuć to gówno! Albo za chwilę otrzymasz możliwość srania dwoma dziurami...
-
Spieprzaj - Kusznik nie spuścił nawet na chwilę wzroku z Drugiego.
-
Twój koleżka może zaraz mieć parę cali drewna w bebechach. Nas tu jest cały oddział!

Drugi
oczekiwał akcji i doczekał się, znał swego brata jak nikt inny, można nawet powiedzieć, że był po części swoim bratem. Pomimo ogromu różnic przebywali ze sobą prawie cały czas i znali swoje zachowania. Wytworzyło się między nimi coś na zasadzie porozumiewania pozazmysłowego… bla bla bla… a cholera to! On sam wpakowałby mu z wielką chęcią bełta... gdyby tylko umiał.
No niestety takie były czasy, że kto pierwszy strzela przeważnie żyje.

Słysząc znajomy dźwięk szczęknięcia cięciwy spróbował uskoczyć w bok za najbliższą zaspę.

Kusznik
dostał od Pierwszego w ramię jednak samemu zdążył ściągnąć spust. Tom szczęściem uniknął pocisku, który tylko go drasnął po żebrach rozrywając liczne warstwy ubrania. Piekący ból, przeszył jego bok. Drugi wiedział, że jest zbyt delikatny na poważną ranę, było to ledwie otarcie. Tak przynajmniej myślał. Kusznik wstał i słaniając się pod ciężarem rany zaczął wycofywać się na drogę.

-
Stój!

Po braku reakcji na swoje słowa
Pierwszy wycelował nisko, prawdopodobnie chcąc unieruchomić strzelca.
Bełt wbił się w drzewo, zawibrował, a
kusznik skrył się z drugiej jego strony. Brat zazwyczaj trafiał, ba! zazwyczaj trafiał środki w tarczach nawet tych ruchomych, a teraz cholera, spudłował!
Zazwyczaj spokojny i opanowany
Drugi wściekł się nie na żarty. Wygramoliwszy się z zaspy zmeł przekleństwo. Starał się zostać pod osłoną drzew, wiedział jednak, że nie ma za bardzo czego się obawiać ze strony rannego. Przy każdym gwałtowniejszym ruchy czuł zimno wnikające pod poły rozszarpanej odzieży drażniące i tak obolałe żebra. Wypuścił się biegiem do ukrytego za drzewem jegomościa z wyciągniętym mieczem. Życie przyzwyczaiło go do bólu, ale nienawidził go z całego serca, a do tego nie znosił zimna! A zestawienie dwóch nieprzychylnych rzeczy mogło wyprowadzić świętego z równowagi... a on przecież święty nie był. Konni byli już naprawdę blisko, przyszło mu więc do głowy aby ich ostrzec:

- Strzelec w krzakach!

Emocje buzowały wewnątrz
Drugiego. Rozjuszony namierzył skór... znaczy się strzelca ukrytego już nie w lesie ale na skraju drogi. Widząc, że ten odrzucił kuszę i miecz, a także, że jest zwrócony do konnych przodem, wyszedł z lasu bez ceregieli i podchodów. Słyszał, że brat podąża w jego ślady.

-
Ładnie tak, gównojadzie, pierw się zasadzać, a potem o łaski prosić? Ja ci pokażę Kozojebie! - Drugi dawał upust swojej złości, nie bacząc na słowa i zwyczajową dla niego kurtynę milczenia. Brat nie omieszkał tego skomentować. Pierwszy nie ukrywał rozbawienia w głosie, zawsze to on był ten pyskaty.
-
Prrryyy, brat nie wiedziałem, że tak klniesz. - spojrzał wrednie na kusznika po czym dodał widząc jego błagalna postawę według konnych podróżnych - Zamiast pieprzyć głupoty mów lepiej po coś dybał na tych tutaj, bo ci kulkę w grzdyla poślę.
Drugi
w mędzyczasie miał chwilę aby ochłonąć i osiągnąć swój zwykły prawie spokojny stan:
-
Wku… zdenerwował mnie, zobacz – pokazał rozdarte ubranie po boku – drasnął mnie Ojcojebca!

Oboje mieli nadzieję, że “strzelec krzakowy” dostanie łupnia za swoje dybanie, jednak widać albo ślepi byli pańczyki, albo ten miał dobrą gadkę w każdym razie najwyraźniej byli już dogadani. Cokolwiek mieli oboje nadzieję, a zwłaszcza
Tom, że skopie dupsko jegomościowi, który wystawił go na zimno i ból (a mógł także zabić), ale widząc, że teraz jest ich trzech stracili zainteresowanie. Paniczek w płycie na koniku próbował ich jeszcze zagadywać. Bracią totalnie to wisiało i nie mieli ochoty mu nawet odpowiadać. Po kilku próbach otrzymania odpowiedzi darował sobie i razem z swym, prawdopodobnie, giermkiem i nowym kompanem ruszyli do obozowiska tego ostatniego. Ich rozmowa dawała do zrozumienia, że niedaleko jest miejsce żeby się zatrzymać. Tym miejscem okazał się stary zamek, w którym bez problemu znaleźli miejsce w miarę suche i osłonięte od wiatru i mrozu aby się tam schronić. Była to, położona sporo dalej od koszarów, w której schroniła się spotkana wcześniej na trakcie trójka, dobrze zachowana ruina stanicy. Wewnętrzna komnata była cała. Schronili się tam i rozniecili mały płomień. Zaparzyli herbatę z iglaków. Było trochę cieplej. Było błogo...

Drugi
szybko zasnął w opuszczonej stanicy. Solidne mury dawały opór mrozom i wiatrom. Małe ognisko bardzo szybko nagrzało niewielką powierzchnie komnaty na tyle, że dało się myśleć o czymkolwiek innym niż zimno. Pierwszy stanął na pierwszej warcie. Dużo roboty nie było. zastawili odpowiednie potykacze, które ostrzegłby Ich o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Niemniej było trzeba nie spać i być pod bronią. Wysiłek, zimno znużenie, a może coś jeszcze innego, sprawiły że posnęli jak dzieci.

***

Drugi
otworzył oczy. Siedzieli przy stole, cała zgraja ludzi o czarnych, solidnych kolczugach. Wiedział, że wszystkich zna choć miał wrażenie jakby to nie była jego wiedza, a jedynie jakaś... no właśnie pożyczona? Zmąciło to chwilowo jego zwykły spokój ale w porę się opamiętał. Dopił szklanice tego co miał przyklejone aktualnie do ręki. Nie widział brata ale podświadomie go wyczuwał, pomimo, że wyglądał inaczej. Drugi dostrzegł łasicowatą twarz podrostka zamiast znajomej facjaty, który od razu zerknął na niego. Upewnił się - to brat! Odruchowo pogładził brodę, na której normalnie nie uświadczyłby zarostu, tym razem natrafił na czarną szczecinę.
Oj dzieję się - wiedział to na pewno! Na pewno nie było to snem, o nie! Nie do końca wiedział co ma o tym myśleć, ale po pierwsze był tu brat, a po drugie nie było przynajmniej zimno!


Zbierał myśli dosłownie chwilę, gdy jakiś przypiekany, jak zwykł na nich mówić, podszedł do
Castora - szefuńcia jak dowiedziałeś się z wewnętrznych źródeł. Niczym magnes przyciąga stal tak rubin zawieszony na jego szyi przyciągnął jego wzrok. To był ich rubin! Nie musiał patrzyć na brata, on też to widział, czuł to. Smalony czarodziej odszedł. A Bracia, już nie koniecznie bliźniacy, dostali wraz z całą kompanią polecenie opuszczenia sali. Wiedzieli obaj że mądrze będzie nie zdradzać się w tym nowym towarzystwie, bo im mniej o tobie wiedzą i im później odkryjesz karty tym dłużej żyjesz.

Teraz wiedział, że przy najbliższej okazji musi pogadać z bratem uwięzionym w tym obcym ciele i ustalić plan działania. A plan miał taki aby odzyskać własnoręcznie ukradziony kamień.


 
Mono jest offline